Drugi dzień 96. PZLA Mistrzostw Polski w Lekkiej Atletyce Włocławek 2020 przyniósł światowy wynik w chodzie i zgodnie z oczekiwaniami złoto Święty-Ersetic na 400 metrów. W oszczepie zwyciężyli Andrejczyk i Krukowski. Na starcie na 800 metrów nie pojawili się Lewandowski i Kszczot, a w tyczce Lisek.
Co się dzieje z polską tyczką kobiet? Dlaczego dorobek Anny Rogowskiej i Moniki Pyrek oraz ich trenerów Jacka Torlińskiego i Wiaczesława Kalininczenki został zaprzepaszczony? Dziś w programie 96. PZLA Mistrzostw Polski w Lekkiej Atletyce Włocławek 2020 znalazły się właśnie konkursy w skoku o tyczce. Wśród pań zwyciężyła Wiktoria Wojewódzka. Przy jej nazwisku w wynikach widnieje wysokość 4,20 m. W zasadzie komentarz nasuwa się sam i przywołuje na myśl jedynie piękne wspomnienie wspaniałych sukcesów Ani i Moniki, brązu olimpijskiego i mistrzostwa świata… seryjnie zdobywanych medali imprez najwyższej rangi, śrubowanych rezultatów. To se ne vrati? W pokoleniu dziś rywalizującym w krajowym czempionacie nie ma zawodniczek, które mogłyby wzbić się na światowy poziom. Świat bowiem pogalopował daleko, daleko za horyzont. Dziś zawody rozpoczęły się od 3,40 m. Kilka dni temu 11-letnia Julia Torlińska skoczyła 3,10 m. To daje do myślenia, a główny wniosek nasuwający się to, że musimy poczekać, aż Julka dorośnie. Nie widać niestety innych światełek w tunelu. Dla porządku podamy, że srebro zdobyła Kamila Przybyła (4,20), a brąz Anna Łyko (4,00).
W gronie mężczyzn zabrakło Piotra Liska, który nie zdecydował się na start. Rano jeszcze zapowiadał, że spróbuje, jednak ostatecznie nie zobaczyliśmy go na rozbiegu. Mistrzem Polski został Paweł Wojciechowski, to jego trzeci z rzędu złoty medal. Rok temu Liskowi rodziła się córka, dwa lata temu w Lublinie przegrał z Wojciechowskim, a dziś boryka się z urazem, którego nabawił się przed dwoma tygodniami w Bydgoszczy podczas II Memoriału Ireny Szewińskiej. Mistrz świata z Daegu 2011 Paweł Wojciechowski trzykrotnie atakował 5,81 m, dwa razy przebiegł, raz udało mu się założyć tyczkę, ale nic z tego nie wyszło. Ostatecznie zapisano Pawłowi wynik 5,61 m pokonane w drugim podejściu. Wicemistrzem Polski został Robert Sobera (5,21), a brąz wywalczył 21-letni Sebastian Chmara junior (4,81 m). Jeśli chodzi o przyszłość tej konkurencji w Polsce, pytanie co dalej po Lisku i Wojciechowskim wydaje się również bardzo zasadne. Jest co prawda na horyzoncie obiecujący kadet Michał Gawenda, który podczas „ Tyczki na Molo” w Sopocie pobił blisko 40-letni rekord Polski U-16 (4,81), ale dziś już tak nie błyszczał – oddał jeden dobry skok na 4,40 m, a potem po trzykroć strącał 4,60 m.
Sensacyjnie zakończył się wyścig chodziarek, który odbył się „skoro świt”. Na dystansie 5000 m triumfowała Katarzyna Zdziebło, która czasem 21:13.69 ustanowiła nie tylko rekord życiowy, ale objęła również prowadzenie w światowych tabelach. Na 10 km mężczyzn wygrał Dawid Tomala.
W rzucie oszczepem kobiet Maria Andrejczyk wyjaśniła sytuację pierwszym rzutem konkursu. 59,92 m to pułap nieosiągalny dla reszty stawki. W trzeciej próbie poprawiła ten rezultat (61,91), w czwartek zresztą też (62,66), a zawody zakończyła odległością 62,37. 62,66 m to najlepszy wynik w historii mistrzostw Polski. – Sama się zaskoczyłam, że wciąż aż tak bardzo przejmuję się zawodami. Wiatr na tym stadionie był bardzo kręcący i mi udawało się te oszczepy rzucić na wyższy pułap, tak dziewczyny rzucały niżej co skutkowało gorszymi wynikami. Gdyby nie kibice, moja motywacja mogłaby spaść do zera. Bez kibiców nie ma zawodów. Tak wspaniale klaskali, wspierali nas, słyszałam huk braw pomimo tak trudnego czasu. To jest przepiękne – powiedziała Maria Andrejczyk, która dopiero trzeci raz zdobyła tytuł. Jej kariera poprzecinana jest kontuzjami. Pisaliśmy niedawno, że wraca do zdrowia, że czuje się coraz pewniej. – Oczywiście to fajne, luźne rzucanie poparte jest ogromem pracy, lecz zdaję sobie sprawę, że tej pracy muszę wykonać jeszcze więcej, by w przyszłym roku te rzuty były na jeszcze większym poziomie, abym była pewna co potrafię i abym w pełni rozwinęła skrzydła w Tokio. Nie chcę się już „bawić” w kontuzje, w końcu chcę być zdrowa i rzucać daleko – dodała rekordzistka Polski.
W sztafecie 4×100 m w barwach Podlasia Białystok na drugiej zmianie pobiegł Damian Czykier, który rzez jasna specjalizuje się w biegach przez płotki, ale znany jest z tego, że potrafi się przysłużyć również właśnie w biegach rozstawnych. Pamiętamy go z fantastycznej walki na mistrzostwach Europy w Glasgow, kiedy wsparł sztafetę 4×400 m. – Biegłem na drugiej zmianie, jestem płotkarzem, więc bieganie na wirażu odpadało. Pozostawała dla mnie druga lub czwarta zmiana. Druga jest bardzo odpowiedzialna, bo uczestniczy się w dwóch przekazaniach pałeczki. Ja mam spore doświadczenie, więc wybór mógł być tylko jeden. Najgorzej, że nie mogliśmy przetrenować samych zmian. Ja mieszkam w Warszawie, chłopaki trenują w Białymstoku. Zrobiliśmy dwie próby na rozgrzewce i żadna nam się nie powiodła… – cieszył się za metą. Jutro czeka go start na koronnym dystansie 110 m przez płotki.
Jak zwykle wielkie zainteresowanie towarzyszy finałom na jedno okrążenie. Wśród kobiet wyścig ten to szczególne wydarzenie i gwarancja wielkich emocji. Zdecydowanie zwyciężyła Justyna Święty-Ersetic i sądząc po wcześniejszych startach tego sezonu, można było w ciemno typować ją do mistrzostwa. Nie przyszło jej to wcale łatwo, ale 51.44 to najlepszy wynik tego roku w wykonaniu podwójnej mistrzyni Europy. – Po pierwszym starcie w Monako zaniepokoiłam się, ale potem wszystko wróciło już na właściwe tory. Biegam coraz szybciej, przede mną jeszcze dwa starty i może jeszcze się trochę urwać z tego wyniku. Zaczęłam bardzo szybko i może trochę mi zabrakło. Być może jakbym biegła równo z dziewczynami, bieg byłby szybszy, a może wtedy straciłabym medal, bo bym się usztywniła – retorycznie pytała Justyna, za której plecami stoczył się zacięty bój o srebro i brąz. Po wyjściu z drugiego wirażu wydawać się mogło, że Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka jest w stanie zagrozić Justynie. Jednak na ostatniej prostej niesamowity pościg Igi Baumgart-Witan i rzut na taśmę Małgorzaty Hołub-Kowalik pozbawił medalu Patrycji… Podzieliły je setne… Iga 52.14, Małgosia 52.23, a Patrycja 52.26. Niezwykle ciasno. Na starcie zabrakło wicemistrzyni sprzed roku, kontuzjowanej Anny Kiełbasińskiej.
– Justyna była faworytką, już dwa razy wygrała z dziewczynami, fajny wynik, można z nim ruszyć w świat. Ten wynik można porównać z życiówką, biorąc po uwagę przebieg przygotowań. Żadna z dziewczyn nigdy nie odpuszcza. Każda chce udowodnić, że jest najlepsza w Polsce. Wyścig był pasjonujący, walczy się na śmierć i życie. Tutaj jakby prześledzić historię mistrzostw Polski, pamiętamy, jak Justyna zdobyła dwa złote medale mistrzostw Europy a przegrywała tutaj złoto. Każda jest bardzo groźna – podsumował trener Aleksander Matusiński.
W niedzielę we Włocławku III dzień MP. Zawody mają się zacząć o 15:45, a w programie m.in. pchnięcie kulą, rzut dyskiem oraz pasjonujące zazwyczaj sztafety 4×400 m. Również na medale na 800 m musimy poczekać do niedzieli. Nie powalczą o nie jednak Adam Kszczot i Marcin Lewandowski. Ten drugi w ogóle nie pojawił się we Włocławku. Drugi zaś po porażce na 1500 m (przegrał po spektakularnym finiszu z Michałem Rozmysem) zapowiadał start na 5000 m. W ogóle ten czempionat miał być dla niego startem treningowym, lecz plan ten pokrzyżowały formalności. Okazuje się, że w mistrzostwach Polski nie można wystartować sobie od tak. Przekonała się o tym Angelika Cichocka, której nie dopuszczono do rywalizacji na półtora kilometra, ze względu na brak minimum. Ten sam casus dotyczy “Lewego”, który w ciągu ostatniego roku nie biegał na 5000 m, więc nie miał prawa startu. Szkoda, że w takich przypadkach przepisy PZLA nie przewidują jakiejś furtki w postaci na przykład “dzikiej karty”. Oczywiście pomysł medalisty mistrzostw świata jest pewną fanaberią (w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu!), lecz Angie wraca po kontuzji i po prostu nie miała fizycznej możliwości wykazania się na tym dystansie… Jest pewien niesmak, bo mamy mimo wszystko mało gwiazd światowego lub choćby europejskiego formatu i rezygnowanie z ich startów na podstawie zimnych przepisów szkodzi lekkiej atletyce jako sportowi.
DARIUSZ URBANOWICZ