Niewykluczone, że znajdujesz się w gronie osób, które w ostatnim czasie zaczęły przychylniej spoglądać na “królewską grę”. Czy to za sprawą hitowego serialu Netflixa “Gambit Królowej”, czy to sukcesów, jakie odnosi – niedawno nominowany w plebiscycie “Przeglądu Sportowego” na Najlepszego Sportowca Polski – Jan-Krzysztof Duda. Szachy bez wątpienia da się lubić. Czy jednak taką opinię podziela też Międzynarodowy Komitet Olimpijski?
W gronie dyscyplin, które zadebiutują na igrzyskach w Tokio, znajdziemy wspinaczkę sportową, karate, surfing i skateboarding. Do tego należałoby dodać sport, który powrócił do olimpijskiego programu po latach nieobecności – bejsbol. Nieco dłużej na swój moment będą musiały poczekać – zaplanowane na Paryż 2024 – kitesurfing czy breakdance, czyli odmiana tańca. Międzynarodowy Komitet Olimpijski – zapewne słusznie – dostrzegł w nim element rywalizacji sportowej.
Na podobną przychylność nie może zaś liczyć dyscyplina, która w porównaniu do wszystkich wyżej wymienionych (może poza bejsbolem) cieszy się znacznie większą popularnością. Szachy wciąż znajdują się poza radarem. I to wcale nie dlatego, że Międzynarodowa Federacja Szachów (FIDE) nie podejmowała działań, aby zmienić ten stan rzeczy. A wręcz przeciwnie – kandydatury na imprezy w Tokio oraz Paryżu zostały przez nią złożone. MKOl nie rozpatrzył ich jednak pozytywnie.
Z jednej strony możemy o mówić niekonsekwencji – bo jednak MKOl otworzył się w ostatnim czasie na wiele nowych sportów, a nie docenia tego, w który gra się od lat. Z drugiej zaś – stanowisko osób zaangażowanych w ruch olimpijski to konsekwencja wielu lat historii, co zaznacza w rozmowie z nami senator Andrzej Person, dziennikarz i znawca olimpizmu:
– Przede wszystkim Pierre de Coubertin, w momencie, kiedy wymyślił powrót igrzysk, był zdania, że powinny się na nich znaleźć dyscypliny, które wykorzystują siłę nie tylko umysłu, ale i mięśni. Generalnie nie było to jednak dla szachów specjalną ujmą, ponieważ wszyscy wiedzieli, jak ważne są olimpiady szachowe, które powstały już przed wojną.
Krótkie romanse
Jeszcze zanim wystartowała pierwsza, oficjalna olimpiada szachowa (1927 rok, Londyn), “królewska gra” faktycznie zagościła na tradycyjnych igrzyskach. Stało się to podczas imprezy w Paryżu w 1924 roku. Turniej, w którym udział wzięło pięćdziesięciu-czterech zawodników z osiemnastu krajów, wygrał wówczas Łotysz Hermanis Matisons. Trzeba jednak podkreślić, że te zawody nie zyskały oficjalnie statusu dyscypliny wchodzącej w program igrzysk.
W dużej mierze dlatego, że w tamtych czasach do uczestnictwa w zmaganiach olimpijskich mieli prawo wyłącznie amatorzy. A najlepsi szachiści globu zarabiali na swoim zawodzie, stąd też uważano ich za profesjonalistów. Wielu z nich nie pojawiło się zresztą w Paryżu. A trzy lata później mieli już swoją własną olimpiadę. Temat tradycyjnych igrzysk został przez to na długi czas zamknięty.
Wszystko zmieniło się w 1999 roku, kiedy to Międzynarodowy Komitet Olimpijski wszem wobec uznał szachy za sport. Niedługo później, pojawiły się one na igrzyskach w Sydney, jako dyscyplina pokazowa. Można było uznać to za mały sukces w środowisku królewskiej gry, choć warto pamiętać, że gościnnie na olimpijskiej scenie pojawiały się – na przykład – futbol amerykański, korfball czy kabaddi. Generalnie od pokazówki do wejścia do programu igrzysk, jest naprawdę daleka droga.
Odnotujmy jednak, że na wspomnianej imprezie faktycznie doszło do spotkania szachowego. W szranki stanęli drugi wówczas najlepszy gracz na świecie Viswananthan Anand oraz Aleksiej Szyrow. Mecz miał miejsce w kompleksie wioski olimpijskiej, zawodnicy stoczyli dwie partie, z których obie zakończyły się remisem.
Od tego czasu szachy na igrzyskach – w jakiejkolwiek formie – już nie zagościły.
Ambicje na górze
Czasem, aby doszło do zmian, potrzebna jest interwencja człowieka, który znajduje się na wysokim stanowisku. W świecie szachów sporą władzą przez lata mógł pochwalić się Kirsan Ilumżynow, szósty prezydent FIDE, któremu na wejściu jego dyscypliny w skład igrzysk faktycznie zależało. Porównywał królewską grę do curlingu, mówiąc, że jest on “szachami na lodzie”. Nieprzypadkowo, bo celował w… zimową edycję tej imprezy.
Optymizmu – trzeba przyznać – mu zdecydowanie nie brakowało. – Myślę, że zaproponuję kandydaturę szachów błyskawicznych, w których zawodnicy dysponują 25 minutami. Wciąż muszę porozmawiać o tym z Thomasem Bachem, ale już teraz mamy naprawdę duże wsparcie. Jestem przekonany, że znajdujemy się na krawędzi wprowadzenia szachów na zimowe igrzyska olimpijskie. Starożytni Grecy mawiali, że ten sport stanowił kombinację siły oraz inteligencji. Igrzyska mają siłę, a FIDE przyniesie inteligencję – mówił.
Jak się domyślacie – te wielkie słowa nie przyniosły oczekiwanych efektów. Jeden z bliskich współpracowników Ilumżynowa – Georgios Makropoulos – tak wspominał spotkanie z Bachem:
– Od zawsze mówiłem Kirsanowi, że pomysł z zimowymi igrzyskami nie ma szans na powodzenie i powinniśmy skupić się na czymś realistycznym. Pierwszą rzecz, jaką Thomas Bach powiedział nam podczas spotkania, było: “panowie, zapomnijcie o zimowych igrzyskach. To po prostu nie jest możliwe”. Kilka miesięcy później Kirsan oznajmił, że szachy pojawią się w Pjongczang. Otrzymaliśmy przez to list z MKOl-u, w którym domagano się wyjaśnień. Musieliśmy przeprosić za zamieszanie i oznajmić, że prawdopodobnie doszło do pomyłki dziennikarza – czytamy w piśmie “American Chess Magazine”.
Ilumżynow prezydentem FIDE był przez dwadzieścia-pięć lat, od 1995 do 2018 roku. Dopilnował choćby tego, żeby na najważniejszych zawodach pojawiły się testy antydopingowe – w dużej mierze dlatego, aby przypodobać się MKOl-owi. Można jednak spekulować, że po pewnym czasie zaczął odczuwać już bezsilność, stąd jego zastanawiające posunięcia. Nie wprowadził królewskiej gry na igrzyska i już tego zrobi. Nadzieja jednak umiera ostatnia. Silnym sprzymierzeńcem szachów może okazać się… elektroniczna rozgrywka.
Kasa misiu, kasa
Esport ma znacznie krótszą historię niż szachy, ale i on posiada olimpijskie ambicje. Zmaga się też z podobnymi problemami, to znaczy – przez wielu nie jest uważany za sport. Mimo tego olimpijski ruch w ostatnich latach zaczął z nim romansować. Zimowe igrzyska w Pjongczang poprzedził turniej Starcrafta, a wirtualna rywalizacja pojawić ma się również w Tokio, jako dyscyplina pokazowa. – Esport łasi się do igrzysk, że przywiezie furmankę pieniędzy, które są zresztą bardzo potrzebne. Zwłaszcza teraz, kiedy nie wiemy, w jaką stronę ruch olimpijski się posunie i jak będzie wyglądała impreza w Tokio – mówi nam Andrzej Person.
Pieniądze faktycznie mogą okazać się decydujące. Najlepsi zawodnicy esportu na świecie, trudzący się zmaganiami w “League of Legends” czy “Counter-Strike’a”, to na dobrą sprawę milionerzy. Do tego najważniejsze imprezy esportowe przyciągają widownię, o której większość olimpijskich dyscyplin, z małymi wyjątkami, może po prostu zapomnieć. Coś podobnego możemy powiedzieć o szachach, bo przecież Magnus Carlsen czy Wesley So to prawdziwe sławy, które na swoje finanse też nie narzekają.
Podobieństw między królewską grą a esportem można wymienić sporo. A jedno jest szczególne – mówimy o zmaganiach, które w przeciwieństwie do większości sportów nie angażują specjalnie mięśni. Kłóci się to więc ze wspominanym zamysłem Pierre’a de Coubertina. Zawodnicy siedzą na fotelach i popisują się tężyzną umysłową (przede wszystkim w szachach) albo refleksem i szybką reakcją (w przypadku esportu). Jeśli zatem MKOl spojrzy przychylnie na jedną z tych dyscyplin, to druga również powinna spodziewać się swojej szansy.
