Wasick: Celowałam w kwalifikację na igrzyska, teraz chcę zdobyć medal

Wasick: Celowałam w kwalifikację na igrzyska, teraz chcę zdobyć medal

Katarzyna Wasick była ostatnio najszybszą pływaczką na świecie. Podczas zawodów International Swimming League Polka biła rekordy kraju, a jej najlepszy czas na 50 metrów stylem dowolnym umiejscowił ją również na szóstym miejscu w tabeli wszech czasów. Na antenie Weszło FM mieszkająca w Las Vegas zawodniczka dzieliła się wrażeniami na temat pobytu w Budapeszcie, gdzie odbywała się impreza, mówiła o swojej dwuletniej przerwie od pływania, a także podkreśliła, że jej celem na przyszły rok jest medal igrzysk w Tokio.

Kasiu, gdzie Ty się teraz znajdujesz? W Europie, w Stanach? Bo ja już za tobą nie nadążam, ciągle latasz po tym świecie.

Obecnie jestem w Krakowie. Spędzam czas z rodziną, staram się nacieszyć rodzicami i rodzeństwem przed tym, jak w poniedziałek wrócę do Stanów.

Trenujesz teraz w wodzie, czy zrobiłaś sobie przerwę i masz totalny “chillout”?

Wróciłam już do treningów. Na dobrą sprawę przemieszczam się między Krakowem a Katowicami, bo w pierwszym mieście – chwilowo – mieszkam, a w drugim trenuje. Dłuższej przerwy sobie nie robiłam, bo mieliśmy taki plan, żeby doprowadzić do małego roztrenowania, wiadomo, ale też ciągle skupiać się na detalach.

Podobno tobie przerwy służą.

Tak, choć mówimy nie o żadnej planowanej przerwie, tylko czymś, co zdarzyło się w moim życiu i doprowadziło do tego, że nie pływałam przez dwa lata. Po zakończeniu studiów przeprowadziłam się, trochę rzeczy się zmieniło. Do tego dopadła mnie kontuzja barku i tak się wszystko ułożyło, że pływanie zeszło na drugi plan. Kiedy zdecydowałam się wrócić po tych dwóch latach do pływania, to miałam w sobie wielką motywację, bo uświadomiłam sobie, że to moja ostatnia szansa, aby coś jeszcze osiągnąć w tej dyscyplinie.

To też jednak nie było tak, że wstałaś pewnego dnia i powiedziałaś sobie: a, może by wrócić do pływania.

Pracowałam w instytucie badań klinicznych. To była bardzo “siedząca” praca. Sportowcem jednak jest się na całe życie, przez co zawsze rano się trochę ruszałam. Oglądałam też dużo zawodów pływackich, dalej ten sport śledziłam. I kiedy to robiłam, zaczynało być mi żal, że nie ścigam się z moimi koleżankami i kolegami. Wiedziałam, że miałabym jeszcze szansę, aby powalczyć o kolejne igrzyska. Siedziało mi to z tyłu głowy, że mogę spróbować. I akurat się tak złożyło, że w Las Vegas, gdzie obecnie mieszkam, były organizowane zawody. Znajomi zachęcili mnie, aby wzięła w nich udział. Zapisałam się, ale nikomu o tym nie powiedziałam.

Zmieniłaś nazwisko, to też łatwiej było ci się ukryć.

To były zawody Masters, akurat startowałam na nich pod nazwiskiem “Wilk”. Nie chciałam robić z tego wielkiego wydarzenia. Zamierzałam wystartować i zobaczyć, czy to jest coś, czego mi brakuje. Jak tam jechałam, nie zastanawiałam się, czy wrócę do pływania. Chciałam przede wszystkim spotkać się ze znajomymi. Atmosfera była jednak super, wystartowałam w dwóch konkurencjach, sprawiło mi to wielką radość. Nawet czasy były naprawdę fajne! Szczególnie jak na taką przerwę. Porozmawiałam też z trenerem z uniwersytetu w Las Vegas, który powiedział, że myślą, aby założyć profesjonalną drużynę pływacką. I zaproponował, abym do niej dołączyła. Miałam dwa miesiące, aby się zdecydować. Stwierdziłam, że faktycznie chcę wrócić do sportu.

Twoje początki sięgają Krakowa, tamtejszego SMS-u, treningów pod okiem Marii Jakubik, która wychowała wielu sportowców. Przynajmniej w naszej mentalności trening pływacki kojarzy się ze strasznym zajazdem, morderczą dyscypliną. Zgodziłabyś się z tym, że w Stanach masz teraz więcej luzu i bawisz się tym, co robisz?

Myślę, że polskie pływanie się zmienia. Treningi, sposób nastawienia są już trochę inne. Polscy zawodnicy też już zauważyli, że ta mentalność musi ulec zmianie. Jeżeli to, co robimy, nas nie cieszy, nie wkładamy w treningi całego serca, to tych wyników nie będzie. Na pewno pobyt z Stanach zmienił moje podejście i dał mi dużo energii. Skupiłam się na sobie. W Polsce ludzie często patrzą na wszystkich, tylko nie na siebie. Ja obecnie bawię się pływaniem, cieszę się z każdej możliwości wyjścia na basen. Mam ludzi, którzy we mnie wierzą i trenera, który mnie dopinguje. Zmieniłam całe nastawienie, może dlatego, że miałam tę dwuletnią przerwę, dzięki której zrozumiałam, że to dla mnie ostatnia szansa. I chcę ją wykorzystać.

Podczas International Swimming League popłynęłaś 23,30 na 50 metrów kraulem. To jest szósty czas w historii, prawdziwa torpeda. Takim wynikiem skopałabyś dupę wielu facetom.

Jak wróciłam do pływania, to na pewno stawiałam sobie cele. Bo wiadomo, że każdy sportowiec powinien je mieć. Jestem wielką zwolenniczką robienia tych małych i dużych kroków, każdego dnia. W moim przypadku głównym celem było zakwalifikowanie się na czwarte igrzyska. Ale pamiętam, jak po trzech miesiącach treningów postanowiłam pojechać na mistrzostwa Polski. Dostawałam żartobliwe wiadomości, czy uda mi się złamać minutę na setkę kraulem. A ja wygrałam tę konkurencję. Okazało się, że jestem w super dyspozycji. Te czasy szybko leciały w dół. Musiałam ponownie ułożyć sobie cele, one zmieniały się na bieżąco. Była kwalifikacja na igrzyska, potem półfinał igrzysk, teraz jest medal.

A jak wygląda twój obecny trening?

Trening też przeszedł modyfikację. Kiedy wróciłam do pływania, to pracowałam jeszcze na pół etatu. Początkowo pływałam raz dziennie – rano. Potem szłam do pracy i wieczorem starałam się zrobić trening lądowy. Kiedy te wyniki poszły do przodu, zorientowałam się, że muszę wybrać i poświęcić się czemuś w stu procentach. Postawiłam oczywiście na pływanie i zyskałam więcej czasu.

Wiadomo, że obecny trening nie różni się wiele od tego, co miałam na studiach w Los Angeles. Przyzwyczaiłam się już do stylu: mało kilometrów, ale intensywnie. Myślę, że kluczem do sukcesów w moim przypadku była zmiana sposobu myślenia. Angażuję się w każdy trening w stu procentach. Nie pamiętam, kiedy miałam sytuację, w której zjawiłam się na basenie i chciałam po prostu przepłynąć, ile trzeba i wrócić do domu. Mam świetną komunikację ze swoim trenerem – Benem Loorzem – i kiedy nie czuję się na siłach, to mu to mówię i wspólnie jakoś zmieniamy ten trening.

Powiedz trochę o zawodach, w których niedawno brałaś udział. To chyba w końcu największa impreza, jaka odbyła się w tym roku.

Tak, wszystko inne zostało odwołane. Choćby mistrzostwa świata na krótkim basenie przełożono na 2021 rok. Środowisko pływackie zaczęło się nawet obawiać, że tegorocznego sezonu po prostu nie będzie. Organizatorzy International Swimming League zdecydowali jednak, że chcą kontynuować projekt z zeszłego roku i dać szansę zawodnikom.

Było naprawdę intensywnie. Znajdowaliśmy się w bańce w Budapeszcie, której nie mogliśmy opuszczać. Trwało to pięć tygodni. Zawody przypominają naprawdę wielką imprezę pływacką. Jest tyle świateł, reflektorów, muzyki – naprawdę niesamowicie się to ogląda. Rywalizacja trwa tylko dwie godziny, co jest miłym odstępstwem od normy. Bo przecież niektóre zawody przeciągają się na cały dzień. W Budapeszcie nie mogło być o tym mowy – wszystko trzyma się rozkładu, jest idealnie zrobione pod telewizję.

W każdej konkurencji startuje ośmiu zawodników i są oni najlepsi na świecie. Kiedy razem z nimi pływasz, wiesz, że musisz dać z siebie sto procent. Są też ustalone czasy, poniżej których nie możesz popłynąć, bo jeśli to zrobisz, dostaniesz minusowe punkty. Stanowi to dodatkową motywację, bo nikt nie chce przy swoim nazwisku zobaczyć minus jednego czy dwóch punktów.

Twoja drużyna zakończyła rywalizację na półfinale. Indywidualnie poradziłaś sobie jeszcze lepiej, nikt nie pobił wspomnianego 23,30 kraulem. A wielkich nazwisk tam nie brakowało.

Na pewno ogromnie się cieszę. Zakończyć tak specyficzny rok z najlepszym czasem na świecie, i to na pół roku przed igrzyskami? Nie mogłam wyobrazić sobie lepszego scenariusza. To super prognostyk przed Tokio.

Ile razy miałaś wykonywany test podczas tych zawodów?

Trzeba było wykonać dwa jeszcze przed przylotem do Budapesztu. Potem czekały nas kolejne dwa, a następnie jeden dzień kwarantanny. Od tego momentu mogliśmy rozpocząć treningi, ale testy wciąż mieliśmy, mniej więcej co pięć dni. Wszystko było jednak świetnie zorganizowane. Przez te parę tygodni u nikogo nie wykryto wirusa. A mówimy o około sześciuset osobach.

Na pewno czuliśmy się bezpiecznie. Wiadomo, przebywaliśmy w gronie drużyny, każdy zespół miał osobne godziny treningów, także nie przypominały one typowej rozgrzewki na zawodach, gdzie w basenie znajduje się naraz pełno ludzi. A jak szliśmy na posiłek, to każdy miał osobny stolik. To było nieco dziwne, bo niby pływamy ze sobą, jesteśmy regularnie testowani, ale jednak ten protokół wciąż był bezlitosny. Ale jak widać – zdał on egzamin.

Razem z Marcinem Cieślakiem, który też wrócił do pływania po długiej przerwie i bije rekordy Polski, jesteście przykładem, w jaką stronę te nasze pływanie powinno podążyć, aby gonić świat.

Razem z Marcinem mamy inne podejście, skupiamy się na swojej pracy, bo wiemy, że będziemy z niej rozliczani i nie rozglądamy się na boki. Kumulujemy tę energię w sobie, a nie się jej pozbywamy. I jesteśmy pozytywni. Bo kiedy myślisz optymistycznie, jesteś uśmiechnięty, to przekłada się to na pracę w wodzie. Mam nadzieję, że inni pływacy będą się tą energią zarażać.

Tylko energią…

No tak, w obecnych czasach “zarażać” to może nieodpowiednie słowo!

ROZMAWIALI
MARCIN RYSZKA I MAJA STRZELCZYK

Fot. Newspix.pl


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez