Z zakończonych w USA prób olimpijskich dowiedzieliśmy się, że Amerykanie podczas igrzysk w niektórych konkurencjach mogą sobie przyznawać medale już przed startem, bo każde inne rozstrzygnięcie niż zwycięstwo ich reprezentantów byłby sensacją. W ostatnich dniach krajowych zmagań Jankesi nie zwalniali tempa wykręcania fenomenalnych wyników, z czego najgłośniejszy jest ten, pobity dzisiejszej nocy – oczywiście polskiego czasu. Sydney McLaughlin ustanowiła nowy rekord świata w biegu na 400 metrów przez płotki!
Już w poprzednich dniach amerykańskich prób olimpijskich działo się naprawdę sporo. Trayvon Bromell udowodnił, że kiedy tylko zdrowie mu dopisuje, to aktualnie jest najlepszym sprinterem na świecie. Rudy Winkler stoczył wyrównany, korespondencyjny pojedynek w rzucie młotem z naszym Pawłem Fajdkiem. Ale wszystkich przyćmił Ryan Crouser, który wręcz zdemolował stary rekord świata w pchnięciu kulą, poprawiając go o dwadzieścia pięć centymetrów – na 23.37.
Dziś do kulomiota dołączyła Sydney McLaughlin, której to nazwisko w najbliższym czasie będzie widniało obok skrótu WR. Młoda – bo zaledwie dwudziestojednoletnia – Amerykanka wygrała bieg na 400 metrów przez płotki w czasie 51.90. Tym samym jest pierwszą kobietą w historii, która w tej konkurencji przełamała barierę pięćdziesięciu dwóch sekund. A w pokonanym polu zostawiła nie byle kogo, bo dotychczasową rekordzistkę globu, Dalilah Muhammad. Ta druga, już doświadczona biegaczka, ustanowiła rekord podczas mistrzostw świata w Dosze. Wtedy za jej plecami przebiegła właśnie McLaughlin.
Analogii do katarskiego biegu sprzed dwóch lat jest tutaj więcej. W jednym i drugim przypadku to Muhammad startowała z bardziej zewnętrznego pola, zatem McLaughlin musiała ją gonić. I w Dosze również czyniła to bardzo skutecznie, wyraźnie zbliżając się do swojej rodaczki, jednak zabrakło jej kilku metrów. Zatem obie przyjęły identyczną taktykę, jak dwa lata temu. Z małym, ale jakże istotnym wyjątkiem.
Sydney, prowadzona przez nowego szkoleniowca, Boba Kerseea – który trenuje również Allyson Felix – wiedziała, że dwa lata temu zachowała więcej sił na finiszu. Zatem w Eugene nieco go wydłużyła, przypuszczając atak już od czwartego płotka od końca – nie od trzeciego, jak to miało miejsce dwa lata temu. Taka zmiana wypaliła idealnie, ale najlepsze jest to, że w Sydney widać jeszcze rezerwy. Bardzo możliwe, że w Tokio zgarnie złoty medal z kolejnym oszałamiającym wynikiem.
Blisko, ale nie dość blisko
Ciekawie było również w męskiej rywalizacji biegu na 400 metrów przez płotki. W kwestii pobicia rekordu świata przyzwyczailiśmy się do tego, że od dwóch lat Karsten Warholm próbuje wymazać rezultat Kevina Younga – 46.78 – z 1992 roku, ustanowiony podczas igrzysk w Barcelonie. Do tej pory Norwegowi brakowało jedenaście setnych do jego wyrównania. Natomiast przed dwoma dniami Rai Benjamin zbliżył się do rekordu zaledwie na pięć setnych sekundy. Zatem obecnie to on jest najszybszym czynnym zawodnikiem w historii na tym dystansie.
Ameryka płotkami stoi – chciałoby się powiedzieć, gdyby nie fakt, że reprezentacja USA jest mocna w większości konkurencji lekkoatletycznych. Ale na zawodach w Eugene zabłysnął kolejny płotkarz – Grant Holloway, którego od rekordu świata swojego rodaka, Arlesa Merritta w biegu na 110 metrów przez płotki (12.80) dzieliła zaledwie jedna setna sekundy. Już bliżej rekordu po prostu nie można być – następnym krokiem jest jego wyrównanie lub pobicie. A w tym Holloway ma doświadczenie. W tym roku w sezonie halowym podczas mityngu w Madrycie poprawił najlepszy wynik w biegu na 60 metrów przez płotki, wcześniej należący do Colina Jacksona.
Na szczególną uwagę – choć w tym przypadku do ustanowienia nowego rekordu świata brakło sporo – zasługuje wyczyn Gabrielle Thomas. Amerykanka co prawda nie biega od wczoraj, ale trudno było ją zaliczać do ścisłej czołówki biegu na 200 metrów. Do tej pory była uznawana za solidną biegaczkę, ale startowała głównie w zawodach ligi NCAA – profesjonalistką została dopiero w październiku 2018 roku. Kibice nie mieli okazji zobaczyć jej chociażby na ostatnich mistrzostwach świata. Jednak w Eugene objawiła się nowa gwiazda kobiecych sprintów, która na próby olimpijskie przyjechała w życiowej formie.
Każdy z trzech biegów kończyła w czasie poniżej dwudziestu dwóch sekund. W tym ten finałowy, w którym największą uwagę przyciągała… Allyson Felix, dla której igrzyska w Tokio miałby być pożegnalnymi. Tymczasem Thomas przyćmiła wszystkich, na czele ze swoją idolką, która zajęła piątą pozycję i nie pojedzie do Japonii. Jednak nie wygrana, a styl robią największe wrażenie. 21.61 to czas w jakim Thomas uporała się z pokonaniem dwustu metrów. To trzeci najlepszy rezultat w historii kobiecego sprintu. Kiedykolwiek szybciej biegała tylko jedna zawodniczka – Florence Griffith-Joyner, wokół której rekordów przez lata narosło sporo wątpliwości.
Polsko-amerykańska wojna na rzuty
Wspominaliśmy już o korespondencyjnym pojedynku w rzucie młotem, toczonym pomiędzy Pawłem Fajdkiem a Rudy’m Winklerem. Tak się składa, że obaj dwukrotnie startowali tego samego dnia w zupełnie innych miejscach, lecz osiągali porównywalne rezultaty. 22 maja w Hiszpanii zawodnik Grupy Sportowej ORLEN rzucił 81.62, na co Amerykanin w zawodach w Tuscon odpowiedział wynikiem 81.44. Natomiast 20 czerwca, podczas 67. ORLEN Memoriału Kusocińskiego Polak zwyciężył w konkursie z wynikiem 82.14. Winkler przebił to podczas odbywających się tego samego dnia prób olimpijskich – rzucił 82.71. Paweł najwyraźniej uznał, że ostatnie słowo musi należeć do niego i w piątek podczas mistrzostw Polski posłał młot na odległość 82.82. Kibice już zacierają ręce na myśl o bezpośrednim starciu tych zawodników. A nie zapominajmy o Wojciechu Nowickim, który też należy do elity światowego rzutu młotem.
Wygląda na to, że w przypadku kobiecego młota również szykuje nam się rywalizacja polsko-amerykańska. Lecz o ile możemy powiedzieć, że wśród panów to nasz zawodnik jest faworytem, o tyle u pań sytuacja wygląda zgoła inaczej. 26 czerwca nasze zawodniczki rywalizowały w mistrzostwach Polski. Zwyciężyła Malwina Kopron z wynikiem 75.42. Drugie miejsce zajęła Anita Włodarczyk, która rzuciła 74.06. Obie poprawiły swoje najlepsze rezultaty w tym sezonie.
I to nas musi cieszyć, bo w chwili obecnej konkurencja z Ameryki znajduje się kilka metrów przed nimi. W szczególności groźne są Brooke Andersen oraz DeAnna Price. Pierwsza z nich w tym sezonie regularnie rzuca powyżej 77 metrów. To wynik, który Malwina Kopron chce złamać, ale ta sztuka jeszcze nigdy się jej nie udała – przynajmniej na oficjalnych zawodach. Z kolei DeAnna Price wprost zmiotła konkurencję podczas US Trials, posyłając młot na odległość 80.31. Tym samym wstąpiła do elitarnego – bo do tej pory jednoosobowego – klubu kobiet, które potrafiły rzucić młotem powyżej osiemdziesięciu metrów. Do tej pory ta sztuka udawała się wyłącznie zawodniczce Grupy Sportowej ORLEN – Anicie Włodarczyk.
Jednak na dziś Włodarczyk nie ma co marzyć o tak dalekich rzutach. Czas do igrzysk ucieka nieubłaganie – 1 sierpnia nasze zawodniczki (zobaczymy jeszcze Joannę Fiodorow) wyjdą do koła na Stadionie Narodowym w Tokio, gdzie powalczą w eliminacjach rzutu młotem kobiet. Dwa dni później odbędzie się finał tej konkurencji. To nieco ponad miesiąc czasu na przygotowanie. Nie bijemy jeszcze na alarm, że nie zdobędziemy medalu w dyscyplinie, która zawsze nam ów medal przynosiła. Ale z tyłu głowy mamy myśli, że o krążek może być naprawdę ciężko.
Fot. Newspix