Kompletu zwycięstw nie ma, ale i tak jest w porządku. Siatkarki ŁKS-u Commercon Łódź oraz Grupy Azoty Chemik Police zaliczyły naprawdę imponujący początek tegorocznej Ligi Mistrzyń. Pierwsze znacząco przybliżyły się do awansu do fazy pucharowej, drugim niewiele zabrakło do wygrania trzech meczów z rzędu. Policzanki odprawiły bowiem skazywane na porażkę Czeszki, potem pokonały mistrzynie Rosji Dinamo Kazań, a na koniec napsuły krwi Igor Gorgonzola Novarze, w której barwach występuje… Malwina Smarzek-Godek.
Panowie jeszcze czekają na inaugurację swoich europejskich rozgrywek, a niektóre zespoły biorące udział w Lidze Mistrzyń mają już za sobą półmetek fazy grupowej. Czemu niektóre? Bo oczywiście – w związku z pandemią – tegoroczna edycja przybrała trochę inną formę. Aby ograniczyć liczbę podróży, organizowane są pomniejsze turnieje, podczas których każda drużyna z czwórki ma rozegrać trzy mecze. I o ile grupy A, B oraz D wciąż czekają na pierwsze spotkania, tak C oraz E mają już je za sobą. A właśnie w nich zostały umieszczone ŁKS Commercecon Łódź oraz Grupa Azoty Chemik Police.
Polskie ekipy grały już we wtorek i w środę. Jak im poszło? Łodzianki co prawda uległy (0:3) tureckiemu VakifBank Stambuł, ale szybko się odkuły, zaliczając niezwykle ważne zwycięstwo z bułgarskim Maritza Płowdiw (3:2). Dzisiaj natomiast nie dały szans francuskiemu Mulhouse, które pokonały w trzech setach. Taki wynik naprawdę musi robić wrażenie, szczególnie że samo spotkanie potrwało mniej niż półtorej godziny.
Sytuacja łodzianek w grupie jest zatem bardzo komfortowa, choć biorąc pod uwagę dyspozycję niezwykle mocnych Turczynek, trudno będzie o pierwsze miejsce. Przed okazją do sprawienia niespodzianki i pokonania faworytek polski zespół stanie dopiero w lutym przyszłego roku, bo na wtedy jest zaplanowany kolejny turniej. W każdym razie: pierwszy w historii klubu awans do fazy pucharowej stał się naprawdę realny, bo trzy najlepsze ekipy z drugich miejsc też się tam znajdą.
Jeszcze lepszy początek europejskich rozgrywek zaliczył Chemik Police, który w środę i wtorek bez żadnych problemów pokonał kolejno SK UP Ołomuniec oraz Dinamo Kazań (co trzeba uznać za niespodziankę). W trzecim meczu grupy mierzył się natomiast z Igor Gorgonzola Novara, czyli – można powiedzieć – obrończyniami tytułu. Bo choć włoski zespół triumfował na europejskiej scenie jeszcze w sezonie 2018/2019, to kolejna edycja Ligi Mistrzyń nie została dokończona z powodu pandemii.
Warto jednak zaznaczyć, że skład włoskiego zespołu mocno się zmienił, w porównaniu do tego, jak wyglądał rok czy dwa lata temu. Przede wszystkim – z ekipy odeszła największa gwiazda, atakująca Paola Egonu. Jedną z najlepszych siatkarek świata poniekąd zastąpiła… Malwina Smarzek-Godek. Polka od początku rozgrywek 2020/2021 pełni rolę głównej armaty drużyny z Półwyspu Apenińskiego. I to właśnie jej zawodniczki Chemika miały prawo obawiać się najbardziej.
Kawał dobrej roboty!
Chemik nie mógł uchodzić za faworyta czwartkowego meczu z wielu powodów. Nie mówimy tylko o kwestiach personalnych, bo barw Novary bronią wielkie gwiazdy. Chodzi nam też o to, że na turniej, który odbywał się zresztą we Włoszech, policzanki przyjechały bez głównego trenera – Ferhata Akbasa. Ten otrzymał pozytywny wynik testu na koronawirusa. A na dodatek: w tegorocznym sezonie TAURON Ligi polska ekipa nie radzi sobie najlepiej, na ten moment zajmując dopiero 8. miejsce w tabeli (choć trzeba dodać, że ma nieco zaległych spotkań do rozegrania).
Fakt, że w pierwszym secie oba zespoły szły łeb w łeb, mógł zatem zaskakiwać. Dopiero w końcówce seta Włoszki zaczęły zyskiwać przewagę. Decyzja o wprowadzeniu na pole serwisowe Pauliny Bałdygi pozwoliła jednak polskiej ekipie odrobić straty i doprowadzić do stanu 24:24. Od tego momentu bardziej skuteczne były już zawodniczki Novary, które wygrały 27:25. A może miały po prostu więcej szczęścia, bo musimy przyznać, że ostatnie wymiany były naprawdę szalone.
Drugi set rozpoczął się od świetnej gry Chemika, który jednak szybko stracił impet. Włoszki wyszły na prowadzenie i mimo tego, że ich przewaga w końcowej fazie seta mocno zmalała, to nie dały sobie wyrwać wygranej. Duży miała w tym udział Smarzek-Godek (tym razem mocniejsza w bloku niż w ataku), do której poziomu po drugiej stronie siatki nie potrafiła nawiązać Jovana Brakocević. A co ciekawe – serbska atakująca to była zawodniczka… właśnie Novary. W meczu ze swoim dawnym pracodawcą – po dwóch setach – jej statystyki przedstawiały się jednak kiepsko. Z dwudziestu dziewięciu piłek, które otrzymała, skończyła tylko sześć.
Największym problemem Chemika była skuteczność. Aby myśleć o zagrożeniu Włoszkom, należało się w tym elemencie poprawić. I zawodniczki polskiej ekipy faktycznie to zrobiły. Lepsza dyspozycja Martyny Łukasik czy Brakocević, a także świetna postawa w odbiorze i obronie Pauliny Maj-Erwardt, sprawiły, że policzanki zdołały wygrać seta. Novara miała powody do obaw, szczególnie że kontuzja wyeliminowała z gry podstawową środkową tej ekipy, Haleigh Washington.
Jak się okazało – rezultat trzeciej partii nie był wcale przypadkowy. Chemik kontynuował dobrą grę, a Włoszki nie były w stanie na nią odpowiedzieć. Trener Novary podjął nawet zaskakujące ryzyko, zdejmując z parkietu na krótki czas Smarzek-Godek, co kompletnie nie wypaliło. Ostatecznie czekał nas tie-break. Niestety jednak – w nim policzanki nie zdołały pójść za ciosem. Ostatnią partię już pewnie wygrały Włoszki, które obudziły się właśnie wtedy, kiedy było to najbardziej potrzebne. Końcowy wynik: 3:2 dla Novary (27:25, 25:22, 21:25, 21:25, 15:6).
Co tu jednak dużo gadać – ósma drużyna polskiej ekstraklasy stawiająca czoła włoskiemu gigantowi? Trudno znaleźć powody do narzeka! Chemik Police – podobnie zresztą jak ŁKS Commercon Łódź – może w dobrych humorach wrócić do Polski. A już w przyszłym roku ze sporymi nadziejami podejść do drugiego turnieju w ramach fazy grupowej Ligi Mistrzyń.
Fot. Newspix.pl
No pięknie. Czekamy na kolejne mecze. Do boju ŁKS!