W drugiej połowie marca środowisko polskiej siatkówki obiegła szokująca informacja – Mariusz Wlazły po 17 latach opuszcza załogę Skry Bełchatów. Od tego momentu wiedzieliśmy, że zostanie na parkietach PlusLigi, ale nie w jakiej ekipie zagra. Dzisiaj wszelkie domysły dobiegły końca – atakujący oficjalnie dołączył do Trefla Gdańsk. Jak Wlazły wkomponuje się w zespół Michała Winiarskiego? Czy gdańszczanie staną się nową siłą ekstraklasy? Dlaczego Mariuszowi wciąż się chce? O wszystkie te kwestie zapytaliśmy jego starych znajomych.
Kuszono go różnymi ofertami przez lata. Zastanawiano się, że skoro tyle już wygrał, to może spróbuję czegoś nowego, na przykład wyjedzie za granicę. Mijały jednak sezony, a Mariusz Wlazły pozostawał taki sam. Zdobywał kolejne medale, indywidualne wyróżnienia, wbijał gwoździe i kąsał mocnymi zagrywkami. Wszystko w barwach jednego klubu, Skry Bełchatów, z którą związany był od 2003 roku. Nie znaliśmy innego Wlazłego. Chyba że tego z orzełkiem na piersi, który, może z przerwami, ale prowadził reprezentację do wielkich sukcesów.
W sporcie, tym na najwyższym poziomie, niewiele historii jest jednak bez daty ważności. Siedemnaście lat w jednym klubie, i na tym koniec. – Dla mnie zawsze będzie człowiekiem-instytucją, związaną ze Skrą Bełchatów. Myślę, że dla wszystkich działaczy, ludzi związanych ze środowiskiem to była niespodzianka. Powiem szczerze: liczyłem, że zakończy w Bełchatowie karierę. Cóż, życie sportowca pisze różne scenariusze – podkreśla w rozmowie z nami Krzysztof Ignaczak, wielokrotny reprezentant Polski i kolega z parkietów Wlazłego.
O tym, że atakujący może zostać zawodnikiem Trefla Gdańsk, mówiło się od jakiegoś czasu. Dzisiaj klub oficjalnie ogłosił ten transfer, dwa dni po podpisaniu kontraktu z innym mistrzem świata z 2014 roku, Mateuszem Miką. – Jego widok w innym klubie, niż Skra Bełchatów będzie czymś niezwykle interesującym. Kibice, fachowcy, trenerzy, sami zawodnicy, wszyscy będą tego ciekawi – mówi nam Jacek Nawrocki, szkoleniowiec reprezentacji Polski kobiet i trener Wlazłego w latach 2009-2013.
Starzy kumple
Ten duet wszyscy znamy doskonale. Chłopaki z rocznika 1983. Obaj grali w Skrze, choć “Winiar” do zespołu dołączył dwa lata później od Mariusza. Potem jeden ruszył podbijać Włochy, drugi został w Skrze, ale po krótkiej przerwie ich drogi znowu się zeszły. Wspólnie zdobyli dziesięć medali mistrzostw Polski, w tym trzy złote. Bardziej kultowych polskich siatkarzy XXI wieku nie znajdziemy, co najwyżej podobnej klasy.
Już niedługo Michał Winiarski, trener Trefla Gdańsk od 2019 roku, będzie ponownie współpracował z Wlazłym, tym razem w nieco innej roli. Czy to może nie wypalić? Pytamy Jakuba Bednaruka, trenera MKS-u Będzin: – Skończyły się czasy, kiedy był pan trener, miał sześćdziesiąt lat i orał zawodników po ziemi. Znają się wiele lat. Ja również miałem starszego od siebie zawodnika i nie dostrzegłem żadnych kłopotów.
Podobnego zdania jest Jacek Nawrocki: – Nie widzę żadnego problemu w relacjach Michała jako trenera i Mariusza jako zawodnika. Ba, myślę, że Mariusz będzie bardzo dużym wsparciem dla Michała i odwrotnie.
Możemy nawet śmiało powiedzieć, że panowie bardzo chcą ze sobą pracować. I dlatego Wlazły postawił właśnie na Gdańsk. Jak podkreślał na konferencji prasowej, otrzymał oferty z innych klubów, ale gdyby nie pandemia, pewnie do podpisania kontraktu doszłoby znacznie szybciej – Mówimy nie tylko o znajomości, ale i przyjaźni! Prawda jest taka, że Mariusz idzie tam grać swoją najlepszą siatkówkę. Na pewno może doradzać w kilku rzeczach Michałowi, ale koniec końców to będzie relacja trener-zawodnik, która powinna się świetnie układać – komentuje Piotr Gruszka, rekordzista pod względem występów w reprezentacji Polski.
Mają więc Wlazłego, mają Mateusza Mikę. A w ubiegłym sezonie i tak radzili sobie nie najgorzej, kończąc przedwcześnie przerwany sezon na 5. miejscu. Jak daleko, w obliczu niewątpliwych wzmocnień, sięgają możliwości Trefla Gdańsk? Ignaczak: – Na pewno potencjał jest duży. Zobaczymy, jak się jeszcze potoczą zmiany kadrowe. Odszedł Paweł Halaba, który w tamtym sezonie był jasną postacią zespołu, w jego miejsce Mateusz Mika. To inni zawodnicy. Halaba energiczny gracz, który zdobywał dużo punktów na dynamice, sile wyskoku, niezłej zagrywce. Mateusz jest bardziej techniczny. Będzie chciał odbudować w Treflu swoją formę, bo wiemy, że poprzednie sezony przykryły mu perypetie z kontuzjami. Co do Mariusza, na pewno jest w stanie pociągnąć cały sezon, nie ma się co o niego martwić. W perspektywie dołożenia kilku graczy wokół nich myślę, że robi się ciekawa drużyna.
Co innego zauważa Jakub Bednaruk: – Czy Trefl celuje wysoko? Trudno powiedzieć. To jeden z klubów opartych na trochę mniejszej kasie, też nie wiadomo jak przetrwa koronawirusa. Większość klubów celuje w wyższe miejsce, niż zajęli w ubiegłym sezonie, będą przeprowadzane kolejne wzmocnienia.
Nie możemy też zapominać, że z racji na zmiany w kalendarzu rozgrywek, nowy sezon będzie różnił się od poprzednich. Koniec z natłokiem meczów, zespoły czeka granie jednego spotkania w tygodniu. To może promować starszych zawodników, którzy otrzymają więcej czasu na rehabilitację albo tych podatnych na kontuzję. Czyli niejako Wlazłego oraz Mikę. Ignaczak: – Wszyscy będą mieli łatwiej. Tak jak to powinno wyglądać: jeden mecz w tygodniu, a nie liga goniąca własny ogon, grająca niemal dzień po dniu. Wydaje mi się, że nie usłyszymy już usprawiedliwień w stylu: nie mieliśmy czasu na przygotowanie, bo każdemu trenerowi nie będzie tego czasu brakować. A mądry trener wie, jak postępować z doświadczonymi zawodnikami. Michał kimś takim jest, zna Mariusza i będzie wiedział, jak szachować jego siłami.
Możemy oceniać potencjał, analizować szanse i składy, ale pewne jest jedno: Mariusz Wlazły to po prostu wciąż znakomity atakujący. I jego transfer do Trefla może mieć tylko pozytywny efekt. Zarówno sportowy, jak i wizerunkowy. Taka sława niewątpliwie wpłynie na popularność siatkówki w Gdańsku, która zresztą i tak stoi na wysokim poziomie. Same plusy. – W styczniu Skra przyjechała do Będzina, wklepali nam 3:0, a Mariusz punktował, jak oszalały. Mimo wieku mówimy cały czas o kawale zawodnika – mówi Bednaruk.
Nawrocki: – Zawodnik nietuzinkowy, jeden z najbardziej utalentowanych sportowców, z jakimi dane mi było pracować. Cały czas widzę w nim chęć gry i zapał, dużą motywację. On tego nigdy przez te lata nie stracił.
Gruszka: – Mariusz tyle czasu w tę siatkówkę gra i to na tak wysokim poziomie… Wraz z nową motywacją i środowiskiem, jeśli mu tylko zdrowie pozwoli, dalej będzie błyszczał. Ten transfer może wnieść dużo pozytywnych rzeczy dla klubu, jak i dla samego miasta.
Tak jak klasowy napastnik w piłce nożnej jest poniekąd zależny od reszty zespołu, tak atakujący w siatkówce potrzebuje odpowiednich wystaw. Bez tego trudno o dobre wyniki. Z kim Wlazły będzie zatem współpracował w Treflu? Podstawowym rozgrywającym zespołu jest Marcin Janusz. Zawodnik, który w przeszłości przez łącznie cztery sezony reprezentował barwy Skry Bełchatów, choć pełnił co najwyżej funkcję zmiennika. Teraz stanie przed szansą regularnego dogrywania piłek do legendy polskiej siatkówki.
Zadajmy sobie więc pytanie, czy to właściwy człowiek na właściwym miejscu? Odpowiada Nawrocki: – Znam go jeszcze z czasów kariery juniorskiej. Dla mnie to jeden z najbardziej utalentowanych zawodników na pozycji rozgrywającego. I zawodnik, który jest bardzo elastyczny. Poza tym, jak rozmawiałem z poszczególnymi rozgrywającymi, którzy grali z Mariuszem, to chwalili go, że jest bardzo wygodnym zawodnikiem do gry. Wszyscy rozgrywający w Skrze to podkreślali.
Umiejętności Janusza docenia również Bednaruk: – Mariuszowi musi przypasować rozgrywający, ponieważ to chłopak, który gra na szybkości, na dynamice, a do tego potrzeba odpowiednich wystaw. Tak się składa, że Janusz całkiem nieźle wystawia do tyłu. Powinni się dobrze dogadywać.
Nowe ambicje
Zamknął się jeden rozdział, otwiera się kolejny. Siatkarze Trefla Gdańsk są znani jako “Gdańskie Lwy”. Taka ksywka idealnie pasuje do Wlazłego. Sam atakujący podkreślał to podczas konferencji prasowej: – To pewnego rodzaju symbol, bo jestem spod zodiakalnego znaku lwa, a to zwierzę nigdy się nie poddaje.
W tym roku skończy 37 lat. W siatkówce wygrał praktycznie wszystko, co było do wygrania. Karierę na dobrą sprawę zakończyć mógł dobre kilka lat temu. I tak byłby zawodnikiem spełnionym. On jednak nie tyle, co nie zamierza odkładać butów na kołku, to rusza na nowe, nieznane dla siebie wody. Dlaczego? – Pewnie ma przed sobą kolejne wyzwania. Zdobył tyle medali ze Skrą Bełchatów, a teraz jego marzeniem może być poprowadzenie Trefla do sukcesów. My, sportowcy, mamy w sobie chęć wygrywania i to nami kieruje. Mariusz podjął się nowego projektu i chce wprowadzać Gdańsk z powrotem na salony, czyli najwyższe ligowe stopnie podium – ocenia Ignaczak.
A może Wlazły wciąż ma coś do udowodnienia? Niewątpliwie przez lata dochodziły do niego głosy krytyki, że siedzi w wygodnym Bełchatowie, zamiast podjąć się nowej misji. Czy uciszenie ostałych niedowiarków to kolejny cel na jego liście? – Nie chodzi o to, że musi coś udowadniać. Nie w tym rzecz – mówi Bednaruk. – Wielu sportowców wraca po treningu do domu i nie wie, co ze sobą zrobić. I potem przeciąga to zakończenie kariery, grając w niższych ligach. A Gdańsk to wciąż najwyższa klasa rozgrywek, silny ligowiec. Chodzi o to, że jeśli sportowiec ma taką ochotę, to dlaczego ma nie grać? Tak jak Adamek – jak sprawia mu przyjemność, to niech walczy kolejne pożegnalne walki. Niech Mariusz gra do czterdziestki, daj mu Boże zdrowia.
I tego się trzymajmy. Najlepszy zawodnik w historii PlusLigi nie powiedział ostatniego słowa, a nas powinno to tylko i wyłącznie cieszyć. Sport potrzebuje takich postaci i kiedy one nie chcą się z nami rozstawać, to my tym bardziej.
KACPER MARCINIAK
Sponsorem Polskiego Związku Piłki Siatkowej jest PKN ORLEN
Fot. Newspix.pl