Ten brąz smakuje wspaniale! Droga Malwiny Kopron do podium igrzysk

Ten brąz smakuje wspaniale! Droga Malwiny Kopron do podium igrzysk

Kiedy Anita Włodarczyk oddała swój drugi rzut w dzisiejszym konkursie młociarek, pewnie nikt nie oszukiwał się, że wielokrotna mistrzyni olimpijska nie zgarnie kolejnego tytułu. Nie wątpiła w to zapewne również Malwina Kopron, która jednak nie zamierzała składać broni. W czwartej próbie posłała młot na odległość 75.49. I w tabeli wyników wskoczyła tuż za plecy swojej koleżanki z kadry. Gdyby nie Chinka Zheng Wang, Malwina Kopron zostałaby srebrną medalistką igrzysk. Sięgnęła jednak po brąz. Co i tak jest wielkim sukcesem.

Oczywiście – powrót Anity skradł show. Polka pokonała kontuzje, pokonała gorszą formę, aby znowu błyszczeć na olimpijskiej scenie. To, co zrobiła Kopron też jednak nie powinno przejść bez echa.

Kłody pod nogami

Dwudziestosześcioletnia lekkoatletka również skorzystała na przełożeniu igrzysk. Choć dokładnej genezy swoich problemów nie zdradziła, w 2020 roku, w czasie przebywania na kwarantannie, zachorowała i musiała przejść operację. Uraz, którego doznała powodował u niej nudności i gorączkę. Na domiar złego szpitale były na tyle przepełnione z powodu chorych na COVID-19, że młociarka musiała przez jakiś czas szukać miejsca, w którym wreszcie zostanie przyjęta. Na szczęście ostatecznie wszystko przebiegło, tak jak miało.

Kopron straciła jednak sporo czasu, który mogła poświęcić na trening. W międzyczasie schudła też 12 kilogramów, co – według dziadka i trenera lekkoatletki Witolda Koprona – miało odbić się na jej sile. Do tego pojawił się kolejny, popularny w tamtym czasie, problem, czyli brak miejsca do uprawiania swojej dyscypliny. Młociarki w końcu nie mogły nie tylko startować na zawodach, ale – w związku z zamknięciem wszystkich ośrodków sportu – nie miały gdzie oddawać treningowych rzutów.

W tej sytuacji Polce pomógł jej dziadek. Ten sam, który zaciągnął ją do sportu, który dostrzegł w niej spory potencjał. Nie zabrakło go również, kiedy pandemia sparaliżowała przygotowania sportowców. – Było trudno, ale na wysokości zadania stanął dziadek, który wybudował mi rzutnię. Jakoś przetrwałam ten czas. Mimo tych wszystkich problemów wydaje mi się, że jestem w dobrej formie – mówiła przed rokiem dla Onetu.

Kiedy restrykcje pandemiczne zaczęły powoli znikać, a na przełomie czerwca i lipca startowały pierwsze mityngi lekkoatletyczne, Malwina Kopron była już gotowa do startów. Choć jej forma nie stała na najwyższym poziomie. Podczas mistrzostw Polski zajęła drugie miejsce w konkursie młociarek (z wynikiem 70.94), i to mimo nieobecności Anity Włodarczyk. Niespodziewanie wygrała z nią Katarzyna Furmanek (72.85). Z lepszej strony Polka pokazała się podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej – oddała rzut na odległość 74.18 metrów.

To jednak wciąż nie był szczyt jej możliwości. Jako zawodniczka, która w przeszłości odnosiła sukcesy nawet na międzynarodowych imprezach, bez wątpienia wymagała od siebie więcej.

Powtórka z rozrywki

Kopron szerszej publiczności przedstawiła się podczas mistrzostw świata w Londynie w 2017 roku. Wówczas, niespodziewanie uzupełniła podium, na którego najwyższym stopniu stanęła Włodarczyk. Młodsza z Polek była trzecia, medal dał jej rzut na 74.76 m. Ten był i tak gorszy od eliminacyjnego, bo wtedy posłała młot jeszcze dalej (74.97). Co ciekawe, polska zawodniczka wcale się nie zatrzymała. W przedostatnim starcie  sezonu uzyskała swoją życiówkę, która do dzisiaj wynosi 76.85.

Dzisiaj, podczas drugiego startu na igrzyskach (debiutowała w Rio de Janeiro, odpadła w eliminacjach), znowu odpaliła petardę. Ani w 2018, ani w 2019, ani w 2020 roku, nie rzuciła więcej niż 75.49. Sukces świętowała wraz ze swoją starszą koleżanką, do której, jak przyznała w wywiadzie po zawodach, nie kryła podziwu. – Ja od początku czułam, że zdąży z formą na Tokio i że zdobędzie tutaj złoto. To prawdziwa królowa rzutu młotem, wiem, że mnie nazwali raz księżniczką. Jestem od niej młodsza, pasuje mi to. Wiem, że mogę rzucać znacznie dalej, choć nie wiem co miałabym zrobić, żeby osiągać takie rekordy jak Anita – mówiła cytowana przez SportoweFakty.

Polka mówiła też, że w związku ze swoją drobniejszą, jak na młociarkę, budowę, może mieć jeszcze rezerwy. Podczas rozmów z mediami dziękowała też za wsparcie wszystkim, którzy jej pomagali. Dziadkowi. Babci. Fizjoterapeucie. I nie tylko. Byłam gotowa na 77 m dzisiaj, ale i tak bardzo się cieszę. Że się zmobilizowałam, że mam ten medal. Chcę zaznaczyć, że mam wspaniałych przyjaciół i wspaniałą rodzinę , wszyscy bardzo mnie wspierają. Oni wierzyli chyba bardziej ode mnie. Dostawałam wiadomości, przepraszam, że nie odpisywałam, ale byłam skupiona. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. Babcia pewnie zwariowała. Babciu, kocham cię bardzo – opowiadała na antenie Eurosportu.

Polska lekkoatletka ma 26 lat. Z racji, że po igrzyskach karierę skończy Joanna Fiodorow, stanie się bezsprzecznym numerem dwa, jeśli chodzi o młot kobiet w polskiej kadrze. A kiedy emeryturą będzie cieszyć się już Włodarczyk, kto wie, może ona, a także Katarzyna Furmanek, będą rozdawać karty na światowej scenie.

Fot. Newspix.pl


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez