Reggie i Cheryl Miller. Brzydkie kaczątko i łabędź, które zamieniły się miejscami

Reggie i Cheryl Miller. Brzydkie kaczątko i łabędź, które zamieniły się miejscami

Stanowili najbardziej typowe rodzeństwo. Starsze dziecko nigdy nie dawało forów młodszemu, a te sfrustrowane kolejnymi niepowodzeniami nie unikało pyskówek. Bardziej nietypowe było jednak to, że to brat nie mógł wygrać z siostrą. Reggie Miller choćby nie wiadomo, jak chciał, nie wychodził z cienia Cheryl. Trudno, żeby było inaczej, skoro “Sports Illustrated” stawiało ją wyżej od Wayne’a Gretzky’ego. Mimo tego, że po latach to Reggie został gwiazdą NBA, a ona zakończyła karierę w młodym wieku, wciąż nie wiadomo, kto wyszedł z tej rywalizacji górą.

Podobne sytuacje zdarzały się częściej, ale tej szczególnej nie zapomni. Reggie wsiadł do samochodu cały w skowronkach, rozpromieniony tym, jak poszło mu na meczu. Nie czekał długo z wyjaśnieniem ojcu oraz siostrze, co mu tak poprawiło humor. Wykrzyczał, że zdobył 39 punktów. Wszystko mu wpadało. Zauważył jednak, że Cheryl się uśmiecha pod nosem.

– Ile ty dziś zdobyłaś? – zapytał.
– Dużo, Reggie.
– Ile? Czterdzieści, pięćdziesiąt?
–Sto pięć.

Ta historia stała się kultowa w kręgach Millerów. Szesnastoletni Reggie momentalnie pochmurniał, bo jego starsza siostra po raz kolejny okazała się lepsza. Po raz kolejny, bo przecież, kiedy wychodzili na domowe podwórko, aby pograć jeden na jednego, też spuszczała mu lanie.

Będziesz, będziesz, będziesz

Był brzydkim kaczątkiem.

Miał wygięte nóżki i rączki, na wszystkie strony. Jakby zdeformowane. Jego matka jeszcze nie wiedziała, co to oznacza, ale na widok swojego nowonarodzonego synka zalała się łzami. Niedługo później lekarze przynieśli złe wieści. Zasugerowali, że chłopczyk może nigdy nie być w stanie chodzić.

Kiedy stał się za duży, aby bez przerwy być noszonym na rękach, przeniósł się na wózek. Następnym przystankiem okazały buty ortopedyczne i metalowe ortezy na nogi. Mógł tylko obserwować, jak rówieśnicy i starsze dzieciaki, wśród których wyróżniała się jego siostra, bawiły się na podwórku, grając w bejsbol albo koszykówkę. – Byłem absolutnym ulubieńcem mamusi, ale z tym nic nie mogłem zrobić. Nie potrafiłem biegać. Nie potrafiłem skakać. Przemieszczałem się tylko chwiejnym krokiem, z metalem dokoła moich nóg, wyglądając jak młody Forrest Gump – wspominał Reggie Miller.

Obawiał się, że nigdy nie będzie taki, jak reszta dzieciaków. Pragnął normalności, nie chciał się wyróżniać. Jego rodzicielka widziała jednak w nim coś więcej. – Lekarze są w błędzie. Będziesz chodził, będziesz biegał, będziesz grał w koszykówkę – mówiła.

Powtarzała też, że po prostu musi wzmocnić swoje nogi. Stąd te metalowe fragmenty, które nieustannie towarzyszyły jego kończynom. Musisz wzmocnić nogi. To część planu. Do pewnego etapu życia musiał się jednak mierzyć z nieustannymi żartami, byciem obiektem zainteresowania.

Druga strona medalu była jednak taka, że przyzwyczaił się do prowokacji. Stały się dla niego nudnym elementem codzienności. A kiedy wielkimi krokami zbliżał się pierwszy dzień w szkole, nogi Reggiego faktycznie nabierały siły. Wreszcie mógł chodzić. A niedługo potem już biegał. Potrzebował tylko nadrobić stracony czas. Bo jego rodzeństwo – m.in. Cheryl, ale też starszy brat Darrel – nie próżnowało. On też chciał uprawiać sport i być w nim dobry.

Zjawisko

Koszykówka przez lata była uważana za męski sport. Choć do programu olimpijskiego wprowadzono ją w 1976 roku, tak przez lata amerykańskie zawodniczki nie mogły doczekać się profesjonalnej ligi. WNBA, odpowiednika NBA, powołano do życia dopiero w 1996 roku. Nie znaczy to jednak, że wcześniej żadne koszykarki nie świeciły pełnym blaskiem.

Za pionierkę kobiecego basketu uznaje się Nerę White, bohaterkę uczelnianego zespołu Nashville Business, którą jeszcze w latach sześćdziesiątych obwołano mianem “najlepszej w historii”. Dwadzieścia lat później od niej na świat przyszła Lusia Harris. Koszykarka tak dobra, że w 1977 roku wybrano ją w drafcie NBA. Można to traktować w ramach ciekawostki, w końcu w naborze do najlepszej ligi świata znaleźli się niegdyś Carl Lewis czy inni ludzie nie mający ambicji, aby zrobić karierę, ale jednak – o czymś to świadczy.

Do historii przechodziły też Ann Meyers, Carol Blazejowski czy Nancy Lieberman. O każdej swego czasu było głośno, ale żadna nie związała swojej przyszłości z koszykówką. Sport traktowano jako przystanek– pograsz w liceum, potem będziesz mieć swoje pięć minut sławy w uniwersyteckich rozgrywkach i na tym koniec. Jeśli dopisze ci szczęście – załapiesz się jeszcze na wyjazd na igrzyska albo udział w mistrzostwach świata.

Cheryl Miller też nie mogła liczyć na więcej. Ale zainteresowanie, jakie budziła, renoma, którą się cieszyła, przekraczała wszystko, co miało miejsce wcześniej. Mówiono, że jej wielkie poprzedniczki były znakomite w poszczególnych elementach koszykarskiego rzemiosła. Lieberman znakomicie czuła się z piłką w ręce, uchodziła za wyjątkową rozgrywającą. Blazejowski znakomicie rzucała. Harris dominowała w pomalowanym. Natomiast wyłącznie Cheryl potrafiła wszystko.

Cały czas słyszała, że “gra jak facet”. Wzięło się to z tego, że po pierwsze, media zdawały sobie sprawę, że w przeszłości nieustannie rywalizowała ze swoimi braćmi. A po drugie – wnosiła na parkiet szaleńczą intensywność. Walczyła o każdą piłkę, biegała od kosza do kosza, używała łokci i inicjowała kontakt fizyczny. A przy tym mierzyła około 190 cm wzrostu. Nie miała problemu, aby “zrobić pakę”, choć w warunkach meczowych raczej do tego nie dochodziło.

– Cheryl jest w znakomitej formie, to ją wyróżnia. Ma świetne warunki fizyczne i je wykorzystuje, bo gra na sto procent – oceniała Nancy Lieberman. – Przypomina mi Larry’ego Birda. Kiedy wszyscy są zmęczeni i snują się po parkiecie, ona zdobywa szybkie dziesięć czy dwanaście punktów. Powiedziałabym też, że gra w koszykówkę jak Martyna Navratilova w tenisa. Kiedy wypuszcza piłkę, od razu rusza do przodu. Jej gra na tablicach [zbieranie piłek – przyp-red.] odzwierciedla to, jak Martina uderza woleje.

Krajową sławę Miller zyskała już w liceum. Następnie trafiła do uniwersytetu “USC”. Tam jej przygoda z koszykówką nabrała jeszcze większego rozpędu.

Wiadomo, że w trakcie swojej uczelnianej kariery odnosiła wielkie sukcesy. Dwukrotnie sięgała po mistrzostwo NCAA, trzykrotnie otrzymywała nagrodę Naismith Player of the Year dla najlepszej zawodniczki w lidze. Jeszcze większe wrażenie robiła jednak aura, która się wokół niej utworzyła.

Kiedy spacerowała po kampusie albo jego okolicach, co chwilę na kogoś trafiała. Jeden dżentelmen oferował jej kontrakt w agencji modelingowej, a po chwili napotkani kibice sugerowali, że mogłaby pójść w politykę. Albo zrobić karierę w showbiznesie.

A przecież na co dzień grała w koszykówkę. Z tego była kojarzona. W tamtych czasach każdy jednak wiedział, że ta bajka nie potrwa długo. Bo po NCAA nie ma już nic. Ludzie podziwiali Cheryl i nie chcieli jej stracić tuż po tym, jak zakończy studia. Dlatego albo życzyli jej sukcesów w innych dziedzinach niż sport, albo sami wystosowywali propozycje.

Z naszej obecnej perspektywy – może wydawać się to tragiczne. Bo dziewczyna miała talent i nie mogła go na dłuższą metę realizować. A zobaczcie tylko, co o Cheryl Miller pisało swego czasu Sports Illustrated: – Bez urazy dla Wayne’a Gretzky’ego, ale szczerze mówiąc: Cheryl jest najbardziej dominującą jednostką w jakimkolwiek sporcie zespołowym. Być może jest najlepszą koszykarką, biorąc pod uwagę obie płcie, jaka kiedykolwiek przyszła na świat.

W tym samym tekście najsłynniejszy amerykański magazyn sportowy prognozował, w jakim środowisku zadomowi się Cheryl. – Jej przyszłe opcje uwzględniają “dziką kartę” w najbliższym drafcie NBA, wyjazd do Europy i grę w tamtejszych ligach albo świeży start jako sportowa reporterka. Nie ma jednak wątpliwości, że Cheryl Miller zostanie zapamiętaną jako nie tylko znakomita koszykarka i wyjątkowa kobieta, ale ikona.

Z jednej gliny

W połowie lat osiemdziesiątych z Reggiem liczył się już każdy. Stał się licealną gwiazdą, poprowadził swoją drużynę do dwóch tytułów stanu. Słynął z umiejętności rzucania z najtrudniejszych pozycji, wypuszczał piłkę z odległości ośmiu metrów od kosza, a ta wpadała. Może wyglądał jak chuchro, miał długie i chude kończyny, ale i tak większość uczelnianych zespołów w NCAA spoglądała na niego zalotnymi oczami. Ostatecznie postawił na UCLA, omijając inny kalifornijski uniwersytet – USC – żeby tylko nie papugować siostry.

Przywitano go z otwartymi rękoma, ale jedna z lokalnych gazeta nie mogła powstrzymać się przed uszczypliwością. Na ich okładce znalazło się zdjęcie Reggiego z podpisem: “Miller jest być może pierwszym zawodnikiem w historii UCLA, który nie jest w stanie ograć swojej siostry”.

W NCAA spędził cztery lata, podczas których wciąż nie mógł uciec od porównań. Kiedy tylko grał mecze wyjazdowe i akurat stawał na linii rzutów osobistych, miejscowi kibice błyskawicznie podchwytywali znajomą przyśpiewkę. “Cher-yl!”. Cher-yl!” “Cher-yl!”. I tak w kółko. W ten sposób chcieli go sprowokować. – Ona nie jest ciężarem, ona jest moją siostrą! – odpowiadał Reggie, którego w tamtych czasach nie dało się już łatwo wyprowadzić z równowagi.

Szczególnie, że zazwyczaj to on sprawiał zamieszanie. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę jego siostra, która w czasach szkolnych może i ogrywała go jeden na jednego, ale ile musiała się przy tym nasłuchać! Jak wspominała: Reggiemu po prostu nie zamykała się gęba. Cały czas gadał. Może w ten sposób chciał wyładować emocje, które regularnie tłumił. W mieszkaniu Millerów nie było bowiem mowy o przesadnej swobodzie, wolnej amerykance. Panowała żelazna dyscyplina, którą wprowadził ojciec, amerykański wojskowy. Nie mogłeś zwrócić się do niego, pomijając zwrot “sir”.

Dzieciaki nie wyrosły jednak na ponurych. Cheryl od zawsze znajdowała się w centrum uwagi, była wesoła i charyzmatyczna, a u młodszego rok brata z czasem zaczął ujawniać się podobny charakter. Mówiono, że to dziecko Los Angeles, że reprezentuje wszystko, z czym kojarzy się to miasto. Na parkiecie robił show. Nie tylko jeśli chodzi o samą grę, ale i zachowanie. Kiedy sędzia był nieprzychylny, wykonywał gest liczenia pieniędzy, bo pewnie mu zapłacili. Kiedy schodził na ławkę, po tym, jak złapał piąte, eliminujące go z meczu przewinienie, zbijał ze wszystkimi piątki. Uwielbiał być głośny, krzyczeć, prowokować. Również za pomocą ubioru. Tworzył stylizacje, o które trudno było nawet na najbardziej niekonwencjonalnych pokazach mody.

I w tym wszystkim zawsze gdzieś była Cheryl. Nie pozwalano mu o niej zapomnieć. Jednak Reggie naprawdę się do tego przyzwyczaił, już jej nie zazdrościł. – Powiedzmy, że Cheryl spaceruje po czerwonym dywanie i posyła całusy w kierunku tłumu. “O, tak, dziękuje wam wszystkim. Jesteście wspaniali, dziękuje, dziękuje”. To ona. Oni ją kochają, sprawia, że płaczą i wyciągają rękę w jej kierunku. Natomiast ja spaceruję kilka kroków za nią, nieśmiało macham. “Oj, dziękuje. Ta, jak się macie? Dobrze was widzieć.”. I myślę, że to fajna sprawa być tam razem z nią – mówił.

Na salonach

Cheryl dobrze się czuła w swojej skórze. Pozwalała sobie na uszczypliwości, niewinne żarty. Za jeden z nich mogła jednak surowo zapłacić. Po tym, jak wygrała mistrzostwo NCAA w 1984 roku po prostu biegała po parkiecie, skakała, krzyczała – tak jak reszta jej koleżanek z USC. W pewnym momencie zrobiła jednak akrobację zwaną “gwiazdą”. A pech chciał, że kilka metrów od niej znajdowała się trener przegranego zespołu Tennessee, Pat Summitt, która sprawowała również funkcję szkoleniowca amerykańskiej kadry koszykarek. – Inne zawodniczki mówiły: co ty zrobiłaś!? Nie pojedziesz teraz na igrzyska, Summitt cię nie powoła. Popełniłaś olimpijskie samobójstwo! – wspominała Cheryl.

Na szczęście do najgorszego scenariusza nie doszło. Cheryl znalazła się w gronie dwunastu zawodniczek, które dostąpiły zaszczytu reprezentowania swojego kraju na imprezie w Los Angeles. Relacje pomiędzy nią a Summit pozostawały jednak napięte. Kiedy, w czasie przygotowań do igrzysk notowała słaby mecz, już szatni stanęła oko w oko ze swoją “przełożoną”. – Podeszła do mnie i powiedziała: “Cheryl, wygram albo przegram złoty medal. Ale bez ciebie”. I posadziła mnie na ławce w drugiej połowie.

Dwa dni później trafiły na siebie ponownie. Summit zapytała, co Cheryl myśli o ich poprzedniej rozmowie. Koszykarka odburknęła, że jeśli mają wygrać złoty medal, to tylko z nią. I ku sporemu zdziwieniu Amerykanki – pani trener się z tym stwierdzeniem zgodziła. Po czym oznajmiła, że potrzebuje najlepszej wersji Cheryl Miller. Nie tylko najlepszej zawodniczki w Stanach Zjednoczonych, ale na całym świecie.

Reprezentacja USA nie zawiodła. W czasie turnieju olimpijskiego nie przegrała żadnego meczu, co lata później było już normą, ale nie wtedy. W 1976 i 1980 roku najlepsze okazywały się bowiem zespoły ZSRR. Dopiero podczas imprezy w Los Angeles to Amerykanki ukończyły zawody na pierwszym miejscu (choć, oczywiście, zawodniczek ze Związku Radzieckiego na tym turnieju zabrakło).

Cheryl została mistrzynią olimpijską, a Reggie dołączył do niej w 1996 roku. Był częścią ekipy, która zyskała przydomek “Dream Team III”. W czasie turnieju zdobywał średnio jedenaście punktów, co biorąc pod uwagę, w jak napakowanym zespole występował, było naprawdę niezłym wynikiem.

Gdyby ktoś w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych powiedział, że oboje z Millerów zdobędą złoto igrzysk, reakcje dałoby się przewidzieć. Brawo, Reggie, wreszcie w czymś dorównałeś siostrze! Prawda jest jednak taka, że w 1996 roku to nie on znajdował się w cieniu.

Życie

W 1987 roku już nie studiowała, ale nie chciała się jeszcze żegnać z pomarańczową piłką. Wraz z kadrą Stanów Zjednoczonych rozpoczęła przygotowania do igrzysk panamerykańskich. Zamierzała zdobyć złoto tej imprezy, a następnie po raz drugi pojechać na igrzyska, tym razem do Seulu. W końcu fakt, iż nie miała podpisanego kontraktu z żadnym profesjonalnym zespołem, sprawiał, że mogła wciąż reprezentować barwy narodowe. Nie zdołała jednak zrealizować swoich celów. W czasie treningowej gierki na kampusie USC upadła po kontakcie z jedną z zawodniczek i zerwała więzadła w kolanie. Potrzebna była operacja. I choć jej ojciec i trenerzy sugerowali, że wróci do zdrowia stosunkowo szybko, uraz okazał się niezwykle poważny.

Na tyle poważny, że zmusił ją do zakończenia kariery.

To nie był jednak koniec świata. Jak wspominaliśmy – WNBA w latach osiemdziesiątych jeszcze nie istniało, a perspektywa grania w pomniejszych, półamatorskich ligach nie przekonywała Cheryl. Wiedziała zatem, że i tak będzie musiała powiedzieć “stop”. A kontuzja tylko przyspieszyła tę decyzję. Na dodatek – szybko znalazła robotę, zostając asystentką trenera w USC. Zainteresowała się nią również telewizja. Wysoka, pewna siebie i posiadającą głęboki głos Miller wydawała się idealna do roli komentatorki i reporterki.

Cheryl Miller w rozmowie z Kobem Bryantem

Dziennikarstwo i trenerka – na tych płaszczyznach rozwijała się w kolejnych latach. Z jednej strony objęła funkcję głównego szkoleniowca na swojej uczelni, a potem podpisała kontrakt w WNBA, gdzie miała kierować Phoenix Mercury. Z drugiej – jej głos można było usłyszeć podczas igrzysk w Atlancie czy transmisji meczów NBA w TNT oraz ABC. Lata później pojawiła się nawet w grach z serii NBA 2k. W “życiu po życiu sportowym” odnalazła się koncertowo.

Pozostało jednak pytanie, które dotyczy też Lena Biasa, Grega Odena, Reggiego Lewisa czy Derricka Rose’a – innych talentów, które z rozmaitych powodów “nie rozkwitły”. Co by było gdyby? Jak dobra byłaby Cheryl Miller, gdyby grała w WNBA? W tym miejscu warto przywołać przykład Cynthi Cooper, jej koleżanki z USC, która do kobiecego odpowiednika NBA trafiła w 1997 roku. I w ciągu czterech lat zdobyła cztery tytuły mistrzowskie oraz cztery statuetki dla MVP Finałów. A przecież mówimy o zawodniczce rok starszej od Cheryl, która na uczelni grała wyłącznie drugie skrzypce.

W momencie, kiedy Cheryl komentowała koszykówkę, Reggie w nią grał. I robił zawrotną karierę. Choć nigdy nie zdołał sięgnąć po mistrzostwo, do dziś uchodzi za jednego z najlepszych strzelców w historii NBA. Na parkietach najlepszej ligi świata spędził osiemnaście lat, pięciokrotnie wystąpił w Meczu Gwiazd. A po odwieszeniu butów na kołku – ostatecznie poszedł w ślady swojej siostry. Od lat pracuje jako komentator w TNT.

Na to, czy ostatecznie wygrał rywalizację z Cheryl, nie ma jednak łatwej odpowiedzi. I ani Cheryl, ani Reggie nie zamierzają jej szukać. Tak to już jest z rodzeństwem. Bili się o wszystko, ale po latach nie powiedzą o sobie złego słowa.

KACPER MARCINIAK

Fot. Youtube (główne), Newspix (drugie i trzecie)


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez