Mimo że to Robert Sobera wypadł najlepiej z Polaków w III Szczecińskim Mityngu Skoku o Tyczce, najbardziej zapracowany w Netto Arenie był bez wątpienia trener Wiaczesław Kalininczenko. Robert Sobera pokonał 5,64 m, Mateusz Jerzy zaliczył wysokość 5,54 m, a Paweł Wojciechowski… zerówkę.
Mityng rozpoczął się od rywalizacji kobiet, którą wygrała podopieczna Sławka Kalininczenki, trenująca w Polsce reprezentantka Wenezueli Robeilys Peinado. Co prawda trzy zawodniczki uzyskały ten sam rezultat 4,60 m, ale najlepsze próby miała właśnie Robeilys. W konkursie wzięły udział trzy Polki, lecz nie udało im się zbliżyć do czołówki. Szóste miejsce dla Kamili Przybyły, siódme dla Agnieszki Kaszuby (obie 4,22 m), natomiast zerówkę w wynikach pozostawi po sobie Victoria Kalitta.
Po dłuższej przerwie wykorzystanej przez organizatorów na zajęcia promujące sport wśród najmłodszych, do rywalizacji przystąpili mężczyźni. W ostatnich tygodniach tyczkarze rozpieścili kibiców, którzy oglądali rekordy świata, rekordy kontynentalne. Dziś aż takich wysokich lotów w Szczecinie nie było, ale padło kilka życiówek i konkurs naprawdę się podobał.
Z niewesołą tyczkarską rzeczywistością zderzył się za to Paweł Wojciechowski. Bydgoszczanin wygrywał tutaj dwa lata temu, jednak ten sezon idzie mu jak po grudzie. Od kilku miesięcy współpracuje z trenerem Kalininczenką, który dziś musiał tłumaczyć się za swojego podopiecznego. – Jest tak zawsze na początku współpracy, poszukujemy czegoś nowego. Szukamy pewnych zmian, ale to normalny element pracy. Czasem trzeba wsadzić palec w gorącą wodę, by przekonać się, że naprawdę jest gorąca. Paweł trochę odstaje w gimnastyce i akrobatyce, ciągle poprawiamy coś w bieganiu. Mam nadzieję, że na lato będzie już wszystko dobrze – podsumował przed kamerami TVP Sport. Sam Wojciechowski również nie tryskał humorem i trudno mu się dziwić, bo to kolejny start, po którym próżno szukać uśmiechu na twarzy i tak bardzo pogodnego Pawła.
Na sam koniec swojej rozmowy tyczkarz wręcz przeprosił kibiców w Szczecinie za tak rozczarowującą postawę: – Jechałem tutaj z nastawieniem poprawienia najlepszego wyniku w sezonie. Wiele czynników ma wpływ na moją formę. Zmiana trenera, nowe tyczki… Trzeba jednak brać na klatę to co się dostaje. Mam nadzieję, że to złe dobrego początki i na igrzyska będę gotowy. Potrzebuję przełamania i oby to się stało podczas Halowych Mistrzostw Polski w Toruniu. Zostały mi jeszcze dwa konkursy w zimowym sezonie. Mimo wszystko w jego głosie dało się wyczuć odrobinę optymizmu. Wojciechowski dziś przegrał nie tyle z wysokością (bo nie sprostał śmiesznemu jak na jego możliwości 5,44 m), co z samym sobą. Dobrze, że mimo wszystko skacze, zmienia tyczki na twardsze i się nie boi.
Pokonali go również koledzy. Bardzo poprawnie zaprezentował się Mateusz Jerzy, który po trzykroć atakował rekord życiowy – 5,64 m. Żadna z trzech próba nie przyniosła jednak oczekiwanego efektu i w wynikach pozostało dziesięć centymetrów mniej. Młody zawodnik jest szybki na rozbiegu i to stanowi jego główną broń. Widać też poprawę w technice: – Jestem zadowolony. Czuję, że jestem stabilny na tych wysokościach 5,50 – 5,54 m. W Madrycie zająłem piąte miejsce, dziś znów piąty. Na początku sezonu skoczyłem 5,61 m. Być może jakbym wziął dziś twardszą tyczkę mógłbym skoczyć jeszcze wyżej. Moje skoki są dobrymi prognostykami przed kolejnymi zawodami. Moim celem jest minimum na mistrzostwa Europy w Paryżu, a celem nadrzędnym igrzyska olimpijskie. Co prawda podnieśli minimum na 5,80 m, ale na twardszych tyczkach będę mógł atakować takie wysokości
Na koniec zostawiliśmy sobie mistrza Europy z Amsterdamu 2016. Robert Sobera przyznał: – Zawsze odczucia po starcie są mieszaniną satysfakcji i niezadowolenia. Miejsce niezłe, bo trzecie, dobra ta druga próba na 5,74 m. Skoki jednak nie były idealne i jest nad czym pracować.
Krótko, zwięźle i na temat – tak jak lubimy. Zawody wygrał Holender Menno Vloon, który pobił własny rekord halowy (5,74 m). To zawodnik skaczący bardzo efektownie (choć nie zawsze efektywnie), wykonuje bowiem w powietrzu przedziwne ewolucje, których nie powstydziłby się Leszek Blanik. Zupełnie jakby chciał połączyć skok o tyczce z przerzutową techniką skoku wzwyż. Komentujący zawody Jarosław Idzi doliczył się, że Vloon wykręcił w powietrzu półtorej śruby. Niestety w skoku o tyczce not za wrażenia artystyczne nie dają, ale kibice bez wątpienia pozostawali pod mocnym wrażeniem. Na koniec holenderski tyczkarz atakował jeszcze 5,80 m, chcąc ustanowić rekord mityngu. Pod tym względem nie zapisze się w księgach, a przynajmniej na razie. Podobnie jak Sobera, 5,64 m uzyskał Chińczyk Yin Jie.
Zarówno tyczkarze, jak i całe środowisko lekkoatletyczne spotyka się w sobotę w Toruniu. Tam odbędą się najważniejsze dla naszych zawodników zawody sezonu halowego – mistrzostwa Polski.
DARIUSZ URBANOWICZ
PS:
Wspomniałem na początku o zapracowaniu trenera Kalininczenki. Policzmy w takim razie kogo dziś wspomagał radami: Peinado, Jerzy, Wojciechowski oraz okazjonalnie Cole Walsh z USA. Takie mityngi jednak są bezcenne, jeśli chodzi właśnie o trening pod presją. To poligon doświadczalny, trenerzy są bardzo blisko rozbiegu i na bieżąco mogą wymieniać się opiniami. Pod tym względem na pewno był to bardzo cenny start.
SPONSOREM POLSKIEJ LEKKIEJ ATLETYKI JEST PKN ORLEN
Fot. Newspix.pl