Pierwszy listopada to tradycyjnie czas zadumy. Wspominamy bliskich, ale też i postaci, które znaliśmy choćby wyłącznie z ekranu telewizora. Aktorów, piosenkarzy, polityków, ale też wielkich sportowców. Medalistów olimpijskich, mistrzów, niezapomniane postaci. Trudno przybliżyć sylwetki wszystkich, którzy odeszli w ciągu ostatniego roku, a zawitali w swym życiu na igrzyskach. Postaraliśmy się jednak wybrać choć część z nich, o których nie sposób dziś zapomnieć.
Kobe Bryant
Jeden z największych koszykarzy w dziejach NBA. Z igrzyskami połączony głównie poprzez olimpijskie złota z 2008 roku i 2012 roku. Nie był wtedy najlepszy statystycznie, ale wielu zawodników przyznawało, że bez Kobego nie byłoby tych mistrzostw. To on napędzał całą ekipę, motywował do pracy. “Drużyna odkupienia”, jak nazwano reprezentację USA z 2008 roku, miała odzyskać utracone cztery lata wcześniej olimpijskie złoto. I, w dużej mierze za sprawą Bryanta, to zrobiła. A potem powtórzyła ten sukces – znów z Kobem w składzie – cztery lata później.
W swej karierze pięciokrotnie zostawał mistrzem NBA. Raz wybrano go MVP sezonu zasadniczego, dwukrotnie finałów. Piętnaście razy grał w Meczu Gwiazd. Przede wszystkim jednak Kobe był zawodnikiem niezwykle charyzmatycznym, który pociągał za sobą rzesze fanów. Uwielbiano go na całym świecie. Zmarł młodo, 26 stycznia 2020 roku miał ledwie 41 lat. W katastrofie helikoptera, którym leciał, życia straciły też inne osoby, w tym jego córka, Gianna. Jego pożegnanie na hali Lakers było jednym z najbardziej wzruszających sportowych momentów, jakie dano nam było oglądać.
Kobe Bryant nie zostanie zapomniany. To wiemy na pewno.
Jan Kowalczyk
Jedyny polski mistrz olimpijski w jeździectwie. Komentator telewizyjny nazwał go kiedyś “całą historią polskiego jeździectwa”. I może było w tym nieco przesady, bo ta historia jest naprawdę bogata, ale Kowalczyk to postać dla polskiego sportu konnego wyjątkowa. Na igrzyskach był trzykrotnie. W Meksyku odmówiła mu posłuszeństwa zasłużona klacz, na której wygrywał już międzynarodowe konkursy. W Monachium? Tragedia. – Na trzy godziny przed startem padł mój koń Chandżar. Podczas podawania zastrzyku z glukozą i witaminą C tak się tym zestresował, że nie wytrzymał i jego serce pękło. Po raz kolejny pojechałem na rezerwowym koniu – opowiadał portalowi “Tylko Skoki”.
W Montrealu Kowalczyk się nie pojawił. Oszczędności sprawiły, że zdecydowano się nie wysyłać tam koni. A bez koni to i jeźdźców nie było po co. Przed igrzyskami w Moskwie złamał za to obojczyk. Zdążył się wykurować w ostatniej chwili. A potem, na koniu Artemorze, wygrał rywalizację indywidualną i pomógł Polsce zdobyć drużynowe srebro. Historia jego życia – jak to u jeźdźców – jest jednak znacznie bogatsza i nie ogranicza się tylko do igrzysk. Ale to już temat na inną opowieść.
Znajdziecie ją w tym miejscu.
Józef Grzesiak
Jeden z niegrzecznych chłopców Papy Stamma. Znakomity bokser, brązowy medalista igrzysk w Tokio z 1964 roku. Jeden z ostatnich, którzy żyli tak długo. Dziś został już tylko Marian Kasprzyk. W karierze Grzesiak stoczył niemal 200 walk, wygrał ponad 150. Ale wielki sukces miał tylko jeden – właśnie ten na igrzyskach. Choć na arenie krajowej często zdobywał medale, to na międzynarodowych imprezach mistrzowskich wiodło mu się znacznie gorzej.
Karierę zaczął, bo… nie chciał być popychadłem. – Jako chłopak byłem szczupły, ale i wysoki. Rówieśnicy do ramion mi sięgali. Zadawałem się więc ze starszymi o pięć lat. No, a ci byli silniejsi fizycznie, grali w karty, palili i pili. Ja tylko w karty wtedy grałem. Popychali mnie trochę, zmuszając do rozpoczęcia przygody z boksem – wspominał w rozmowie z „Gazetą Wrocławską”. Najpierw jednak pływał (podobno znakomicie prezentował się w wodzie). Potem grał w piłkę. A dopiero potem wszedł między liny.
Okazało się, że i do boksu ma talent. Szybko wyrósł na jednego z najzdolniejszych przedstawicieli swojego pokolenia. W Tokio doszedł do półfinału, a możliwe, że powinien i dalej. Do dziś mówi się, że sędziowie wpuścili Borysa Łagutina do walki o tytuł, żeby w finałach nie było tylu Polaków. No i trzeba dodać, że Łagutin był już gwiazdą boksu amatorskiego. A Grzesiak? Poza Polską niewielu go kojarzyło. Wtedy mógł mieć jeszcze nadzieję, że odkuje się cztery lata później, ale przegrał rywalizację o miejsce w kadrze. Uczciwie przyznawał jednak, że rywal był po prostu lepszy.
Karierę skończył mając 29 lat. Zmarł pięć dekad później.
Dana Zatopkova
Może nieco niesprawiedliwie pamiętana jest głównie jako żona Emila, jednego z największych biegaczy długodystansowych w historii. Do dziś zresztą jedynego człowieka, który na tych samych igrzyskach wygrał na 5 i 10 tysięcy metrów oraz w maratonie. Sama Dana też miała jednak spore sukcesy. Dwukrotnie zostawała mistrzynią Europy w rzucie oszczepem, dwa ma też medale igrzysk.
Oboje poznali się w 1948 roku. Na igrzyskach Emil regularnie przekradał się pod okno mieszkania Dany w olimpijskiej wiosce (musiał w tym celu wykiwać między innymi ochroniarzy przydzielonych czechosłowackim sportowcom przez… czechosłowackie władze) i śpiewał jej piosenki. Po swoim zwycięstwie na 10000 metrów przyszedł ze złotym medalem. Gdy oboje siedzieli nad basenem, złoto do niego wpadło. Niezrażony tym faktem Emil rozebrał się, wskoczył do wody i wyłowił medal. I właśnie wtedy nad basen przyszła jedna z przełożonych wioski. Widok nagiego Czecha bynajmniej jej nie uradował, wyrzuciła go więc na ulicę (pozwalając mu się wcześniej ubrać). – Nie zrobiliśmy wtedy nic złego, ale czuliśmy się naprawdę winni – wspominała Dana w wywiadach, zawsze przy tej okazji chichocząc.
Wkrótce zostali małżeństwem. I w 1952 roku już jako rodzina osiągali wielkie sukcesy: Zatopek zdobył wspomniany hat-trick złotych medali, a Dana dorzuciła mistrzostwo olimpijskie w rzucie oszczepem. Swoją drogą Emil swoje drugie złoto zdobywał, gdy trwał konkurs jego żony. Tuż po tym miał powiedzieć, że “wynik rywalizacji w rodzinie Zatopków to 2:1. A to dla mnie za mało, więc pobiegnę w maratonie”. Pobiegł. I wygrał. Możliwe, że bez żony by tego nie osiągnął.
Dana startowała długo. Pojawiła się jeszcze na igrzyskach w 1960 roku. I tam znów miała swój wielki moment. Nie zdobyła co prawda drugiego złota, ale wywalczyła srebro. A to też był cenny krążek, miała już wtedy 38 lat! Do historii przeszła więc jako dwukrotna medalistka olimpijska i jedna z najlepszych oszczepniczek. Warto o tym pamiętać.
Janis Lusis
Skoro mówimy o oszczepie, to nie sposób pominąć Lusisa. Łotysz, startujący w barwach Związku Radzieckiego, był jednym z najwybitniejszych przedstawicieli swojej dyscypliny. Trzykrotnie zdobywał medale olimpijskie, a w Meksyku w 1968 roku pokonał wszystkich rywali i zgarnął krążek z najcenniejszego kruszcu. Przez lata był wielkim rywalem Janusza Sidły i Władysława Nikiciuka, naszej dwójki eksportowych oszczepników. To z tych pojedynków mogą pamiętać go starsi kibice.
Łotysz dwukrotnie ustanawiał nowy rekord świata. Startował na czterech igrzyskach, zgarnął komplet medali: w Tokio był brązowy, w Meksyku złoty, a w Monachium srebrny. W ostatnim z tych przypadków przegrał pierwsze miejsce o ledwie… dwa centymetry. A i on, i Klaus Wolfermann rzucali dobrze ponad 90 metrów. Podobnie jak Zatopkowie, tak i on wraz z Elvirą Ozoliną stworzył iście mistrzowskie małżeństwo. Tyle tylko, że w tym przypadku oboje startowali w jednej konkurencji – Elvira (wciąż żyjąca) była tą zawodniczką, która wygrała z Daną Zatopkovą w Rzymie, zgarniając tam złoto.
Razem na koncie mieli więc cztery medale. A to już dorobek większy niż niejednego państwa.
Bobby Joe Morrow
Wielki sprinter lat 50. Na igrzyskach w Melbourne zgarnął komplet złotych medali – na 100 i 200 metrów oraz w sztafecie 4×100. Zanim zajął się lekką atletyką uprawiał futbol amerykański, ale to biegi okazały się jego sposobem na zrobienie kariery. Już w 1955 roku wyrównał rekord świata w biegu na 100 metrów.
Do Melbourne jechał jako faworyt i wygrał wszystko, co mógł wygrać. “Sports Illustrated” wybrało go wtedy sportowcem roku. Kolejne sukcesy przychodziły w następnych latach, choć jego najlepszy okres był stosunkowo krótki. Na igrzyska w Rzymie – a miał wtedy ledwie 25 lat – już się nie dostał. Szybko po tym wydarzeniu zakończył karierę sportową, został farmerem. Nikt nie może mu jednak odebrać ani trzech złotych medali olimpijskich, ani czternastu rekordów świata, które ustanowił w trakcie trwania swojej kariery.
Inni
Wśród wymienianych tu nazwisk warto wspomnieć jeszcze inne osoby. Ewa Kuźmińska czy Krystyna Hajec-Wleciał co prawda na igrzyskach nie zagościły, ale brały czynny udział w zdobywaniu przez reprezentację Polski w siatkówce kolejnych medali na imprezach mistrzowskich, jeszcze w czasach, gdy sport ten nie miał swojego miejsca na igrzyskach. Marian Więckowski i Stanisław Gazda jeździli za to na rowerach. Pierwszy trzykrotnie wygrywał Tour de Pologne, a drugi zrobił to raz, był też szóstym zawodnikiem igrzysk olimpijskich w Rzymie.
Tomasz Tomiak z kolei stał na podium olimpijskim igrzysk w Barcelonie. Zdobył tam brązowy medal w wioślarskiej konkurencji czwórki ze sternikiem. W chwili śmierci miał ledwie 52 lata. W minionym roku zmarł też Roger Mayweather, wujek i trener Floyda, brązowego medalisty z igrzysk w Atlancie, a potem jednej z największych gwiazd boksu zawodowego. Sam Roger na zawodowstwie też zresztą spisywał się znakomicie – był mistrzem w kilku kategoriach wagowych, w tym w wadze ciężkiej.
Odszedł również Lesław Skinder, legendarny wręcz sprawozdawca Polskiego Radia, znany między innymi z relacjonowania sukcesów lekkoatletów na kolejnych igrzyskach. 87 lat w chwili śmierci miał Ryszard Zieniawa, wspaniały trener judo, wychowawca medalistów igrzysk olimpijskich, w tym i mistrzów. A skoro o judo, to wspomnieć trzeba Wiesława Borowika, dawnego mistrza Polski wszechwag. Pożegnaliśmy również Mirosława Owczarka, osiemnastokrotnego medalistę igrzysk paraolimpijskich w pływaniu, oraz Danutę Szmidt-Calińską, która aż 67(!) razy stała na podium mistrzostw Polski w tenisie stołowym.
Za granicą pożegnania wyprawiano też między innymi Sveinowi Arne Hansenowi, szefowi europejskiej federacji lekkoatletycznej, czy Johnowi Faheyowi, byłemu przewodniczącemu Światowej Agencji Antydopingowej, który odegrał wielką rolę przy organizacji igrzysk w Sydney.
SW
Fot. Newspix