Sport bez kibiców to coś, do czego próbujemy przyzwyczaić się już od dłuższego czasu. Choć czy tak naprawdę da się to zrobić? Można to chyba porównać do prac drogowych na mieście, które również niosą za sobą szczytny i być może potrzebny cel. Każdy z nas wreszcie chciałby ujrzeć jednak finalny efekt, a przecież ciągle coś budują.
W lekkoatletyce race czy oprawy nigdy nie były tak obecne jak w piłce nożnej czy koszykówce, ale doping również potrafił nieść zawodników do lepszych rezultatów. Sportowcy podczas Copernicus Cup 2021 musieli się jednak zadowolić okrzykami puszczanymi z taśmy oraz kartonowymi imitacjami ludzi na krzesełkach. Mimo wszystko całkiem nieźle sobie z tym poradzili. Padło kilka znakomitych wyników, a same zawody trudno określić jako nudne.
Obecna rzeczywistość
Jeśli myślicie, że na pandemii dużo straciliście albo życie wywróciło wam się do góry nogami, to zważcie na toruńskich kibiców lekkoatletyki. W normalnych czasach właśnie przeżywaliby oni eldorado. W wielofunkcyjnej Arenie Toruń oprócz Copernicus Cup w najbliższych tygodniach odbędą się bowiem halowe mistrzostwa Polski, a potem nawet całej Europy. Cóż jednak z tego, skoro w tradycyjnym holu z kasami biletowymi w tym roku zlokalizowano mini-laboratorium potrzebne do badań na koronawirusa. Ot, symbol naszych czasów.
Każdy dziennikarz akredytowany na Copernicus Cup musiał przejść test, a później przeżyć trochę czasu w niepewności w oczekiwaniu na wynik. W moim przypadku było to około półtorej godziny, u kogoś może krócej, u innych dłużej, w każdym razie moment oddechu przypadał na chwilę, w której jeden z organizatorów wyczytywał niczym na lotnisku nazwiska zgromadzonych uprawnionych do odebrania tzw. “glejtu”. Później już standardowa procedura i udanie się do biura prasowego połączonego ze strefą mieszaną. Wszędzie oczywiście płyny do dezynfekcji i obowiązkowe maseczki. Cóż, z dostępu do zawodników trzeba być jednak zadowolonym, bo choćby w przypadku meczów Ekstraklasy nie jest już z tym tak kolorowo.
Od środka
Toruńska hala służy już sportowcom od prawie siedmiu lat, ale nadal robi całkiem spore wrażenie, także pod kątem pracy dziennikarskiej. Na stanowiskach dla przedstawicieli mediów są umieszczone siedziska, na których można się obracać (nie jest to standardem), a także ekrany z transmisją telewizyjną, tak aby na powtórkach lepiej widzieć poszczególne próby zawodników (tym bardziej nie jest to standardem, a czasem w przypadku spalonych czy fauli w piłce nożnej, umówmy się, byłoby to ułatwieniem).
Mimo braku kibiców, organizatorzy mieli nadzieję na dobre wyniki Polaków już kilka godzin przed startem. Wówczas na całego trwały bowiem próby mikrofonów, podczas których spiker anonsował dalekie próby pchnięcia kulą Michała Haratyka lub gwiezdne skoki niemal do nieba w wykonaniu Piotra Liska z Grupy Sportowej ORLEN. Najważniejsze, że wszystko działało bez zarzutu, co pozwoliło poczuć, że nie jesteśmy świadkami podrzędnego mityngu, a poważnej imprezy lekkoatletycznej ze znakomitymi nazwiskami na listach startowych.
Wysoki poziom
Poza całą plejadą polskich gwiazd pojawili się bowiem między innymi Czech Tomas Stanek, Greczynka Paraskevi Papahristou czy Etiopczyk Salemon Barega – wszyscy z medalami mistrzostw świata czy Europy. Sportowo naprawdę było co podziwiać, zawodnicy ochoczo bili swoje rekordy życiowe, a czasem nawet rekordy Polski, jak Marcin Lewandowski w biegu na 1500 metrów. Dodatkową motywacją był dla niego cel charytatywny, gdyż od początku założeniem było, że im szybciej pobiegnie, tym więcej pieniędzy przekaże na kolegę z podwórka walczącego z białaczką oraz chorą na zanik mięśni dziewczynkę. Taki aspekt zmagań sportowych zawsze jest mile widziany, zwłaszcza w czasach, gdy kwestie trwającej epidemii dotykają każdego z nas.

Michał Rozmys i Marcin Lewandowski. Fot. Newspix
Miło jest obserwować autentyczną radość bijącą z naszych biegaczek na 800 metrów. Joanna Jóźwik i Angelika Cichocka wracają do poważnej rywalizacji po zdrowotnych przejściach i są coraz bliżej pokonania granicy dwóch minut. Nie należy też zapominać o Aniołkach Matusińskiego. Młodziutka i utalentowana Femke Bol wydaje się aktualnie trudna do złapania, ale Justyna Święty-Ersetic straciła do niej tylko niewiele ponad sekundę, a dobrze zaprezentowały się także Małgorzata Hołub-Kowalik, Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka czy Natalia Kaczmarek.
– Dobra forma Holenderek mnie nie zaskakuje i na pewno nie będzie z nimi łatwo na Mistrzostwach Europy. Chcę jednak powalczyć zarówno indywidualnie, jak i w sztafecie – stwierdziła Święty-Ersetic, zawodniczka Grupy Sportowej ORLEN. Wypada tylko mieć nadzieję, że rzeczywiście tak się stanie.
Dużo emocji dostarczył konkurs skoku o tyczce, w którym do samego końca o zwycięstwo walczył Piotr Lisek. Brak Armanda Duplantisa, który rok temu w Toruniu pobił rekord świata, wcale nie wpłynął negatywnie na poziom. Niezwykle szczęśliwa była również Karolina Kołeczek – trudno się dziwić, w końcu udało jej się pokonać magiczną barierę ośmiu sekund w biegu na 60 metrów przez płotki. Już za dwa tygodnie z pewnością czeka nas niezwykle ciekawa polska rywalizacja, gdyż w dobrej dyspozycji znajduje się również 19-letnia Pia Skrzyszowska, która w Toruniu przegrała ze starszą koleżanką tylko o dwie setne sekundy.
– To wzajemnie nas nakręca. Zawsze, gdy w jednym kraju są dwie zawodniczki na zbliżonym poziomie tak jest. To też pozwala utrzymać koncentrację, gdyż na tak małym dystansie jak 60 metrów każdy najmniejszy błąd może mieć potem znaczenie na mecie – mówiła po starcie Kołeczek, biegaczka z Grupy Sportowej ORLEN.
Cel na horyzoncie
Dla wielu sportowców sezon halowy to przygotowanie do tego, co ma wydarzyć się latem czyli Igrzysk Olimpijskich w Tokio. Rzeczywistość począwszy od braku kibiców a skończywszy na zamkniętych restauracjach cały czas przypomina jednak o trwającej pandemii, która ponownie może pokrzyżować nadzieje organizatorów. Część z lekkoatletów doświadcza zagranicznych zgrupowań w Afryce, co pozwala wierzyć, że podróżowanie oraz przebywanie na stałe będzie latem możliwe także w Japonii.
– To jedyny medal, którego brakuje mi w kolekcji. Zrobię wszystko, aby go zdobyć i nie zajmuję się spekulacjami. Oczywiście mówi się różne rzeczy, ale muszę je wyrzucić z głowy – powiedział doświadczony Marcin Lewandowski. – Wszystko zależy od szczepionek. Jeśli okażą się nieskuteczne, to co wtedy? Mam jednak nadzieję, że wszystko będzie dobrze – głośno zastanawiał się Adam Kszczot, czwarty w biegu na 800 metrów.
Gęsto padający w Toruniu śnieg nie tylko utrudniał poruszanie się po mieście, ale też może pozornie powodować pewne rozprężenie. Choć do lata i 30-stopniowych upałów jeszcze daleko, to tak naprawdę nie ma chwili do stracenia. Lekkoatletyczne zmagania wkraczają na wyższe obroty, a Copernicus Cup był tego świetnym przedsmakiem. Polacy również nie zasypiają gruszek w popiele i już planują wyjazdy, czy to na mityngi do Madrytu, czy na kolejne treningi w ciepłej Afryce.
– Każdy taki wyjazd jest niezwykle inspirujący. Ostatnio będąc w Kenii wracałam przed 6 nad ranem z rozruchu i spotkałam miejscowe plemię. Ich obrządek obrzezania chłopców polega na tym, że na miesiąc zaszywają się w lesie, a potem wracają do wioski, gdzie odbywa się impreza. Wszystko oczywiście w ludowych strojach. Gdy mnie ujrzeli, zaczęli krzyczeć, że nie mogę patrzeć, bo oczywiście jest to zabronione. Przede wszystkim mocno tam jednak pracujemy nad formą i później przynosi to efekty na bieżni – opowiadała Angelika Cichocka.
Oby pięknych i ciekawych wspomnień sportowcom nie brakowało również w kolejnych miesiącach.
Z TORUNIA
WOJCIECH PIELA
Fot. Newspix