Złota Cathy Freeman i trudna historia Australii

Złota Cathy Freeman i trudna historia Australii

Nie jest tajemnicą, że sportowcy często dźwigają na barkach dużo więcej niż może się powszechnie wydawać. Olimpijski start Cathy Freeman na 400 metrów w Sydney to jeden z tych przypadków, gdy sport na moment zawładnął popkulturą. Mająca aborygeńskie korzenie zawodniczka potrafiła udźwignąć nieprawdopodobny ciężar, czego nie można powiedzieć o jej najgroźniejszej rywalce.

Aby w pełni zrozumieć wyjątkowość tego momentu, wypada choć trochę znać skomplikowaną historię Aborygenów i miejsca, w którym przyszło im żyć. Sama nazwa jest tu istotna – “ab origine” w wolnym tłumaczeniu oznacza “tych, którzy byli tu od początku”. Rdzenni mieszkańcy Australii mogli przybyć na kontynent nawet 125 tysięcy lat temu. Pierwszy odnotowany kontakt z nimi miał miejsce w 1770 roku podczas wyprawy Jamesa Cooka. Jeszcze na początku XIX wieku według różnych szacunków w Australii funkcjonowało nawet 600 aborygeńskich plemion.

Do pewnego momentu relacje między miejscowymi a kolonizatorami wyglądały względnie poprawnie. Potem jednak wydarzyło się coś, co dobrze znamy z innych miejsc świata. Przyjezdni zaczęli się coraz bardziej rozpychać i stopniowo spychali miejscowych w głąb lądu, gdzie wody było mniej, a ziemia gorzej nadawała się do uprawy. To prowadziło do kolejnych zbrojnych konfliktów, które z czasem zaczęły się zaostrzać.

Jednym z najgłośniejszych tego typu wydarzeń był bunt z lat 1894-1897, któremu przewodził Jandamarra. Chłopak przyszedł na świat w rdzennej społeczności Bunuba, ale mając 11 lat trafił do wioski zarządzanej przez nowych osadników. Został ochrzczony, nauczył się angielskiego i poznał obsługę broni. Miał zostać postrzygaczem owiec. Na skutek przedziwnego splotu zdarzeń stanął na czele oddziału, który miał oczyszczać kolejne tereny z najbardziej krnąbrnych Aborygenów.

Zadanie jednak wymknęło się spod kontroli. Pojmani przemówili młodemu chłopakowi do serca, a on wrócił już jako przywódca buntu. Kilkudziesięcioosobowa grupa prowadzona przez Jandamarrę przez długie miesiące sabotowała plany osadników, którzy nie potrafili sobie poradzić ze sprytem i przebiegłością człowieka, którego sami przecież wyszkolili. Doszło do tego, że lud Bunuba został wyjęty spod prawa, a jego członków można było zgodnie z prawem mordować bez żadnego powodu.

Ostatecznie Jandamarra został zabity… przy pomocy aborygeńskiego tropiciela, który zmienił strony w odwrotnym kierunku. Czaszka buntownika trafiła do Londynu, gdzie chwalił się nią producent broni, z której zastrzelono “aborygeńskiego Geronimo”. Ludu Bunuba nie udało się eksterminować, ale dziś jego narzeczem posługuje się zaledwie kilkadziesiąt osób. Społeczność Aborygenów potem musiała się borykać między innymi z przymusową asymilacją, zyskując prawa wyborcze dopiero w 1965 roku.

W tym złożonym obrazie były jednak rzeczy, w które trudno uwierzyć. Czymś takim jest na przykład “skradzione pokolenie” – według różnych szacunków to 100 lub nawet 200 tysięcy aborygeńskich dzieci, które zostały odebrane swoim rodzicom w latach 1883-1969. Sprawa zaistniała w przestrzeni publicznej dopiero w latach dziewięćdziesiątych XX wieku – tuż przed igrzyskami olimpijskimi w Sydney. I wtedy na scenę wyszła Cathy Freeman.

Prawo ojczyma

Pisanie historii szybko stało się znakiem rozpoznawczym tej biegaczki o mocno skomplikowanym życiorysie. Aborygeńskie korzenie ma po obu stronach drzewa genealogicznego, ale najwięcej w sportowej karierze zawdzięcza ojczymowi – Bruce’owi Barberowi. To właśnie on zachęcał 5-letnią Cathy do sportu, ze szczególnym naciskiem na biegi sprinterskie oraz skok w dal i skok wzwyż. Wtedy Barber – biały Australijczyk – był jeszcze “tylko” partnerem matki biegaczki, z którą pobrał się w 1982 roku.

Wdarł się przebojem do naszego życia. Zarażał niesamowitą witalnością, ambicją i żądzą sukcesów – mówiła wiele lat później Freeman. Bruce uwielbiał nie tylko sport – miał wielką słabość do kawy, papierosów i Coca-Coli. Od początku dostrzegł w Cathy fizyczny potencjał i podporządkował resztę życia karierze przybranej córki, która na szczęście pokochała sport z wzajemnością.

To co, co było na początku marzeniem, stopniowo zmieniało się przez lata mojego dzieciństwa. Jako uczennica szkoły średniej nie myślałam już właściwie o niczym innym niż biegi. Najbardziej uwielbiałam tę radość, którą zapewniało mi bieganie – opowiadała po latach Freeman.

Pierwsze poważne osiągnięcie? W 1990 roku 16-latka jest częścią sztafety 4×100 metrów podczas Igrzysk Wspólnoty Narodów. Australijki zdobywają złoto, a Cathy zostaje nie tylko najmłodszą triumfatorką, ale także pierwszą Aborygenką, która sięga po to wyróżnienie. W tym samym roku zawodniczka na stałe przenosi się do Melbourne, gdzie nawiązuje współpracę z Peterem Fortunem, któremu pozostanie wierna do końca kariery.

Gdy flaga budzi kontrowersje…

Dla Freeman przełomowy okazał się rok 1994. To właśnie wtedy wkracza z impetem na scenę, a areną jej sukcesów ponownie stają się Igrzyska Wspólnoty Narodów. Pierwszy raz zachwyca jednak solo, sięgając po złoty dublet na 200 i 400 metrów. W Kanadzie znów świętuje wykonując rundę honorową z dwiema flagami – australijską i aborygeńską.

Sprawa budzi jednak polityczne kontrowersje w ojczyźnie. Wrogiem zawodniczki zostaje 72-letni Arthur Tunstall – kierownik australijskiej ekipy. Po pierwszym triumfie Freeman kategorycznie upomina biegaczkę, ale ona i tak robi swoje. Reakcja działacza jest potem szeroko komentowana w kraju przez dziennikarzy i polityków, stopniowo docierając na szczyty władzy.

Igrzyska Wspólnoty Narodów i to co działo się wokół tej sytuacji pokazały, że w Australii panują nastroje sprzyjające pojednaniu Aborygenów i nie-Aborygenów – stwierdził premier Paul Keating. Tunstall brnął jednak w kompromitującą retorykę. Porównywał Freeman do członków drużyny ciężarowej pochodzenia bułgarskiego, którzy po przyjęciu australijskiego obywatelstwa mieliby paradować z flagą swojej ojczyzny. Cathy nie wchodziła w dyskusję o tym, co czuje – z promiennym uśmiechem mówiła tylko, że chce inspirować rodaków.

W 1994 do pełni szczęścia zabrakło tylko sukcesów w sztafetach. Na dystansie 4×100 metrów Australijki zdobyły srebro, a na 4×400 metrów zostały zdyskwalifikowane w finale po tym jak Freeman przyblokowała jedną z rywalek. Ogółem podczas całego sezonu Cathy pobiła rekordy życiowe na 100, 200 i 400 metrów. Na ostatnim dystansie “urwała” aż 1,3 sekundy, zbliżając się do magicznej granicy 50 sekund (50,04 s).

Kolejnym etapem miały być mistrzostwa świata w 1995 roku. Złoto zgarnęła tam grająca we własnej lidze Marie-Jose Perec, a do miejsca na podium trzeba było zejść poniżej 50 sekund. Freeman finiszowała na czwartym miejscu, ale w gronie finalistek czas pracował na jej korzyść. W kolejnych miesiącach rozwijała się i biła rekordy – swoje własne i krajowe.

Ponadczasowy finał

Igrzyska w Atlancie miały być następną odsłoną rywalizacji z utytułowaną Francuzką. Dla Cathy był to drugi olimpijski start, ale do Barcelony pojechała po naukę i odpadła w eliminacjach. Tym razem do finału dotarła bez większych przeszkód, ale decydująca rozgrywka stała na kosmicznym poziomie. Barierę 50 sekund złamało aż sześć zawodniczek!

Perec i Freeman biegły obok siebie i ostatnią prostą rozpoczynały prawie bark w bark. Decydujące metry należały jednak do Francuzki, która wygrała z kapitalnym czasem 48.25 s – w tamtym momencie był to nie tylko rekord olimpijski, ale też trzeci najlepszy czas w historii. Niecałe 25 lat później wyczyn Perec przesunął się zaledwie o jedną pozycję niżej.

Wrażenie robił także czas Freeman – 48.63 s. Do dziś to ósmy wynik w historii. Finał w Atlancie był tak naprawdę pełen paradoksów. Z jednej strony Perec obroniła tytuł na 400 metrów, a do tego dołożyła jeszcze nieoczekiwane złoto na dystansie o połowę krótszym. Wydawało się, że najlepsze dopiero się rozpoczyna, ale Francuzka już nigdy nic znaczącego nie wygrała. Cathy z kolei nigdy nie pobiegła szybciej niż w 1996 roku, ale wygrywanie poważnych trofeów miało się dopiero rozpocząć.

W 1997 roku na mistrzostwach świata zabrakło kontuzjowanej Perec, a Freeman błyszczała. Na bieżni w tamtym sezonie nie pokonał jej nikt – raz tylko przegrała z kontuzją. Problemy ze zdrowiem pojawiały się częściej i wyłączyły biegaczkę z gry w kolejnym roku, ale nie przeszkodziły jej w obronie tytułu. W 1999 roku zgarnęła drugie złoto MŚ i znów przeszła przez cały sezon niepokonana. Kolejny raz do pełni szczęścia zabrakło pokonania Perec.

Lekkoatletyczny świat ostrzył sobie apetyt na wielki rewanż, do którego miało dojść w Sydney. Freeman mogła liczyć na wsparcie rodaków, którzy wierzyli w nią wręcz fanatycznie. Australijskie media często przekraczały wszelkie granice, posądzając Perec o doping i… noszenie peruki. Na miejscu Marie była prześladowana przez paparazzich i w końcu nie wytrzymała. Uciekła przed pierwszym startem w niejasnych okolicznościach, opowiadając o tajemniczym mężczyźnie, który miał jej grozić.

– To było nieprawdopodobnie bolesne doświadczenie. Nawet po tylu latach nie chce mi się o tym opowiadać… Powiedzieć, że to było “trudne”, to nie powiedzieć nic. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nikt nie potrafił i nie chciał mi pomóc. Przeżywałam to przez wiele lat – opowiadała Perec, która w tak absurdalny sposób pożegnała się ze sportem.

Bez łez

Pod nieobecność największej rywalki Freeman pokazała klasę, deklasując inne biegaczki. Wydarzenia z 25 sierpnia 2000 roku zostały nazwane “Magicznym Poniedziałkiem”. Wyczyn Cathy podziwiało ponad 110 tysięcy widzów na stadionie, a jej olimpijska przygoda spięła się kapitalną klamrą. To ona zapaliła w Sydney znicz, a potem udźwignęła ogromny ciężar oczekiwań rodaków. Cieszyła się – jak zawsze – dumnie paradując z dwiema flagami.

Co mnie zaskoczyło? Nie było… łez. Nawet za kulisami, gdy Cathy spotkała się z mamą. Tamten wieczór był wyjątkowy, nie dało się uciec od tego, co się zbliżało. Presja była ogromna. Od przybycia na stadion dało się odczuć tę elektryczną atmosferę. W finale było wiele dobrych zawodniczek, ale wszystkie chyba czułyśmy, że to ma być dzień Cathy – wspominała Katharine Merry, brązowa medalistka.

Świętowanie sukcesu Freeman trwało tak długo, że prawie opóźniło plany organizatorów. Kilkanaście minut później na bieżni pojawił się jednak Michael Johnson, który zakończył kapitalną karierę kolejnym olimpijskim złotem. 25 sierpnia z triumfów cieszyły się też takie legendy jak Jonathan Edwards, Maria Mutola i Haile Gebrselassie.

Dwie dekady później – w okrągłą rocznicę – Cathy zdradziła więcej szczegółów. Nieoczekiwanie o wiele bardziej niż samym biegiem na oczach spragnionej sukcesów ojczyzny obawiała się… ceremonii medalowej. – Jestem nieśmiałą i bardzo wycofaną osobą, dlatego trenowałam ten moment w domu. Wejście na podium, odebranie złota i docenienie tej niesamowitej publiczności. Jeśli chciałam wygrać, to musiałam być gotowa na każdy etap – tłumaczyła.

NAJSZYBSZE KOBIETY NA 400 METRÓW:

  • 10. Valerie Brisco-Hooks (USA) – 48.83 (1984)
  • 9. Sanya Richards-Ross (USA) – 48.70 (2006)
  • 8. Cathy Freeman (Australia) – 48.63 (1996)
  • 7. Tatiana Kocembova (Czechosłowacja) – 48.59 (1983)
  • 6. Shaunae Miller-Uibo (Bahamy) – 48.37 (2019)
  • 5. Olga Bryzgina (ZSRR) – 48.27 (1985)
  • 4. Marie-Jose Perec (Francja) – 48.25 (1996)
  • 3. Salwa Eid Naser (Bahrajn) – 48.14 (2019)
  • 2. Jarmila Kratochvilova (Czechosłowacja) – 47.99 (1983)
  • 1. Marita Koch (NRD) – 47.60 (1985)

W chwili największego sukcesu w karierze miała 27 lat, ale – podobnie jak Perec – na dłuższą metę przegrała z wyniszczonym urazami organizmem o znacznym przebiegu. Mimo to pod wieloma względami stała się nieśmiertelna i przerosła sportowe środowisko. “Cathy Freeman stała się symbolem niełatwej olimpijskiej transformacji całej Australii. W 1956 roku igrzyska były zdominowane przez białych mężczyzn, a 44 lata później stały się wielokulturowym kotłem” – komentował “Guardian”.

Cathy przez trzy lata jeszcze łudziła się, że zdąży przygotować formę na kolejne igrzyska. Karierę zakończyła w 2003 roku jako zawodniczka spełniona. Cztery lata później założyła własną fundację, która pomaga aborygeńskim społecznościom w wyrównywaniu szans w dostępie do edukacji. Potem ustatkowała się – wzięła ślub i została matką. Najlepiej jej wybory życiowe podsumowuje skromny tatuaż, który wciąż widnieje na jej prawym ramieniu. “Bo jestem wolna” – głosi napis.

KACPER BARTOSIAK

Fot. Newspix.pl


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez