Po wczorajszym łatwym zwycięstwie naszych siatkarzy, dziś spodziewaliśmy się wyrównanego meczu. Przecież graliśmy z Serbią, która na turniej Ligi Narodów przyjechała w mocnym składzie. Ale na polski zespół – nieważne w jakiej gra konfiguracji – nie ma mocnych. Dziś wyrównane były tylko dwa sety, jednak w całym spotkaniu pewnie ograliśmy mistrzów Europy 3:1.
Maraton gry w Lidze Narodów nabiera tempa. Wczorajszy mecz z rezerwami włoskiej kadry trener Vital Heynen potraktował jak sparing, wystawiając bardzo eksperymentalny skład. Polacy gładko wygrali z włoskimi młokosami 3:0, jednak troszkę współczujemy siatkarzom, którzy w piątek wyszli na parkiet. Ze względu na klasę rywala, każdy z nich więcej mógł stracić niż zyskać. Zatem przy nazwiskach takich zawodników jak Maciej Muzaj czy Mateusz Bieniek możemy postawić małe plusy. Natomiast na konto grającego na dramatycznie niskiej skuteczności ataku Bartosza Bednorza ląduje spory minus.
Oczywiście, jeden mecz o niczym nie przesądza i każdy z siatkarzy jeszcze będzie miał szansę pokazać się z dobrej strony. Ale dziś było pewne, że Heynen desygnuje do gry zupełnie inne zestawienie, bardziej zbliżone do naszej galowej szóstki. I miał ku temu powody – w przeciwieństwie do Włochów, Serbia (która nie jedzie na igrzyska olimpijskie) poważnie potraktowała rozgrywki w Rimini, wysyłając pod bańkę całkiem mocną ekipę. A mówimy tu o aktualnych mistrzach Europy, którzy w pierwszym spotkaniu pokonali 3:1 Słoweńców – wicemistrzów kontynentu oraz naszą małą zmorę w sportach drużynowych. I choć Serbowie – tak jak my – nie wystąpili w najmocniejszym możliwym składzie, to spodziewaliśmy się zaciętego spotkania.
Wyrównany mecz… momentami
Selekcjoner reprezentacji Polski postawił na mieszankę rutyny i świeżości. Do stałych bywalców kadry, jak Wilfredo Leon czy Bartosz Kurek, dołączył Kamil Semeniuk, który po świetnym sezonie w ZAKS-ie Kędzierzyn-Koźle jest nową twarzą w reprezentacji. W pierwszym składzie wyszedł również Norbert Huber.
Pierwszy set zwiastował, że ten mecz nie będzie przypominał wczorajszego spacerku. Robiliśmy sporo błędów, nie funkcjonowała zagrywka. Bartosz Kurek zagrania dobre, przeplatał co najwyżej przeciętnymi. To było wyrównane starcie, w którym grze naszej drużyny przewodził Leon oraz – a może przede wszystkim – Semeniuk. Imponuje nam ten chłopak niesamowicie. Był pierwszoplanową postacią zespołu, który wygrał Ligę Mistrzów. Teraz wszedł do kadry, w której nie brakuje starych wyjadaczy, wielu z nich to obecni mistrzowie świata. A on od razu pokazuje się tak, jakby grał z nimi całe lata. W szczególności zapamiętaliśmy akcję w której jedna z niewielu posłanych przez niego piłek została przyjęta na kontrę, po czym Kamil zdobył punkt pojedynczym blokiem.
POLSKĄ SIATKÓWKĘ SPONSORUJE PKN ORLEN
Pod koniec bardzo wyrównanego seta ważne punkty zdobył Jakub Kochanowski, który najpierw ściął po krótkiej, a następnie dołożył dobry blok, wyprowadzając nas na prowadzenie. Ostatni punkt zdobył Leon i tak wygraliśmy wyrównaną, pierwszą partię 26:24.
To zwycięstwo sprawiło, że Polacy na drugi set wyszli bardzo zmotywowani. Szybko wypracowaliśmy przewagę, poirytowani Serbowie zaczęli popełniać coraz więcej błędów, kilka razy trafiając w siatkę. Marko Podrascanin starał się trzymać w grze naszych rywali, ale kiedy polska maszyna się rozpędzi, to nie ma sobie równych. Do czasu utrzymywaliśmy względnie bezpieczną, dwupunktową przewagę. Jednak gdy Leon wszedł na zagrywkę… Przecież to była masakra rywali. Utrzymał się na niej przez siedem punktów, zaliczając aż pięć asów serwisowych. Piłki regularnie latały po sto trzydzieści kilometrów na godzinę. Taki zawodnik to skarb, dzięki któremu można pozwolić sobie na potencjalne błędy bez konsekwencji. W dodatku nasz blok też zaczął zdobywać cenne punkty więc łatwo wygraliśmy drugi set.
Leon = as serwisowy
Trzeci set był trochę powtórką z pierwszego. Wyrównane starcie punkt za punkt, w którym jednak zgubiła nas pewność siebie. Traciliśmy punkty głównie przez zbyt nonszalancką grę i słabszą skuteczność zagrywki. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało – wszak graliśmy z mistrzami Europy – sami oddawaliśmy im punkty przez własne pomyłki.
Tylko od czego mamy Leona? Przecież ten gość na zagrywce będzie się dziś śnił Serbom po nocach. Czwarty set, a my już wygrywaliśmy 6:0, z czego cztery punkty to asy serwisowe Wilfredo! Rywale próbowali wszystkiego żeby go powstrzymać, ale na siatkarski odpowiednik Leo Messiego – jak często jest nazywany – nie było dziś mocnych. To MVP tego spotkania. Co najważniejsze, Serbowie po takim wejściu w set naszej drużyny, byli zniszczeni pod kątem psychicznym. Tak jak w drugiej partii zaczęli popełniać szkolne błędy, jak przekroczenie linii czy dotknięcie siatki. Druga połowa seta upłynęła pod znakiem wysokiej przewagi Polaków i wyczekiwania do końca meczu. 25:15, 3:1 i było po zawodach.
Na zakończenie pierwszej serii spotkań czeka nas mecz ze Słowenią. To już jutro. Następnie będą trzy dni przerwy i kolejna seria meczów z Australią, Stanami Zjednoczonymi oraz Rosją. Czy powinniśmy się obawiać któregokolwiek z tych rywali? Uwierzcie na słowo – w tym momencie to nasi przeciwnicy zadają sobie takie pytanie w kontekście Polski. I jesteśmy przekonani, że ich odpowiedź jest twierdząca.
Polska – Serbia 3:1 (26:24, 25:19, 21:25, 25:15)
Fot. Newspix
O jakie to wspaniałe było!