Przy tym warto dodać, że zmęczenie, które powodują intensywne mecze na wirtualnej arenie czy pojedynki szachowe, jest niezaprzeczalne. – Esportowcy uważają, że ich wysiłek jest bardzo duży. To samo mówią szachiści i brydżyści. Pamiętam, że kiedyś miałem okazję rozmawiać z Garrim Kasparowem, który był kilka razy w Polsce i mówił, że codziennie gra w piłkę, biega i trenuje – dodaje Person.
Esport i szachy mogą sobie podać rękę. Ale co warte podkreślenia, choć przedstawiciele obu zdają sobie sprawę ze wspólnego interesu, można odnieść wrażenie, że środowisku królewskiej gry nie w smak byłoby, gdyby elektroniczna rozgrywka zawędrowała na igrzyska w pierwszej kolejności.
– Uważam, że wprowadzenie esportu do programu igrzysk byłoby bardzo, bardzo zasłużone – mówił przed rozpoczęciem mistrzostw świata w szachach w 2016 roku człowiek odpowiedzialny za ich organizację, Ilya Merenzon. – Ale jednak szachy powinny być pierwsze, ze względu na to, jak długą istnieją. Minęło już jakieś pięć tysięcy lat. Esport jest jednak trochę młodszy. Byłoby sprawiedliwe rozpatrzyć takie kwestie.
Podobne zdanie wyrażał też zresztą Magnus Carlsen, najlepszy zawodnik na świecie. – Szachy mają wieki, może nawet tysiąclecia historii. Esport oczywiście nie. Według mnie to nie miałoby sensu, żeby dostał się na igrzyska pierwszy. Oczywiście byłbym zachwycony, jeśli szachy zostałyby olimpijskim sportem. Byłoby to bardzo ekscytujące dla graczy i samych fanów. Trzeba jednak odpowiedzieć na wiele pytania, na przykład, czy należą do zimowych albo letnich igrzysk? Wiele innych dyscyplin też stara się zwrócić na siebie uwagę. To nie jest proste.
W przypadku Carlsena trzeba wspomnieć o jednej rzeczy – Norweg niejednokrotnie triumfował w plebiscytach na sportowca roku w Norwegii. Ba, można powiedzieć, że za granicami swojego kraju to właśnie on jest jednym z jego najsłynniejszym przedstawicieli. A mimo tego w przeciwieństwie do większości swoich kolegów po fachu, innych ludzi żyjących ze sportowej rywalizacji, olimpijska scena jest dla niego zamknięta.
Person: – Międzynarodowy Komitet Olimpijski twardo stoi przy swoim i to od lat. Prędko tego zdania nie zmieni, choć obserwując rozmowy z esportem, mam wrażenie, że jakaś nić miłości została nawiązana. Myślę, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. I jeśli esport jest tak bogaty, bo przecież cały czas czytamy, że przewijają się w nim olbrzymie sumy, to może jakaś furtka do igrzysk zostanie dla niego otworzona. Wtedy zapewne powstałoby miejsce też dla szachów.
Czas pokaże
Nie da się ukryć, że w ostatnich tygodniach temat szachów zyskał na popularności. Jak wspominaliśmy: duża w tym zasługa Gambitu Królowej oraz, w polskim środowisku, Dudy. O naszym szachiście głośno jest zresztą od dłuższego czasu. W krajowych mediach zadomowił się choćby wtedy, kiedy wygrał z Carlsenem, przerywając jego passę 125 wygranych partii w szachach klasycznych
Czy królewska dyscyplina jest więc na fali wznoszącej? Bardzo możliwe, ale też nie mówimy o żadnym nowym zjawisku. – Szachy mają swoje fale – zauważa Person. – W latach siedemdziesiątych cały świat wstrzymywał oddech, kiedy toczyły się niesamowite walki między Rosjanami a Amerykanami. Popularność szachów była wtedy niesamowita. Podobnie zresztą było przed wojną. To, że ostatnio o zaczęło się o nich trochę mówić, nie jest zatem niczym nowym. Może jednak postacie jak Magnus Carlsen czy Jan-Krzysztof Duda sprawią, że w przyszłości ta dyscyplina przeniesie się ze swojej olimpiady na właściwe igrzyska olimpijskie.
Możemy zatem spekulować, że MKOl otworzy się na szachy za sprawą pieniędzy czy też popularności, jeśli ta faktycznie osiągnie niespotykane wcześniej rozmiary. Nie da się po prostu takiego scenariusza wykluczyć. Można też oczywiście uważać, że obecny stan rzeczy jest właściwy, a królewska gra, brydż czy esport powinny się trzymać daleko od igrzysk. Jeśli jednak akceptujemy breakdance czy wspinaczkę sportową, to czemu nie wprowadzić na olimpijskie salony elementu, który będzie mógł faktycznie wzbudzić spore zainteresowanie?
KACPER MARCINIAK
Fot. Newspix.pl