Nie znajdziecie europejskiej lekkoatletki, która przez ostatnie dwa lata odnosiła większe sukcesy. Sifan Hassan ma za sobą fenomenalny sezon 2019, a teraz dopiero co pobiła rekord świata w… biegu godzinnym. To o tyle imponujące, że mówimy o mistrzyni globu nie tylko na 10 000 metrów, ale także w wyścigu na średnim dystansie – 1500 metrów. Holenderka etiopskiego pochodzenia mogłaby spokojnie uchodzić za największą gwiazdę swojej dyscypliny. Wciąż nie zdobyła jednak korony – złotego medalu olimpijskiego, o który powalczy w Tokio. Kontrowersje budzi też fakt, że na szczyt zaprowadził ją niesławny Alberto Salazar.
Pomyślcie o takiej sytuacji: dwie lekkoatletki będą biec przez godzinę, pokonując przy tym dystans zbliżony do półmaratonu. Jedna z nich to złota medalistka mistrzostw świata na średnim dystansie. Druga to rekordzistka świata w maratonie. Która z nich wygra? Zdrowy rozsądek podpowiadałby, że raczej nie ta pierwsza, prawda? Cóż, kto jeszcze kilka lat temu pomyślałby, że mistrzyni globu w biegu na półtora kilometra, będzie również wybitna na kilkukrotnie dłuższych dystansach.
Sifan Hassan naprawdę dokonuje niesamowitych rzeczy. Holenderka dwa dni temu pokonała w bezpośredniej walce Brigid Kosgei, czyli właśnie rekordzistkę świata w maratonie, podczas Diamentowej Ligi w Brukseli, bijąc rekord świata w biegu godzinnym. Najlepsza w historii jest również w biegu na milę oraz 5 km. Natomiast jej osiągnięcie z MŚ w Dausze, kiedy zgarniała złote krążki na 1500 oraz 10 000 metrów, można poniekąd porównać do wyczynu Alberto Juantoreny, kubańskiego biegacza, który na igrzyskach w Montrealu 1976 wygrywał wyścigi na 400 oraz 800 metrów. Podobny poziom wszechstronności.
Holenderka etiopskiego pochodzenia oczywiście nie ogranicza się wyłącznie do dwóch dystansów. Nic z tych rzeczy. W ubiegłym roku startowała na 1500 metrów, milę, 3000 metrów, 5000 metrów, 5 kilometrów (mówimy o biegu ulicznym nierozgrywanym na hali, w przeciwieństwie do 5000 metrów), 10000 metrów oraz w półmaratonie. I w każdej z tych konkurencji odniosła przynajmniej jedno zwycięstwo. Zanim znalazła się w takim punkcie, musiała przejść długą drogę.
Nowy świat
Do Holandii wyemigrowała w 2008 roku, jako piętnastolatka. Poprzednie lata swojego życia spędziła w Etiopii, ale sytuacja polityczna w tym kraju zmotywowała ją do ucieczki. Dopiero wraz z zameldowaniem się w Europie zaczęła poważniej traktować bieganie. Startowała w różnych zawodach ulicznych i przełajowych. Początkowo nie stawiała wszystkiego na jedną kartę, bo rozpoczęła też studia medyczne, z zamiarem zostania pielęgniarką.
Sport jednak musiał wygrać, nie dało się zignorować takiego talentu. Hassan robiła błyskawiczne postępy, a światową rozpoznawalność zaczęła zdobywać w 2013 roku. Wygrała wtedy wyścigi na 1500 metrów podczas mityngów w Nijmegen oraz Ostrawie, a następnie zajęła drugie miejsce na zawodach Diamentowej Ligi z rekordem życiowym 4,03.73 (o niemal 7 sekund lepszym od zwycięskiego czasu z finału IO w Londynie). Niedługo później otrzymała obywatelstwo i zaczęła występować pod flagą Holandii.
W 2014 roku zgarnęła złoto i srebro mistrzostw Europy w Zurychu (biegi na 1500 oraz 5000 metrów), a jej pierwszy sukces na globalnej imprezie wielkiej rangi nadszedł w 2015 roku. To wtedy stała się drugą reprezentantką Holandii w historii, dołączając do Dafne Shippers, która zdobyła medal lekkoatletycznych mistrzostw świata. Na dystansie 1500 metrów lepsze od niej były tylko rekordzistka świata Etiopka Genzebe Dibaba oraz Kenijka Faith Kipyegon.
Sifan miała wówczas zaledwie 22 lata i do igrzysk w Rio de Janeiro podchodziła naturalnie jako jedna z faworytek. Olimpijski występ okazał się jednak klapą. Mimo tego, że jeszcze w eliminacjach i półfinałach pokazała się ze świetnej strony, nie zdołała zgarnąć medalu, kończąc finałowy bieg na 1500 metrów na piątej pozycji.
Skąd to niepowodzenie? Można szukać przyczyny, w tym, że bieg był dość wolny. Co prawda na ostatnim okrążeniu czołówka nadała imponujące tempo, którego nie wytrzymała choćby Brytyjka Laura Muir, ale generalnie nie były to idealne warunki dla Hassan. Holenderka wspominała bowiem nieraz, że wolne bieganie… ją męczy. I znacznie lepiej czuje się, kiedy od początku do końca wyścigu może dawać z siebie niemal sto procent.
Po IO chciała coś zmienić, postawić kolejny krok, który sprawiłby, że stałaby się najlepsza na świecie. Dlatego postanowiła “podpisać pakt z diabłem”, dołączając do grupy treningowej Alberto Salazara. Amerykański szkoleniowiec kubańskiego pochodzenia pod obserwacją antydopingowych agentów znajdował się od wielu lat. Wszystko wokół niego budziło kontrowersje, mówiło się, że zbudował dopingowe imperium. Ale niczego nie udawało mu się udowodnić, a na dodatek broniły go wyniki. Kto, jak nie on, mógł pomóc Hassan spełnić marzenia?
Chmura
Chciała pójść w ślady Mo Faraha. Z brytyjskim lekkoatletą w końcu trochę ją łączyło – oboje urodzili się w Afryce, ale wyemigrowali do europejskich krajów. Oboje przed przeprowadzką do Portland (gdzie zaczęli trenować pod okiem Salazara), znajdowali się w światowej czołówce. Oboje zamierzali iść jeszcze wyżej. Farahowi się to oczywiście udało.
Współpracę z kontrowersyjnym Amerykaninem rozpoczął w 2011 roku. Do ówczesnego dorobku, czyli dwóch złotych medali ME, dołożył cztery złota IO i pięć mistrzostw świata. Niebywała historia, a warto przy tym wspomnieć, że Brytyjczyk urodził się w 1983 roku. W momencie połączenia sił z Salarazem nie był zatem młodym talentem, a zawodnikiem już mocno zakorzenionym w lekkoatletycznym środowisku.
Postępy Hassan nie okazały się tak błyskawicznie. Podczas mistrzostw świata w 2017 ponownie sięgnęła “tylko” po brązowy medal. I to na 5000 metrów. W swojej koronnej konkurencji, podobnie jak na igrzyskach, musiała zadowolić się piątym miejscem. Przegrała z medalistkami olimpijskimi Faith Kipyegon oraz Jennifer Simpson, a także… z Caster Semenyą, która postanowiła powalczyć o medale na dwóch dystansach (z sukcesem).
Wciąż nie wygrywała regularnie, ale Salazar wiedział, z jakim talentem ma do czynienia. To on namówił Hassan, aby zaczęła trenować na większej liczbie dystansów. – W 2018 roku trener powiedział, że będę biegać na 10 000 metrów. Popatrzyłam na niego i powiedziałam: nie, nigdy nie będę tego robić! Czułam, że jestem szybka, jestem w dobrej formie, ale jeśli chodzi o trenowanie 10 000 metrów – jest to dla mnie za nudne.
Niecały rok później została mistrzynią świata na tym dystansie. Wygrała też bieg na 1500 metrów, stając się pierwszą lekkoatletką w historii, która skompletowała taki duet. Jej olbrzymi sukces zbiegł się z dopingowym skandalem. W czasie trwania mistrzostw w Dausze 2019 dopingowe sieci wreszcie zacisnęły się na Alberto Salazarze. Szkoleniowiec otrzymał czteroletnią dyskwalifikację za podawanie niedozwolonych środków swoim zawodnikom, a władze IAAF cofnęły mu akredytację na imprezę w Katarze, przez co sukcesy swojej zawodniczki oglądał już z perspektywy telewizora.
Sukcesy Holenderki zostały zatem nieco przyćmione. Albo może nie przyćmione, ale niektórzy patrzyli na nie z przymrużeniem oka. Brytyjka Laura Muir, rywalka Hassan tocząca z nią boje od paru lat na europejskich i światowych bieżniach, powiedziała: – Biorąc pod uwagę wiadomości z ostatnich dni, myślę, że jest coś nie tak. Nie da się tego uniknąć tej chmury.
Do dyskusji włączył się też Nick Willis, dwukrotny medalista igrzysk olimpijskich w biegu na 1500 metrów (Pekin 2008 oraz Rio 2016), który napisał na Twitterze: – Nie wiem kompletnie nic o Safan oraz jej treningu. Ale jak mamy celebrować jeden z najlepszych lekkoatletycznych występów w historii, kiedy jej trener (człowiek, który sprawił, że przeszła drogę od jednej z najlepszych do najlepszej) otrzymał właśnie czteroletnią dyskwalifikację od uprawiania zawodu?
Sifan Hassan nie zwlekała z odpowiedzią. Podczas konferencji prasowej podkreślała, że jej sukcesy są w stu procentach naturalne: – Jestem czysta. Czy ludzie myślą, że ja nie podlegam testom? Czasem przechodzę przez kontrolę sześć razy w miesiącu. Jestem regularna, byłam czołową lekkoatletką od 2014 roku i stale robiłam postępy. Kiedy zawodnicy są czyści, zawsze się poprawiają i są regularni. Możecie mnie testować każdego dnia, dosłownie każdego dnia. Wierzę w fair play. Jestem czysta i zawsze będę.
Najciekawsze jest jednak to, że Hassan nie wyzbyła się Salazara. Nie powiedziała: tak, on oszukiwał, ale ja nie mam z tym nic wspólnego. Wciąż stała po jego stronie: – Wierzę w Alberto, on zawsze ciężko pracował – mówiła.
Fakt jest oczywiście taki, że od czasu, gdy Holenderka połączyła siły z Amerykaninem, jej wyniki uległy diametralnej poprawie. Powiedziała, że czołową lekkoatletką jest od 2014 roku. To w pewnym stopniu prawda, ale porównajmy jej najlepsze wyniki w sezonie.
Bieg na 1500 metrów:
- 2014 (21 lat) – 3,57.00
- 2016 (23 lata) – 3,57.13
- 2019 (26 lat) – 3,51.95
Bieg na 3000 metrów:
- 2014 – 8,29.38
- 2017 – 8,28.90
- 2019 – 8,18.49
Bieg na 5000 metrów:
- 2014 – 14,59.23
- 2017 – 14,41.24
- 2019 – 14,22.12
Mówimy zatem o naprawdę gigantycznym progresie. Oczywiście, Sifan Hassan jak najbardziej mogła go zanotować bez żadnych wspomagaczy. Szczególnie że okolice 25. roku życia to często czas, w którym lekkoatleci odnoszą największe sukcesy. Ze względu na koneksje z Salazarem holenderska biegaczka od kontrowersji jednak nie ucieknie.
Szczyt
Przełożenie igrzysk zabolało ją szczególnie. Znajdowała się w życiowej formie i po prostu chciała zbierać tego żniwa. Przez pierwsze tygodnie od momentu, gdy dotarła do niej informacja, że impreza w Tokio odbędzie się dopiero w 2021 roku, znajdowała się w dołku. – Byłam w znakomitej formie, a nagle nie mam się do czego przygotowywać. Brak motywacji. Pomyślałam: co ja teraz pocznę? Nie było mi łatwo to zaakceptować. Ale dotarło do mnie, że nie jestem w tym sama. Dlaczego muszę być zła? – mówiła gazecie “Algemeen Dagblad”.
Pandemia zaskoczyła ją w Etiopii, gdzie przygotowywała się do startu w mistrzostwach świata w półmaratonie. Trenowała wspólnie z Yomifem Kejelchem, etiopskim biegaczem, którego nazywa swoim młodszym bratem. Ich drogi zeszły się jeszcze w Portland, w centrum treningowym Alberto Salazara.
Powrót do domu w Stanach (gdzie mieszka od 2016 roku) nie wchodził w grę. Nie zamierzała też lecieć do Holandii, bo na początku marca to właśnie Europa cierpiała przez koronawirusa najbardziej. Została zatem “uwięziona” w swoim rodzinnym kraju.
Jeszcze w marcu wszystko przebiegało w nim normalnie. Ale pandemia w końcu dotarła też do Afryki, a Hassan, ze względu na restrykcje, została zmuszona do zaprzestania treningów na świeżym powietrzu. Zamknięte zostały też wszystkie hale i stadiony. W krótkim czasie przeszła od biegania 100 kilometrów tygodniowo do niebiegania w ogóle.
Ostatecznie w Etiopii spędziła pięć miesięcy. Przed powrotem do lekkoatletycznej rywalizacji zapewniała, że nie czuje, jakby była w wysokiej formie. Ale właśnie ustanowiła kolejny rekord świata. Może i w nietypowej, nieolimpijskiej konkurencji, ale to i tak o czymś świadczy.
Sifan Hassan nigdzie się nie rusza. Wciąż znajduje się na szczycie.
KACPER MARCINIAK
Fot. Newspix.pl