Tak to już wygląda, że imprezy poprzedzające igrzyska cechują się wysokim poziomem rywalizacji. Nie inaczej było w przypadku mistrzostw Europy w Budapeszcie, podczas których wielu pływaków potwierdziło świetną, olimpijską formą. W tym gronie znalazła się Katarzyna Wilk-Wasick – trzykrotnie poprawiała rekord kraju na 50 metrów kraulem i przede wszystkim – sięgnęła po srebrny medal na tym dystansie. Jak się potem okazało – jedyny polskiej reprezentacji w stolicy Węgier. Trudno zatem uznać całe zawody za wielki sukces w wykonaniu Polaków, choć trzeba przyznać: paru naszych zawodników pokazało się z niezłej strony.
Wspomnieć należałoby choćby Pawła Korzeniowskiego, który co prawda nie zdobył krążka, nie zdołał nawet awansować do finału (zabrakło mu paru setnych). Ale zrobił to, po co przyjechał do Budapesztu – wywalczył kwalifikację do Tokio. W wieku 35 lat, w konkurencji 100 metrów delfinem – w której nigdy się nie specjalizował, bo przecież największe sukcesy osiągał na dystansie 200 metrów. Na dodatek “Korzeń” miał po igrzyskach w Rio de Janeiro przerwę od pływania. Na baseny wrócił dopiero w końcówce 2019 roku – i teraz, po półtora roku treningów, zanotował wynik 51,72. To po prostu się ma.
Na przełomie lipca oraz sierpnia Korzeniowski wystąpi (o ile do końca maja nie znajdzie się dwóch kolejnych polskich delfinistów, którzy zanotują lepszy czas od niego) na swoich… piątych igrzyskach. To rekord, bo pływacy z Polski dotychczas zostawali co najwyżej czterokrotnymi olimpijczykami.
Jak już jesteśmy przy weteranach – bardzo dobrą formę odzyskał Konrad Czerniak. Również zrobił minimum na IO, przepływając 50 metrów kraulem w czasie 22 sekund. Był też bliski medalu na dystansie nieolimpijskim – 50 metrów delfinem. W finale zajął jednak 4. miejsce ze stratą… 0,01 sekundy do podium. To mogło zaboleć, ale fakty są takie, że Polak, który w przeszłości osiągał sukcesy na dużych imprezach, w równie dobrej dyspozycji nie znajdował się od paru lat.

Paweł Korzeniowski
Mniej powodów do zadowolenia mógł mieć inny polski sprinter – Paweł Juraszek. On minimum zaliczył jeszcze podczas mistrzostw Polski, kiedy 50 metrów stylem dowolnym pokonał w 21,72 sekund. W Budapeszcie jednak wyraźnie spowolnił. W półfinałach ledwo zszedł poniżej bariery 22 sekund, co nie zagwarantowało mu miejsca w finale. Wielka szkoda, bo gdyby tam się znalazł i powtórzył wynik z zawodów w Lublinie, zostałby brązowym medalistą mistrzostw Europy (do złota wystarczało zaś 21,61 – tyle wykręcił Ari-Pekka Liukkonen).
Najlepsi
Koniec końców imprezę w Budapeszcie zapamiętamy przede wszystkim za sprawą Kasi Wilk-Wasick. O sukcesie Polki dałoby się długo rozpisywać. Miała dwuletnią przerwę od pływania, wróciła na baseny w 2018 roku i od tego czasu budowała coraz to wyższą formę. Na topowym poziomie zaczęła pływać w 2020 roku, choć wówczas miała okazję rywalizować na krótkim basenie. Powstało zatem pytanie – czy zdoła utrzymać formę i czy przełoży ją na długi basen? Jak się okazało – nie miała z tym problemów.
Rekord Polski na 50 metrów kraulem biła zarówno w eliminacjach, półfinałach, jak i finale. Łącznie z wyniku, który obowiązywał przed mistrzostwami, urwała aż 41 setnych. W finale przegrała tylko z Ranomi Kromowidjojo (która wygrała również złoty medal na 50 metrów delfinem). Finałowy czas Polki – 21,17 – jest jednym z najlepszym na świecie, od momentu, gdy rozpoczął się okres walki o minima do Tokio. Nieco szybciej pływały właśnie Kromowidjojo, Simone Manuel, Sarah Sjorstrom, Pernille Blume, Cate Campbell czy Liu Xiang. Możemy być jednak pewni, że Kasia ma wiele zapasu. Bo choć to doświadczona pływaczka, na dobrą sprawę dopiero weszła do światowej czołówki.
Podczas zawodów w Budapeszcie Wilk-Wasick pływała również na dystansie 100 metrów – i choć tu akurat nie mówimy o większych sukcesach, wywalczyła kolejną kwalifikację do Tokio. Co tu dużo gadać – kartkówkę przed wielkim sprawdzianem, jakim są igrzyska, zdała na ocenę bardzo dobrą.
Może nie piątkę, ale czwórkę moglibyśmy wystawić Jakubowi Majerskiemu. 20-letni pływak w finale na 100 metrów delfinem zajął czwarte miejsce – do podium zabrakło mu dwunastu setnych. Trzeba jednak docenić, że wynikiem 51,11 pobił rekord Polski, który wcześniej należał do Czerniaka. Oczywiście, aby w Tokio powalczyć o medal, będzie trzeba pływać szybciej (choć jakby nie patrzeć – w Rio tylko Joseph Schooling zszedł poniżej 51 sekund. Michael Phelps, Chad le Clos oraz Laszlo Cseh osiągnęli gorszy czas od tego Majerskiego). Finał to już jednak realistyczny cel. Zatem, kiedy oczy całego świata będą zwrócone na rywalizację Caeleba Dressela z Kristofem Milakiem (triumfatorem z Budapesztu), my być może będziemy dopingować naszego reprezentanta.
Niewiele do zarzucenia może mieć sobie również Jan Kozakiewicz. Człowiek, który na co dzień pracuje jako kontroler ruch lotniczego, został czwartym żabkarzem Starego Kontynentu na 50 metrów. Przegrał m.in. z fenomenalnym Adamem Peatym. Oczywiście – mówimy o konkurencji nieolimpijskiej. W Tokio Polak może pojawić się jako członek sztafety, ale wciąż nie ma kwalifikacji w wyścigu indywidualnym – niedługo przekonamy się, czy uda mu się ją zdobyć.
Z pozytywów – doceniamy też wyniki Krzysztofa Chmielewskiego. Zaledwie 17-letni pływak mógł pochwalić się trzecim czasem eliminacji na 200 metrów delfinem. Jeśli w półfinałach również osiągnąłby 1:55.46, bez problemu awansowałby do decydującego wyścigu. Tak się nie stało, ale trzeba przyznać, że kariera młodego zawodnika, którego zobaczymy również na igrzyskach, zapowiada się obiecująco.
Pechowa liczba
Przed imprezą w Budapeszcie rozmawialiśmy z Radosławem Kawęckim. Wielokrotny medalista mistrzostw Europy wierzył, że – mimo bycia jednym z najstarszych zawodników w czołówce – stać go na kolejny medal tej imprezy. Ostatecznie finał zakończył jednak dopiero na szóstym miejscu (siódmy był Jakub Skierka). Cóż, pływanie w okolicach rekordu życiowego wciąż gwarantowałoby “Kawie” świetne wyniki na zawodach nie tylko rangi europejskiej, ale też światowej. Inna sprawa, że Polak życiówkę ustanowił jeszcze w 2013 roku. Powstaje pytanie – jak blisko będzie w stanie zbliżyć się do niej podczas igrzysk olimpijskich? Na pewno będzie liczył na szybsze pływanie niż w Budapeszcie.
Jeśli chodzi o grzbiet pań – liczyliśmy przede wszystkim na Alicję Tchórz. Polka w ostatnich tygodniach znajdowała się w dobrej formie, z mistrzostw Polski przywiozła parę medali. W Budapeszcie nie udało jej się jednak dołożyć kolejnego ani awansować do finału na 50 metrów. Choć była tego bliska – zajęła ex-aequo ósme miejsce w półfinałach, a potem przegrała w repasażach.
Wspominaliśmy już o czwartych miejscach Majerskiego, Czerniaka oraz Kozakiewicza. Niestety (na szczęście?) to nie koniec. Również tuż za podium znalazły się sztafeta 4×100 stylem zmiennym mężczyzn (Kozakiewicz, Majerski, Jakub Kraska i Kacper Stokowski) oraz sztafeta mieszana 4×100 kraulem (Wasick, Tchórz, Kraska, Kacper Majchrzak). Oba zespoły pobiły rekordy Polski. Obu do trzeciej pozycji zabrakło około trzech sekund.
Wnioski
W Budapeszcie byliśmy świadkami dwóch rekordów świata. Pierwszy pobił Kliment Kolesnikow (23,93 na 50 metrów grzbietem), drugi 16-letnia Benedetta Pilato, która 50 metrów klasykiem pokonała w 29,30 sekund. Generalnie – gwiazdy błyszczały. Wspomniany Rosjanin, Adam Peaty, Kristof Milak, Simona Quadarella – wszyscy sięgnęli po przynajmniej dwa złote medale w wyścigach indywidualnych (tylko Milak nie dołożył do tego również krążka w sztafecie).
Natomiast, jeśli chodzi o polską reprezentację – nikt nie oszaleje z powodu jednego krążka na mistrzostwach kontynentu. Nie można też powiedzieć, że paru Polaków minęło się z medalami, bo jak popatrzymy na wszystkie czwarte miejsca – tylko Czerniak był dosłownie o włos od podium. Pamiętajmy jednak o dwóch rzeczach. Po pierwsze, choć wiemy, że to nudne, imprezą docelową są igrzyska. Po drugie, w ubiegłych latach polskie pływanie nie odnosiło wielu sukcesów. Należy zatem doceniać małe kroki, niewielkie progresy, pozytywne sygnały.
Parę wywalczonych minimów, trochę miejsc w finałach i rekordów Polski, jeden historyczny medal (bo pierwszy Polki od 15 lat) – to wszystko też powinno cieszyć. I budować w głowie myślenie, że z roku na rok, z imprezy na imprezę, będzie coraz lepiej. I Polacy będą naprawdę liczyć się w międzynarodowym pływaniu. Historie inspirujących powrotów Wilk-Wasick czy Korzeniowskiego pokazują, że owszem, da się.
Fot. Newspix.pl