Nie był to jeszcze mecz idealny w wykonaniu naszej reprezentacji. Nie możemy też być po nim huraoptymistami. Ale na pewno możemy się uśmiechnąć. Bo najgroźniejszego przeciwnika w naszej grupie mistrzostw Europy (a przy okazji gospodarza meczu) ograliśmy szybko, łatwo i przyjemnie. Po stosunkowo słabym meczu z Estonią, właśnie takiego spotkania oczekiwaliśmy dziś od naszych siatkarzy.
Jasne, naszym zawodnikom wciąż zdarzały się niedokładności. Dziś potrafili rozsierdzić Vitala Heynena niedokładną zagrywką. Bo dobrze wiemy, jak wielką wagę przykłada do tego nasz trener. Tymczasem jego podopieczni w pierwszych partiach grali zero-jedynkowo, jak automaty. Albo serwis ruszał przyjęcie u Holendrów, często dając nam punkty, albo lądował w siatce lub poza boiskiem, wręczając je rywalom.
Inna sprawa, że Holendrzy serwowali jeszcze gorzej. Zaczęli od mocnej zagrywki, próbując rozbijać nasze przyjęcie, jak robili to Estończycy przed dwoma dniami. Tyle że daleko było im do poziomu naszych poprzednich rywali. Zmienili więc sposób serwowania, zaczęli grać flotem i… było jeszcze gorzej. Momentami wyglądało to jak na lekcji WF-u w ósmej klasie, gdzie tylko jakieś dwie osoby na dwanaście poznały tę tajemną sztukę dobrego serwowania. Czekaliśmy jedynie na moment, w którym rywale zdecydują się zagrywać z dołu, żeby piłka chociaż przeszła na drugą stronę. Nie zrobili tego jednak, a patrząc na liczbę błędów, które popełniali w tym elemencie, nie jesteśmy pewni, czy dobrze wybrali.
Nam to, oczywiście, pasowało. Bo darowanym punktom nie zagląda się nigdzie. Po prostu się je zabiera.
Od drugiej partii trudno było się już do czegoś w naszej grze przyczepić. Gdyby bardzo chcieć, to można by zauważyć, że Mateusz Bieniek mógł lepiej reagować przy piłkach przechodzących, a Fabian Drzyzga kilka razy niezbyt dokładnie wystawiał środkowym. Te błędy nie miały jednak żadnego wpływu na wynik spotkania. A czegoś, co byłoby rażącym problemem, dziś zupełnie u Polaków nie widzieliśmy. Zagrali najmocniejszym możliwym składem, przy wypełnionej po brzegi hali (już rano pojawiła się informacja o wyprzedaniu biletów) i poradzili sobie znakomicie.
Właściwie pochwalić moglibyśmy wszystkich, którzy byli dziś na parkiecie. Paweł Zatorski, mimo problemów z nadgarstkiem, znakomicie radził sobie w przyjęciu (to zresztą ogólnie funkcjonowało dziś świetnie); Wilfredo Leon i Michał Kubiak bombardowali rywali swoimi atakami, często z drugiej linii; środkowi dawali sobie radę; Fabian Drzyzga – mimo małej niedokładności, o której wspomnieliśmy – rozgrywał dobrze, a do tego nękał Holendrów zagrywką (on akurat sobie z nią dziś radził); a Maciej Muzaj szalał właściwie w każdym elemencie, poza atakami dokładając choćby świetny blok, którym kilkukrotnie odebrał rywalom radość z gry.
Tej zresztą Holendrzy zapewne nie odczuwali zbyt dużo. Bo grali na własnym terenie, a właściwie byli bezradni. W całym spotkaniu pokazali się tak naprawdę tylko w pierwszej połowie trzeciego seta – odskoczyli nam wtedy na kilka oczek, ale gdy przyszło co do czego, nasi wzięli się do pracy i w ciągu kilku chwil wyszli na prowadzenie, którego nie tylko nie oddali, a jeszcze powiększyli. Po prostu byliśmy od rywali o kilka klas lepsi.
Żeby jednak nie było, że dmuchamy balonik aż do przesady: to tylko Holandia. Jasne, równocześnie jest ona najgroźniejszym rywalem w naszej grupie i bardzo dobrze, że tak łatwo ją pokonaliśmy. Ale równocześnie to ekipa, której nikt nie postrzega jako kandydata do walki o medale. Dla najlepszej reprezentacji świata to po prostu przeciwnik, którego ograć trzeba. I to podopieczni Vitala Heynena dziś zrobili, zasłużenie otrzymując brawa od polskich kibiców zgromadzonych w hali. Ci zresztą też spisali się świetnie – podobno było ich więcej niż fanów gospodarzy.
A wszystko to – takie można odnieść wrażenie – bez włączenia wyższego biegu. Bo choć gra Polaków wyglądała dziś naprawdę fajnie, wciąż wydaje nam się, że to jazda maksymalnie na trójce. Ale skoro grupa na to pozwala, to dlaczego by nie przejechać jej na spokojnie? Trzeba oszczędzać paliwo, żeby potem – w fazie pucharowej – pokazać pełnię możliwości i odjechać tym najgroźniejszym rywalom.
Kolejny mecz w poniedziałek o godz. 20:00. Zagramy z Czechami.
Polska – Holandia 3:0
(25:19, 25:18, 25:19)
Fot. Newspix