Sebastian Świderski w przeszłości był kapitalnym siatkarzem, ma za sobą również przygodę trenerską, a w ostatnich latach pełnił funkcję prezesa zarządu w Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn Koźle. Teraz wielokrotny reprezentant Polski stanie na czele całej polskiej siatkówki. Jakich zmian będzie chciał dokonać jako nowy prezes PZPS? Czy uważa, że Vital Heynen byłby dobrym trenerem dla naszych siatkarek? Jak trudną operację będzie ściągnięcie Nikoli Grbica do polskiej reprezentacji? Na te oraz inne pytania odpowiedział w rozmowie z nami. Zapraszamy do lektury.
WOJCIECH PIELA: Po radości przychodzi świadomość nadchodzącej ciężkiej pracy. Przyzwyczaił się już pan do faktu, że będzie nie prezesem ZAKSY, ale prezesem całego związku?
SEBASTIAN ŚWIDERSKI: Trochę czasu na przyzwyczajenie rzeczywiście potrzeba. Ale te wszystkie spotkania, które się zaczną od jutra [rozmawialiśmy w czwartek przyp-red.], uświadamiają, że praca w Warszawie będzie pochłaniająca.
Skąd pojawiła się u pana decyzja o chęci kandydowania na prezesa PZPS?
Znajomi i przyjaciele ze środowiska mnie namawiali i wreszcie przekonali. Tak naprawdę zdecydowałem się na kandydowanie w ostatnim momencie. Uznałem, że to kolejny krok w moim rozwoju. Chciałem sprawdzić siebie w kampanii wyborczej, poznać ludzi. I wszystko zakończyło się powodzeniem. Te kilka tygodni, które poświęciłem na rozmowy z delegatami, dały mi bardzo dużo. Nie tylko jako prezesowi PZPS-u czy ZAKSY, ale jako człowiekowi.
Jak pan widział swoje szanse przed wyborami? Początkowo nie był pan sam w walce wyborczej.
Tak, nie byłem sam, wszyscy się zastanawiali, jak to będzie wyglądać. Zresztą absolutnie się nie spodziewałem, że pozostali kandydaci zrezygnują. I moja walka zamieni się w walkę z cieniem. Myślę, że cieszy wynik, 88 głosów na 90 możliwych. Ludzie zdecydowali się mnie poprzeć, co jest bardzo fajne, ale stawia mi wysokie wymagania. Mam kredyt zaufania, jednak wszyscy będą mnie rozliczać.
Jest pan byłym reprezentantem Polski, wicemistrzem świata… Jak może pan wykorzystać swoje doświadczenie z parkietów w nowej funkcji?
Na pewno znam klimat szatni. Wiem, jak to wygląda na środka. Kontakt z zawodnikami, zawodniczkami jest dla mnie bardzo ważny i cieszę się, że nie tylko działacze, ale właśnie oni, odezwali się do mnie po wyborach. Mam nadzieję na bliską współpracę, wspólne rozwiązywanie różnych problemów. Widać, że problem jest i ludzie nie chcą od niego uciekać, a wręcz przeciwnie. Chcą pomagać, aby nasza dyscyplina mogła się rozwijać i odnosić sukcesy.
A w roli prezesa dużego klubu siatkarskiego, ZAKSY Kędzierzyn Koźle, czego się pan nauczył i jak to zamierza teraz wykorzystać?
Trzeba rozmawiać z ludźmi, którzy pracują i wspólnie tworzą klub. W związku to będzie wyglądać nieco inaczej, ale odpowiednia relacja między biurami i działami – to musi być. Bo jeżeli nie będzie wspólnej idei, pomysłu, to nie będzie rozwoju. Na pewno chciałbym pokazać ludziom pracującym w związku, że to również od nich zależy sukces reprezentacji. Ten na boisku, ale też organizacyjny.
Rzeczywiście jest duża potrzeba zmian w polskiej siatkówce?
Duża? Raczej nie. Tak jak mówiłem – tu nie jest potrzebna rewolucja, a ewolucja. Bo widać, że wyniki są dobre. Brakuje wisienki na torcie, czyli medalu igrzysk olimpijskich. Ale myślę, że Paryż to miejsce, gdzie ten sukces osiągniemy. Jeśli chodzi o żeńską kadrę – patrzymy na strefę medalową. Trudno nam pewien pułap przeskoczyć. Można powiedzieć, że ostatnio zrobiliśmy mały krok w tył w porównaniu do jeszcze poprzednich mistrzostw Europy.
Ale pamiętajmy, że ten zespół jest praktycznie co roku odmładzany. Trzeba zadać pytanie – co z tymi zawodniczkami, które trzy lata temu były uważane za młode, wchodziły do kadry, a teraz ich w niej nie ma? Trzeba porozmawiać z ludźmi ze sztabu, którzy pracowali z tą reprezentacją w ostatnich latach. Do tego siatkówka plażowa. To ważne, żeby mogła się rozwijać, żeby ludzie, którzy ją kochają, mogli się nią zająć ze świadomością, co tej odmianie siatkówki potrzeba.
Powiedział pan w jednym z wywiadów, że środowisko siatkarskie jest podzielone i chciałby pan je teraz scalić. To wynika poniekąd ze słów byłego prezesa Jacka Kacprzyka, który mówił, że do zarządu wprowadzono Ryszarda Czarneckiego i nie wszystkim się to podobało? Czy jednak te problemy są gdzieś głębiej?
Nie trzeba patrzeć na tę sprawę tylko pod kątem Ryszarda Czarneckiego. Pamiętajmy, że w dzisiejszych czasach bez kontaktu z ministerstwem ciężko rozwijać daną dyscyplinę. Popatrzmy na mistrzostwa świata siatkarek, które odbędą się w Polsce – aby zorganizować taką imprezę, trzeba zrealizować sporą opłatę na rzecz FIVB. Więc na pewno ze strony rządu, ministerstwa jest potrzebne wsparcie. Nie wszystkim może się podobać, że polityka wchodzi w sport, ale można śmiało powiedzieć, iż bez polityki wielkiego sportu nie będzie. Natomiast czy polityka powinna być w sporcie? Myślę, że środowisko dało jasną odpowiedź na to pytanie.
Mówił pan o siatkówce kobiet i chciałbym się przy niej zatrzymać. Tutaj potrzebne są zmiany w szkoleniu, większe niż w przypadku mężczyzn? Bo widzimy, że nasi juniorzy odnoszą sukcesy, a w przypadku pań musimy się chyba zgodzić, że czegoś brakuje.
Rzeczywiście, jest jakiś błąd w szkoleniu. Mężczyźni ocierają się o strefy medalowe lub nawet wygrywają wielkie imprezy, jak kadra U-19 Michała Bąkiewicza. Teraz liczymy też na zespół Daniela Plińskiego. Natomiast u kobiet takich sukcesów nie ma. Niby mamy ten sam program szkoleniowy, tą samą ideę, ale efekty są różne. Należałoby zatem zastanowić się, co należy zmienić, w którym kierunku pójść, żeby żeńska siatkówka osiągała lepsze wyniki.
Wiemy, że ta kwestia została rozwiązana, zanim został pan prezesem – ale czy również postąpiłby pan tak samo w przypadku Jacka Nawrockiego? Czy uważa pan, że łączenie dwóch funkcji, trenera kadry i klubowego, było problemem?
Jestem zwolennikiem łączenia funkcji, dla mnie to nie jest problem. Natomiast nie jestem zwolennikiem takich sytuacji, jaka powstała wokół trenera Nawrockiego: żeby był trenerem reprezentacji Polski i jakiekolwiek klubu żeńskiego w naszym kraju. Dla mnie to jest trochę nieetyczne. Oczywiście mamy różne przykłady, na przykład trenera reprezentacji Niemiec siatkarek, który jest równocześnie trenerem w klubie w tym kraju. Natomiast według mnie to nie powinno mieć miejsca.
Vital Heynen byłby dobrym trenerem dla reprezentacji Polski kobiet?
Ola Jagiełlo będzie prowadziła wydział do spraw żeńskiej siatkówki. Ma zbudować zespół, który będzie współpracował tak, żeby poznać problemy tej reprezentacji. Potem wybrać kilku kandydatów. A my, jako zarząd, będziemy spośród nich wybierać trenera. To pomysł nieco nowatorski, ale myślę, że w naszej dyscyplinie tacy specjaliści są potrzebni. A Ola zna zawodniczki, jest prezesem klubu, jest szanowana w środowisku. Czy Vital by się sprawdził? Tu już będę posiłkował się jej zdaniem.
Wizja Vitala Heynena w tej roli to na razie science-fiction? Trudno sobie go wyobrazić w tej roli?
Na pewno trenowanie kadry mężczyzn i kobiet jest inne. Czy Belg dałby sobie radę? Nie wiem, natomiast to trener lubiany w środowisku, nie tylko siatkarskim, ale też kibicowskim czy dziennikarskim. Więc pijarowo byłby bardzo dobrym wyborem. Nie patrzymy jednak na pijar, tylko umiejętności, i to, czy byłby w stanie żeńską reprezentację poprowadzić do zwycięstw.
Mówił pan, że dostawał wiadomości od siatkarzy z pytaniami, czy trenerem kadry będzie Nikola Grbić. Dziewczyny też się z panem kontaktowały?
Od reprezentantek też dostawałem wiadomości, mają naturalnie swoje przemyślenia. Natomiast ja nie mogę patrzeć wyłącznie na słowa i propozycje dziewczyn, bo każda z nich będzie miała swoje zdanie i będzie skłaniała się ku swojemu trenerowi. Trzeba najpierw zobaczyć, jaki dany szkoleniowiec ma pomysł na kadrę. Natomiast głos samych zawodników, zawodniczek liczy się w tej układance i będzie miał znaczenie przy wyborze trenera.
Z Nikolą Grbiciem miał pan okazję porozmawiać po tym, jak został pan wybrany na prezesa PZPS?
Tak, wysłał gratulacje, ale tematu naszej ewentualnej współpracy jeszcze nie było. Natomiast na pewno nadejdzie czas, żeby taką rozmowę przeprowadzić.
Nie będę pytał, czy chciałby pan Nikolę Grbica na stanowisku trenera reprezentacji Polski, bo już pan jasno wyraził swoją opinię. Ale czy ta operacja, ściągnięcie go do kadry, będzie trudna do przeprowadzenia?
Myślę, że tak. Bo pamiętajmy, że umowę z Perugią, jednym z topowym klubów w Europie, podpisał w tym roku. Mają ambitne cele, chcą wygrać Ligę Mistrzów, i mają do tego podstawy. Nowy trener będzie musiał w reprezentacji spędzać trochę czasu. Żeby choćby nakreślić chłopakom swoją wizję, swoje reguły, swoją grę. Wiemy natomiast, jak zaangażowany w pracę jest Nikola, więc na pewno nie będzie tak łatwo.
Do tego dochodzą trudne rozmowy z władzami Perugii. Teraz się to odwróci: w kwietniu, maju ten klub chciał ode mnie odkupić Grbica, a teraz ja, jako prezes PZPS, będę chciał zatrudnić go w reprezentacji Polski. Ale jak mówiłem – nic na siłę. Jeśli znajdziemy wspólny mianownik i wspólne rozwiązania, to na pewno będę do nich dążył. Chcę oczywiście, żeby była to decyzja całego zarządu, nie tylko moja, ale myślę, że większość, jak nie wszyscy, widzieliby tego trenera w naszej kadrze.
Poznał pan Nikolę Grbica w pracy klubowej. Jaki to jest człowiek, jaki to jest trener na co dzień, co mógłby dać kadrze?
Przede wszystkim to trener bardzo wymagający, ze swoimi regułami, ale jednocześnie otwarty na zawodników, potrafiący zrozumieć ich problemy. Nie rozmawia za plecami, tylko wprost. Przez dwa lata spędzone w ZAKSIE zjednał sobie wszystkich i nie było żadnej osoby, która powiedziałaby o nim złego słowa. Nikola przekonuje do siebie każdego.
Zawodnicy byliby zadowoleni z wyboru tego trenera, prawda? Wielu z nich miało już okazję współpracować z Grbicem, zresztą sam pan mówił, że dopytują o to, czy zostanie zatrudniony.
Tak, myślę, że jego wyniki mówią same za siebie. To one przede wszystkim świadczą o trenerze. A do tego dochodzi dobra atmosfera, którą tworzy. W ZAKSIE wszyscy chcieli pracować, nieważne, że bywało ciężko. Ta grupa, która wygrała Ligę Mistrzów, daje sygnały, że Grbić jest bardzo dobrym trenerem. Każdy zawodnik czy zawodniczka reprezentacji Polski, po to wychodzi na boisko, żeby wygrywać. A jeśli szkoleniowiec ma pomysł na osiąganie sukcesów, to wszystko staje się łatwiejsze.
Wracając do ostatnich wyników kadry: jest pan, już tak na chłodno, w stanie stwierdzić, co się wydarzyło na igrzyskach w Tokio, że cel nie został osiągnięty?
To jest dobre pytanie, na które trzeba spróbować odpowiedzieć. Porozmawiać ze sztabem, ludźmi przy zespole, dowiedzieć się, co oni o tym wszystkim myślą. Natomiast ja, patrząc z boku, myślę, że siatkarze nie byli dobrze fizycznie przygotowani do tego turnieju. Ta selekcja w Rimini na pewno nie pomogła, bo nie było ciężkiego treningu, nie było nawet możliwości potrenować na wysokich obrotach. Nie wynikało to z błędów trenera czy związku. Po prostu pandemia sprawiła, że warunki w Lidze Narodów musiały być takie, a nie inne. Natomiast to nie jest pełne usprawiedliwienie, bo inne reprezentacje miały taką samą sytuację.
Pamiętajmy, że mało brakowało, żeby Francuzi na igrzyska się w ogóle nie zakwalifikowali, bo stoczyli zacięty bój ze Słowenią w turnieju kwalifikacyjnym. Potem pokazali, że można zdobyć złoty medal olimpijski bez jakiegoś wielkiego przygotowania. Wygrała zatem drużyna, która nie była faworytem, ale to też mogło im pomóc. Popatrzmy na mistrzostwa świata w 2018 roku, kiedy nasza kadra była nad przepaścią. Ale po zwycięstwie z Serbią coś się przełamało i każdy kolejny mecz graliśmy coraz lepiej.
Można więc powiedzieć, że łatka faworyta nie do końca służy. Trzeba się do niej przyzwyczaić, żyć z nią, żeby osiągnąć sukces.
A pan, jako były siatkarz, jak podchodzi do dyskusji na temat przyszłości Michała Kubiaka? Uważa pan, że on może jeszcze sporo dać reprezentacji czy nie do końca?
To już wszystko zależy od decyzji sztabu. Czy Michał jest potrzebny? Myślę, że tak. Jego charyzma, podejście, charakter bardzo pomagają reprezentacji. Pamiętajmy jednak, że siatkarze przygotowują się do sezonu kadrowego przez siedem miesięcy, trenują i grają w swoich rozgrywkach klubowych. Trzeba zatem zadbać o to, żeby mieli dobrą opiekę, dobre szkolenie. Co do Michała: wiemy, że liga japońska nie jest najmocniejsza za świecie. Natomiast to nie miało wpływu na jego postawę w turnieju olimpijskim, bo przecież Bartek Kurek też gra w Japonii, i na igrzyskach wyglądał bardzo dobrze. Nie zapominajmy, że Michał ma dość duże problemy z kręgosłupem i w Tokio one dawały o sobie znać. Zobaczymy zatem, jak ten sezon przetrenuje pod względem przygotowania zdrowotnego.
Nie uważa pan, że Vital Heynen zabetonował trochę pozycję rozgrywającego? Nie skupiałbym się nawet na formie Fabiana Drzyzgi, ale tym, że nasi rywale – właśnie Francja czy Słowenia – częściej dokonywały rotacji, co przynosiło im spore korzyści.
To są decyzje trenera, które nie należą do łatwych. Wiemy, jak to wygląda, kiedy przegrywasz. Robisz zmiany – źle. Nie robisz – źle. Dlatego nie chcę oceniać Fabiana, nie chcę oceniać zawodników przez pryzmat jednego występu, bo wiadomo, że cel, który sobie narzucili, nie został osiągnięty. Natomiast, jak powinien trener prowadzić kadrę – łatwiej oceniać po fakcie. W trakcie spotkania jest sam ze sztabem i musi podejmować często intuicyjne decyzje. On przebywał z tymi zawodnikami najwięcej, może miało miejsce coś, o czym nie wiemy. To bym już zostawił pod analizę trenera i sztabu.
Wiemy, że męska siatkówka jest lokomotywą dyscypliny w naszym kraju. Ale też nie można spać, bo wszyscy się rozwijają. Co zrobić, żeby Europa i świat nam nie uciekały?
Trzeba przede wszystkim zacząć od mądrego, jakościowego szkolenia dzieci oraz młodzieży. Dużo zależy od postawy polskich klubów. Jeżeli zawodniczka, która w młodym wieku debiutuje w kadrze, nie dostaje szans w lidze, to jej rozwój jest hamowany. Ona powinna grać, powinna się rozwijać. Będzie zatem sporo rozmów z klubami, bo to one przygotowują reprezentantów, reprezentantki do sezonu kadrowego. Jeśli siatkarka po ośmiu miesiącach pojawia się w reprezentacji nieprzygotowana, to mamy odpowiedź, czemu jest tak źle. Ja nie mówię tego, żeby kogoś obrażać, tylko znaleźć wspólny kierunek.
Nie żal panu opuszczać ZAKSĘ? Wiele lat w tym klubie, w różnych rolach, za panem.
W teorii nie ma żadnych przeciwskazań, przynajmniej o żadnych nie słyszałem, żeby łączyć prezesurę w PZPS i ZAKSIE. Natomiast, ze względów moralnych, wizerunkowych, trzeba będzie się z Kędzierzynem oficjalnie rozstać. To klub, który był dla mnie ważny, zarówno w czasie kariery zawodniczej, jak i później. Natomiast cała moja rodzina zostanie w tym mieście, mój dom tam będzie, a ja zawsze będę tam wracał. Oczywiście cieszy mnie, że to nie PZPS odpowiada za rozgrywki ligowe, tylko PLS. Więc moje decyzje nie będą bezpośrednio dotykać drużyny z Kędzierzyna.
Dajecie sobie z Olą Jagiełło ramy czasowe, w których chcecie ogłosić nowego trenera siatkarek, czy nie ma pośpiechu?
Pośpiech nigdy nie jest wskazany. Natomiast pamiętajmy, że za rok będą miały miejsce mistrzostwa świata, dlatego trzeba trenera wybrać, i u kobiet, i u mężczyzn, w miarę szybko, żeby mógł zacząć działać i układać plan na przyszły sezon. Ram czasowych jednak nie zakładaliśmy. We wtorek mamy spotkanie zarządu, więc ten temat przedyskutujemy.
Ale rozumiem, że przed końcem października chciałby pan, żeby to już było załatwione?
Nie odpowiem panu na to pytanie, bo jak powiedziałem – nie wiem, kiedy nowi trenerzy zostaną ogłoszeni. Czy to będzie koniec października, czy koniec listopada albo grudnia – nie mam pojęcia.
ROZMAWIAŁ
WOJCIECH PIELA
Fot. Newspix.pl
Wojciech Piela – wyśniony zięć każdej teściowej <3.