Uzbecki patent. Narodziła się nowa bokserska potęga?

Uzbecki patent. Narodziła się nowa bokserska potęga?

Na igrzyskach olimpijskich jako przedstawiciele suwerennego kraju zadebiutowali w 1996 roku. Dwie dekady później byli już hegemonami w boksie, dystansując w klasyfikacji medalowej Amerykanów, Kubańczyków i Francuzów. Wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek – Uzbecy coraz częściej przechodzą na zawodowstwo i w tej odmianie boksu również zaczynają dyktować warunki. Nie byłoby tego bez pewnego Amerykanina, który tuż przed I wojną światową mocno pobłądził…

Uzbekistan zyskał niepodległość w 1991 roku po upadku Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Na całym świecie jest znany z produkcji jedwabiu i bawełny, ale także z ogromnych zapasów złota. W ostatnich latach kolejnym towarem eksportowym staje się boks, który jednak częścią narodowej tożsamości jest od dawna. Kiedy karty rozdawała Moskwa, wielu zawodników z tego rejonu nie mogło w pełni realizować swojego potencjału. Zdarzało się, że decydowały realia brudnej polityki.

Przykład? Rufat Riskijew w latach siedemdziesiątych był jednym z najlepszych pięściarzy świata w kategorii średniej. W 1972 roku został mistrzem ZSRR, a rok wcześniej wygrał Spartakiadę Narodów. Mimo to nie dostał powołania na igrzyska olimpijskie w Monachium. W jego wadze wystąpił Wiaczesław Lemieszew – zdolny pięściarz młodego pokolenia, który urodził się w stolicy, co w końcowym rozrachunku okazało się bezcennym atutem.

Riskijew ostatecznie dostał olimpijską szansę cztery lata później. W zyskaniu przychylności władz niewątpliwie pomogło mu zdobyte w 1974 roku złoto mistrzostw świata. Podczas igrzysk w Montrealu miał jednak pecha – trafił na Michaela Spinksa, wschodzącą gwiazdę amerykańskiego boksu. Srebro uznano za porażkę, ale w Uzbekistanie Riskijew wciąż jest traktowany jako jedna z legend.

Boks od podstaw

Największych sukcesów Rufata nie doczekał Sidney Jackson – amerykański bokser, który jest uznawany za ojca uzbeckiego boksu. W 1914 roku ten zupełnie przeciętny pięściarz objeżdżał Europę z reprezentacją USA, która w różnych miejscach dawała pokazowe występy. Jackson w końcu oddzielił się od kolegów i ruszył w podróż. Latem trafił na tereny dzisiejszej Rosji. Gdy I wojna światowa stawała się realną perspektywą, amerykański konsul poradził mu, by wrócił do domu inną drogą – przez Taszkient, a potem Azję.

Sidney dotarł do dzisiejszej stolicy Uzbekistanu, a tam… skończyły mu się pieniądze. Zaczął zarabiać jako krawiec – w tym również miał duże doświadczenie z lat młodości. Gdy w rejonie zaczęły się walki, dołączył do międzynarodowej grupy zwalczającej antykomunistów. Brał udział w zbrojnych starciach w Kaukazie i Azji Środkowej, za co otrzymał wiele wyróżnień. W 1921 roku – gdy sytuacja odrobinę się uspokoiła – zaczął budować bokserską salę. 

Nie sposób nie docenić kreatywności przybysza. Ring stworzył wykorzystując… liny, których używano na starych statkach. Rękawice? Nie dało się ich po prostu zamówić, bo nikt w okolicy nie znał takiego przedmiotu. Trzeba było je stworzyć od zera ze skóry i końskiego włosia, które kreatywny Sidney pozyskał od lokalnych rzeźników. To była naprawdę praca u podstaw – i to takich absolutnych, które dziś wydają się trudne do wyobrażenia.

Proces trwał długimi latami. Jackson na początku krzewił kulturę fizyczną i ogólnie uczył młodzież sportu – także pływania, tenisa, podstaw lekkoatletyki i koszykówki. Z czasem stawiał coraz mocniej na ukochaną bokserską specjalizację. Trafiali do niego młodzi chłopcy z Taszkientu i okolic, ale w końcu fama o specjaliście zaczęła się nieść coraz szerzej. Do nawróconego Amerykanina trafiała przez to młodzież z innych rejonów ZSRR.

Złoci chłopcy

Historycy rosyjskiego sportu uznają dziś Jacksona za ojca zorganizowanego sportu. To Amerykanin w zamierzchłych czasach uczył dyscyplin nieznanych w rejonie. Nadzorowani przez niego chłopcy z Taszkientu szybko zaczęli wypływać na szerokie wody – najpierw lokalnie, ale w końcu także globalnie. Najbardziej znaną postacią z jego sali był Walerij Popienczenko – chłopak, który wychował się… na dzisiejszych przedmieściach Moskwy.

Jak ktoś taki trafił do Taszkientu? Nastolatek stracił na froncie wschodnim ojca, który był pilotem wojskowym. Matka postanowiła go wysłać do akademii wojskowej, która cieszył się dobrą opinią i kształciła chłopców od 14. roku życia. Jackson był jednym z jego pierwszych trenerów. Popienczenko nie poleciał na igrzyska olimpijskie w 1960 roku, bo odpadł w krajowych mistrzostwach w półfinale. Z czasem stał się jednak poważnym graczem – w 1963 roku zdobył złoto mistrzostw Europy.

Rok później w Tokio był jednym z faworytów do złota. Podczas turnieju błysnął nieprawdopodobną formą. W półfinale pokonał przed czasem Tadeusza Walaska, odwdzięczając się Polakowi za porażkę sprzed roku. W sumie wygrał wszystkie cztery olimpijskie walki – finał zakończył się w niespełna minutę. Popienczenko wracał do domu z trofeum Vala Barkera, które dostaje najlepszy pięściarz całych igrzysk.

W kraju dominował nieprzerwanie do 1965. W tym samym roku sięgnął po drugie złoto mistrzostw Europy i zakończył karierę. Nie miał wtedy nawet trzydziestu lat, ale postanowił poszukać nowej drogi w życiu. Wybrał… studia inżynierskie. Potem w Taszkiencie do głosu zaczęli dochodzić inni – ze wspomnianym wcześniej znakomitym Rufatem Riskijewem.

Sidney Jackson nie doczekał sukcesów wychowanków kolejnych generacji – zmarł w 1966 roku w wieku 80 lat. Do końca pozostawał aktywny i doceniany. Na ulicach żegnały go tysiące wdzięcznych mieszkańców Taszkientu, który od zera doszedł do poziomu bokserskiej potęgi. Jego niecodzienną biografię i wpływ na życie lokalnej społeczności celnie podsumował James Riordan.

“Amerykanin, którego los rzucił na rosyjskie brzegi w czasach cara Mikołaja II, przeżył tam dwie wojny światowe, dwie rewolucje, wojnę domową, głód, okres masowego terroru, a potem rządy Lenina, Stalina, Chruszczowa i Breżniewa. Co więcej – ten ledwo wykształcony żydowski pięściarz ze slumsów Bronxu został tam profesorem od języka angielskiego, zasłużonym trenerem ZSRR i bohaterem, który na zawsze będzie częścią muzeum rosyjskiego boksu” – ocenił pisarz zgłębiający tajniki radzieckiego sportu.

„Biały Tyson” leje giganta

Dowodów na potwierdzenie tych słów nie trzeba szukać – co roku w Taszkiencie odbywa się bokserski memoriał imienia Sidneya Jacksona. Uzbecy dopiero ostatnio znaleźli się na fali, ale mieli solidne podwaliny. W 1996 roku w Atlancie świat sportu po raz pierwszy zobaczył reprezentację Uzbekistanu startującą w narodowych barwach. Podczas tych igrzysk udało się jej zdobyć pierwszy pięściarski medal – Karim Tułaganow sięgnął po brąz w kategorii junior średniej.

Cztery lata później było jeszcze lepiej. Złoto zgarnął Muhammadqodir Abdullajew, który wcześniej pokazał klasę także na mistrzostwach świata. Brąz w najcięższej kategorii wywalczył Rustam Saidow, a w nieco niższym limicie o medal otarł się Rusłan Czagajew. Wkrótce najlepsi Uzbecy zaczęli szukać szczęścia na zawodowstwie – Abdullajew boksował nawet o pas mistrza świata kategorii superlekkiej z Miguelem Cotto (23-0). Tego samego przeciwnika pokonał na ringach olimpijskich w Sydney w drodze po złoto.

Dużo lepiej wśród profesjonalistów radził sobie Czagajew, który stał się nawet znany jako… “Biały Tyson”. Podobnie jak “Żelazny Mike” nie zaliczał się do gigantów – mierzył zaledwie 185 cm. Mimo to zapisał się w historii jako pierwszy człowiek, który wykoleił wielkoluda – Nikołaja Wałujewa (46-0). Wygrywając zyskał wtedy także tytuł mistrza świata federacji WBA. Potem walczył w innych znaczących pojedynkach, ale lepsi okazywali się Władimir Kliczko (52-3) i Aleksander Powietkin (21-0).

Igrzyska w 2008 i 2012 roku były mniej urodzajne – Uzbecy wywalczyli w sumie tylko jeden medal. Po powrocie z Londynu przeprowadzono jednak głęboką reformę. Wymieniono większość działaczy w bokserskiej federacji i postanowiono nieco inaczej szkolić najzdolniejszych zawodników. Pół roku przed igrzyskami w Rio wysłano ich na Kubę, gdzie długimi tygodniami sparowali z najlepszymi pięściarzami świata. Rozwijali nie tylko bokserskie rzemiosło, ale także pokonywali kolejne bariery psychologiczne.

Boks to sztuka – właśnie tego nauczył nas Sidney Jackson. Są określone zasady i walka odbywa się w humanitarny sposób. Nasi trenerzy do dziś powtarzają zawodnikom – boksujcie, nie bijcie się. Wszystko zależy nie od siły rąk i mięśni, a od umysłu – tłumaczy Murodjon Mamadaliew, sekretarz generalny krajowej federacji bokserskiej.

Pieniądze, dyktator i kontrowersyjny biznesmen

Rozwój boksu w Uzbekistanie nie byłby w ostatnich latach możliwy gdyby nie jeszcze jeden drobny szczegół – potok pieniędzy, którego przepływem sterują najwyższe władze państwowe. Prezydentem kraju do 2016 roku był Islom Karimow, który sprawował ten urząd… nieprzerwanie od 1991 roku. Już na pierwszy rzut oka coś tu nie gra i faktycznie – przy każdych wyborach pojawiały się zarzuty o ich mocno niedemokratyczny charakter. Od 2016 roku rządzi Szawkat Mirzijojew, który dla tej posady zakończył 13-letnią kadencję w roli premiera.

Bliskie związki z uzbeckim boksem miał przez wiele lat Gafur Rachimow – odwołany niedawno w niesławie prezydent Międzynarodowej Federacji Boksu Amatorskiego (AIBA). W ojczyźnie był wziętym biznesmenem, który na początku lat dziewięćdziesiątych dorobił się milionów na handlu bawełną – tak przynajmniej głosiła oficjalna wersja. Potem przez dwie kadencje był wiceprezesem krajowego komitetu olimpijskiego i miał ogromny wpływ na krajowy boks. 

Gdy w 2017 roku obejmował rządy w AIBA, od razu pojawiły się kontrowersje. Rachimow jest podejrzewany przez amerykańskie służby o udział w zorganizowanych grupach przestępczych – konkretnie o pranie brudnych pieniędzy i handel narkotykami. Jego kadencja zbiegła się z tym, że Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) w końcu pękł i postanowił odebrać organizacji nadzór nad turniejem boksu na igrzyskach.

Kontrowersje wokół niektórych działaczy w żaden sposób nie zmieniają jednak tego, że reprezentanci Uzbekistanu w 2016 roku wzięli Rio szturmem. Z dziesięciu reprezentantów aż siedmiu wróciło z medalami, a kraj dzięki temu wygrał klasyfikację medalową. Najlepszym pięściarzem imprezy uznano Hasanboya Dusmatowa, który startował w najniższej kategorii wagowej. Oprócz tego złoto wywalczyli jeszcze Szakhobidin Zoirow (kategoria musza) i Fazliddin Gaibnazarow (kategoria junior średnia). 

Uzbecy na igrzyskach w Rio 2016 (w nawiasie aktualny bilans na zawodowstwie):

  • Hasanboy Dusmatow – złoto w kategorii junior muszej (1-0, 1 KO)
  • Szakhobidin Zoirow – złoto w kategorii muszej (3-0, 2 KO)
  • Murodjon Achmadaliew – brąz w kategorii koguciej (8-0, 6 KO)
  • Hurszid Tojibajew – odpadł w ćwierćfinale kat. lekkiej (4-0, 2 KO)
  • Fazliddin Gaibnazarow – złoto w kategorii junior półśredniej (8-1, 6 KO)
  • Szakhram Gijasov – srebro w kategorii półśredniej (9-0, 7 KO)
  • Bektemir Melikuziew – srebro w kategorii średniej (5-0, 4 KO)
  • Elshod Rasulow – odpadł w pierwszej rundzie
  • Rustam Tułaganow – brąz w kategorii ciężkiej (3-0, 1 KO)
  • Bakhodir Żałowow – odpadł w ćwierćfinale kategorii superciężkiej (6-0, 6 KO)

