Przeniesienie igrzysk: kto zyska, kto straci?

Przeniesienie igrzysk: kto zyska, kto straci?

Istnieją pewne wydarzenia w naszym życiu, na które czeka się oraz przygotowuje wyjątkowo długo. Wymieniając te najbardziej oczywiste: pierwsza komunia, bierzmowanie, matury, ślub… a jeśli mówimy o profesjonalnym sportowcu, nie sposób nie wspomnieć też o igrzyskach olimpijskich. Dlatego w kontekście przeniesienia najważniejszej imprezy czterolecia – bardzo szkoda nam niektórych polskich zawodników. Ale oczywiście są też tacy, którym taki scenariusz był wyjątkowo na rękę. Poniżej przybliżymy wam obie perspektywy.

Jacy sportowcy na wieść o przeniesieniu igrzysk zapewne głośno westchnęli, a po chwili dorzucili jeszcze kilka bluzgów? Pierwsza myśl: wiekowi. Tacy, co na sporcie zjedli już zęby i swoje osiągnęli, ale jakoś myśl o emeryturze wciąż im nie świta. U nich reguła wydaje się być prosta – lata lecą, więc jakiekolwiek opóźnianie olimpijskiego startu trudno uznać za dobrą informację. Nie jest to jednak taka oczywista kwestia. Bo co jeśli dyscyplina, którą uprawia dany zawodnik, wcale nie dyskryminuje starszych i można ją z powodzeniem uprawiać długo po trzydziestce?

Z przełożenia igrzysk cieszyć się mogą niektórzy młodzi, jeszcze nie do końca uformowani zawodnicy, którzy zyskują dodatkowy czas na nabranie doświadczenia, a co za tym idzie stopniowe zyskiwanie pewności siebie. Oczywiście “cieszyć” jest tu dość niefortunnym określeniem, ale wiecie: w sumie nie wychodzę na tym źle – tak właśnie sobie może pomyśleć jakiś zdolny sportowiec. W reprezentacji Polski akurat raczej nie roi się od takich przypadków, bo tak się składa, że większość naszych medalowych faworytów to w mniejszym lub większym stopniu weterani.

Dobra, nie patrzmy już na pesele. O jakich przypadkach jeszcze rozmawiamy? Na pewno zawodnicy wracający po kontuzji – oni na nowym terminie igrzysk zyskają sporo. Co oczywiste, podobnie to wygląda u tych, co byli zwyczajnie bez formy. Bo nuż w przyszłym roku ją złapią. Dodatkowo istnieją też indywidualne przypadki – osoby, których cykl przygotowań został zakłócony przez zmiany trenerów, duże wydarzenia w życiu, czy problemy na tle osobistym. Im też więcej czasu na przygotowania nie zaszkodzi.

I jeszcze podsumowując tracących. Analogicznie: do tej grupy należą zawodnicy, którzy akurat znajdowali się w wysokiej formie. I aż nie mogli się doczekać startu, bo po prostu byli faworytami.

Ale na dobrą sprawą, niezależnie o jakim sportowcu mówimy, zawsze można go dopasować do jednej z dwóch grup. Ten traci, bo to. Ta zyskuje, bo tamto. Ten niby nie ma problemu, ale z drugiej strony… I tak w koło Macieju. Dlatego my po prostu skupimy się na kilku najciekawszych przypadkach. Dla kogo przełożenie igrzysk olimpijskich w Tokio jest – w przynajmniej naszej opinii – problematyczne?

Justyna Święty-Ersetic

W ostatnich miesiącach zawodniczka Grupy Sportowej ORLEN znajdowała się na fali. Jej występ na mistrzostwach Polski można podsumować jednym zdaniem: przybyła, zobaczyła, zwyciężyła. I to w aż trzech konkurencjach, bo najlepsza była nie tylko w sztafecie i biegu na 400 metrów, ale też na dwukrotnie krótszym dystansie. Dodatkowo niecały miesiąc wcześniej, również w Toruniu, pobiła halowy rekord Polski na swoim koronnym dystansie. Wszystko układało się jak po sznurku. I na igrzyskach mogliśmy rozpatrywać jej szanse medalowe nie tylko wraz z koleżankami, ale i indywidualnie.

Audycja KierunekTokio #49: Kusznierewicz, Święty-Ersetic, Kołsut, Warzecha

Sprawa jest więc oczywista: jakiekolwiek przeciąganie terminu imprezy docelowej musi stanowić dla niej niedogodność, co zauważa w rozmowie z nami Maciej Petruczenko: – Justyna miała ciąg ostatnich lat w znakomitej formie, jej pozycja w rankingu światowym była coraz wyższa. A teraz sezon zostanie zapewne stracony. W przypadku sportowca, który wszedł w pewien trans, z roku na rok osiągając wielkie sukcesy, taka nagła przerwa to nie jest nic dobrego, tym bardziej że pojawią się nowe, utalentowane zawodniczki – podkreśla dziennikarz Przeglądu Sportowego i autor felietonów na Kierunku Tokio.

To jednak nie całość problemu, bo powody do zmartwień mają również inne Aniołki Matusińskiego. Przypomnijmy – dziewczyny w ubiegłym roku zdobyły srebrny medal na mistrzostwach świata w sztafecie 4×400. Przegrały tylko z Amerykankami, które są po prostu nieosiągalne dla każdych rywalek. Chciałoby się po prostu tych igrzysk najszybciej. Szczególnie, że jak podkreśla redaktor Petruczenko, w przypadku Igi Baumgart-Witan mówiło się o tym, że po igrzyskach może zakończyć karierę. Teraz będzie musiała zapewne zagryźć zęby.

Koszykarze

Okej, tu sytuacja nie jest aż tak jasna– bo przecież Adam Waczyński wciąż nie doszedł do porozumienia z prezesem związku i trenerem. Igrzyska w 2021 roku dają więc skłóconym stronom więcej czasu na zejście z wojennej ścieżki.

“Waca” to jednak tylko jeden zawodnik. Ważny, ale nie tak kluczowy jak Mateusz Ponitka. A kadra pokazała już, że potrafi bez niego wygrywać, odnosząc historyczne zwycięstwo z Hiszpanią w eliminacjach do Eurobasketu. Oczywiście chcemy kapitana kadry z powrotem… kluczowym wydaje się jednak to, że patrząc na średnią wieku naszej reprezentacji, uważamy że czas na sukcesy i dobre wyniki jest po prostu tu i teraz. Im dalej w las, tym może być gorzej. Dlatego opóźnienie terminu kwalifikacji olimpijskich, które zapewne niebawem zostanie ogłoszone, to dla koszykarzy niekorzystna informacja.

Wystarczy, że popatrzymy po metrykach.
Łukasz Koszarek?
36 lat.

Adam Hrycaniuk?
36 lat.

Aaron Cel?
33 lata.

Damian Kulig?
Niemal 33 lata.  Tak jak AJ Slaughter.

A na horyzoncie godnych  następców niestety brakuje. Mamy co prawda kilku pukających do drzwi zaufania Mike’a Taylora, ciekawych zawodników grających na co dzień w Energa Basket Lidze. Ale Michał Michalak, czy Jarosław Zyskowski to – już teraz – doświadczeni zawodnicy, żadne młodzieniaszki. Młodzi są za to Aleksander Balcerowski i Łukasz Kolenda, ale w ich przypadku wciąż mówimy tylko o talencie, który obecnie nie ma wielkiego przełożenia na parkiet. Można jeszcze wspomnieć o Adrianie Boguckim i Aleksandrze Dziewie, którzy faktycznie pokazują się z dobrej stronie w klubie, ale nie mieli okazji zadebiutować w dorosłej kadrze.

To jednak wciąż bardzo niewiele. Prawda jest taka, że koszykarze znajdują się obecnie u szczytu swojego potencjału i chcielibyśmy, aby mogli z niego czerpać pełnymi garściami. Igrzyska w 2021 roku otwierają okno, podczas którego młodsze reprezentacje mogą pójść w górę, a biało-czerwoni nieco spowolnić.

Przemysław Zamojski: Koszykówka 3×3 to moje oczko w głowie

Warto jeszcze słowem wspomnieć o kadrze w koszykówce 3×3, gdzie nasi kluczowi zawodnicy: Michael Hicks, Paweł Pawłowski i Przemek Zamojski również są w słusznym wieku. Ostatni z nich podkreślał w rozmowie z nami, że zespół znajdował się świetnej formie i zacierał ręce na myśl o zbliżającym się turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk, który ostatecznie został oczywiście odwołany: – Szkoda, że tak to się potoczyło, bo dobrze wyglądaliśmy, również fizycznie. Wszystko szło w idealną stronę, a nagle się okazuje, że musimy przesunąć nasze przygotowania.

