„W moim odczuciu, niejeden medal olimpijski został na stołówce”

„W moim odczuciu, niejeden medal olimpijski został na stołówce”

Na jego dorobek naukowy składa się ponad sto publikacji na temat psychologii sportu. Współpracował z całą plejadą znakomitych sportowców, a najsłynniejszym z nich jest zdecydowanie Adam Małysz. Od 2013 roku pracuje z kadrą polskich lekkoatletów.

Co wyróżnia psychologię sportu na tle innych dziedzin tej nauki? Dlaczego specyfika igrzysk powoduje, że wielu zawodników spala się na tej imprezie? Czy kiedy zawodnik korzysta z pomocy psychologa to oznacza, że jest słaby psychicznie? Na te i inne pytania odpowiedział nam profesor Jan Blecharz – najsłynniejszy (a według wielu również najlepszy) psycholog sportu w Polsce.

SZYMON SZCZEPANIK: W latach 1998-2003 współpracował pan z kadrą polskich skoczków narciarskich. Nie starał się pan nigdy nieco odseparować od tego okresu kariery? Pytam z tego względu, że od momentu zakończenia współpracy minęło osiemnaście lat. W tym czasie napisał pan szereg publikacji – ja doliczyłem się ponad osiemdziesięciu. Współpracował pan również z wieloma innymi zawodnikami, którzy doszli w swoich sportach do mistrzowskiego poziomu. Jak Renata Mauer, Janusz Kulig, Leszek Kuzaj, Adam Kszczot czy Joanna Jóźwik. Innymi słowy, pana lista sukcesów jest ogromna. A mimo wszystko większość kibiców, słysząc nazwisko Blecharz, myśli wyłącznie o Adamie Małyszu.

PROF. JAN BLECHARZ: Można powiedzieć, że tak już pewnie zostanie do końca, ze względu na bardzo dużą siłę medialną tego sukcesu. Tak jak pan powiedział – zanim wybuchła małyszomania, pracowałem przez osiem lat z reprezentacją Polski w koszykówce kobiet, która dwa razy zdobyła wicemistrzostwo Europy w latach osiemdziesiątych. Pracowałem także z gimnastyczką Teresą Folgą, piątą zawodniczką na igrzyskach w Seulu. Kierowcy rajdowi, Renata Mauer – złota medalistka z Sydney – czy para łyżwiarska Zagórska-Siudek – było tego sporo.

Ale Adam Małysz to był sukces bardzo spektakularny, którym żyła cała Polska. Jeżeli drugi konkurs skoków w Salt Lake City oglądało podobno ponad czternaście milionów Polaków, to była olbrzymia siła medialna. Samo zjawisko zaś miało wymiar socjologiczno-psychologiczny. To było niesamowite, że w jednym czasie tylu ludzi przeżywało wspólnie takie same emocje.

To było coś cudownego. Ten Adam, który w 1998 roku w Nagano był 51. i 52., po dwóch latach miał cały świat u stóp. To było piękne również dlatego, że na ten sukces zapracował w całości polski sztab. Pamiętam zdanie, które powiedziałem 6 stycznia 2001 roku w wywiadzie telewizyjnym. Powiedziałem: – Proszę państwa, to jest piękna rzecz. Zaczyna się nowe tysiąclecie. Polski zawodnik, wsparty polską myślą szkoleniową i polską myślą naukową, osiąga tak wielki sukces. – Adam jest niezmiernie skromny, ale równocześnie jest też tytanem pracy. Cieszyłem się, gdy zaczął głośno mówić o współpracy z psychologiem. Bo to mądry, odważny człowiek.

Największym zaskoczeniem dla mnie było, kiedy w 2002 roku na jesieni byłem z żoną na wakacjach. Zwiedzaliśmy Luwr i pewna dziewczyna zapytała mnie jak dojść do jakiegoś działu. Wytłumaczyłem jej i zapytałem skąd pochodzi, a ona powiedziała, że ze Stanów. W trakcie rozmowy powiedziałem jej, że byłem na igrzyskach olimpijskich jako psycholog ze skoczkami narciarskimi. Ona stanęła jak wryta. Umówmy się, w Stanach skoki narciarskie nie są popularną dyscypliną. Ale widocznie się trafiła jakaś fanka. Patrzy na mnie i mówi: – To ty pracujesz z tym małym-wielkim człowiekiem?!

A poza tym, w Polsce spotykałem się z wieloma takimi sytuacjami. I to do tej pory tak funkcjonuje. Blecharz? Aha, to jest ten od Małysza. Tak zostało i już pewnie tego nie zmienimy.

Może pan zdradzić tajemnicę, kto wykuł to słynne powiedzenie, by oddać dwa dobre, równe skoki? Pan czy Adam?

To była podstawa naszej filozofii. Proszę zauważyć, jak to się upowszechniło. Nie tylko skoczkowie mówią, że koncentrują się wyłącznie na skoku. Ale w innych dyscyplinach powtarzają – interesuje mnie tylko to, co jest przede mną, najbliższy mecz i tak dalej.

Ja w ten sposób przełożyłem to, co w psychologii sportu nazywa się task orientation – umiejętność koncentracji na zadaniu, w odróżnieniu na przykład do koncentracji na wyniku. Dlatego Małysz nigdy nie powiedział – a nieraz był kuszony przez media – że chce wygrać. Nie. Chcę oddać dwa dobre skoki. Bo wiedział, że jeśli odda dwa dobre skoki, to będzie najlepsze, co może w danym momencie zademonstrować. To mu dało cztery medale olimpijskie, medale mistrzostw świata, Puchary Świata.

To była filozofia Małysza. On to bardzo – jak to się ładnie mówi w psychologii – zinterioryzował. Autentycznie się z tym utożsamił. Cieszy mnie również fakt, że Adam rozwinął się poprzez sport zarówno jako zawodnik, jak i człowiek. Nie tylko matura, ale i studia, później pięknie nauczył się języka niemieckiego.

Jan Blecharz, Adam Małysz i fizjolog Jerzy Żołądź podczas pobytu w Titisee-Neustadt w 2001 roku. Fot. Newspix

Panie profesorze, powinniśmy zacząć od pytania, na które zapewne wielu kibiców nie zna odpowiedzi. Jakie są różnice pomiędzy psychologią a psychologią sportu?

Trzeba podkreślić, że psychologia jest jedna, natomiast są jej różne działy. Rozróżniamy przede wszystkim psychologię teoretyczną i stosowaną. Jeżeli chodzi o psychologię stosowaną, ona również ma wiele działów. Natomiast w tej psychologii stosowanej, my korzystamy z dorobku nauki teoretycznej, ogólnej.

Psychologia sportu ma swoją specyfikę ze względu na formę aktywności ludzkiej, jaką jest sport. Można powiedzieć, że on charakteryzuje się tym, co zawarte jest  w motcie olimpijskim – Citius-Altius-Fortius [szybciej, wyżej, mocniej – dop. red.]. Jest to dążenie do maksymalizacji wyników.

Ale psychologia sportu zajmuje się również człowiekiem, który w tym sporcie funkcjonuje i kształtuje się poprzez niego. Z jednej strony, jakie czynniki decydują od strony psychologicznej, że ktoś sprawnie funkcjonuje w sytuacji zawodowej. Że rozwija swój talent, ma motywację, dobrze radzi sobie z trudnymi sytuacjami. Ale z drugiej strony, w jaki sposób uprawianie sportu wpływa na człowieka – jego osobowość, charakter czy zainteresowania.

Czy zawodnik nie może pójść do – nazwijmy to w cudzysłowie – zwykłego psychologa i ten pomoże mu tak samo?

Może. To zależy od tego, z jakim problemem ktoś przychodzi do psychologa. Dlatego, że spektrum jest bardzo szerokie. Jeżeli człowiek funkcjonuje w sporcie, to jego problemy nie są związane tylko z odpornością psychiczną. Skala zagadnień jest bardzo duża.

Na przykład psycholog może być pomocny, jeżeli chodzi o nabywanie umiejętności. To kwestie związane z uczeniem motorycznym. Ale psycholog jest potrzebny również wtedy, kiedy zawodnik doznaje urazu fizycznego. Kiedy całkowicie zmienia się jego sytuacja życiowa – nie może wyjść na trening, ani startować w zawodach. Z mistrza sprawności motorycznej staje się osobą, która ma duże ograniczenia w poruszaniu się. W prostych czynnościach życiowych musi korzystać z pomocy innych. To jest jedna z bardziej traumatycznych sytuacji.

Dziś mamy w sporcie do czynienia z wieloma problemami natury klinicznej, jeżeli chodzi o psychologię. To są zaburzenia odżywiania, wahania nastrojów. Nawet stany depresyjne – co jakiś czas się o tym pisze, ale niewiele. To również problemy związane z kończeniem kariery, która może być porównywana do przejścia na emeryturę. Wtedy wszystko się zmienia, a człowiek jest bardzo młody i musi się odnaleźć w nowej sytuacji.

I teraz – czy psycholog nie znający problematyki sportu i specyfiki pewnych form oddziaływania może być pomocny? W wielu momentach – tak. Ale jeżeli nie ma przygotowania specjalistycznego, będzie napotykał na problemy, które będą trudne do rozwiązania.

Natomiast psychologia sportu musi w pełni respektować wszystkie zasady i prawa psychologii jako takiej. Dlatego że, tak jak powiedziałem, psychologia jest jedna. Ale są różne formy jej stosowania i wykorzystania wiedzy teoretycznej w sposób proceduralny do rozwiązania konkretnych problemów.

Wielu kibiców – ale czasami również trenerzy czy ludzie związani ze światem sportu – twierdzi, że sportowiec który korzysta z pomocy psychologa jest osobą o słabej psychice. Tak jakby stawiali znak równości pomiędzy słowami psycholog i problem. Czy to jest w ogóle słuszne podejście? I z czego ono wynika?

To jest jeden z mitów. Na ten temat wielokrotnie wypowiadał się jeden z naszych najwybitniejszych sportowców w historii, Adam Małysz. On bardzo wyraźnie mówił, że wręcz przeciwnie – kiedy osiągasz dobre wyniki, wtedy również powinieneś korzystać z pomocy psychologa. Dlatego, że to jest sztuka podtrzymania wyniku i doskonalenia się.

Podejście o którym pan mówi, jest bardzo dziwne. Często zapomina się o kanonie z teorii sportu – dziale, który zbiera wszystkie nauki wchodzące w skład nauk o sporcie. Przygotowanie sportowca składa się z czterech form – przygotowania fizycznego, technicznego, taktycznego i psychologicznego. To mówi teoria sportu. Jeżeli się pomija jeden z tych członów, to znaczy że trening jest niekompletny. Skoro trenujemy siłę, szybkość, zwinność i tym podobne elementy, to dlaczego mamy nie trenować naszej psychiki?

To, że ktoś dzisiaj jest odporny psychicznie, nie znaczy że będzie odporny za tydzień czy dwa tygodnie. W ciągu tego czasu mogą zajść różne, nieprzewidziane sytuacje. Widzimy jak największe gwiazdy sportu na przykład przestrzeliwują jedenastkę w decydujących momentach – chociaż w innych trafiałyby w sposób automatyczny.

Wykluczanie treningu psychologicznego to wielkie nieporozumienie. Zawodnik, który nie stosuje takiego treningu, jest niekompletny. Oczywiście, sportowcy często wypracowują własne techniki pracy ze swoim umysłem. Doświadczeni trenerzy również wplatają oddziaływanie psychologiczne do treningu – na przykład potrafią być świetnymi motywatorami, budować poczucie wartości zawodnika.

Więc to, że zawodnik nie korzysta z pomocy psychologa wcale nie znaczy, że nie pracuje nad swoją psychiką.

Oczywiście! Koncentrację uwagi możemy ćwiczyć w różny sposób – również poprzez pewne ćwiczenia motoryczne. Podobnie jest z podejmowaniem decyzji – dajmy na to w piłce nożnej. Zawodnik ma tak świetny przegląd pola i taką zdolność antycypacji, że jednym, dobrym podaniem otwiera całą akcję. Niczym dobrym ruchem w szachach. Taką umiejętność może wypracować samemu lub z pomocą trenera, bazując na swoich zdolnościach. W innych przypadkach może się tego nauczyć, między innymi poprzez trening psychologiczny.

Te sytuacje są bardzo złożone. A to o czym pan wspomniał, to upraszczanie. To że ktoś deklaruje, że nie odczuwa lęku przed zawodami, to nie znaczy że jest twardy. Jedna sytuacja w czasie zawodów może to zmienić. Prawdziwie twardym jest ten, kto potrafi sobie poradzić z tym lękiem, być skutecznym wtedy, gdy sprawy nie idą po jego myśli.

Obecnie pracuje pan z polską kadrą lekkiej atletyki. Ilu sportowców z kadry korzysta z pana usług?

Polski Związek Lekkiej Atletyki jest mi bardzo bliski. Sam w czasach studenckich uprawiałem lekkoatletykę. Swoją pracę magisterską na Uniwersytecie Jagiellońskim pisałem z psychologii sportu, tej samej dziedziny dotyczył mój doktorat. Więc z lekkoatletami pracowałem już na etapie zbierania materiału do pracy magisterskiej. Od jesieni 2013 roku współpracuję z PZLA – to już bardzo długo. Można powiedzieć, że ta współpraca sprawia mi dużo satysfakcji, jest bardzo profesjonalna.

Wyrobiła się pewnego rodzaju kultura współpracy psychologicznej wśród polskich lekkoatletów. Zresztą, nie pracuję sam. Od wielu lat wspiera mnie pan Dariusz Nowicki. W tej chwili jest również grupa młodych psychologów, którzy jeżdżą na zgrupowania oraz pracują z kadrami młodzieżowymi.

Ja obecnie – w bardziej systematyczny sposób – współpracuję z około dwudziestoma zawodnikami. Co jest sporą liczbą. Na zgrupowaniach, często na zasadzie konsultacji korzystają również zawodnicy spoza tej grupy. Można powiedzieć, że w PZLA trening psychologiczny – to chciałbym podkreślić, bo to jest systematyczna praca – stoi na wysokim poziomie.

Jan Blecharz podczas treningu lekkoatletycznego w rzucie dyskiem na zgrupowaniu w Spale. Fot. Newspix

Czy w ramach współpracy z PZLA pojedzie pan do Tokio?

O ile się odbędą, to mam nadzieję, że pojadę.

A jak wygląda specyfika samych igrzysk? To niezwykle intensywny turniej, który odbywa się raz na cztery lata.

Igrzyska olimpijskie są bardzo specyficzną imprezą sportową z kilku względów. Nie tylko dlatego, że sięgają do starożytności, dokładnie do VIII wieku przed naszą erą. Wtedy były czymś świętym, czasem kiedy przerywano wojny. Sława mistrza olimpijskiego już wtedy była czymś wyjątkowym.

Dziś igrzyska nowożytne – których powstanie wiąże się z nazwiskiem barona Pierre’a de Coubertina – również są czymś wyjątkowym. To jest zwieńczenie czasu jednej olimpiady, czterolecia. One mają to do siebie, że trzeba być w określonym miejscu i czasie gotowym do zaprezentowania swoich możliwości z górnego pułapu. Rekord świata, rekord Polski, czy wynik życiowy można pobić praktycznie każdego dnia w ciągu całego roku. Natomiast mistrzostwo olimpijskie można zdobyć tylko jeden raz na cztery lata.

Wyjątkowością igrzysk olimpijskich jest również to, że w jednym czasie i miejscu spotykają się najlepsi zawodnicy w niemal wszystkich dyscyplinach sportu. Oczywiście spośród tych, które wchodzą w skład programu olimpijskiego. Wioska olimpijska tworzy pewnego rodzaju tygiel, który jest również obciążający od strony psychologicznej.

Jeżeli jedziemy na mistrzostwa Europy w lekkiej atletyce, spotykamy się w gronie lekkoatletów, którzy doskonale się znają. Jedziemy na mistrzostwa świata – trochę większe grono, ale to są też „tylko” lekkoatleci. Na igrzyskach, w jednym czasie, w jednym miejscu spotykają się przedstawiciele różnych dyscyplin sportu. I w związku z tym, nawet najgrubsze – mówiąc w przenośni – ryby w danych dyscyplinach, mogą się czuć jak jedne z bardzo wielu, wrzuconych do wielkiego jeziora.

Nie każdy sportowiec – przyzwyczajony do bycia kimś wyjątkowym w swoim sporcie – może poradzić sobie ze stresem w takiej sytuacji.

Rzeczą specyficzną w wiosce jest stołówka olimpijska. Ja przykładam do tego bardzo dużą uwagę. To zawsze jest pomieszczenie bardzo dużych rozmiarów. Kuchnie z całego świata. Ludzie się tam spotykają. Tu idzie mistrz w lekkiej atletyce, tam idzie zawodnik w grach zespołowych, a po drugiej stronie przechodzi tenisista. To wszystko się miesza i wpływa na psychikę. Program olimpijski jest rozciągnięty na dwa tygodnie. I teraz – jedni startują na początku, zdobywają medale, cieszą się, celebrują. A ktoś inny ma start dopiero za dziesięć dni. To napięcie narasta.

Stołówka olimpijska jest de facto otwarta całą dobę. Często się zdarza, że ktoś pod wpływem presji nie wytrzymuje i idzie poza godzinami na stołówkę, żeby zniwelować napięcie jedzeniem. Jest pokusa, bo jest tam wiele egzotycznych kuchni z całego świata. Dlatego kiedyś powiedziałem, że w moim odczuciu niejeden medal olimpijski został na stołówce.

Ale stres na igrzyskach nie ogranicza się wyłącznie do obcowania z wieloma sportowcami innych dyscyplin w wiosce olimpijskiej.

Jest wiele niuansów, które trzeba umieć uwzględnić, żeby jak najlepiej zafunkcjonować w czasie igrzysk. Czasami to również zetknięcie się z różnymi kulturami – w tym kulturą kraju gospodarza. Teraz igrzyska odbędą się w dalekiej Japonii. Wszystkie kwestie związane z adaptacją, zmiany stref czasowych – chociażby efekty jet lagu – czy stref klimatycznych. Te wszystkie rzeczy muszą być uwzględnione. Tu potrzebne jest zabezpieczenie zarówno medyczne, jak i psychologiczne.

Miałem przyjemność uczestniczyć w igrzyskach zimowych i letnich. One się różnią. Mimo wszystko, zimowe są bardziej kameralne. Natomiast letnie, to jest ogromna i bardzo obciążająca impreza. W finale biegu na sto metrów pewnie wystartuje kilku zawodników, którzy będą w stanie pobiec poniżej dziesięciu sekund. Ale wygra tylko jeden. Trzeba się przygotowywać cztery lata do dziesięciu sekund. To sytuacja, w której nie ma miejsca na błąd.

Praca psychologa skupia się w większości na konsultacjach z zawodnikami. A co z trenerami? Tacy ludzie też są narażeni na niezwykły wysiłek psychiczny. W wielu dyscyplinach nawet bardziej, niż zawodnicy.

Trenerzy również muszą być odpowiednio przygotowani na igrzyska. Amerykanie regularnie przed igrzyskami robią treningi psychologiczne dla personelu. Między innymi dla trenerów, żeby byli przygotowani na stresory i obciążenia, z którymi się później spotykają.

Joanna Jóźwik w programie Hejt Park mówiła, że po mistrzostwach Polski w Radomiu podszedł pan do niej i powiedział: – Asia, musimy zacząć pracować, bo dużo osób położyło na tobie krzyżyk. Ale ja nie. Ja wierzę, że jesteś w stanie jeszcze szybko biegać. Widziałem cię w akcji i wiem, że jesteśmy w stanie wyrzeźbić z ciebie diament. – Zaciekawił mnie ten wątek, bo myślałem że zwykle nawiązanie współpracy z danym zawodnikiem wynika z inicjatywy samego sportowca. Czy często wyszukuje pan zawodników w taki sposób, że to pan pragnie nawiązać współpracę?

Rzeczywiście ma pan rację, że zwykle przychodzi zawodnik albo trener. I tak było też w przypadku Asi. Bo pierwsza jej propozycja była jeszcze w 2017 roku, w czasie mistrzostw świata w Londynie. Potem nie mieliśmy kontaktu i Asia nawiązała go ponownie, kiedy wracała po kontuzji. Od tego czasu zaczęliśmy współpracować. Wtedy była rzeczywiście daleka od swojej dyspozycji. Ale rozmawialiśmy wcześniej. Sam spędziłem trochę lat w tym sporcie. Przez to niekiedy umiem dostrzec w zawodniku nie tylko sam wynik, ale jego postawę, zaangażowanie, podejście, filozofię. Skoro Asia tak mówi, to zapewne tak było.

Sukces w dużej mierze – jak w wielu innych dziedzinach – zależy od zaufania, przekonania i profesjonalizmu. Dlatego, że jeżeli my pracujemy, to nie jest tylko kwestia, kiedy się spotykamy. To kwestia na ile zawodnik realizuje pewne zadania, które otrzymuje. My rozpisujemy normalne jednostki treningu psychologicznego. Na ile zawodnik to realizuje, to później daje efekt. Asia bardzo profesjonalnie podchodzi do współpracy. Myślę, że już jakieś efekty są – chociażby medale z ostatnich halowych mistrzostw Europy czy mistrzostw świata sztafet. I przede wszystkim, w przeciągu ostatnich miesięcy osiąga bardzo dobre wyniki na bieżni.

Co jest ważne, to żeby trener, psycholog wierzył w zawodnika i miał wysokie standardy wykonania założeń. Ja takie mam. Oczekuję, że jeżeli ktoś decyduje się na współpracę ze mną, to umawiamy się, że będzie przestrzegał pewnych zasad i tę pracę wykonywał.

Mówi pan, że trener i psycholog muszą wierzyć w zawodnika. Ale – tak mi się przynajmniej wydaje – sportowiec musi mieć zaufanie również sam do siebie.

To jest bardzo ważne na ile zawodnik sam w siebie wierzy i jakie sobie stawia standardy. To jest to, co w psychologii jest określane jako samospełniające się proroctwo. Czasami to nazywamy efektem Pigmaliona, lub też w literaturze określane jest jako efekt Galatei. Zawodnik najczęściej nie ma tego, czego sam sobie odmawia. Kiedyś napisałem takie zdanie, że zawodnik który nie wierzy w swoje możliwości, nigdy ich w pełni nie zademonstruje. Tylko to musi być wiara racjonalna. Oparta na pewnej diagnozie, ale też pracy. Pewność nie polega na tym, że ja mówię “chciałbym zostać mistrzem maratonu”. Nigdy nie zostanę tym mistrzem, bo uniemożliwia mi to wiek, predyspozycje, i tak dalej. To musi być zakorzenione w realiach.

Natomiast jest taki termin – poczucie własnej skuteczności. Wzięty właśnie z psychologii. Teraz mamy ten przykład. Koncepcja wypracowana przez wybitnego, kanadyjskiego psychologa, Alberta Bandurę, znów znajduje bardzo dobre przeniesienie na grunt sportu. To jest częściowa odpowiedź na pytanie, co psychologia ogólna daje psychologii sportu. Daje bardzo dużo. Dlatego, że psycholog sportu, to musi być osoba gruntownie wykształcona. Znająca czy to transakcyjną teorię stresu Lazarusa i Folkmana, koncepcję poczucia własnej skuteczności, koncepcje motywacji. Żeby móc później w miękki sposób przenieść to na teren sportu.

Oczywiście, sportowiec który ze mną pracuje nie ma mieć poczucia, że ja przyszedłem i daję wykład akademicki na dany temat. W tym momencie, jako praktyk, muszę to przedstawić przystępnym i zrozumiałym językiem. Dobry psycholog sportu to taki, który wie co i dlaczego mówi. I w czym to ma oparcie.

Wspomniał pan o Joannie Jóźwik i tym, że zaczęła współpracować z panem po kontuzji. Czy wtedy psycholog jest potrzebny? Przecież można by pomyśleć, że sportowiec bez możliwości startu nie odczuwa stresu, który jest z nim związany.

Moja habilitacja dotyczyła funkcjonowania sportowca w sytuacji urazu fizycznego. Po latach pracy z zawodnikami wysokiego wyczynu zająłem się tym tematem bo widziałem, że jest on zaniedbany. O zawodnikach bardzo dużo mówi się wtedy, kiedy są na topie. Natomiast kiedy doznają urazu – nieraz takiego, który dyskwalifikuje z uprawiania sportu na dłuższy okres – są jakby w zapomnieniu. Wtedy potrzebują wsparcia psychologicznego.

Proszę zwrócić uwagę, że dziś bardzo często nie mówi się o tym, jak różnego rodzaju codzienne uciążliwości i nieumiejętność radzenia sobie ze stresem, może mieć wpływ na urazy fizyczne. To szeroka wiedza, bardziej kliniczna, może niepopularna. Ale jest bardzo istotna, jeżeli chodzi o funkcjonowanie zawodnika.

Dziś mówimy o asyście psychologicznej, również w trakcie rehabilitacji. Czas pomiędzy powrotem do sportu po zakończeniu rehabilitacji, a uczestnictwem z pełnymi obciążeniami w treningu i udziałem w zawodach, to jest bardzo ciężki okres. Jeżeli tego się dobrze nie przepracuje również od strony psychologicznej, często mamy do czynienia z odnawianiem się urazów.

Powiedział pan, że zawodnik najczęściej nie ma tego, czego sam sobie odmawia. To ciekawe w kontekście tego, że ostatnimi czasy popularna jest również metoda wizualizacji swoich celów. Na przykład Izu Ugonoch – zawodnik sztuk walki – na kilka miesięcy przed mistrzostwami Europy w K1, wywiesił w swoim domu kartkę z napisem “Izu mistrzem Europy”. Jakie są różnice pomiędzy podejściem do kolejnego dobrego meczu czy skoku, a wizualizacją konkretnych celów?

Jedna metoda nie wyklucza drugiej, jeżeli jest robiona profesjonalnie. Jedną z podstawowych, psychologicznych umiejętności jest umiejętność stawiania celów – goal setting. Składa się ona z celów długo-, średnio- i krótkoterminowych. Realizacja krótkoterminowych umożliwia nam średnioterminowe, a średnioterminowych – te długoterminowe. Ja mogę założyć swoje mistrzostwo. Każdy może powiedzieć, że chce zostać mistrzem. Ale ja mówię “chcę w danym momencie zademonstrować pełnię swoich możliwości”. Wtedy możemy mówić o satysfakcji z wykonania.

Jednak nigdy nie mogę założyć, że mój przeciwnik nie będzie po prostu lepiej przygotowany. Wtedy – jeżeli ja zrobiłem wszystko, co w mojej mocy – mogę mieć satysfakcję z wykonania. Dlatego stawianie celów długodystansowych jest okej, ale jeżeli zawodnik ma plan w jaki sposób do tego dojść. To, że ja sobie napiszę, że jestem mistrzem i będę codziennie patrzył na napis mówiący, że nim zostanę – ale nic nie robiąc w tym kierunku – spowoduje, że będę tylko coraz bardziej sfrustrowany.

Metody tworzą również tak zwany klimat motywacyjny. On może być skierowany na zadanie – którym jest samodoskonalenie się – lub na wynik. I wtedy mamy całkowicie inne efekty. Jeżeli motywujemy się na wynik, to wtedy konsekwencją takiego podejścia jest filozofia, że liczą się tylko ci którzy wygrywają. Zwycięstwo gwarantuje pewnego rodzaju status, pozycję społeczną. Wygrywający mają większe prawa, przegrywający się nie liczą. Tego typu podejście jest bardzo groźne dlatego, że stawia się wynik ponad wszystko i bez względu na to jak się do niego dochodzi.

Jeżeli byśmy posłuchali naszego najlepszego piłkarza – Roberta Lewandowskiego – to u niego ewidentnie z każdej rozmowy wynika, że on prezentuje klimat motywacyjny ukierunkowany na zadanie.

SPONSOREM STRATEGICZNYM POLSKIEGO KOMITETU OLIMPIJSKIEGO JEST PKN ORLEN

Rozmowę rozpoczęliśmy od tego, że współpracował pan z Adamem Małyszem. Ale w skokach nie tylko z nim, lecz z całą kadrą. Oni wszyscy korzystali z pana pomocy, czy tylko Adam?

Było różnie. Czasami inni też korzystali. Natomiast nie da się ukryć, że w pewnym momencie byliśmy skupieni z całym sztabem na Adamie, który był motorem napędowym. Ale przecież nie zapominajmy, że pierwszy raz Polacy stanęli na podium w Pucharze Świata, dokładnie w Villach. Że byli na igrzyskach olimpijskich na szóstej pozycji. Nie było medalu, bo było bardzo dużo mocnych drużyn, więc to też był sukces.

Dzisiaj jesteśmy troszkę rozkapryszeni. Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Piotr Żyła – to jest cała plejada dobrych skoczków. Tylko pamiętajmy, że sukcesy Adama otworzyły możliwość stworzenia systemu. Chwała Polskiemu Związkowi Narciarskiemu, że wykorzystali tę koniunkturę. Więc trzeba pamiętać o tym, że wtedy to było novum, ale ogólną atmosferę wspominam bardzo miło. Przede wszystkim pracę z Adamem, jednak z innymi zawodnikami również.

Miał pan zawodników o których mógł powiedzieć, że “ten człowiek ma nerwy ze stali, nic go nie złamie”? Czy może odwrotnie, te wszystkie medialne teorie o stalowych nerwach, zimnej krwi to jedno, a to właśnie dzięki pracy z psychologiem taki zawodnik może przeanalizować swoją sytuację?

Oczywiście, są pewne naturalne predyspozycje, które są zależne od sił układu nerwowego i zapotrzebowania na stymulację. One predysponują ludzi, którzy posiadają je w oparciu o biologiczne czynniki. Natomiast wiele rzeczy można wypracować. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że takie cechy jak odporność psychiczną, umiejętność radzenia sobie ze stresem i problemami, możemy wypracować.

Teraz musimy pamiętać, że do sportu mogą trafiać ludzie, którzy są utalentowani pod pewnym względem, ale nad niektórymi czynnikami muszą pracować. Na przykład nad odpornością psychiczną czy umiejętnością podejmowania decyzji. Te rzeczy możemy wytrenować. Ale tu trzeba powiedzieć, że trzeba umieć dobrze zdefiniować problem. Następnie ująć ten problem poprzez pryzmat koncepcji oraz teorii psychologicznych i dopiero wtedy dobrać odpowiednie środki oddziaływania. A do tego jest potrzebna – jak już wielokrotnie wspominałem – rzetelna wiedza psychologiczna.

Za ojca psychologii sportu jest uważany Coleman Roberts Griffith. Ale pan jest uważany za ojca polskiej psychologii sportowej. Nie pytam, czy pan się z tym zgadza, czy też nie. Analizując pana wypowiedzi czy wywiady dochodzę do wniosku, że jest pan skromną osobą, która – chociażby w przypadku Małysza – podkreśla pracę całego zespołu. Zapytam inaczej: czy może pan określić ile procent sportowców korzystało z pomocy psychologa przed sukcesem Adama, a ile korzysta teraz? Jak bardzo zwiększyła się ta liczba?

Za ojca polskiej psychologii sportu w żadnym przypadku nie śmiałbym się uważać. Jej początki sięgają okresu międzywojennego. Natomiast wybuch małyszomanii sprawił, że o psychologii sportu zaczęło się pisać i mówić. Spowodował to, że ja w tamtym czasie dostałem bardzo dużo listów od innych wykonawców. Nie tylko w sporcie, ale wykonawców scenicznych i muzycznych.

Wielu ludzi zaczęło też otwarcie mówić o tremie czy stresie. W jakiś sposób stało się to modne. Dzisiaj my kształcimy psychologów sportu. W Polskim Towarzystwie Psychologicznym przyznajemy licencje psychologa sportu. Dziś nikogo nie dziwi, że na zgrupowaniu sportowym jest psycholog. Uważam, że małyszomania miała bardzo duży wpływ na popularyzację psychologii sportu i zrozumienie, że jest to jeden z czterech elementów przygotowania zawodnika.

Ta praca następuje już od pierwszych lat kariery sportowej. W jaki sposób psycholog pracuje z młodym zawodnikiem?

Są różne problemy związane z psychologią dzieci i młodzieży. Takie jak identyfikacja talentu sportowego i psychologiczne wspieranie tego talentu. Musimy pamiętać również o prawach rozwojowych. Dziś do sportu trafiają coraz młodsze dzieci. Ale młody sportowiec nie jest miniaturą mistrza. To w dalszym ciągu dziecko, ze swoimi potrzebami, rozwojem, który rządzi się swoimi prawami. Wszystko musi być uwzględnione tak, żeby to dziecko nie było okaleczane przez sport, tylko jego rozwój był wzbogacany.

Jak przez te wszystkie lata zmieniły się metody pana pracy? Domyślam się, że psychologia sportu jako dziedzina cały czas się rozwija.

Oczywiście. Po angielsku mówimy o psychological skills – treningu umiejętności psychologicznych, koncentracji, wizualizacji, regulacji emocji. Taki trening często jest wspierany przez wykorzystanie nowoczesnej aparatury. Jak chociażby technika biofeedback, gdzie za pomocą specjalistycznej  aparatury zawodnik uczy się kontrolować swoje funkcje fizjologiczne, które na co dzień wydają się być poza naszą kontrolą. To jest chociażby reakcja skórno-galwaniczna, czyli opór elektryczny skóry, zmieniający się w zależności od pobudzenia układu wegetatywnego. Ale też częstotliwość pracy serca, temperatura ciała, częstotliwość oddechu, a nawet częstotliwość fal mózgowych itp.

Jeżeli chodzi o psychologię sportu, badania są bardzo zaawansowane. Mamy w Krakowie bardzo dobre laboratorium psychologiczne, z nowoczesnym sprzętem. On pozwala nie tylko na rejestrację reakcji psychomotorycznych, koncentracji uwagi, odporności na stres, ale może też pełnić funkcję pewnego rodzaju trenażera – jak chociażby aparatura do wspomnianego biofeedbacku. Na przykład ostatnio nabyliśmy bardzo nowoczesną, mobilną aparaturę sześćdziesięcioczterokanałową do EEG.  Możemy badać potencjały czynnościowe w czasie aktywności fizycznej, będąc poza laboratorium.

Badania, które byśmy nazwali podstawowymi, one również mają w sporcie miejsce i z nich się korzysta. Również do wypracowywania jak najlepszych metod treningu psychologicznego. Ale też do diagnostyki, która w sporcie wyczynowym jest bardzo ważna dlatego, że możemy dzięki niej wychwycić zagrożenie na przykład przemęczeniem czy stagnacją w treningu. Monitoring pozwala nam określić w jakiej dyspozycji psychofizycznej jest zawodnik. Jeżeli prowadzimy ten monitoring systematycznie, to możemy odpowiednio wcześniej zapobiegać symptomom zagrożenia, czy też pracować nad odpowiednim przygotowaniem do startu.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję. Mam nadzieję, że nasza rozmowa choć w niewielkim stopniu ukazała złożoność problematyki psychologii sportu i przybliżyła niektóre jej aspekty. A także pokazała, że efekty współpracy sportowców i psychologów widzimy w najpiękniejszych momentach rywalizacji sportowej. A sami sportowcy doświadczają korzyści z takiej pracy także w swoim życiu codziennym.

ROZMAWIAŁ SZYMON SZCZEPANIK

Zdjęcie główne: YouTube – Fundacja Sportu Pozytywnego


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez