Przywykliśmy do nazywania Sławomira Szmala Ministrem Obrony Narodowej. Przywykliśmy do tego, że po tym, jak zakończył reprezentacyjną karierę, żaden bramkarz nie był w stanie wejść na dłużej w jego buty. Adam Morawski daje nadzieję, że to się zmieni. Na mistrzostwach świata w Egipcie prezentuje wyjątkowo równą, wysoką formę, co musi cieszyć trenera golkiperów naszej reprezentacji. Kto nim jest? Ano… Szmal, od lat będący zresztą idolem „Loczka”.
– Proszę pana, ten chłopak miał charakter wojownika. Jako nastolatek potrafił wyjść z bramki i niemalże pobić kolegów za to, że nie walczą w obronie tak, jak on między słupkami – rozpoczyna swoją opowieść Jacek Warda, pierwszy trener Morawskiego, z klubu Czarni Regimin.
– Trafił mi się wtedy bardzo zdolny rocznik. Poza Adamem miałem Jakuba Olszewskiego, który wylądował potem między innymi w Stali Mielec i Wojtka Prymlewicza, później zawodnika gdańskiego Wybrzeża. Pamiętajmy też, że w Czarnych kilka lat przed nimi zaczynał Przemek Krajewski, kolega z reprezentacji i przyjaciel Adama. Pochodził z Klic, pobliskiej wioski. Jak zimą zaśnieżyło i nie jeździły autobusy, chłopaki potrafili przejść na trening w jedną stronę cztery kilometry. To się nazywa zawziętość! Adaś też ją miał – nie opuszczał treningu nawet jak smarkał i kaszlał, a zdarzało mu się to dosyć często – dlatego zrobił karierę. Dzieciaki z wiosek są twarde, proszę to zapamiętać!
– Za małolata mieszkaliśmy w jednym pokoju, mieliśmy piętrowe łóżko i już wtedy graliśmy w szczypiorniaka w domu – wspomina trzy lata młodszy brat, Mateusz, także szczypiornista.
– Robiliśmy papierowe piłki, a jak rodzice nam je zabierali, to graliśmy… zwiniętymi w kłębek skarpetkami. Oj, rozwaliło się pare żyrandoli, drzwi od pokojów też przeżyły swoje. Ale to są piękne wspomnienia, podobnie jak hasanie po podwórku na naszej wsi, która nazywa się Targonie.
Zdolny chłopak nie tylko solidnie trenował w Czarnych, ale i oglądał mistrzostwa świata w Niemczech podczas których największym podziwiem darzył Szmala. Liczył, że kiedyś pójdzie w jego ślady i faktycznie, nagle otworzyła się przed nim szansa, żeby wykonać spory krok do przodu – w drugiej klasie gimnazjum „Loczka” wypatrzyli działacze Wisły.
Warda:
– Przyjechali szperacze z Płocka i go zabrali. Było mi szkoda, owszem, ale przecież taka jest kolej rzeczy.
Mateusz:
– Dla rodziców był to powód do wielkiej dumy, ale i pewnego rodzaju zaskoczenie, że Adamowi tak dobrze idzie. Nie pochodzimy ze sportowej rodziny, więc oni nawet nie zdawali sobie sprawy, że z tego całego grania to można wyżyć.
Po podpisaniu kontraktu z Nafciarzami Morawski trafił na wypożyczenie do SMS-u Gdańsk.
– W czasie liceum przyjeżdżałem do Płocka, żeby grać z Wisłą w mistrzostwach Polski juniorów – dopowiada.
Gdy był nastolatkiem spotkało go jednak coś o wiele bardziej szokującego, mianowicie… powołanie do pierwszej reprezentacji Polski.
Dariusz Tomaszewski, trener z Gdańska:
– Bardzo przeżywał to, że ówczesny selekcjoner Michael Biegler zwrócił na niego uwagę. Pamiętam, że tego popołudnia zupełnie nie mógł się skupić na treningu. Nie dziwię mu się, przecież pierwszy raz w historii naszego SMS-u doszło do takiej sytuacji, żeby chłopaka powołano do kadry seniorów.
Niżej podpisany miał przyjemność komentowania debiutu Morawskiego, na antenie Orange Sport. Adam zagrał wtedy przeciwko Szwedom. Było widać, że w chłopaku tkwi spory potencjał. Za ten występ chwalił go Robert Lis, który był wtedy moim ekspertem.
Od nieopierzonego debiutanta do potencjalnego następcy Szmala jest jednak długa droga. Adam przeszedł ją grając przez sezon w Pogoni Szczecin, a potem w Wiśle, w której szkolił go przez lata Artur Góral. Gdyby ktoś nie wiedział kto to, informujemy – bramkarz o umiejętnościach podobnych do „Kasy”, uważany za jego poprzednika w kadrze, którego karierę nieco wyhamowała bardzo poważna kontuzja.
Góral:
– W ostatnich sezonach, za sprawą występów w ekstraklasie czy Lidze Mistrzów, Morawski wypracował sobie opinię solidnego bramkarza europejskiego formatu. Do czegoś więcej brakowało mu stabilizacji. Przeważnie miał kilka dobrych meczów po których zdarzały się wpadki. To charakterystyczna rzecz dla młodych piłkarzy ręcznych, szczególnie tych występujących między słupkami. Przeszkadzała mu też czasem psychika. Za bardzo chciał, może próbował zostać drugim Arpadem Sterbikiem? Mówiłem mu, żeby tego nie robił, że ma być po prostu jedynym i niepowtarzalnym Adasiem Morawskim. W Egipcie coś się jednak zmieniło. Począwszy od starcia z Hiszpanami, w każdym kolejnym spotkaniu mistrzostw świata „Loczek” prezentował się znakomicie. Mam nadzieję, że ten turniej go zbuduje, że uwierzy w siebie i już zostanie na tym wysokim poziomie.
Adam Wiśniewski jest obecnie dyrektorem sportowym Wisły. Zanim zaczął chadzać w eleganckich koszulach był jednak znakomitym skrzydłowym, przez lata podporą płockiego klubu i reprezentacji. Chętnie podzielił się z nami opinią na temat Morawskiego:
– Bywało, że jako młody chłopak bronił na treningach niesamowicie. Krzyczeliśmy wtedy, że jest jak znany Duńczyk Niklas Landin, chcieliśmy go zmotywować i udawało się, bo potem miewał naprawdę dobre mecze, jak chociażby z Silkeborgiem, kiedy właściwie w pojedynkę zapewnił Wiśle awans do kolejnej rundy Ligi Mistrzów. Owszem, brakowało mu tej stabilizacji o której wspominał Artur, ale myślę, że Adaś idzie w dobrym kierunku i ciągle się poprawia. Efekty przynosi nie tylko praca z Góralem, ale i Marcinem Wicharym. Jeszcze do niedawna byli kumplami z parkietu, teraz „Wichura” jest trenerem Morawskiego i robi dużo, by mu pomóc.
– Adam też daje wsparcie w klubie, głównie młodszym chłopakom, jestem tego przykładem – dopowiada Mikołaj Czapliński. Rocznik 2000, płocczanin, dobry kumpel Morawskiego, mimo że jest od niego sześć lat młodszy.
– Gdy wchodziłem do szatni Wisły, nie znałem języków obcych, koledzy, w tym Adam, pomagali mi porozumieć się z zagranicznymi zawodnikami. Czasem po treningach wziął mnie też na kawę czy spacer, żeby pogadać o pierwszym zespole, spytać czy dobrze się w nim odnajduje. Fajny chłopak, kompletnie zwariowany na punkcie… koszykówki, fan LeBrona Jamesa. A czy ma jakieś wady? Skoro pytasz, zdradzę: jest uzależniony od telefonu. No i ma problem z parkowaniem auta, ale o szczegóły to musisz już pytać Michała Daszka (śmiech).
Na szczęście bronienie wychodzi Morawskiemu dużo korzystniej, czego dowód mieliśmy w starciu z Hiszpanią. W meczu przeciwko wielkim mistrzom, takim jak Alex Dujszebajew czy Raul Entrerrios, „Loczek” odbił siedemnaście piłek! W handballu skuteczność bramkarza na poziomie 33% uznaje się za dobrą, tymczasem w tamtym spotkaniu Murawski obronił 41% rzutów rywali. Fenomenalny wynik, którego Nafciarz co prawda nie poprawił w meczu z Brazylią, ale i tak to starcie może uznać za udane – zatrzymał 10 z 30 rzutów rywali.
Mateusz Morawski:
– Ja oglądam spotkania w Opolu, bo gram w klubie z tego miasta, ale z tego co wiem rodzice strasznie je przeżywali. Bardzo krzyczeli po każdej udanej interwencji Adasia, podczas meczów zdarzyło się im też płakać.
Biało-czerwonych czekają w drugiej rundzie MŚ jeszcze dwa starcia: jutro z Węgrami i w poniedziałek z Niemcami. Żeby awansować do ćwierćfinału bez oglądania się na wyniki innych drużyn, musimy wygrać oba te spotkania. Żeby nie stracić szansy na najlepszą ósemkę już w sobotę, nie możemy przegrać z Madziarami.
Jeśli Morawski zaprezentuje się w tych meczach równie spektakularnie, co we wspomnianych wyżej spotkaniach, może być elementem decydującym o sukcesie Polaków. A wtedy kibice zapewne zgodnie okrzykną go nowym Ministrem Obrony Narodowej. Tym samym Adam dokona tego, co w ostatnich latach nie udało się jego imiennikowi Malcherowi, Piotrowi Wyszomirskiemu czy Mateuszowi Korneckiemu.
Mamy nadzieję, że tak się stanie. I że potem “Loczek” zamuruje polską bramkę na lata. Chłopak z rocznika ’94 to jak na bramkarza dzieciak, więc jeśli dalej będzie się tak rozwijał, spokojnie możemy mieć z niego pociechę w reprezentacji przez następną dekadę…
KAMIL GAPIŃSKI
Fot. Newspix.pl