ZAKSA idzie po swoje. Skra bez szans w pierwszym meczu półfinałowym PlusLigi

ZAKSA idzie po swoje. Skra bez szans w pierwszym meczu półfinałowym PlusLigi

Tego, że ZAKSA Kędzierzyn-Koźle jest w tym sezonie prawdziwym potęgą, nie trzeba nikomu tłumaczyć. Siatkarzy Nikoli Grbica czeka za kilka tygodni finał Ligi Mistrzów, a teraz idą po swoje w PlusLidze. Dzisiaj – w półfinale fazy play-off – na ich drodze stanęła PGE Skra Bełchatów. I co tu dużo gadać, oglądaliśmy mecz do jednej bramki. Choć wspomniane zespoły rozegrają między sobą jeszcze jedno spotkanie – wygląda na to, że jeśli ktoś zatrzyma kędzierzynian, to nie będzie to najbardziej utytułowana polska drużyna XXI wieku. 

Oczywiście – aby się spotkać, Skra oraz ZAKSA musiały pokonać swoich przeciwników w ćwierćfinałach. I nie sprawiło im to większego problemu. Choć co ciekawe – zespół z Kędzierzyna stracił łącznie aż dwa sety z Ślepsk Malow Suwałki. Wiecie, mówimy o jednej z najlepszych drużyn Europy – wydawało się, że raczej będzie dla takiego rywala absolutnie poza zasięgiem. A jednak dwie partie siatkarze Grbica oddali. Co to oznaczało? Pewnie niewiele. Uniknęli tie breaków, awansowali – tyle się liczyło.

Większe problemy mieli mieć własnie bełchatowianie. Bo przecież Asseco Resovia Rzeszów, ich ćwierćfinałowy rywal, ambicje ma jak zawsze wysokie. Trzeba przyznać – faza zasadnicza była w wykonaniu tej ekipy niezła, szczególnie jeśli porównamy ją do tej z sezonu 2019/2020 (przedostatnie miejsce w PlusLidze!). Kiedy jednak przyszło co do czego – Skra radziła sobie lepiej. Pierwszy mecz wygrała 3:1, w drugim nie straciła już seta.

SPONSOREM POLSKIEJ SIATKÓWKI JEST PKN ORLEN

Mieliśmy zatem nadzieję, że może półfinałowe granie dostarczy nam sporych emocji. Oczywiście wciąż tak może być, bo za nami dopiero jedno spotkanie, ale cóż – w nim karty rozdawała tylko i wyłącznie ZAKSA.

Pełna kontrola

Powiedzmy tak – bełchatowianie mieli swoje momenty. Ale za każdym razem, kiedy sprawy zaczynały iść w dobrym dla nich kierunku, coś się psuło. W pierwszej partii gonili rywala, udało im się odrobić parę punktów straty i przegrywać już tylko jednym oczkiem, ale koniec końców – nie potrafili dopiąć swego. Owszem, ZAKSA była lepsza, ale też dostawała sporo prezentów. Skra po prostu nie zachowywała zimnej krwi – jeśli zamierzała ugryźć tak mocnego przeciwnika, musiała być bezwzględna. A taka po prostu nie była.

Druga partia? Podobna sprawa. ZAKSA wychodzi na czoło, gra skutecznie, a zespół z Bełchatowa jest w dołku. Mimo tego w pewnym momencie zbliża się do rywala, ale nie na tyle, żeby go wyprzedzić. Dla przykładu – niezły moment miał atakujący Dušan Petković, który efektownie skończył piłkę, a potem posłał asa, ale co z tego, skoro Kamil Semeniuk po chwili odpowiedział tym samym?

Zapowiadało się zatem na łatwą wygraną faworytów. Ale o dziwo – Skra rozpoczęła trzecią partię od prowadzenia 6:4. Czy to zapowiadało zmianę obrazu gry? Może i tak, ale po chwili wszystko się odwróciło – i to kędzierzynianie byli tymi, których należało gonić. Potem rozkręcił się m.in. Łukasz Kaczmarek i wiecie, nie było co zbierać.

No i co my możemy powiedzieć? Skra między sezonami pozyskała Taylora Sandera, gwiazdę światowej siatkówki, w dużej mierze po to, aby ten pomógł im pokonać ZAKSĘ i sięgnąć po mistrzostwo Polski. Pierwszy mecz między tymi ekipami, w którym zresztą grał Amerykanin, dał nam jednak jasny sygnał – kędzierzynianie mogą w tym sezonie wygrać po prostu wszystko. A jeśli już z kimś przegrają – to nie wygląda na to, że z drużyną z Bełchatowa.

Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle – PGE Skra Bełchatów 3:0 (25:23, 25:17, 25:20)

Fot. Newspix.pl


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez