Śliwka: Do Tokio jedziemy po to, aby wygrać

Śliwka: Do Tokio jedziemy po to, aby wygrać

Aleksander Śliwka był gościem w audycji Dwójka bez sternika. Wojciech Piela porozmawiał z siatkarzem reprezentacji Polski o ostatniej prostej w przygotowaniach do Tokio, celu na igrzyskach, kulisach życia w bańce podczas turnieju Ligi Narodów, pomysłowych rozgrzewkach Vitala Heynena i wielu innych rzeczach. 

WOJCIECH PIELA: Jak samopoczucie? Niedawno skończyliście grać w Lidze Narodów, teraz macie kilka dni wolnego. Ale za moment ten wolny czas się kończy.

ALEKSANDER ŚLIWKA: Dostaliśmy cztery dni wolnego żeby odpocząć i zobaczyć się z bliskimi, bo to był największy kłopot przebywania ponad miesiąc w bańce. Mamy chwilę oddechu, po czym możemy z nową energią wejść w ostatnią prostą przygotowań do igrzysk olimpijskich w Tokio.

Przebywanie w bańce to nie jest normalna sytuacja. Może poznałeś lepiej samego siebie przez te trzydzieści pięć dni?

To była próba dla nas jako grupy. Tego jak wytrzymamy ze sobą, czy utrzymamy dobrą atmosferę. Myślę, że zrobiliśmy to najlepiej jak mogliśmy i każdy może być z siebie dumny. Może warunki w samym hotelu nie były najlepsze, ale dostosowaliśmy je do swoich potrzeb, potrafiliśmy spędzać wolny czas razem. Bardzo pomogło nam to, że Euro się rozpoczęło. Również dzięki temu, że sami graliśmy dużo spotkań, czas upływał szybciej.

Było organizowane wspólne oglądanie meczów?

Tak. W naszej reprezentacji jest spora grupa ludzi, która interesuje się futbolem. Jedni mniej, drudzy bardziej, ale Euro to tak duża impreza, że wszyscy śledzili mecze. Oczywiście, najbardziej te z udziałem reprezentacji Polski, jednak resztę spotkań również.

A propos zainteresowania danymi sportami, przypomniała mi się anegdota Piotra Nowakowskiego. Niedawno w Łodzi graliście mecze sparingowe z Belgią. Przyjeżdżacie do hotelu w którym jest sporo kibiców. Piotrek opowiadał, że kiedy on do nich wyszedł, to nikt nie zareagował. Ale kiedy nikt nie rozpoznał Bartosza Kurka, to Nowakowski był już mocno zdziwiony. Okazało się, że w tym samym czasie w Łodzi jest Fame MMA i to fani tego sportu okupowali hotel. Śmiał się, że to dla was dodatkowa motywacja żeby zgarnąć złoty medal w Tokio. Wtedy już nie będzie siły – kibice będą musieli was docenić.

Dokładnie. To była sytuacja, która pokazała nam, co obecnie interesuje młodzież, bo głównie ta grupa znajdowała się w hotelu. Okazało się, że bardziej czekali na Don Kasjo niż Bartka Kurka czy Wilfredo Leona. My robimy swoje – wiemy, że siatkówka jest popularna. Oczywiście, przegrywa z piłką nożną i niektórymi innymi sportami. Ale chcemy zapisać się w historii tej dyscypliny i polskiego sportu olimpijskiego zdobywając medal. Najlepiej ten ze złotego kruszcu.

A według ciebie, ile procent jeszcze wam brakuje do pokazania pełni możliwości? Trener mówił, że 25, Wilfredo o 15. Zastanawiam się, jaka jest prawda Olka Śliwki.

Myślę, że… obaj mają rację. Finał Ligi Narodów z Brazylią pokazał, że możemy grać jeszcze lepiej. Mamy parę elementów do poprawy, ale nie są do zmiany rewolucyjne tylko bardziej kosmetyczne. Zostało trochę ponad dwadzieścia dni do rozegrania pierwszego spotkania przeciwko Iranowi. Do tego momentu będziemy w optymalnej formie. W samym turnieju nasza dyspozycja również będzie rosła.

Brazylia to rywal, który ostatnio nam nie leży. Masz swoje przemyślenia jak można ich ugryźć, czy ciężko to na razie stwierdzić?

Pokonanie ich będzie od nas wymagało zagrania wręcz rewelacyjnego meczu. W Lidze Narodów prezentowali się bardzo równo. W finale przeciwko nam zagrali kapitalny mecz. Od połowy drugiego seta zagrali już na poziomie, na którym my obecnie nie jesteśmy. Natomiast ten mecz mógł się inaczej potoczyć. Gdyby przegrana przez nas końcówka drugiego seta odwróciła się na naszą korzyść, to Brazylijczycy nie mieliby tak dużej pewności siebie i nie grali aż tak dobrze w dalszej części spotkania. Miejmy nadzieję, że będziemy mieć okazję do rewanżu w jakimś ważnym meczu na igrzyskach olimpijskich.

Czy twój kolega z klubu – Kamil Semeniuk – miał jakiś chrzest na kadrze? Jak został przyjęty przez grupę?

Nie, żadnego chrztu nie było. Mieszkał ze mną w pokoju, więc starałem mu się pokrótce przedstawić, jak nasza kadra funkcjonuje od środka. Grupa bardzo dobrze go przyjęła. Zobaczyli, że to jest chłopak który bardzo ciężko pracuje, prezentuje świetną formę na boisku, a przy tym jest bardzo skromny. Takim osobom dużo łatwiej wejść do grupy, bo reszta widzi ich zaangażowanie. Kamil jest już częścią drużyny.

SPONSOREM POLSKIEJ SIATKÓWKI JEST PKN ORLEN

Jak się z tym czułeś, kiedy obudziłeś się w poniedziałek i zobaczyłeś, że w pokoju nie ma Kamila? Bartosz Kurek mówił o tym, że gdy obudzi się rano i zobaczy, że obok nie ma Piotrka Nowakowskiego, to dopiero wtedy uwierzy, że nie jest w bańce.

Śmiałem się, że będzie mi się śnił śmiech Aleksandra Atanasijevića. Serbowie rano oraz późnymi wieczorami zawsze grali w karty w hotelowym patio. Gość śmieje się bardzo donośnie, więc jego głos mnie budził i przy nim też zasypiałem. Ale wszystko jest w porządku – te cztery dni wystarczą, żeby się przyzwyczaić do bycia z bliskimi.

Czy w którymś momencie trwania Ligi Narodów byłeś pewny, że znajdziesz się w dwunastce która pojedzie do Tokio? Czy to było tak, że dopóki trener Vital Heynen nie ogłosił powołań, to trochę drżałeś i nie wiedziałeś jak to będzie?

Oczywiście, były duże nerwy. Rywalizacja w naszej kadrze na każdej pozycji jest ogromna. Mamy wielu zawodników reprezentujących poziom światowy. Moglibyśmy wysłać na igrzyska dwie reprezentacje, które osiągnęłyby świetny wynik. Dla mnie, jako dla osoby której będą to pierwsze igrzyska olimpijskie, selekcja była stresująca. Całe szczęście, zostałem wybrany do tej drużyny i czuję się tym zaszczycony. Teraz nie pozostaje nic, tylko ciężko pracować po to, aby Polacy mogliby być z nas dumni.

Trener Heynen jest bardziej kontrolującym czy ufającym szkoleniowcem?

Myślę, że łączy obie cechy. Ufa nam jako ludziom, ale też wie, co się dzieje w środku grupy. Mimo wszystko nie pozostawia nam wrażenia, że nas kontroluje. Jesteśmy dorosłymi ludźmi – on też wie, że jesteśmy profesjonalistami i to co robimy w wolnym czasie to działania, które pozwolą jak najlepiej prezentować się nam na treningu czy meczu. Więc ufa, ale też trzyma rękę na pulsie.

A którą z jego gierek – tak zwanych stupid games – lubisz najbardziej?

Tych gierek jest nieskończona ilość. Na każdym treningu wymyśla coś nowego. Podczas trzech lat pracy z Vitalem można by policzyć na palcach jednej ręki gry, które się powtórzyły. Zaskakuje nas swoimi pomysłami i ciężko wyróżnić jakąś jedną zabawę. Elementy rozgrzewki które on wprowadza, to coś zupełnie innego od tego co robią inni trenerzy. Jadąc na reprezentację to jest jedna z rzeczy która nas cieszy – że będziemy mogli zrobić coś innego niż to, co robiliśmy przez cały rok w klubie.

Słyszałem, że w jednej z zabaw trzeba było trzymać rękę w spodenkach, a odbijać tylko drugą. Innym razem można było odbijać tylko nogami – wydawałoby się, że to pomysły od czapy. Ale też pokazują, że trener Heynen nie korzysta wyłącznie z podręczników tylko ma duże pokłady kreatywności.

Dokładnie. Była taka jedna gierka którą przytoczyłeś. Rzeczywiście, jej założenia brzmią komicznie. Ale tak – trener jest bardzo kreatywną osobą.

Przytoczyłem ją żeby ci pobudzić głowę. Może przypomni ci się jakaś inna nieszablonowa rozgrzewka.

Jest ich wiele. Wykorzystywane są rekwizyty znajdujące się na hali. Na mistrzostwach świata były wózki sklepowe – zbieraliśmy do nich ręczniki, którymi wycieramy twarze podczas spotkań. Te wózki były wykorzystywane aby odbić od nich piłkę lub do nich trafić. Może kiedyś będzie jeszcze trening otwarty reprezentacji, Vital będzie mógł się popisać i pokazać sposoby na poruszenie naszych głów na rozgrzewce. Bo są to gierki w których zawsze trzeba mocno myśleć.

Jak w tym momencie czujesz się fizycznie? Za tobą trudny sezon klubowy, graliście do końca o mistrzostwo Polski oraz w Lidze Mistrzów. Teraz jest reprezentacja. Pewnie jako profesjonalny sportowiec jesteś na to przygotowany. Ale nie wierzę, że ta liczba spotkań się nie odbiła na twoim organizmie.

Nie mieliśmy długich wakacji po sezonie – mówię za zawodników Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. To zmęczenie się nakłada, ale staramy się pracować na tyle mądrze, aby wypracować najlepszą formę na igrzyska olimpijskie. Mamy trenera od przygotowania fizycznego, który bardzo indywidualnie podszedł do każdego z zawodników. Tych, którzy przyjechali na kadrę świeżo po graniu, wprowadzał troszkę dłużej.

Lubię podpytać siatkarzy o kwestie taktyczne. W piłce nożnej jest tak, że kiedy trener przychodzi do klubu, to media rozkładają jego filozofię futbolu na czynniki pierwsze. W siatkówce z boku wydaje się to prostsze – trzy  zagrania, ustawienie i wszystko jest jasne. Ale odprawy taktyczne u was też istnieją i nie jest tak, że nie rozpracowujecie swoich przeciwników. Jak wygląda taktyka w siatkówce z twojego punktu widzenia i na co sam zwracasz uwagę?

Zacznę od początku – Vital Heynen to trener, którego konikiem jest relacja pomiędzy blokiem i obroną. Jego drużyny zawsze grają bardzo dobrze w tych elementach. Gdy przeciwnik atakuje, gra bloku może pomóc obronie. Jeżeli chodzi o rozpracowanie taktyczne przeciwnika, zawsze rozgrywający rywala jest rozbierany na czynniki pierwsze. Jego gra w danych ustawieniach i rotacjach, procentowe tendencje do rozegrania w każdej kombinacji. Co robi, jeżeli piłka jest dograna zza jego pleców, z przodu czy od siatki. Jeżeli ma dwa typy zawodników do wyboru, to do którego z nich pośle piłkę?

Poza rozgrywającym staramy się przygotować na kogo będziemy zagrywać. Można wybadać grę w bloku przeciwnika – który z nich jest bardziej groźny, a którego można wykorzystać. To, o czym mówię, to wierzchołek góry lodowej. Mamy tak zwane game plany, na których trener przedstawia nam każdego rywala. W piłce nożnej jest to bardzo rozbudowane, ale i w siatkówce mamy odprawy wideo czy analizy taktyczne w których przygotowujemy się konkretnie pod przeciwnika. Vital Heynen jest osobą, która zwraca dużą uwagę na egzekwowanie taktyki podczas spotkań. Bardzo się denerwuje, kiedy nie robimy tego, co zakładaliśmy. Wykonuje dużo pracy analitycznej jeżeli chodzi o rozpracowanie przeciwnika. Wierzy, że to będzie przynosiło nam korzyści na boisku.

Czy ciężko jest ci wyłączyć głowę na zgrupowaniu? Wiadomo – teraz twoim celem jest kadra. A jednak z tyłu głowy masz to, że sporo dzieje się w klubie. Odszedł trener Nikola Grbić, ale też kolega grający obok – kumpel z kadry – Kuba Kochanowski przeszedł do Resovii.

Jedyna rzecz, jaka pozwoliła mi i moim kolegom z drużyny się na to przygotować, jest taka, że oczywiście oficjalnie transfery zostały ogłoszone teraz, ale one dokonały się troszkę wcześniej. Byliśmy na to przygotowani, byli wyszukiwani zawodnicy do zastąpienia. Zdajemy sobie sprawę, jak to wszystko wygląda z boku. W tym sezonie osiągnęliśmy wspaniały wynik i normalną rzeczą jest, że te kluby interesowały się zawodnikami ZAKSY. Ale kiedy wrócimy z reprezentacji nasze cele się nie zmienią – ZAKSA  nadal będzie grała o trofea.

Jak rozumiem, ty nigdzie się nie ruszasz?

Tak, przedłużyłem kontrakt i w przyszłym sezonie będę zawodnikiem drużyny z Kędzierzyna-Koźle.

Czyli to nie jest tak, że ZAKSA zwija żagiel. Czy ciebie – nie chcę użyć słowa, że boli – ale może trochę zasmuciło to, że nie będzie trenera Grbića i Kuby, czy zupełnie rozumiesz ich odejścia i przesadnie się tym nie przejmujesz?

Oczywiście, że się tym przejmuję. Odejście Kuby, wcześniej Pawła Zatorskiego i Bena Toniuttiego oraz trenera – bardzo mocno zżyłem się z nimi wszystkimi. Stworzyliśmy wspaniałą drużynę, która zwyciężyła w Lidze Mistrzów. Ich transfery z pewnością są dla mnie smutne. Natomiast trzeba patrzeć w przód, więc staram się myśleć pozytywnie o przyszłym sezonie. Wiadomo, że to nie będzie to samo, ale nowa grupa również będzie chciała osiągnąć jak najwięcej. Mam nadzieję, że będziemy w stanie wypracować coś nowego.

Dużo u was w kadrze mówi się o celu i historii polskiej siatkówki? Nakręcacie się czy może zupełnie odwrotnie – gdzie tylko możecie to szukacie ucieczki od tego, że jedziecie tam po złoty medal?

Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, jakim potencjałem dysponuje grupa w której się znaleźliśmy. Wiemy, że jesteśmy w stanie walczyć o najwyższe cele, bo po prostu mamy świetnych siatkarzy. Wszystkie działania są robione po to, aby stworzyć grupę zdolną do rywalizacji na najwyższym poziomie. Zbudowanie dobrze zgranej drużyny jest dla nas najważniejszą rzeczą. Szczerze mówiąc, nie rozmawiamy o konkretnym celu na igrzyska. Ale wiemy, że jesteśmy w stanie zrobić coś wielkiego i ciężko na to pracujemy.

Ciebie zadowoli jakikolwiek medal, czy podchodzisz do tego jak Michał Kubiak, że liczy się tylko złoto?

Taka drużyna, jak nasza, na każde spotkanie wychodzi po to, aby je wygrać. Skoro chcemy zwyciężyć w każdym meczu, to ostatnie spotkanie turnieju również się do tego zalicza. Natomiast w zawodach olimpijskich mogą się dziać różne rzeczy. Nie wiemy, w jakiej formie przyjadą inne drużyny, ale jak powiedziałem – nasze nastawienie jest takie, że chcemy zwyciężać w każdym spotkaniu. Jedziemy tam po to, aby wygrać.

Na początku pośmialiśmy się trochę z sytuacji z fanami Fame MMA. Jakie ty masz najśmieszniejsze historie związane z kibicami? Artur Szalpuk opowiadał, że was mylono przy autografach i to do niego krzyczeli „Olek”.

Często tak bywało, że kibice nas mylili.

Mimo że nie jesteście przesadnie podobni – żeby nie było.

Dokładnie – ja jestem brunetem, a on blondynem. Były takie sytuacje. Tacy zawodnicy, jak na przykład Bartek Kurek są bardziej otaczani kibicami i mają dużo więcej obowiązków z tym związanych. Teraz, przez sytuację z koronawirusem, wsparcie kibiców jest dużo mniejsze. Na hali nie mieliśmy kibiców praktycznie przez cały sezon, za wyjątkiem pierwszych kolejek. Potem kibiców nie było, choć starali się nas wspierać.

To trochę inna skala rozpoznawalności, ale kiedyś rozmawiałem z Arturem Barcisiem podczas gdy prowadził samochód i akurat zatrzymała go policja. Mundurowy powiedział mu, że musi wlepić chociaż te sto złotych, bo robił sobie kserokopie mandatów z autografami znanych osób – nawet pokazał mu album ze swoją kolekcją! Nie miałeś nigdy sytuacji, że ktoś chciał autograf w nietypowym miejscu albo dziwnie zaczepił na ulicy?

Przekrój kibiców jest bardzo duży. Są tacy, którzy chcą być naszymi trenerami i rozkładają taktycznie każde ostatnie spotkania – szczególnie porażki. Ale w większości są to miłe akcenty.

Zgodzisz się ze stwierdzeniem, że najweselej w meczu jest w kwadracie dla rezerwowych?

Wiadomo, że powaga na boisku zawsze jest ogromna, więc tam gdzie są rezerwowi można pozwolić sobie na chwilę rozluźnienia. Jest śmiesznie – szczególnie, kiedy mamy tam Damiana Wojtaszka.

Powinien jechać z wami do Tokio jako Atmosferić, tak?

Damian jest ważnym ogniwem tej reprezentacji szczególnie jeżeli chodzi o względy siatkarskie, bo jest kapitalnym libero. Ale również jest osobą, która świetnie rozładowuje atmosferę i świetnie mu to wychodzi. Z pewnością będzie go brakowało drużynie w Tokio i czekamy na jego powrót na przykład na mistrzostwach Europy.

Kiedy już zostałeś – nazwijmy to szumnie – znanym siatkarzem, który wygrał Ligę Mistrzów czy mistrzostwo świata, to odezwali się do ciebie starzy znajomi, z którymi od lat nie miałeś kontaktu?

Odzywają się, ale ja bardzo sympatycznie to odbieram i staram się z nimi porozmawiać, bo dobrze wspominam czasy szkoły. Dosyć wcześnie wyjechałem z rodzinnego miasta i już do niego nie wróciłem, więc nie było okazji na się spotkać czy porozmawiać z tymi ludźmi. Chociaż zdarzają się tacy znajomi, których tak naprawdę nie pamiętam, a podają się podają się za moich przyjaciół i starają się złapać najbliższy kontakt.

I zawsze kończy się prośbą o załatwienie biletu.

Oczywiście, to jest normalna sprawa. Często słyszę prośby o bilet czy koszulkę. Nie wszystkie jestem w stanie zrealizować. Żałuję, ale tyle koszulek nie produkują. (śmiech)

Trochę się pośmialiśmy, ale tak na koniec – jakie są najbliższe plany? Śmiechu będzie mniej, zacznie się ciężka praca. Na co ty się nastawiasz?

Generalnie, na bardzo ciężką robotę. Teraz będziemy mieć zgrupowanie w Spale. Prosto z niego jedziemy na Memoriał Huberta Wagnera do Krakowa. Po memoriale mamy wylot do Japonii i zgrupowanie w Takasaki. Następnie przejazd do wioski olimpijskiej i 24 lipca rozgrywamy pierwsze spotkanie. Czas bardzo szybko zleci i nasza praca z pewnością zaprocentuje, więc będziemy w stanie zaprezentować w Tokio najlepszą siatkówkę.

ROZMAWIAŁ WOJCIECH PIELA

Fot. Newspix


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez