Poszli naprzeciw logice, przedzierając się przez nieuczęszczane wcześniej szlaki. Połączyli dziedziny, które się nie łączą. Co stało na przeszkodzie, aby zamienić chociażby tory wyścigowe na lodowisko? Wystarczyła odrobina chęci. I ogrom talentu. Przedstawiamy sylwetki pięciu olimpijczyków, którzy zdobyli medal zarówno na letnich, jak i zimowych igrzyskach.
Prekursor odnosił sukcesy w pierwszej połowie XX wieku i brał udział w obu wojnach światowych. Ostatni palec u ręki wskazuje na Afroamerykankę, która sportową karierę zakończyła w roku 2015. Jest ich piątka. Pięć jest też narodowości, a jeszcze więcej dyscyplin. Należeli do różnych epok, ale łączy ich jedno niesamowite osiągnięcie.
Superbohater z uczelni
Kiedy miał zaledwie roczek, jego ojciec zginął w wypadku na torach kolejowych. Ciężar wychowania czwórki dzieciaków, w tym małego Eddiego, spadł na barki samotnej matki. Cała rodzina utrzymywała się z prowadzonych przez nią lekcji języków obcych. Edward Eagan nie miał łatwego dzieciństwa. Zainspirowany postacią Franka Merriwela, bohatera powieści Gilberta Pattena, prawdziwego wzoru dla chłopców urodzonych na początku XX wieku, ruszył w pościg za marzeniami. Dotyczyły one boksu oraz edukacji. Studia na Uniwersytecie w Denver przerwał wybuch I wojny światowej. Tak jak wielu młodych Amerykanów, tak i przyszły medalista olimpijski został wysłany na front. Po zakończeniu konfliktu zbrojnego wrócił do nauki, przenosząc się do słynnego Yale (gdzie uczęszczał wspomniany Merriwel). Potem studiował również na Harvardzie oraz Oxfordzie.
Jeszcze podczas ostatniego roku studiów Amerykanin pojechał na igrzyska olimpijskie Antwerpia 1920. Jego agresywny oraz rzadki jak na tamte czasy styl walki, zapewnił mu złoty medal w wadze półciężkiej. Pokonał Thomasa Holdstocka z RPA, Harolda Franksa z Wielkiej Brytanii, a w finale po jego ciosach padł Sverre Sorsdal z Norwegii. Tym samym 23-letni student prawa został mistrzem olimpijskim. Brzmi zdumiewająco, ale w tamtych czasach łączenie edukacji z uprawianiem sportu na wysokim poziomie, nie należało do rzadkości. Po kilku latach porzucił boks i skupił się na karierze zawodowej w branży prawniczej. Kiedy wydawało się, że ze sportem będą łączyć go już tylko okazyjne przebieżki i wizyty w hali, Eagan otrzymał nietypową propozycję. W 1932 roku Jay O’Brien zaproponował mu miejsce w… zespole bobslejowym. Tak wspominała to jego żona: – Edward wrócił z obiadu od Jaya i powiedział:
Zgadnij co się stało! Wystartuję w zimowych igrzyskach olimpijskich!
Nie przeszkadzało mu, że nigdy wcześniej nie jeździł w bobsleju, a treningi rozpoczął zaledwie trzy tygodnie przed rozpoczęciem igrzysk. Gdyby nie szalony pomysł kolegi, Eagan nie zapisałby się grubymi literami na kartach historii. A tak został jedynym sportowcem, który stanął na najwyższym stopniu podium na igrzyskach letnich oraz zimowych. Co ciekawe, w jego zespole – poza O’Brienem – znajdował się też Billy Fiske. Amerykański pilot, który osiem lat później zginął w Bitwie o Anglię.
– To na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Jazda trwała około dwóch minut, ale wydawało się jakby ciągnęła się w nieskończoność. Pamiętam przewijające się, pokryte śniegiem obrazy. Pędziliśmy kilka cali nad ziemią, bez żadnego poczucia bezpieczeństwa. Mocno trzymałem się pasów, moje ręce się ślizgały, ale udało mi się to przetrwać – tak po latach swój start na zimowych igrzyskach wspominał Edward Eagan.
Frank Merriwell był fikcyjnym superbohaterem. Uprawiał futbol, bejsbol, koszykówkę, biegał, a wolnym czasie rozwiązywał zagadki i pomagał pokrzywdzonym. Nie pił, nie palił i regularnie pracował nad kondycją i formą. Edward Eagan też został superbohaterem. Pozostaje nim do dziś.
Samotność mistrzyni
Miała 13 lat i rozglądała się w sklepie za tanim piwem. W szczególności Extra Old Stock, który nie błyszczał walorami smakowymi, ale zawierał znacznie większy procent alkoholu od innych produktów. W tamtym czasie wielokrotnie uciekała z domu, eksperymentowała z używkami i z wielką zawziętością, unikała chodzenia do szkoły. Jej problemy miały swój początek kilka lat wcześniej, kiedy kłótnie rodziców nasilały się coraz bardziej, aż doszło do rozstania.
Po latach Clara Hughes została ikoną kanadyjskiego sportu. Dwukrotna medalistka olimpijska w kolarstwie z Atlanty, która w XXI wieku przerzuciła się na łyżwiarstwo, zdobywając cztery krążki w ciągu trzech osobnych igrzyskach.
Zanim zbudowała swój obecny pomnik, musiała po raz kolejny uporać się z demonami. W 1996 roku znowu stała się mała i nieistotna. Z igrzysk w Atlancie przywiozła dwa brązowe medale. Brązowe. Nie była najlepsza, więc poczuła się najgorsza.
Chorobę tłumaczyła sobie post-olimpijskim przeciążeniem. Wszystko miało szybko minąć. Aby zająć czymś myśli, w pełni oddała się treningom. W ciągu roku przejechała około 23 tysięcy kilometrów. Ponad 60 kilometrów na dzień. Dokuczały jej problemy ze snem, a nad wszystkim co robiła, dominowało nieustanne zmęczenie. Każdego dnia zakrywała uczucia maską, aż do momentu kiedy podczas rozmowy z kadrowym doktorem wybuchła płaczem.
Depresję pokonała w domowym zaciszu. Świat o jej problemach dowiedział się dopiero w 2010 roku. To wtedy Hughes zadecydowała się opowiedzieć o swojej przyszłości. Nie tylko wydarzeniach po Atlancie, ale również ciężkim dorastaniu. – Nieważne co i gdzie wygrałam, wciąż miałam w sobie pustkę, czy też poczucie nienawiści i beznadziejności – opowiadała sześciokrotna medalistka olimpijska.
Obok innej łyżwiarki, Cindy Klassen jest najbardziej utytułowanym kanadyjskim sportowcem w historii igrzysk olimpijskich. Obecnie pomaga osobom, które zmagają się z tymi samymi problemami co kiedyś ona. W ramach programu “Let’s Talk Mental Health” opowiada o swoich doświadczeniach i tym co się dzięki nim nauczyła. W 2015 roku wyszła jej książka “Open Heart, Open Mind”. Clara Hughes stanowi ważny przykład. Nikt nie jest nietykalny i nie do złamania, nawet herosi których podziwiamy w telewizji.
W imię pana
Była najszybszą kobietą na świecie.
Poczuła też co to wstyd. Zawiodła cały kraj, a przynajmniej tak jej się wydawało.
Amerykańska biegaczka Lauryn Williams stanowiła jedną czwartą sztafety 4×100 m – murowanego faworyta do złotego medalu igrzysk Ateny 2004. Głośno mówiło się też o rekordzie świata, bo kiedy sparujesz najzdolniejszą biegaczkę młodego pokolenia z Marion Jones (wówczas jeszcze unikającą sprawiedliwości), trudno nie oczekiwać wielkich sukcesów. Na drugiej zmianie Marion długimi susami wyprowadziła Amerykanki na prowadzenie. Po chwili miała przekazać zmianę świeżo upieczonej wicemistrzyni olimpijskiej. Wyciągnęła rękę w jej kierunku, ale tylko musnęła pałeczką opuszki jej palców. Kiedy biegaczki wreszcie się zgrały, a pałeczka znalazła się w ręce Lauryn, było już za późno. Dyskwalifikacja i koniec marzeń o złotym medalu. O jakimkolwiek medalu.
Wszystko przebiegło błyskawicznie. Miała być najszybsza. To na nią najbardziej liczyły koleżanki, a przede wszystkim amerykańscy kibice. Niestety popełniła najprostszy z możliwych błędów. Wystarczyło trochę spokoju, więcej cierpliwości. Po biegu przypadkowo spotkała Sanye Richards-Ross, która w Atenach wywalczyła swój pierwszy z pięciu medali olimpijskich. Oczekiwała krytyki, głosu przepełnionego fałszywym zaskoczeniem:
“Co się stało?”
“Co za pech!”
“Niebywałe!”
Lecz usłyszała tylko: Chodź tu, pozwól mi popłakać za ciebie.
Czas zamazuje rany. Po roku Lauryn Williams znalazła się na szczycie sprinterskich rankingów, zostając mistrzynią świata w biegu na 100 metrów oraz sztafecie 4×100. Dwa lata później w Osace w indywidualnym biegu była druga, a wraz koleżankami po raz kolejny wygrała sztafetę 4×100. Nadchodził czas odkupienia. Pekin 2008.
Tym razem jednak o Amerykankach nie mówiło się w kontekście absolutnego pewniaka. Coraz lepiej zaczynały biegać Jamajki, które zdominowały finał królewskiego dystansu, zgarniając… całe podium. Lauryn finiszowała dopiero czwarta, a przed nią chociażby 21-letnia Shelly-Ann Fraser-Pryce, która zdobyła wtedy swój pierwszy złoty medal olimpijski. Jak się okazało, nad igrzyskami panowała prawdziwa klątwa. Jamajki popełniły ten sam błąd co faworytki sprzed czterech lat i co oznaczało dyskwalifikację. Ku zaskoczeniu złote medale nie zawisły na szyjach Amerykanek! Albowiem odpadły już w pierwszej rundzie. Po raz kolejny z winy Lauryn, która opuściła pałeczkę przekazaną przez Torri Edwards. Historia zatoczyła koło.
W 2010 roku Lauryn postanowiła odpocząć od sportu. Zwróciła się w kierunku religii i wreszcie zaznała spokoju ducha, którego nie czuła od lat. Regularne spotkania i czytanie Biblii w towarzystwie grupy nowo poznanych przyjaciółek zmieniły jej życie: – Nie interesowało ich to, że jestem sportowcem. Liczyło się, że jak każdy, jestem dzieckiem Boga. A on nas kocha i chce dla nas najlepiej. Wszystko co robiłam, zaczęłam robić dla niego – mówiła w dokumentalnym filmie “Struggle&Triumph”.
Wróciła na igrzyska w Londynie. Startowała tylko w sztafecie. Nie otrzymała okazji do biegu w finale, ale dzięki udanym eliminacjom przyczyniła się do późniejszego sukcesu koleżanek. Po dwóch dyskwalifikacjach z rzędu, Stany Zjednoczone zostały mistrzem olimpijskim w biegu 4×100 kobiet. Trzydzieści lat to zaawansowany wiek dla sprinterki. Są wyjątki, bo choćby Allyson Felix oraz Fraser-Pryce udowodniły w ostatnich latach, że można z powodzeniem rywalizować ze znacznie młodszymi rywalkami. Lauryn po igrzyskach w Londynie uznała jednak, że przyszedł czas aby powiedzieć stop. Do sportu wróciła jednak bardzo szybko, zamieniając bieżnię na bobslejowe tory.
Ze swoim warunkami fizycznymi, połączeniem szybkości i siły, nadawała się do tej dyscypliny idealnie. W końcu w bobsleju dużą rolę ogrywa rozpędzenie, moment w którym zawodnicy biegną i pchają pojazd przed siebie. W 2013 roku Lauryn zadebiutowała w Pucharze Świata, a rok później pojechała na igrzyska do Soczi. Wraz z Elaną Meyers zdobyła srebrny medal w dwójkach. – Srebro było delikatnie rozczarowujące, ale kiedy zorientujesz się, że należysz do takiej piątki olimpijczyków, wypada tylko się uśmiechnąć. Przytrafiło mi się coś niesamowitego. Bóg nie chce żebym myślała tylko o złocie. Moim głównym celem w życiu, jest przynosić chwałę Bogu, a nie sobie – opowiadała Lauryn Williams.
Złota piątka
Na kiepskie warunki miał prawo narzekać nie tylko na skoczni, ale również na wodzie. Jego osiągnięcie jest prawdopodobnie najbardziej wyjątkowe ze wszystkich, które wymieniliśmy. Jacob Tullin Thams zdobył medale olimpijskie w skokach narciarskich oraz żeglarstwie. Imponujące połączenie.
W 1928 roku skoki narciarskie zadebiutowały w programie igrzysk. Norweg został ich pierwszym triumfatorem w historii. Cztery lat później również podchodził do turnieju olimpijskiego jako jeden z faworytów. W drugiej serii nie zdołał jednak ustać skoku na odległość… 73 metrów. Przez obniżone noty za styl skończył rywalizację pod koniec stawki. Żarty na bok, bo w tamtych czasach rekord świata wynosił 82 metry, a nieudany skok Thamsa był i tak o dziewięć metrów dłuższy od próby najlepszego z rywali. Praktykował również biegi narciarskie, ale to akurat nie była jego specjalność. W ciągu trzyletniej przygody w tej dyscyplinie, jego największym osiągnięciem było dwunaste miejsce. Znacznie lepiej poszło mu we żeglarstwie. W wieku 38 lat po raz kolejny sięgnął po olimpijskie laury, zajmując drugie miejsce w klasie 8 metrów. Dołączył tym samym do elitarnego klubu, który zapoczątkował Edward Eagan.
Piątym przedstawicielem tego grona, a w zasadzie przedstawicielką, jest jedyny i w najbliższej przyszłości ostatni sportowiec, który w tym samym roku zdobył medal olimpijski na letnich i zimowych igrzyskach. Christa Luding-Rothenburger stworzyła niezwykle pokaźne CV: trzy medale olimpijskie w łyżwiarskim sprincie, wielokrotne triumfy w Pucharze Świata oraz mistrzostwach świata. W latach 80. za namową Ernsta Ludinga, rozpoczęła treningi kolarskie. Jej trener – a od 1988 mąż – był zdania, że łyżwiarstwo i kolarstwo to ściśle powiązane dyscypliny, które wymagają podobnej pracy mięśni oraz ciała. Szybko okazało się, że zawodniczka do jeżdżenia po torze ma równie duże predyspozycje co do śmigania po lodzie. W 1986 roku została mistrzynią świata w kolarstwie torowym w konkurencji sprinterskiej, rok później dołożyła srebro. W lutym 1988 roku wygrała złoto i srebro w łyżwiarstwie szybkim w Calgary, a kilka miesięcy później srebro w kolarstwie podczas letniej edycji w Seolu. W 1988 roku wygrała złoto i srebro w łyżwiarstwie szybkim w Seulu, a kilka miesięcy później srebro w kolarstwie podczas zimowej edycji w Calgary. Być może natłok ciągłych treningów i startów przełożył się na jej stosunkowo krótką karierę. Ostatni medal do dorobku dołożyła w 1992 roku, w wieku 31 lat.
W obliczu fantastycznych sukcesów, aż trudno uwierzyć że w świecie sportu nie mówi się o nich za wiele. Wygląda na to, że bardziej doceniamy gigantów, którzy przez lata są kojarzeni z jedną dyscypliną. Statystyki stoją jednak po stronie Edwarda Eagana, Jacoba Tullina Thamsa, Christy Rothenburger, Clary Hughes i Lauryn Williams. Olimpijski medal trafił w ręce tysięcy sportowców. A ich jest tylko pięciu.
KACPER MARCINIAK
Fot. wikipedia