Paweł Korzeniowski

Wyobraźcie sobie taką sytuację: nie bawicie się w to trzy lata, ale w pewnym momencie decydujecie się wznowić treningi… wszystko po to, aby wasz sport został sparaliżowany po upływie zaledwie kilku miesięcy. Dokładnie to spotkało Pawła Korzeniowskiego. Pływaka nieprzeciętnego, który ma szansę zostać pierwszym polskim przedstawicielem swojej dyscypliny z występem na pięciu igrzyskach olimpijskich.

– Dla mnie wszelkie niewiadome i przeciąganie w czasie jest bardzo problematyczne: lata lecą, do tego praca i rodzina, trudno mi oddać się w pełni pływaniu […] Będzie potrzeba więcej czasu, żeby wrócić do formy. Alternatywy alternatywami, ale treningu w wodzie się w pełni nie zastąpi. Nie ukrywam, że morale nieco opadło – mówił w rozmowie z nami. Wtedy decyzja o przesunięciu igrzysk nie została jeszcze podjęta. Obawy jednak istniały.

Korzeniowski: Z wodą to mamy teraz kontakt pod prysznicem albo w wannie

W teorii miała to być krótka, sentymentalna przygoda. Awans na igrzyska, występ i zobaczymy co dalej. A teraz chcąc nie chcąc Korzeniowski zapisał się na coś więcej.

Obecnie zamierza jednak trzymać się postawionego pod koniec ubiegłego roku słowa: – Wstępnie mogę powiedzieć, że chcę. W przyszłym roku skończę już 36 lat, dzieci będą starsze, co oznacza, że trzeba poświęcać im więcej czasu. Może jednak któraś z babć przejdzie na emeryturę, co pomoże mi to wszystko spiąć. Obecnie trochę się waham. Teraz najważniejsze, że głowa odpocznie. Chęci są, ale jak w niej się wszystkiego nie poukłada, to nic z tego nie wyjdzie – komentował dla Przeglądu Sportowego.

Przejdźmy na drugą stronę bieguna. Dla kogo przełożenie igrzysk to w gruncie rzeczy dobra informacja?

Adam Kszczot i Marcin Lewandowski

Jeden z naszych czołowych lekkoatletów dostanie czas na rozwiązanie dwóch kluczowych kwestii: po pierwsze i najważniejsze, złapanie formy. Po drugie, ustabilizowanie sytuacji szkoleniowej.

Podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata nie zdołał nawet awansować do finału biegu na 800 metrów. O tym, jak duża to była niespodzianka, wiele mówi historia jego występów na imprezie tej rangi. Zawody w Pekinie w 2015 roku? Srebrny medal, porażka tylko z wielkim Davidem Rudishą. Londyn 2017? Również drugie miejsce, a do złota zabrakło tym razem naprawdę niewiele. Może gdyby w biegu finałowym zdecydował się przyspieszyć nieco wcześniej, udałoby mu się wyprzedzić również Francuza Pierre’a Ambroise Bosse? Co tu dużo mówić: wiemy jaka moc drzemie w Adamie, a przecież nawet wiek nie stoi mu na przeszkodzie– 31 lat (tyle będzie miał w lecie 2021 roku) w przypadku średniodystansowca to nie tragedia.

Adam Kszczot, wersja 2.0. “Wreszcie nic mnie nie boli!”

Kto wie, być może w następnych miesiącach wyjaśni się również zamieszanie w kwestii jego trenera? Jak wiemy, Kszczot dołączył do grupy Tomasza Lewandowskiego, ale ten nie doszedł do porozumienia z PZLA w sprawie nowego kontraktu. Nie twierdzimy, że konflikt na linii związek-trener kompletnie wygaśnie, ale może akurat uda się wypracować  jakieś porozumienie? Albo przypisanie polskich biegaczy pod Piotra Rostowskiego okaże się strzałem w dziesiątkę? – Tomasz Lewandowski ma rzekomo dojeżdżać na zgrupowania Adama i Marcina na własną ręką. Nie wiadomo jak mu się to ułoży, jeśli chodzi o grupę katarską i zawodników z innych krajów, w których trenuje. Raczej można być pewnym, że w obliczu pandemii mu się to wszystko rozsypie. Zatem przesunięcie igrzysk to informacja korzystna – zarówno dla Adama, jak i mimo wszystko Marcina. W tej chwili jadą na jednym wózku – mówi Maciej Petruczenko.

No właśnie, wspomnijmy jeszcze o Marcinie Lewandowskim. To zawodnik, który w ostatnich miesiącach przeżywał naprawdę dobre chwile. Doprawdy drugą młodość. On więc z jednej strony może być zawiedziony z przełożenia igrzysk, ale jednak nie można zapomnieć o niejasnej sytuacji jego brata – z którym trenuje przecież od zawsze. Słodko-gorzko.

Konrad Bukowiecki

Na ubiegłorocznych MŚ do czołówki brakowało mu sporo. Więcej, niż przypuszczaliśmy. Kiedy polski kulomiot pchał w granice 21 metrów, bardziej doświadczeni zawodnicy: Darlan Romani, Ryan Crouser, Tomas Walsh i Joe Kovacs znajdowali się na kompletnie innym poziomie. Toczyli bój, do którego ani Bukowiecki, ani ktokolwiek inny, nie miał kompletnie wstępu. Dość powiedzieć, że trzy najlepsze odległości podczas tych zawodów, stanowiły również 4., 5. i 6. najlepsze rezultaty w historii dyscypliny.

Konrad jest jednak od każdego z nich znacznie młodszy. 23 lata w tym sporcie to naprawdę niewiele. Dopiero w ciągu kolejnych kilku lat powinniśmy zacząć poznawać jego faktyczne możliwości. Tomasz Majewski po złote medale igrzysk sięgał przecież kolejno jako 27 i 31 latek.

W przyszłym roku polski kulomiot będzie znajdował się więc na idealnej pozycji. Podobnego zdania jest Maciej Petruczenko: – Dla Konrada to może być po prostu woda na młyn, jego talent może jeszcze bardziej się rozwinąć. On już właściwie doszedł do najwyższej klasy światowej, ale jeszcze ma problemy, jeśli chodzi o zdobywanie medali w globalnych imprezach. To na pewno przeogromny talent, na co wskazywały jego wyniki w bardzo młodym wieku. Punkt wyjścia dla jego sukcesów najwyższej miary jest bardzo dobry, ponieważ Konrad jest sportowcem inteligentnym i wierzę w to, że właśnie on zajmie pozycję Ryana Crousera – najlepszego kulomiota ostatnich lat.

Mateusz Masternak

Polski pięściarz  podobnie jak Paweł Korzeniowski do wyścigu za olimpijskimi marzeniami dołączył stosunkowo późno. Pod koniec ubiegłego roku zdecydował się zawiesić zawodową karierę, aby po raz pierwszy od 2006 roku  spróbować swoich sił w amatorskim boksie.

Master znaczy mistrz. Czy także w Tokio? Olimpijski plan Masternaka

Jego szanse na medal, czy nawet sam awans na imprezę oceniano z pewnym dystansem. Spowodowanym głównie zasadami i specyfiką boksu amatorskim. Przyzwyczajenie się do nowej rzeczywistości (przede wszystkim walk na dystansie trzech rund) może trochę zająć. Medalista olimpijski z Moskwy i trener Paweł Skrzecz mówił o Masternaku w rozmowie z nami: Miałem go w ringu w mistrzostwach Polski, nawet mu zwracałem uwagę: uspokój tę walkę. Biegał za rywalem, nie mógł go złapać, tamten uciekał. Wierzę, że Mateusz wszystko sobie poukłada i będzie gotowy do kwalifikacji olimpijskich.

Były głosy optymizmu, ale również wspomniane niedostosowanie Masternaka do amatorskich ringach. Na mistrzostwach Polski nie miał jednak sobie równych, wygrywając w cuglach złoty medal. Ale potem jak przyszło co do czego i stanął w ringu podczas (później przerwanych) kwalifikacji olimpijskich w Londynie, to o żadnej dominacji nie mogło być mowy. David Michalek sprawiał mu sporo problemów. Decydujący okazał się rozcięty łuk brwiowy Słowaka, który uniemożliwił mu kontynuację walki, przez co Polak wygrał w pierwszej rundzie.

Wydaje nam się po prostu, że te kilka miesięcy treningów będzie mu idealnie na rękę. Więcej czasu na zbudowanie formy, sparingi, odnalezienie się w, czy przypomnienie sobie amatorskich realiów. A potem, już w 2021 roku, walka o upragniony olimpijski medal. O tym, że nie brakuje mu paliwa w baku, zapewniał sam podczas rozmowy z TVP Sport. Igrzyska wcale nie mają być jego ostatnim celem w karierze: To na pewno duży cel, ale chyba nie ostatni. Na igrzyskach będę miał 33 lata, więc zostaną mi dwa albo trzy lata walk na wysokim poziomie.

KACPER MARCINIAK

Fot. 400mm.pl


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez