Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Ta stara jak świat życiowa prawda często znajduje zastosowanie w świecie sportu. W ostatnich tygodniach tęgie głowy z dwóch kompletnie skompromitowanych podmiotów myślały, myślały i w końcu wymyśliły sposób na obejście zakazów i regulacji. Rosjanie planują powrót na salony przynajmniej w boksie, a pomóc ma pewna zapomniana impreza.
W amatorskim pięściarstwie sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie. Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) w 2019 roku w końcu tupnął nogą i uznał, że wałków zebrało się za dużo. Właściwie nie było igrzysk bez większych sędziowskich skandali, a w tle cały czas przewijała się kwestia wyprowadzania sporych pieniędzy. Między innymi z tych względów Międzynarodowe Stowarzyszenie Boksu (AIBA) przestało być przez MKOl uznawane.
Nie oznaczało to oczywiście, że organizacja przestała istnieć. Wciąż działa i ma się (niestety) względnie dobrze, jednak znacząco osłabła strefa jej wpływów. Przede wszystkim została odcięta od jakiegokolwiek wpływu na igrzyska olimpijskie w Tokio, gdzie o kształcie i dokładnym przebiegu turnieju będzie decydował ekspercki panel powołany przez MKOl. AIBA nie będzie miała również nic do gadania w temacie olimpijskich kwalifikacji.
W teorii organizacja stała za przeprowadzonymi pod koniec 2019 roku amatorskimi mistrzostwami świata, które odbyły się w Rosji. W długiej tradycji boksu olimpijskiego medale tej imprezy dawały przepustkę na igrzyska. Tym razem były nagrodami bez większej rangi – sprawa wyjazdu do Tokio rozstrzygnie się podczas oddzielnych turniejów kwalifikacyjnych, które odbędą się już bez żadnego wpływu AIBA.
Co może zrobić organizacja tak ewidentnie spychana na margines? Oczywiście może zdać sobie sprawę z rangi zarzutów i podjąć zdecydowane działania na rzecz walki z patologiami. To jednak byłoby za proste. Można odnieść wrażenie, że na którymś zebraniu AIBA mogły nawet paść słynne słowa Stefana Kisielewskiego:
“To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać”.
Skompromitowani działacze w najlepsze udają, że nic tak naprawdę się nie dzieje i do rzucanych pod nogi kłód starają się podchodzić z nadzwyczajną kreatywnością.
W rosyjskiej strefie wpływów
Nie byłoby to tak proste bez mocnego wsparcia. W myśl zasady “stały partner – mniejsze ryzyko” skompromitowana organizacja coraz częściej działa ręka w rękę z Rosjanami. Od kilku miesięcy pierwsze skrzypce w tej nietypowej współpracy odgrywa Umar Kremlew – jeden z najważniejszych ludzi w rosyjskim sporcie, który od 2017 roku pełni funkcję sekretarza generalnego krajowej federacji boksu. W praktyce jest szefem, bo prezesa od dawna nie ma i prędko nie będzie.
A sytuacja rosyjskiego boksu też nie należy do najzdrowszych. W gronie zawodowców nie widać następców takich legend jak Aleksander Powietkin (35-2-1, 24 KO) i Denis Lebiediew (32-3, 23 KO), które w najlepszych latach wyprzedawały w ojczyźnie wielkie hale i stadiony. Jak już trafiają się zdolni pięściarze pokroju Dimitrija Biwoła (17-0, 11 KO) lub Artura Beterbijewa (15-0, 15 KO), przeważnie prowadzą kariery za oceanem.
Amatorski boks w rosyjskim wydaniu i AIBA mają przynajmniej jedną cechę wspólną – od lat nie mają najlepszej prasy. Podczas igrzysk olimpijskich w Rio największe sędziowskie skandale dotyczyły w końcu punktacji na korzyść reprezentantów Rosji. Władimir Nikitin pokonał Michaela Conlana w ćwierćfinale zmagań kategorii koguciej tylko w oczach sędziów. Jewgienijowi Tiszczence kontrowersyjna decyzja pomogła z kolei sięgnąć po złoto w gronie ciężkich. Nikogo nie złapano na gorącym uczynku, ale decyzje uznano za kompromitujące, a wszystkich arbitrów związanych z turniejem zawieszono.
Potem związki rosyjskiej federacji i AIBA tylko się nasilały, a Umar Kremlew stopniowo pozwalał sobie na coraz więcej. Najpierw domagał się odwołania skompromitowanego prezesa Rachima Gafurowa, ale to nie było specjalnie wywrotowe posunięcie. Sternika organizacji podejrzewano przecież o współpracę z mafią i handel heroiną, więc jego odejście było kwestią czasu. Potem pojawiła się także inna ciekawa propozycja ze wschodu – Rosjanie chcieli spłacić wszystkie długi AIBA, które szacuje się na 15 milionów euro.
Papier wszystko przyjmie, ale w tej sprawie pojawiło się sporo oczywistych wątpliwości. MKOl argumentował, że pieniądze mogą być niewiadomego pochodzenia, a cała sprawa w przypadku deklarowanego przez Kremlewa startu w wyborach na prezydenta AIBA stałaby się ewidentnym przykładem konfliktu interesów. Do takich rozważań doszło w lipcu 2019 roku – kiedy MKOl jeszcze wierzył, że bałagan w niesfornej organizacji można jakoś okiełznać.
W listopadzie – już po całej awanturze związanej z odebraniem organizacji olimpijskiego turnieju – Rosjanin stanął na czele dopiero co utworzonej komisji, która miała zająć się marketingiem i przyciąganiem inwestorów. Zdaniem niektórych obserwatorów nowe kompetencje Kremlewa z miejsca zaczęły przewyższać te, którymi dysponuje tymczasowy prezes AIBA, Mohamed Moustahsane. “Wierzę, że przed AIBA piękna przyszłość” – przyznał, dziękując za wybór, najważniejszy człowiek w rosyjskim boksie.
Czy wypada oszukiwać WADA?
Z miejsca wziął się do roboty i ogłosił ambitne plany. Zderzenie z rzeczywistością było jednak bolesne, bo po zamknięciu drogi na igrzyska działacze AIBA zdali sobie sprawę, że nagle w 2020 roku nie ma na horyzoncie żadnej wielkiej imprezy do zrobienia. Tak oczywiście być nie może, więc szybko pojawił się pomysł na uratowanie sytuacji z pomocą Pucharu Świata. Tak, tego samego Pucharu Świata, którego od dwunastu lat już się nie rozgrywa, bo przestał kogokolwiek interesować.
Impreza oczywiście zostanie rozegrana w Rosji. Według wstępnych szacunków pula nagród i wydatki związane z organizacją mogą pochłonąć nawet pięć milionów dolarów. Na starcie mają stanąć przedstawiciele 16 państw, ale nie jest pewne, jaką drogą zostaną wyłonione te kandydatury. Niewiadomą pozostaje także format rozgrywek, które w latach 2002-06 były drużynowymi meczami między poszczególnymi reprezentacjami. W ostatniej edycji zdecydowano się na powrót do korzeni – indywidualny turniej w każdej z kategorii, który na końcu podsumowano w tabeli medalowej. W historii Pucharu Świata aż siedem z dwunastu edycji wygrali Kubańczycy.
– Najlepsi będą walczyć z najlepszymi o prestiżowe trofeum, a miliony fanów na całym świecie będą mogły spojrzeć na odświeżoną twarz boksu olimpijskiego – cieszy się Kremlew. W 2020 roku nie zobaczymy oddzielnego turnieju kobiet, ale niewykluczone, że w przypadku sukcesu pojawi się on później. Na starcie najprawdopodobniej będą też mogli stanąć początkujący zawodowcy – taki scenariusz miał miejsce podczas ostatnich mistrzostw świata organizowanych przez AIBA i wzbudził spore kontrowersje.
Uważny czytelnik zauważy pewnie, że coś tu się nie zgadza. Przecież w grudniu 2019 roku Rosja została ukarana przez Międzynarodową Agencję Antydopingową (WADA) czteroletnim zakazem występów sportowców z tego kraju pod narodową flagą podczas najważniejszych sportowych imprez, który wciąż obowiązuje. To jednak tylko część kary, bo oprócz tego Rosjanie nie mogą też tego typu zawodów organizować. Okazuje się, że jest plan skorzystania z pewnej dość nietypowej furtki.
“Kara obejmuje imprezy rangi mistrzowskiej. Puchar Świata taką imprezą nie jest i naszym zdaniem nie podlega tym regulacjom” – ocenił tymczasowy prezes AIBA. Jeśli ma rację, to można Rosjanom pogratulować kreatywności, braku absolutnie jakichkolwiek hamulców i… głębokich portfeli. To nie przypadek, że nawiązali współpracę właśnie z tym podmiotem. AIBA od lat szoruje po dnie i konsekwentnie nie chce lub nie potrafi zmierzyć się z największymi bolączkami.
Kremlew i spółka w jakimś sensie sprawdzają, czy organizację tej wielkości można po prostu kupić. Działacz przyznał niedawno, że oferta wykupienia długów wciąż jest na stole. Nowy prezes AIBA zostanie wybrany za kilka miesięcy i zdaniem wielu obserwatorów Rosjanin robi wszystko, by zjednać sobie przychylność mocno podzielonego środowiska. A co do rosyjskiej oferty – jest jeszcze jeden zasadniczy problem, pewnie nawet większy od etyki. Władze państwowe nie mogą stać za tą ofertą – pieniądze trzeba by zebrać inną drogą, co otwiera drogę do kolejnych potencjalnych patologii.
KACPER BARTOSIAK
Fot. Newspix.pl