Pięć lat temu, podczas igrzysk w Rio de Janeiro, minęła się o trzy centymetry z medalem. Wtedy uchodziła jeszcze za młodą, szerzej nieznaną zawodniczkę. Do Tokio natomiast poleciała, aby stanąć na olimpijskim podium. I dokładnie tego dokonała. Maria Andrejczyk była dzisiaj świetna, regularna, mimo tego, że przecież rzucała z bólem (częściowo naderwany bark). Gdyby nie jedna próba Chinki Liu Shiying, mówilibyśmy o złotym krążku. Polka została jednak srebrną medalistką IO. Co oczywiście cieszy niezmiernie.
Której oszczepniczki, jeszcze przed rozpoczęciem piątkowego konkursu, najbardziej się obawialiśmy? Prawdopodobnie Kelsey-Lee Barber, czyli mistrzyni świata z Dauszy. Albo Maggie Malone, drugiej zawodniczki eliminacji. Patrząc jednak na wyniki, jakie podczas nich uzyskiwały wszystkie zawodniczki, mogliśmy postawić tezę: jeśli problemy zdrowotne Marii nie okażą się zbyt poważne, będzie mogła przegrać tylko z samą sobą. O ile, przypadkiem, jedna z rywalek nie odda rzutu życia, czy też sezonu.
No i właśnie – ten pesymistyczny scenariusz faktycznie wszedł w grę. Konkurs kapitalnie rozpoczęła dziewiąta w eliminacjach Liu Shiying, która w pierwszej próbie wyczarowała 66.34 m. Oczywiście, nie był to wynik bliski tego, który Andrejczyk osiągnęła parę miesięcy temu w Splicie. Inna sprawa, że w karierze… Polka tylko dwukrotnie przekraczała granicę 66 metrów. Już na samym początku rywalizacji stało się zatem jasne, że o złoto łatwo nie będzie. Szczególnie że – biorąc pod uwagę dolegliwości naszej zawodniczki – każdy kolejny rzut mógł kosztować ją coraz więcej trudu.
Andrejczyk jednak konsekwentnie posyłała oszczep daleko. Nie spaliła żadnej z sześciu prób, dopiero w ostatniej nie zdołała pokonać 60 metrów. Ale ani ona, ani żadna z finalistek, nie była w stanie zbliżyć się do próby Chinki. Chinki, która nie zanotowała występu na miarę choćby Wojciecha Nowickiego, który zachwycał w każdej serii konkursu. Wyszedł jej jeden rzut, ot co. Oprócz niego zaliczyła jeszcze jedną próbę (63.40), dwie spaliła i z dwóch zrezygnowała (trzeba jednak przyznać, że chodziło prawdopodobnie o kwestie zdrowotne). Tak to jednak wygląda, że koniec końców liczy się jedna, najlepsza próba. A ta należała do 28-letniej Shiying.
Polka natomiast zrobiła wszystko, co leżało w jej mocy. Przez długi czas nie musiała się obawiać, że jakakolwiek zawodniczka odbierze jej drugie miejsce. Dopiero w ostatniej próbie świetny wynik zanotowała Australijka Barber. Do Andrejczyk zabrakło jej jednak pięciu centymetrów (64.61 a 64.56). To oznaczało tyle, że Andrejczyk miała już zaklepany tytuł wicemistrzyni olimpijskiej. Po chwili mogła spokojnie, bez presji, spróbować po raz ostatni pokonać Chinkę. To jej się jednak, jak wiemy, nie udało.
Nie ma jednak powodu do rozpaczy. Andrejczyk po igrzyskach w Rio de Janeiro miała olbrzymie problemy z kontuzjami. W 2017 roku nie startowała w ogóle. W 2018 roku rzucała w okolicach 50 metrów, była kompletnie bez formy. Tę budowała stopniowo, aż w sezonie olimpijskim zanotowała trzeci najlepszy rzut oszczepem w historii rywalizacji kobiet. Dało się uwierzyć, że w Tokio sięgnie po złoto, ale cóż, srebro też musi cieszyć. I zapewne cieszy nie tylko nas, ale samą oszczepniczkę.
Medal Andrejczyk jest dwunastym polskiej reprezentacji na igrzyskach w Tokio. Lepiej nie było ani w Rio, ani w Londynie, ani w Pekinie, ani Atenach. A przecież kolejnej krążek do naszej puli może wpaść choćby za sprawą Aniołków Matusińskiego!
Fot. Newspix.pl
brawo!!!!
trzeba miec nadzieje ze w koncu nawet najglupsi zrozumieja ze jestesmy narodem lekkoaetow a nie jakichs pilkarzykow
Co by nie mówić trudno się z tobą nie zgodzić
I w wielu przypadkach taki lekkoatleta (którego krytykuje Janusz z browarem przed TV) na sukces pracuje nie tylko łzami, potem i krwią ale i własną kieszenią.
Gratulacje! Mam ambiwalentne wrażenia słuchając tej dziewczyny, bo z jednej strony rzuca tekstami rodem z fejsbookowych wpisów kołczów, ale z drugiej widać, że ma kilka cech prawdziwego sportowca. Oczywiście pomijam, że kobieca i atrakcyjna :>
“Nie spaliła żadnej z sześciu prób,”
W oszczepie to się trzeba postarać, żeby spalić. Spalone to najczęściej umyślne przekroczenie linii gdy zawodnik widzi, że oszczep leci blisko.
Na szczęście Probierz nie jest jej trenerem..