Trzy lata temu rzucała w okolicach 50 metrów. Dzisiaj Maria Andrejczyk powalczy o złoto igrzysk

Trzy lata temu rzucała w okolicach 50 metrów. Dzisiaj Maria Andrejczyk powalczy o złoto igrzysk

Do końca igrzysk w Tokio zostało już raptem kilka dni. Wciąż jednak liczymy na kolejne medale polskich sportowców – w tym ten, który ma nadzieję zdobyć Maria Andrejczyk. Nasza oszczepnika jest w świetnej formie, pokazała to najlepiej w tokijskich eliminacjach. Z drugiej strony – wciąż ciągną się za nią problemy zdrowotne. Te nie dają spokoju Polce zresztą od dobrych kilku lat. Mimo tego dzisiaj może zostać nawet mistrzynią olimpijską.

Jak to się zaczęło?

Występ Andrejczyk na igrzyskach w Rio de Janeiro był bez wątpienia jednym z naszych największych pozytywnych zaskoczeń, jeśli chodzi o zmagania lekkoatletów. Dwudziestoletnia wówczas oszczepniczka nie tylko awansowała pewnie do finału (z najlepszym wynikiem!), nie tylko ustanowiła nowy rekord Polski, ale w rozgrywce o medale zaprezentowała się świetnie, mijając się z podium dosłownie o włos. Do trzeciego miejsca zabrakło jej… dwóch centymetrów. A w rzucie oszczepem, to naturalnie tyle, co nic. Barbora Spotakova, legenda tej konkurencji, do której trafił brąz, mogła odetchnąć z ulgą. Ale zapewne spodziewała się, że o tej polskiej dziewczynie jeszcze nieraz usłyszy.

I tak też było. Choć niedługo po igrzyskach w 2016 roku kariera Marii gwałtownie wyhamowała.

Nowa rywalka

Powód? Oczywiście kontuzja. Dokładnie – barku. Andrejczyk straciła cały sezon 2017, nie wystartowała w ani jednym mityngu. Poniekąd mówiliśmy o pechu, ale należało pamiętać, że urazy w oszczepie to normalka. Nie ma bardziej “zaprzyjaźnionej” z kontuzjami konkurencji lekkoatletycznej. Widzimy to na przykładzie choćby obecnego, olimpijskiego sezonu. Warto też przybliżyć wypowiedź Marii z HejtParku na Kanale Sportowym:

– Oszczep to najbardziej nienaturalny ruch, który występuje w lekkiej atletyce. Istotna jest kontuzjogenność danego organizmu. Ja na przykład muszę uważać przede wszystkim na stawy. Zapobiegamy kontuzjom poprzez ćwiczenia na izometrii. To powolne ruchy, ale jest ich tak duża liczba, żebyśmy poczuli piekące uczucie w mięśniach. Do tego systematyczność wykonywanych ćwiczeń. Trzeba to wszystko konsultować z fizjoterapeutą, który ma pojęcie o konkurencji, jaką uprawiamy.

Wracając do przypadku Andrejczyk: jak wspominała, nie bez znaczenia było to, że bark nadwyrężała wielokrotnie, również podczas gry w siatkówkę, którą uprawiała w przeszłości. Do kontuzji musiała podejść ostrożnie. Tak, aby przypadkiem nie pogorszyć sytuacji i w spokoju wracać do zdrowia. Choć sama oszczepniczka nie spodziewała się pewnie, że jej przerwa potrwa… niemal dwa lata.

Na stadionie zobaczyliśmy ją bowiem ponownie dopiero w czerwcu 2018 roku. To niesamowite, ale po sukcesie w Rio, częściej pojawiała się choćby… na portalach plotkarskich niż na mityngach. Oczywiście nie ze swojej winy. Dążymy po prostu do tego, że popularności naszej oszczepniczce nie brakowało. Świadczyły o tym choćby propozycje matrymonialne, które otrzymywała. – Było ich strasznie dużo. Nie ukrywam, to bardzo połechtało moje ego. Nie odpisywałam – podejrzewam, że byli na to przygotowani. Wtedy jeszcze nie miałam partnera. Do mojej mamy też pisali – paru do teściowej chciało uderzyć! (śmiech) Czy to było miłe…? Dziwne i trochę straszne – wspominała w HejtParku.

Jak wyglądała forma Andrejczyk w 2018 roku? Nie ukrywajmy – słabo, nawet bardzo słabo. Rekordzistka Polski nagle nie była w stanie regularnie pokonywać 50 metrów. Jej najlepszy wynik tamtego sezonu? 54.24. Taka odległość pozwoliła jej zająć dopiero 6. miejsce na niezbyt dużym mityngu w Finlandii. Podczas mistrzostw Polski zakończyła zaś rywalizację na 5. miejscu. Zatem owszem, nie wyglądało to obiecująco. Ale też nie mogło. Skoro Andrejczyk straciła dwa lata, jasne było, że musi tę formę powoli odbudowywać. I dokładnie to robiła.

W pierwszym, marcowym, starcie w 2019 roku wreszcie przekroczyła 60 metrów. I choć kolejne miesiące nie przyniosły szczególnego progresu, dało się wyczuć, że Andrejczyk wraca do dobrej dyspozycji. Naprawdę błyszczeć zaczęła jednak dopiero w kolejnym sezonie. 65.70 metrów osiągnięte na Memoriale Kamili Skolimowskiej to już naprawdę była petarda, jej drugi najlepszy wynik w karierze. Zaznaczmy jednak jedną rzecz – pewne problemy zdrowotne wciąż się jej trzymały. Po prostu nie były na tyle poważne, aby kompletnie wykluczyć ją z występów na stadionie.

– Przed sezonem miałam mieszane uczucia, tuż po operacji stawu skokowego myślałam, że może nawet nie będę startować. Natomiast jak już się to stanie, to będę rzucać w granicach 55-58 metrów. W lipcu na obozie w Cetniewie rzuciłam jednak 62.5 metra, co stanowiło ogromne zaskoczenie dla mnie i dla trenera. Tak że zorientowałam się, że coś fajnego może z tego wyjść. Potrzebowałam czterech startów, aby to poukładać, a w piątym – w Chorzowie – wszystko zaskoczyło – mówiła w 2020 roku.

Jak sami zatem widzicie – Andrejczyk krok po kroku wracała na salony. Aż wreszcie, w roku olimpijskim, rozbiła bank.

Słodko-gorzki Split

Tylko dwie lekkoatletki rzuciła oszczepem dalej niż Maria Andrejczyk podczas mityngu w chorwackim Splicie. Mowa o wspomnianej Spotakovej, czyli rekordzistce świata (72.28), a także Kubance Osleidys Menéndez (71.7o). Polka wskoczyła na podium historycznych tabel na początku maja tego roku. Osiągnęła kapitalne 71.40 metrów. A niedługo potem, co nie dziwi, rozpętała się wokół niej burza. Media obiegła wiadomość, że Andrejczyk, ta sama dziewczyna, która zachwyciła w Rio de Janeiro, znowu jest w wielkiej formie. To naturalnie wywołało pytanie – czy oszczepniczka zdobędzie medal w Tokio? Sama nie chciała na to odpowiadać.

Przypomnijmy jej słowa: – Myślę o igrzyskach. Myślałam już tak naprawdę, odkąd byłam mała. Teraz nie odbieram telefonów, bo tego jest za dużo. Ile razy można odpowiadać na te same pytania? Na pytania dotyczące igrzysk mówię „pomidor”. Wiem, jak cholernie ważne są dla mnie igrzyska w Tokio. Wiem, że im mniej głośno będę o pewnych rzeczach mówić, tym bardziej komfortowe będzie przygotowanie się do imprezy. Są sportowcy, którzy bez ogródek mówią, że jadą po złoto. I super, szanuję. Ale ja im mniej obietnic złożę, tym będzie lepiej. To też proponowałabym wielu sportowcom – opowiadała w HejtParku.

Andrejczyk jednak widocznie ma to do siebie, że po tym, jak pojawia się na świeczniku, szybko… z niego znika. Rzut ze Splitu odbił się bowiem na jej zdrowiu. Podobno nie była gotowa fizycznie na tak dalekie rzucanie. Dlatego też przez ponad miesiąc, po chorwackim mityngu, nie startowała w ogóle. Ale na szczęście, kiedy wróciła, nie była daleka od wysokiej formy. W lipcu rzucała spokojnie ponad 60 metrów. Nieco gorzej było podczas Memoriału Skolimowskiej (59.96), ale podobno wyłącznie z powodu zmęczenia.

Dlatego też jednym z głównych założeń Andrejczyk tuż przed igrzyskami w Tokio było to, żeby się oszczędzać. Zrezygnować z kolejnych startów, nie obciążać organizmu. Czy ten plan wypalił? Patrząc na olimpijskie kwalifikacje w rzucie oszczepem pań – jak najbardziej. Polka zanotowała wynik 65.24 m, najlepszy w całej stawce. To nie może nie stawiać jej w roli faworytki do medalu, nawet złotego. Tym bardziej, że w każdym konkursie w tym roku, w którym wzięła udział, rzucała najdalej ze wszystkich oszczepniczek.

Choć tu znowu wraca stara kwestia – wszystko zależy od zdrowia polskiej lekkoatletki. Jeśli faktycznie będzie w stanie komfortowo oddawać kolejne próby, stać ją na wielkie rzeczy. A ból? Niestety, ale będzie jej towarzyszył. Potwierdziła to w rozmowie z Onetem: – Nie okleiłam taśmami ręki, bo to mnie niesamowicie ogranicza. Bark jest w większej części naderwany, ale walczę. Mam trzy dni do finału. Teraz będę się regenerować i popracuję z fizjoterapeutą. Czuję, że jestem dobrze przygotowana. […] Boli, ale gdy zaczyna się walka, kable mi się zmieniają i oszczep leci daleko. Tak też będzie w finale – mówiła.

Posłużymy się analogią piłkarską – Andrejczyk to nasz lekkoatletyczny Arjen Robben. Jeśli Polka jest na tyle zdrowa, aby w ogóle stanąć do rywalizacji, może błyszczeć. Ma olbrzymi talent. Miejmy jednak nadzieję, że dzisiaj będzie miała więcej szczęścia niż Holender w finale mistrzostw świata w 2010 roku. Choć drugie miejsce czy nawet jakikolwiek medal, pewnie weźmiemy w ciemno. Podobnie jak sama zawodniczka.

Początek rywalizacji w rzucie oszczepem kobiet w piątek o godzinie 13:50.

Fot. Newspix.pl


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez