Drużynowe Mistrzostwa Europy to w swojej formule całkiem fajna impreza. Osiem reprezentacji – zwykle, w tym roku jest siedem, bo z powodu zakażeń koronawirusem wycofała się Ukraina – których wytypowani reprezentanci rywalizują między sobą w poszczególnych konkurencjach lekkoatletycznych. Jest to więc niezła okazja do sprawdzenia się w bezpośredniej rywalizacji. W tym roku w dodatku, co dla nas najważniejsze, DME organizowane są na Stadionie Śląskim. To już zresztą drugi raz z rzędu gdy Superliga – bo tak nazywa się najwyższa “klasa rozgrywkowa” mistrzostw – odbywa się w Polsce. To właśnie nasza kadra broni tytułu wywalczonego w Bydgoszczy. W tym roku wiadomo jednak, że będzie o niego trudno. Po pierwszym dniu są jednak powody do optymizmu – zajmujemy drugie miejsce, a do pierwszego tracimy ledwie pół punktu.
Marcin Lewandowski, Piotr Lisek, Angelika Cichocka, Joanna Jóźwik, Maria Andrejczyk. To główni nieobecni w naszej reprezentacji. Wypadli z różnych względów. Zwykle decydowały problemy zdrowotne lub po prostu chęć zapewnienia sobie odpoczynku przed kolejnymi startami. Bo przecież nikt w tym sezonie nie ukrywa, że najważniejsze są igrzyska. W DME takie braki to jednak problem całej kadry. Każda konkurencja działa bowiem tak, że punktuje się odwrotnie do zajmowanego miejsca. Za pierwsze jest siedem oczek, za drugie sześć i tak aż do siódmej lokaty, za którą dana kadra dostaje jeden punkt. Jeśli dwie osoby zajmą tę samą lokatę, dzieli się jeden punkt na pół, np. za zwycięstwo byłoby to wtedy 6.5 punktu.
Dlatego ważne jest nie tylko to, by mieć w kadrze gwiazdy, ale po prostu by dysponować reprezentacją wyrównaną, w której nawet te w teorii słabsze postaci potrafią zdobyć jakieś trzy, może cztery punkty. One bowiem na końcu mogą bowiem okazać się bardzo istotne. U nas – przez wspomniane braki – cała “piramida” szans punktowych nieco się skruszyła, ale i rywale miewali swoje problemy. Pierwszy dzień pokazał, że Polska jest w stanie utrzymać się na wysokich lokatach. Co więc działo się na Stadionie Śląskim?
Pięć wygranych
Niespodzianka dnia? Pia Skrzyszowska. Że ta dziewczyna ma gaz w nogach i ogromny talent – wiemy od dawna. Ale jej zwycięstwa w biegu na płaskie sto metrów nie oczekiwaliśmy, choćby dlatego, że przed startem… miała najgorszy czas ze wszystkich zgłoszonych zawodniczek. Tymczasem z bloków wyszła znakomicie, utrzymała prowadzenie do samego końca i o 12 setnych poprawiła życiówkę. Jej nowy rekord to 11.25 i jesteśmy przekonani, że to nie jest jej ostatnie słowo. Bo przecież Pia to rocznik 2001, ma dopiero 20 lat i wielką karierę przed sobą. Dodajmy, że tylko dwie Polki w XXI wieku biegały szybciej na sto metrów – Ewa Swoboda (11.07) i Daria Korczyńska (11.22 w 2008 roku). O ile do Swobody jeszcze trochę, o tyle tę drugą Pia pewnie za niedługo pobije.
– Cieszę się, że dołożyłam dużo punktów dla drużyny. Nie byłam faworytką, o zwycięstwo było trudno. Nie spodziewałam się, że stać mnie na tak szybki bieg. Jutro startuję na płotkach [to ta “właściwa” konkurencja Pii – przyp. red.]. Do minimum na igrzyska brakuje mi osiem setnych sekundy. Może zrobię to jutro – mówiła po swoim starcie. Świetnie zaprezentowała się również inna z nadziei naszych biegów, choć starsza o trzy lata od Pii – Natalia Kaczmarek wygrała rywalizację na 400 metrów i to z ogromną przewagą, z której… nawet nie zdawała sobie sprawy.
– Czuję, że jestem w znakomitej formie, dobrze mi się biega. Na starcie czuję się pewnie, nie mam się czego bać. Na finiszu myślałam, że dziewczyny są bliżej mnie. Nie wiedziałam, że wygrałam z taką przewagą. Czas? Nie wiem, czy to już norma, ale cieszę się, że udało się ustabilizować blisko 51 sekund [dziś osiągnęła 51.36 – przyp. red.]. Zobaczymy, jak wypadnę jutro w sztafecie – mówiła. Trzecią z dzisiejszych triumfatorek w naszej reprezentacji była za to Alicja Konieczek, którą polscy fani mogą znać mniej, bo na co dzień trenuje w Stanach Zjednoczonych. Ona na 3000 metrów z przeszkodami pobiegła w czasie 9:35.63, co było jej drugim wynikiem w karierze (Kaczmarek też zresztą zanotowała drugi rezultat w historii swoich startów). Przede wszystkim jednak – znakomicie rozegrała bieg od strony taktycznej.
PKN ORLEN JEST SPONSOREM GENERALNYM POLSKIEGO ZWIĄZKU LEKKIEJ ATLETYKI
– Plan był taki, że cztery okrążenia miałam przebiec spokojnie, a potem trzymać się rywalek. I tak to mniej więcej wyglądało. Wiedziałam, że jak zaatakuję na ostatnim rowie z wodą, to wygram. Na ostatnich 150 metrach dałam z siebie wszystko. Obawiałam się Niemki i Francuzki, bo są bardzo dobre, wiedziałam, że pobiegną szybko i nie będą się bawić. To był fajny bieg. Nawet nie wiem, jaki czas miałam. Nie mogłam tego jednak przegrać, bo był dodatkowy doping, widziałam flagi. Minimum na igrzyska? Plan jest taki, by wejść z rankingu, sytuacja jest dobra. Zobaczymy, jak to wygląda po tym biegu. Może nie będę musiała ryzykować zbyt wielu startów, żeby osiągnąć minimum – opowiadała na antenie TVP Sport.
Poza dziewczynami wygrali też nasi dwaj faworyci. Michał Haratyk spokojnie rozprawił się z rywalami w pchnięciu kulą. Wynik może nie był wybitny (21.34), ale na europejską stawkę bez problemu wystarczył. Poza tym nasz kulomiot mówił, że o ile z jego łokciem wszystko w porządku, o tyle wczoraj zmagał się z zatruciem i nie był w pełni sił. Do tego nie pomagała mu pogoda – w Chorzowie było po prostu chłodno. Wygrał też Norbert Kobielski. Polak nie byłby faworytem, ale przed startem wycofał się Gianmarco Tamberi, na ten moment prawdopodobnie najlepszy w Europie skoczek wzwyż. W tej sytuacji 2.24 Kobielskiego wystarczyło do zdobycia siedmiu punktów dla Polski. Norbert nie był jednak całkiem zadowolony ze swojego skakania, bo dwa razy bliski był wyrównania rekordu życiowego (2.28), a jak mówił po konkursie – wciąż poluje na minimum na igrzyska, które jest bardzo wysokie (2.33).
Cóż, życzymy mu, żeby się udało.
Wyrównana sytuacja
Punkty od siebie dołożyli, oczywiście, i inni nasi reprezentanci. Malwina Kopron była druga w rzucie młotem, tak samo Marcin Krukowski w rzucie oszczepem i sztafeta 4×100 metrów kobiet, która wykorzystała – zresztą bardzo dla nas korzystną – pomyłkę Niemek na ostatnim przekazaniu pałeczki, przez którą w ogóle nie dobiegły one do mety. Angelika Sarna na 800 metrów, Michał Rozmys na 1500 i Adrianna Szóstak w trójskoku zajmowali za to miejsca trzecie. Docenić wypada zwłaszcza tę ostatnią – gdyby skakała słabiej od swojej dotychczasowej życiówki, skończyłaby dziś rywalizację (bardzo zresztą wyrównaną) na miejscu siódmym. Pobiła jednak rekord o ponad 20 centymetrów i zmieściła się w czołowej trójce.
Rozczarowania? Małe pewnie można przypisać Patrykowi Dobkowi, który na 400 metrów przez płotki był dopiero szósty. W tym sezonie był to jego pierwszy start na płotkach, ale on sam przyznawał, że ten bieg… był nawet do wygrania. Mówił, że na ósmym płotku dostał mocny podmuch zimnego wiatru, przez który popełnił błąd. I potem już nie był w stanie nadrobić straconych sekund. Poza tym wszyscy raczej startowali na miarę swoich możliwości. Zresztą nasz wynik – 94.5 punktu – świadczy o tym najlepiej.
Przed nami w klasyfikacji generalnej na ten moment znajduje się tylko Wielka Brytania, która ma o ledwie pół punktu więcej. Inna sprawa, że reprezentacja Niemiec ma tylko punkt straty do Polaków. O zwycięstwo będzie nam zapewne piekielnie trudno. O ile bowiem jutro kilka konkurencji, które są naszą specjalnością – rzut młotem mężczyzn, 110 metrów przez płotki kobiet i mężczyzn (Damian Czykier i Pia Skrzyszowska powinni zapewnić nam trochę punktów), 800 metrów mężczyzn, 3000 metrów z przeszkodami mężczyzn, skok wzwyż kobiet czy sztafeta 4×400 metrów kobiet – to trafi się też sporo takich, w których raczej musimy się pogodzić z tym, że zdobędziemy mało punktów. Brytyjczycy i Niemcy po prostu mają bardziej wyrównane reprezentacje, co powinno im dać przewagę potrzebną do odniesienia zwycięstwa.
Warto jednak podkreślić, że dzisiejszy dzień w wykonaniu Polski nas zaskoczył. Pozytywnie, spodziewaliśmy się raczej, że punktów będzie nieco mniej, a miejsce gorsze. Może więc jutro nasi reprezentanci pójdą za ciosem i powalczą nie tylko o podium – co przed startem DME wydawało się ich celem – ale i o zwycięstwo w całej imprezie. Początek niedzielnej rywalizacji już o 13:00. Potrwa nieco ponad trzy godziny. Obyśmy na jej koniec mogli napisać, że potwierdziło się, że Polska w skali europejskiej jest lekkoatletyczną potęgą.
Fot. Newspix