Zdobywał medale w latach 80. Do dziś jest związany z igrzyskami

Zdobywał medale w latach 80. Do dziś jest związany z igrzyskami

Podczas igrzysk w Tokio minie dwadzieścia pięć lat, od momentu gdy na stałe zamienił basen na studio telewizyjne. Komentował debiut na igrzyskach Michaela Phelpsa, a potem wszystkie wyścigi, kiedy ten zdobywał złote medale. Jeśli Caeleb Dressel w stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni nawiąże do osiągnięć swojego rodaka – znowu nie obejdzie się to bez uwagi oraz głosu Rowdy’ego Gainesa.

Dla Amerykanów stał się postacią szczególną – kimś bez kogo nie wyobrażają sobie transmisji igrzysk. Jest znany jako “Głos Amerykańskiego Pływania”. Ale to też były olimpijczyk. I to wybitny. Zdobył trzy złote medale – a gdyby nie bojkot imprezy w Moskwie w 1980 roku, byłoby ich znacznie więcej.

Wczesne i późne początki

Szybciej nauczył się pływać niż chodzić. Nie miał innego wyboru. Jego rodzina mieszkała bowiem niedaleko jeziora. Tak niedaleko, że aby wskoczyć do wody, wystarczyło wyjść z mieszkania i zrobić parę kroków po umieszczonym nieopodal pomoście. Ważne było zatem, aby dzieci, kiedy odłączą się od rodziców, wiedziały, co zrobić, gdy poślizgną się podczas moczenia sobie nóg.

Skąd wzięło się jego nietypowe imię? Na dobrą sprawę – w dokumentach widnieje “Ambrose Gaines”. Kiedy był jednak mały, matka i ojciec pieszczotliwie nazywali go właśnie “Rowdy”, od “Rawhide’a”, serialu, w którym główną rolę grał Clint Eastwood i który trafił na ekrany dokładnie w tym samym roku, kiedy urodził się ich syn. Mimo upływu lat nic się nie zmieniało – ksywki “Rowdy” używały też inne dzieciaki, potem pływacy, aż wreszcie używa jej cały świat.

Mogłoby się wydawać, że skoro Gaines szybko nauczył się pływać, to chyba szybko trafił na basen, prawda? Okazuje się jednak, że nich z tych rzeczy. Jego pierwszą miłością były narty wodne. Z chlorowaną wodą zaprzyjaźnił się dopiero w przedostatniej klasie liceum. Nie był to jednak jego pierwszy wybór. Rowdy próbował sił w koszykówce, futbolu amerykańskim, bejsbolu, golfie oraz tenisie.

Człowiek, który w przyszłości miał zostać mistrzem olimpijskim, nie sprawdził się jednak… w żadnej z tych dyscyplin. Odrzucali go kolejni trenerzy, aż wreszcie podjął decyzję, że postawi pływanie. I tym razem się nie zawiódł, choć początkowo miał swoje problemy. Ważył bowiem około 60 kilogramów, kompletnie nie przypominał sportowca. Wydawało się, że stoi na straconej pozycji, jeśli chodzi choćby o zawody szkolne.

Szybko zaczął jednak nabierać masy. Jego trenerzy wspominają, że imponował nie tylko na basenie, ale sali treningowej, podnosząc niezłe ciężary. To przekładało się na wyniki. Został zauważony przez trenera Eddiego Reese’a, który “zarekrutował” go na uniwersytet Auburn.

Tam jego talent coraz bardziej rozkwitał. – Możesz powiedzieć w ciągu minuty, kiedy ktoś ma naturalne predyspozycje, i kiedy ktoś ich nie ma. Wystarczy jedna długość basenu. U Rowdy’ego widziałeś od razu, że ma “to coś” – mówił o nim w dokumencie “Rowdy” Craig Beardsley, jego kolega z uczelni. W pewnym momencie Gaines był rekordzistą globu na dwóch dystansach – 100 i 200 metrach stylem dowolnym. Tym sam wyrósł też na nadzieję olimpijską Stanów.

Ale właśnie – zdarzyło się coś, na co ani Rowdy, ani jakikolwiek inny amerykański olimpijczyk nie miał wpływu.

Pierwsza przeszkoda

Oczywiście mowa o bojkocie igrzysk w Moskwie ze strony Stanów Zjednoczonych. Decyzja amerykańskich władz dotknęła wielu, ale dla pływaków, którzy w tamtych czasach mieli zazwyczaj jedno albo dwa okienka na robienie wyników, była prawdziwą tragedią. Szczególnie że Gaines miał już 21 lat – i powoli kończył studia na Auburn.  Z racji, że pływanie uchodziło w USA za sport amatorski, który kontynuowało się do czasu skończenia edukacji, jego kariera stanęła pod znakiem zapytania.

– Przechodziłem przez wiele skrajnych emocji – wspominał Amerykanin. – Na początku nie mogłem w to uwierzyć. Odrzucałem tę myśl, mówiłem sobie, że tak naprawdę nie będzie żadnego bojkotu. Następnie byłem wściekły. A na końcu nadeszła faza akceptacji, która po czasie zamieniła się w motywację. Wiedziałem, że mogę z tego wiele wyciągnąć.

Warto zaznaczyć, że w 1980 roku Rowdy był w znakomitej formie. Uchodził za faworyta do złotych medali w czterech konkurencjach – wyścigu na 100 oraz 200 metrów kraulem, a także sztafetach 4×100 oraz 4×200 tym stylem. I zgadza się, nagle okazało się, że nie powalczy o żaden krążek. – Czułem, że jestem na swoim fizycznym szczycie. Mentalnie też miewałem się świetnie. To było trudne, naprawdę trudno było przyjąć, że nic z tego nie będzie.

Informacja, którą światu przekazał prezydent Jimmy Carter, doszła do niego w zupełnie zwyczajnych okolicznościach. Siedział w pokoju w akademiku i oglądał telewizję. Kilka dni wcześniej, podczas mistrzostw akademickich, pobił swój pierwszy rekord świata.

Nawrot

Nie było innej możliwości: po uzyskaniu dyplomu uczelni Auburn podjął decyzję o skończeniu kariery. Przez długi czas się z niej nie wycofywał. Przełom nastąpił dopiero po sześciu miesiącach, podczas rozmowy z ojcem. – Powiedział: czy będziesz w stanie patrzeć na swoje odbicie w lustrze przez resztę życia i mieć w głowie “co jeśli”. Czy będziesz miał do siebie żal, że nie spróbowałeś?

To poruszyło Rowdy’ego. Uznał, że choć do olimpiady w Los Angeles pozostał jeszcze szmat czasu, będzie się do niej przygotowywał. Znajdzie pieniądze, rozpocznie treningi, wytrzyma. Łatwo jednak nie było. Podczas igrzysk panamerykańskich w 1983 roku, najważniejszej imprezy przed właściwymi igrzyskami, nie pływał na miarę swoich możliwości. Nie udało mu się choćby wygrać wyścigu na dystansie 200 metrów kraulem, mimo tego, że wciąż był rekordzistą świata.

Ostatecznie jednak pierwszy ze swoich celów spełnił – został olimpijczykiem. Udało mu się wywalczyć kwalifikację na setkę stylem dowolnym, a także załapał się do dwóch sztafet. W tym czasie poszedł już bardziej w stronę sprintów. Wiedział, że na czterech odcinkach nie jest w stanie pokonać, jakikolwiek to brzmi, młodszych zawodników. Miał co prawda tylko 25 lat, ale uchodził za weterana.

Na igrzyskach w Los Angeles był zresztą najstarszym zawodnikiem w całej amerykańskiej kadrze pływaków. To jednak należało traktować wyłącznie jako ciekawostkę, bo Gaines nie pojawił się w Kalifornii w celach turystycznych. Chciał walczyć o olimpijskie krążki.

Pomógł mu w tym Richard Quick, który odezwał się do niego przed finałem na setkę kraulem. Trener pływaka zwrócił uwagę, że wystrzał pistoletu przed wyścigami następuje szybciej niż to zazwyczaj ma miejsce. Poradził więc swojemu zawodnikowi, żeby jak najszybciej przyjął pozycję startową. To podziałało. Gaines miał zdecydowanie najlepszą reakcję z całej stawki. Szybko wypracował sobie przewagę, a potem już jej nie oddał. Został mistrzem olimpijskim, a potem dwukrotnie powtórzył ten sukces, już w sztafetach.

– Richard sprawił, że moje życie wygląda obecnie jak wygląda. Nic nie mogłoby się wydarzyć bez niego. Gdyby nie zobaczył tego momentu, gdyby nie przewidział, co mi pomoże… wiedziałem, że ten złoty medal trafi potem w jego ręce – wspominał po latach Rowdy.

Nowa ścieżka

Choć wydawało się to naturalnym krokiem, po imprezie w Los Angeles nie zrezygnował kompletnie z pływania. Zawodowo już tego nie robił, ale regularnie pojawiał się na basenie, a jego nowym “hobby” stało się bicie rekordów w danych kategoriach wiekowych. Po tym, jak Matt Biondi wymazał z tabel jego wynik na 100 metrów, wciąż był zatem najlepszy, tylko w przedziale 25-29 lat.

Na początku lat dziewięćdziesiątych przeprowadził się z Las Vegas do Honolulu. Niedługo później życie wrzuciło mu pod nogi kolejną kłodę. Po jednym z treningów na basenie poczuł silne mrowienie w okolicach stóp oraz rąk. Nie minęły nawet 24 godziny, a był kompletnie sparaliżowany. Jego żona szybko zawiozła go do szpitala.

Tam okazało się, że dopadł go zespół Guillaina-Barrégo. Choroba, która, tłumacząc prostym językiem, odbiera sprawność kończyn. Gaines nie był w stanie stanąć na nogi bez asekuracji. Choć dopiero co pokonywał kilometry na basenie, nagle znalazł się w rzeczywistości, w której każdy dzień spędza w łóżku. Lekarze zapewnili co prawda, że na 99% wróci do pełni zdrowia, ale zanim to nastąpi, będzie musiał poddać się długiemu leczeniu, a potem rehabilitacji.

Przeszedł przez te etapy szybciej niż ktokolwiek mógłby zakładać. Zachorował w 1991 roku, a już rok później… pojawił się na igrzyskach. Ale tym razem w roli analityka dla telewizji NBC. Przy okazji współpracował również z ESPN. Oceniał poczynania swoich kolegów po fachu, a także bywał częścią trójki komentatorskiej.

Nie podpisał jednak długoletniego kontraktu. Po imprezie w Barcelonie postanowił, że jeszcze mocniej zaangażuje się w treningi. W 1996 roku – jako najstarszy amerykański pływak w historii – miał wziąć udział w kwalifikacjach Stanów Zjednoczonych na IO. Biletu na igrzyska jednak ostatecznie nie wywalczył, bo po raz kolejny został zachęcony przez NBC. I tym razem uznał, że w stu procentach pójdzie w stronę dziennikarstwa.

Nieodłączna część igrzysk

Duet z dziennikarzem Danym Hicksem tworzy nieprzerwanie od niemal 25 lat. Nie zabrakło go na żadnych igrzyskach w XXI wieku, nie zabrakło go w Sydney czy Atlancie. O Michaelu Phelpsie mówił, że nigdy nie widział 15-latka z takim ogniem w oczach, a lata później komentował jego zwycięskie, rekordowe wyścigi. Jeden, drugi, trzeci, aż w Rio doszedł do dwudziestego trzeciego.

Sam mówi, może z przesadną skromnością, że znaleźliby się od niego lepsi eksperci. Jeśli chodzi o merytoryczną stronę, o wgłębianie widzów w wszelkie niuanse. Ale nikt nie może mu odebrać jednego – absolutnie kocha pływanie. Było to choćby widać podczas nagrywania filmu dokumentalnego o jego karierze spod szyldu ESPN – “Rowdy”. Mający ponad pięćdziesiąt lat emerytowany pływak po raz kolejny odwiedził basen, na którym zdobywał złote medale w Los Angeles. Odzywały się w nim wszelkie emocje. Dało się dostrzec, ile znaczą dla niego te momenty.

Choć na wodę spogląda zazwyczaj z oddali, wciąż zdarza mu się pływać. W 2011 roku pobił rekord świata grupy wiekowej 50-54 na dystansie 100 metrów kraulem. Dwa lata temu skończył natomiast sześćdziesiątkę i bez wątpienia chciałby pokusić się o kolejny rekord, ale w związku z pandemią zawody Masters (podczas których zawodnicy w przeróżnym wieku celują w najlepsze wyniki w historii) zostały zawieszone.

Rowdy Gaines to już nie tylko trzykrotny mistrz olimpijski. W Stanach Zjednoczonych jest znany jako “Głos Amerykańskiej Pływania, a także “Najwybitniejszy Ambasador Pływania”. – Ludzie, którzy są zaznajomieni ze sportem, przywykli do mojego komentarza. Moim głównym celem jest mówienie o pływaniu dla tych, którzy nic o nim nie wiedzą. Wielu ludzi ogląda zawody po raz pierwszy, więc staram się ich edukować. Mówić o historiach sportowców, ich dedykacji i poświęceniu – tłumaczył swoje podejście do zawodu.

To niesamowite, ale Amerykanin nie byłby w tym miejscu, gdyby tylko lepiej sobie radził w jednym z pięciu sportów, które próbował przed pływaniem. Albo gdyby nie został namówiony do wznowienia kariery. Tak to jednak wygląda, że mijają kolejne dekady, a Gaines jest nierozłączną częścią igrzysk.

KACPER MARCINIAK

Fot. Newspix.pl


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez