Stary lis kontra młody wilk – historia sportu jest pełna takich klisz. Haile Gebrselassie i Kenenisa Bekele na przełomie wieków zdominowali olimpijską rywalizację na 10000 metrów. Zostawili po sobie wiele wyjątkowych osiągnięć i rekordów, ale też kilka otwartych pytań. Który z nich zasłużył na tytuł najwybitniejszego długodystansowca w historii Etiopii, a może i świata? Ta kwestia wciąż pozostaje otwarta.
W Polsce od lat z wielkim pietyzmem analizujemy sukcesy Adama Małysza i Kamila Stocha. Kto osiągnął więcej? Czy sukcesy drugiego byłyby w ogóle możliwe bez przetarcia szlaków przez tego pierwszego? W cały proces mieszają się sentymenty i wspomnienia, a na końcu i tak decydują mocno subiektywne względy. Wnioski wydają się dość oczywiste – pewnych zjawisk po prostu nie da się zmierzyć.
Przypadek Gebrselassiego i Bekele jest w jakimś sensie podobny. Najpierw wyraźnie dominował jeden, potem przez pewien okres obaj rywalizowali między sobą, a na końcu na placu boju został już tylko ten drugi. Rekordy i analizy wyników pokazują zaledwie wycinek rzeczywistości, która w międzyczasie diametralnie zmieniała się za sprawą kolejnych technologicznych rewolucji.
Na początku był jednak czysty sport. Kilkuletni Haile zaczął biegać, bo… nie miał innego wyjścia. Codziennie pokonywał 10 kilometrów z domu do szkoły i tyle samo z powrotem. Biegał na bosaka, trzymając pod pachą książki i zeszyty, co w jakimś stopniu tłumaczy jego charakterystyczną sylwetkę z nieco wygiętą lewą ręką. Pierwszy raz wziął udział w oficjalnych zawodach jako 14-latek. Tak przynajmniej twierdzi sam zainteresowany, bo jego wiek od zawsze podważano tłumacząc, że wygląda na dużo starszego.
– To był szkolny turniej, w którym startowałem na 1500 metrów. Byłem najmłodszy w całej stawce i wygrałem. Kiedy ruszyliśmy, narzuciłem mocne tempo i pozostali rywale spodziewali się, że przed końcem opadnę z sił. Tak się jednak nie stało – wygrałem z przewagą ponad stu metrów. Wszyscy byli podekscytowani stylem mojego zwycięstwa. Tak rozpoczęła się moja przygoda ze sportem – wspominał Gebrselassie w rozmowie z “Guardianem”.
Krótka droga na szczyt
Dzieciństwo biegacza stało pod znakiem ciężkiej pracy. Haile pomagał w rodzinnej hodowli zwierząt i często był chłopcem na posyłki. Lubił robić wszystko szybko, więc w końcu zaczął biegać. Na początku największym problemem było przyzwyczajenie się do… obuwia. W Etiopii bieganie boso jest głęboko zakorzenione. Sporo w tej kwestii zrobił Adebe Bikila, który w 1960 roku wygrał maraton na igrzyskach olimpijskich biegnąc właśnie bez butów.
– Na samym początku kariery nie potrafiłem się przestawić na bieganie w butach. Lepiej było nie mieć obuwia niż mieć niewłaściwe – tłumaczył po latach Gebrselassie. Do nowego pomysłu na życie musiał przekonać ojca, któremu nie podobało się, że syn poważnie myśli o bieganiu. Wydawało się to jakąś fanaberią, a na młokosa czekały realne wyzwania związane z opieką nad zwierzętami i pracą w polu.
Od pierwszych prób biegowych Haile miał tylko jedno marzenie – chciał zostać mistrzem olimpijskim. W 1992 roku po raz pierwszy sprawdził się na dużej międzynarodowej imprezie. Na mistrzostwach świata juniorów w Seulu spotkało się sporo przyszłych legend lekkiej atletyki. Gabriela Szabo, Cathy Freeman, Ato Boldon – oni wszyscy wrócili do domu z medalami. Gebrselassie ustrzelił jednak złoty dublet na 5000 i 10000 metrów. Na krótszym z tych dystansów wygrał o włos, zostawiając w pokonanym polu innego przyszłego giganta – Hichama El Guerrouja.
Rok później Haile z przytupem zameldował się w gronie seniorów. Podczas mistrzostw świata zdobył srebro na 5000 metrów i złoto na dystansie dwa razy dłuższym. To był jego ostatni ważny medal na krótszym z tych dystansów, bo powoli zaczął się stawać specjalistą w startach na 10 kilometrów. Tam jednak znakomicie radził sobie reprezentujący Kenię Paul Tergat, który stał się największym rywalem Etiopczyka.
Drugie złoto i nowe wyzwania
W 1996 roku stoczyli dramatyczną walkę o złoto w Atlancie. Na ostatnim okrążeniu liczyli się tylko oni dwaj, ale ostatecznie Haile wygrał z wyraźną przewagą. Po największym sukcesie w karierze nie krył łez, ale w kolejnych latach wciąż nie brakowało mu motywacji, by odpierać ataki Tergata. W 1997 i 1999 roku obaj stanęli w identycznej kolejności na podium mistrzostw świata. Chwila prawdy miała jednak nadejść w Sydney.
Walka o złoto rozstrzygnęła się o ułamki sekund. Tergat na 200 metrów przed metą zupełnie nie w swoim stylu zaatakował i uciekł na prowadzenie. Gebrselassie rzucił się w pogoń i wyprzedził przeciwnika rzutem na taśmę – o dziewięć setnych sekundy.
– Ciężko było zaakceptować tak minimalną porażkę na tak długim dystansie. To był moment, który zdefiniował kolejny etap mojej kariery – wspominał Tergat, który w kolejnych latach osiągał sukcesy w maratonach.
A Haile? W 2000 roku miał 27 lat i właśnie zdobył drugie olimpijskie złoto. Jego pogodny uśmiech stał się rozpoznawalny pod każdą szerokością geograficzną. Coraz częściej miewał jednak problemy ze zdrowiem, a na horyzoncie pojawiło się kolejne pokolenie znakomitych rywali. W 2003 roku Gebrselassie coraz częściej zaczął przegrywać z młokosem, którego do niedawna wyraźnie ogrywał. Kenenisa Bekele również pochodził z Etiopii i tak jak starszy rodak był biegaczem niezwykle wszechstronnym.
Dowód? Od 2002 zdobywał złoto w pięciu kolejnych przełajowych mistrzostwach świata, startując na krótkim (4 km) i długim (12 km) dystansie. Taka sztuka nie udała się wcześniej żadnemu innemu sportowcowi, a w parze z tymi sukcesami szły także osiągnięcia na bieżni. W 2003 roku Bekele ogrywał Gebrselassiego już seryjnie. Triumfował podczas prestiżowych mityngów w Hengelo i Rzymie, ale największym echem odbiła się wygrana w finale mistrzostw świata.
Występ okazał się wyjątkowy z wielu względów, ale głównie przez to, że komplet medali zgarnęli reprezentanci Etiopii. Kenijczycy bez genialnego Tergata jakoś przestali się liczyć w grze o najważniejsze trofea. Do tej pory wszyscy byli przyzwyczajeni do tego, że przy wyrównanym biegu różnicę robi sprinterski kunszt Haile. W Paryżu okazało się, że młodszy Bekele może być w tym aspekcie po prostu lepszy.
Między legendami
Ten triumf smakował wybornie z jeszcze jednego względu. Podczas tych samych zawodów Bekele sprawdził się także na krótszym dystansie – rywalizując na 5000 metrów z Eliudem Kipchoge i Hichamem El Guerroujem. W tej próbie wywalczył brąz, ale niemal do samego końca liczył się w walce o złoto. O poziomie tego biegu najwięcej mówi fakt, że wszyscy trzej medaliści pobiegali w czasie o kilka sekund lepszym niż dotychczasowy rekord zawodów.
W sezonie olimpijskim sytuacja zmieniła się diametralnie. Bekele nie był już obiecującym młokosem tylko rekordzistą świata na dwóch dystansach. W czerwcu 2004 roku – w odstępie dziewięciu dni – wyśrubował najlepsze wyniki w historii na 5000 i 10000 metrów. Naturalnie był więc faworytem do podwójnego olimpijskiego złota, ale w Atenach nie było tak kolorowo.
W finale biegu na 5000 metrów walka była potwornie zacięta, ale na mecie minimalnie szybszy okazał się El Guerrouj. Bekele odbił sobie to rozczarowanie na dystansie dwa razy dłuższym. Tam wygrał w wielkim stylu, bijąc nawet olimpijski rekord Gebrselassiego. Weteran nie przygotował się odpowiednio – na ostatniej prostej miał duże problemy ze ścięgnem Achillesa. Presja na historyczne trzecie z rzędu złoto była jednak zbyt duża, by nie spróbować.
Po tym rozczarowaniu Haile opuścił bieżnię. Zaczął się specjalizować w maratonach – i to z coraz lepszymi skutkami. W 2006 roku wygrał prestiżowy Maraton Berliński. W kolejnych dwóch edycjach tych zawodów bił już rekordy świata! Mimo to w 2008 roku nie sprawdził się na tym dystansie podczas igrzysk, choć byłby murowanym pewniakiem do medalu. Obawiał się zanieczyszczonego powietrza, które przy jego problemach z astmą mogło stanowić poważny problem. W kolejnych latach bardzo tej decyzji żałował, bo powietrze nie było jednak aż tak tragiczne.
Ostatecznie wybrał jednak start na 10000 metrów, gdzie pokazał się dużo lepiej niż cztery lata wcześniej, ale nie tak dobrze jak tego oczekiwał. Szalony finał wygrał padł łupem Bekele, a Gebrselassie był szósty. Od kolejnego medalu IO dzieliło go zaledwie 2,5 sekundy. W kolejnych latach startował mniej przez kolejne kontuzje. Karierę zakończył w 2010 roku, chociaż poważnie rozważał jeszcze walkę o piąte igrzyska w Londynie.
Na bieżni kolejne rekordy sławnego rodaka bił Bekele. W 2009 roku to on jako pierwszy sięgnął po bezprecedensowe podwójne złoto mistrzostw świata na 5000 i 10000 metrów – coś, o czym Gebrselassie marzył przez większość kariery. Niektórzy nazywali go “Usainem Boltem długich dystansów”, ale skryty Etiopczyk nie nadawał się na medialną gwiazdę. Haile miał podobny charakter, ale jednak chętniej otwierał się przed mediami.
Kenenisa Bekele i jego rekordy:
- 3000 metrów – 7:25.29 (6. miejsce na liście wszech czasów)
- 5000 metrów – 12:37.35 (rekord świata)
- 10000 metrów – 27:17.53 (rekord świata)
- Maraton – 2:01:41 (2. miejsce na liście wszech czasów)
Bekele ze starszym rodakiem połączyły nie tylko rekordy, ale także problemy ze zdrowiem. Z tego względu w 2012 roku na igrzyskach oglądał plecy nie tylko znakomitego Mo Faraha, ale również swojego mniej utytułowanego… rodzonego brata – Tariku. Kolejne lata upłynęły szukającemu nowych wyzwań Kenenisie na startach w maratonach. I tu także musiał walczyć z długim cieniem Gebrselassiego, ale wejście do gry miał z gatunku tych całkiem ciekawych.
W kwietniu 2014 roku w pierwszym oficjalnym starcie Bekele pobiegł w Maratonie Paryskim. Zmiażdżył konkurencję, śrubując po drodze rekord zawodów. Żaden zawodnik po trzydziestce nie miał wcześniej tak imponującego debiutu! Dwa lata później zanotował już drugi najszybszy wynik w historii pomiarów, uzyskując w Berlinie znakomity czas 2:03:03.
Potem przyszła zniżka formy i wydawało się, że Bekele się kończy. W gronie maratończyków częściej patrzono na niezwykłe postępy marzącego o łamaniu kolejnych granic Eliuda Kipchoge, ale w 2019 roku Etiopczyk przypomniał o sobie w wielkim stylu. Znów wygrał prestiżowy start w Berlinie i do ostatnich metrów walczył o rekord świata. Ostatecznie finiszował z czasem 2:01:41 – dwie sekundy gorszym niż najlepszy wynik Kipchoge.
Bekele wciąż jest w grze. Utytułowany rywal z Kenii ma jednak cenny atut – nigdy nie przegrał z nim w bezpośrednim pojedynku na dystansie 42 195 metrów. Kolejną odsłonę tej rywalizacji obejrzelibyśmy w kwietniu podczas Maratonu Londyńskiego, ale impreza została odwołana z powodu pandemii. Obaj mają jednak apetyty na olimpijskie złoto w Tokio.
– Rok to wcale nie tak długo. Mam nadzieję, że pozostanę w dobrej formie, bo przyszły rok wydarzy się już pojutrze. Najważniejsze to być cały czas w formie i móc liczyć na zdrowie – komentował ze spokojem decyzję o przełożeniu igrzysk na 2021 rok 37-letni Bekele.
Haile Gebrselassie i jego rekordy:
- 3000 metrów – 7:25.09 (4. miejsce w rankingu wszech czasów)
- 5000 metrów – 12:39.36 (2. miejsce w rankingu wszech czasów)
- 10000 metrów – 26:22.75 (2. miejsce w rankingu wszech czasów)
- Półmaraton – 58:55 (17. miejsce w rankingu wszech czasów)
- Maraton – 2:03.59 (16. miejsce w rankingu wszech czasów)
Gebrselassie od lat jest sprawdza się już w innych rolach. Przez dwa lata był nawet prezydentem Etiopskiej Federacji Lekkoatletycznej (EAF). Chciał walczyć z dopingiem i zanieczyszczonym powietrzem, które w Etiopii bywa dużym problemem, ale napotkał na wiele barier. W międzyczasie stracił kolejne rekordy na rzecz Bekele, ale jeden wynik wydaje się wymowny – w historii lekkoatletycznych mistrzostw świata tylko dwaj biegacze zdobywali złoto w biegu na 10000 metrów aż cztery raz z rzędu. I w tej kategorii Haile i Kenenisa raczej nie zostaną już zdystansowani.
Starszy z biegaczy życzy rodakowi tylko dobrze i może doczekać się wznowienia jego rywalizcji z Kipchoge. – Kenijczycy i Etiopczycy potrzebują siebie nawzajem. Jeśli jest jakiś ważny start bez przedstawicieli tych nacji, to można z góry założyć, że będzie nudny. To podejście nie zmieniło się od moich czasów – wtedy też napędzała mnie rywalizacja z Kenijczykami – wspomina Gebrselassie.
Za dobrodusznym uśmiechem kryje się jednak charakterek. Przekonał się o tym Mo Farah, na którym Haile w 2019 roku nie zostawił suchej nitki. O co poszło? Brytyjczyk miał zaatakować dwie osoby w jednym z etiopskich hoteli. Sam zainteresowany twierdzi jednak, że został sprowokowany i działał w obronie własnej. Gebrselassie tłumaczy jednak, że musiał użyć swoich wpływów, by sprawa rozeszła się po kościach.
– Farah uciekł i nie postawiono mu zarzutów. W końcu przeprosił za swoje zachowanie, ale i tak mam dosyć. Od zawsze bronię go w różnych sytuacjach, ale potraktował nas po prostu źle – tłumaczył Haile. Nietypową sprawą i kolejnymi wymianami uprzejmości przez wiele miesięcy żyły brytyjskie media. Dziś Gebrselassie woli działać po cichu w biznesie oraz jako ambasador Unicefu. W ojczyźnie wybudował szkoły i hotele i dał ludziom pracę. Wciąż nie wyobraża sobie życia bez biegania, ale w przeciwieństwie do Kenenisy Bekele nie musi się już z nikim ścigać.
KACPER BARTOSIAK
Fot. Newspix