Zdecydowana większość olimpijczyków dziś realizuje się w gronie profesjonalistów. Najdalej zaszedł Achmadaliew, który już w ósmym występie pobił Daniela Romana (27-2-1) – posiadacza dwóch pasów mistrzowskich w kategorii superkoguciej. W całym boksie zawodowym nie ma dziś kogoś, kto byłby czempionem z mniejszą liczbą walk na koncie, co najlepiej oddaje rangę tego niecodziennego osiągnięcia.

W ślady rodaka zaraz pójdą następni – w rankingach kategorii superśredniej już pojawił się mocno bijący Melikuziew, o którym dużo mówi pseudonim “Bully” („łobuz”). Szybciej walkę mistrzowską może dostać potwornie utalentowany Gijasov, który jest odważnie prowadzony. Według promotorów już w tej chwili nie obawia się żadnego przeciwnika w mocno obsadzonej kategorii superlekkiej.

Ciekawym przypadkiem jest najcięższy z tego grona. Żałowow to mocno bijący mańkut, który ma dopiero 26 lat – jak na kategorię ciężką można go uznać za zawodnika jeszcze mocno początkującego. Na razie pokonał przed czasem każdego zawodowca spotkanego na drodze, ale największym echem odbił się jego niedawny nokaut… na ringach amatorskich. Tak, w 2019 roku zdążył jeszcze zostać amatorskim mistrzem świata – po prostu korzysta z furtki umożliwiającej zawodowcom między innymi walkę o igrzyska. 

Nie wszyscy jednak mają z górki. Gaibnazarow – złoty medalista z Rio – w przedostatnim występie przegrał z niewygodnym Mykalem Foxem (19-1). Walka była twarda i wyrównana, a w końcowym rozrachunku sporo ważyły punkty odebrane Uzbekowi za nieczyste zagrania. Nie można go jednak skreślać – w końcu jego karierę prowadzi Egis Klimas, który doprowadził do sukcesów między innymi Wasyla Łomaczenkę (14-1, 10 KO) i Ołeksandra Usyka (17-0, 13 KO).

Być może najdalej z Uzbeków zajdzie ten, o którym w 2016 roku jeszcze nikt tak na dobrą sprawę nie mówił. Israil Madrimow (5-0, 5 KO) nie załapał się na bilet do Rio. Dziś szturmem podbija rankingi i mimo zaledwie pięciu walk na koncie lada moment może walczyć o pas mistrza świata organizacji WBA w kategorii junior średniej. Zachwycony jego stylem jest Eddie Hearn, który współprowadzi karierę pięściarza w USA. 

W tych pierwszych zawodowych walkach chciałem pokazać na co mnie stać. Niektórzy mnie krytykują, że nie pokazuję jeszcze odpowiedniej defensywny, ale to dlatego, że z tymi rywalami po prostu nie musiałem. Chciałem wyjść i ich zmiażdżyć! Na co dzień sparuję z zawodnikami kategorii półciężkiej i w ringu ruszam się inaczej. Wiem, że przyjdzie taka walka, gdzie moja defensywa będzie istotna, ale będę na nią gotowy – tłumaczy Madrimow, którego często porównuje się do Giennadija Gołowkina (40-1-1, 35 KO).

Przyszłość boksu należy do Uzbeków – to wydaje się pewne. Style pięściarzy z tego kraju dopiero się kształtują, a już przemawiają do wyobraźni kibiców. W ich ringowej postawie wciąż widać jednak echa filozofii ojca założyciela uzbeckiego boksu. – Na wojnie dwóch generałów operuje w zamkniętej przestrzeni. Kiedy ta przestrzeń jest duża, to łatwo ustalić taktykę i strategię. Jeśli zaczyna się zmniejszać, to robi się trudniej. Właśnie dlatego pięściarz przede wszystkim musi używać głowy – te słowa Sidneya Jacksona nie straciły na aktualności nawet wiele dekad po jego śmierci.

KACPER BARTOSIAK

Fot. Newspix


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez