Kibice Vervy Warszawa Orlen Paliwa jeszcze do niedawna mogli mieć mieszane humory. Bo o ile we wtorek ekipa Andrea Anastasiego pewnie pokonała Belgów, tak już kolejnego dnia dostała niezłe bęcki od włoskiej Modeny. Wypadało zatem dobrze wypaść w ostatnim grupowym meczu Ligi Mistrzów na ten rok – z Kuzbassem Kemerowo. I jakby nie patrzeć – warszawianie pozamiatali. W końcu jak inaczej nazwać szybkie zwycięstwo (25:22, 25:22, 25:16) z drużyną, której barw broni Iwan Zajcew?
Do końca roku pozostały jeszcze dwa tygodnie, ale polskie zespoły na jakiś czas zakończyły tegoroczne zmagania w europejskiej elicie. Jak pamiętamy – w ubiegłym tygodniu po trzy mecze rozegrały Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn Koźle oraz PGE Skra Bełchatów. Pierwsza z tych drużyn nie przegrała ani razu, a druga raz, ale właśnie przeciwko swojemu rywalowi z PlusLigi. Na parkiet nie wyszedł za to Jastrzębski Węgiel, który – z powodu wykrytych przypadków zakażeń koronawirusem wśród zawodników – zrezygnował z udziału w pierwszym turnieju w ramach fazy grupowej Ligi Mistrzów.
Następnie przyszedł czas na Vervę, która w porównaniu do reszty polskich ekip, trafiła na zdecydowanie najtrudniejszą grupę. Co prawda na pierwszy ogień należało pokonać belgijskie Knack Roesalere i z tym siatkarze z Warszawy problemu nie mieli, ale już kolejne dwa mecze stanowiły spore wyzwania.
Z piekła do nieba
Potencjał warszawian przetestować miała przede wszystkim Modena Volley. Drużyna, która od lat należy do europejskiej czołówki, choć trzeba przyznać, że w tym sezonie jej skład nie wygląda już tak okazale. Nie ma już w nim m.in. Matthewa Andersona, Maxwella Holta, Iwana Zajcewa (podpisał kontrakt z Kuzbassem), a także Bartosza Bednorza, który trafił do Zenitu Kazań. Generalnie – z powodu kłopotów finansowych – doszło do niemałego przemeblowania.
Włosi zdołali jednak w miarę poradzić sobie z osłabieniami – przyszli nowi zawodnicy, którzy spisują się nie najgorzej, co oddaje miejsce, jakie zespół zajmuje w lidze – szóste. Jasne, rewelacji nie ma, ale tragedii też nie. Mówimy przecież o najsilniejszych rozgrywkach na świecie. Było zatem jasne, że Verva, aby odnieść zwycięstwo, będzie musiała wznieść się na wyżyny swoich umiejętności. To się niestety nie udało.
Jaki to był mecz? Bez większej historii. Modena dominowała na zagrywce i przede wszystkim lepiej wyglądała w końcówkach, co było szczególnie widoczne w pierwszej oraz trzeciej partii. Ostatecznie polskiej ekipie nie udało się urwać żadnego seta. Należało to uznać za małe rozczarowanie, ale cóż, zostało jeszcze spotkanie z Kuzbassem Kemerowo.
I trzeba z miejsca podkreślić – rosyjski zespół z Modeną mierzył się już w pierwszym spotkaniu grupy i wcale nie najadł się wstydu. A wręcz przeciwnie – wygrał trzeciego seta, a w czwartym do rozstrzygnięcia potrzebna była gra na przewagi (23:25, 19:25, 25:22, 28:30).
Trudno było zatem z przekonaniem powiedzieć: tak, to Verva jest faworytem w starciu z Kuzbassem. A jednak… zawodnicy Anastasiego wręcz rozbili rosyjską drużyną. Nie tak się tego nazwać inaczej. Trzeba co prawda przyznać, że warszawianom średnio wychodziły początki setów, bo w nich akurat bywało różnie – na przykład pierwszą partię Rosjanie rozpoczęli od prowadzenia 3:0, a w trzeciej wygrywali 5:2. Ale z czasem to Verva dochodziła do głosu. I wygrała cały mecz bez większych problemów (25:22, 25:22, 25:16).
Co tu dużo gadać – nie możemy narzekać na polskie zespoły w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Na dobrą sprawę –jeśli odejmiemy walkowery Jastrzębia – przegrały one w bieżącym sezonie zaledwie jedno spotkanie z zagranicznym zespołem. Na kolejne emocje będziemy musieli jednak poczekać aż do końcówki stycznia, kiedy to kolejny mini-turniej w ramach fazy grupowej zawędruje do hali w Bełchatowie.
Fot. Newspix.pl