Pogačar wygrał Tour de France. Teraz kolarzy czekają igrzyska

Pogačar wygrał Tour de France. Teraz kolarzy czekają igrzyska

Niedzielna rywalizacja w Tour de France miała być dniem triumfu dla Tadeja Pogačara oraz – potencjalnie – Marka Cavendisha. Ale o ile Słoweniec dopełnił formalności, dotarł do mety i po raz drugi triumfował w prestiżowym wyścigu, tak 36-letniemu Brytyjczykowi nie udało się pobić rekordu Eddy’ego Merckxa w liczbie wygranych etapów. W każdym razie – już wkrótce kolarze zapomną o sukcesach i niepowodzeniach na francuskich trasach. Bo czeka ich walka o medale podczas igrzysk w Tokio.

Ostatni dzień ścigania w TdF tradycyjnie stanowił etap pokoju, zwieńczenie całej, wielodniowej rywalizacji. Roszady w klasyfikacji generalnej? One już miały miejsce. Choćby podczas wczorajszej czasówki. Zresztą ani w sobotę, ani w niedzielę nie miało prawa zmienić się jedno – to, że cały wyścig wygra Tadej Pogačar. Słoweniec był w ciągu ostatnich tygodni nie do zatrzymania.

Wrażenie robiło choćby to, jak 22-latek reagował na różne warunki pogodowe. Nieważne, czy rywalizował w pełnym słońcu albo deszczu – ten gość po prostu robił swoje. Liderem generalki został po ósmym etapie i już nim pozostał. Łącznie triumfował w trzech etapach, w tym w dwóch z rzędu – w ostatnią środę oraz czwartek. Wtedy powoli stawało się jasne, że po raz drugi z rzędu wygra jeden z trzech Wielkich Tourów. Bo przypomnijmy – najlepszy we Francji był również w 2020 roku. Wtedy jednak sporo się namęczył, zwycięstwo zapewniła mu kapitalna czasówka w przedostatnim dniu rywalizacji. W tym roku natomiast zdominował rywali, choć pomogło to, że kilku asów się wycofało z rywalizacji. Choćby Primoz Roglic, który upadł w jednym z początkowych etapów i po przejechaniu kilku następnych uznał, że musi odpuścić.

Ile ostatecznie wyniosła przewaga Słoweńca nad drugim w Tour de France Jonasem Vingegaardem? 5 minut i 20 sekund. Co by tu nie mówić – dzisiaj mógł spokojnie wziąć udział w “przejażdżce” na Polach Elizejskich i cieszyć się z triumfu.

Tokio za pasem

Oczywiście – wyścig miał też innych bohaterów. Przede wszystkim Marka Cavendisha. Brytyjski kolarz, uznawany za jednego z najlepszych, o ile nie najlepszego sprintera w historii, jeszcze jakiś czas temu był w kryzysie, a teraz znowu zrobiło się o nim głośno. Dokonał czegoś niesamowitego – odniósł swoje 34. zwycięstwo etapowe w Tour de France, dzięki czemu zrównał się z legendarnym Merckxem. A dzisiaj miał apetyt na historyczny 35. triumf. To mu się jednak nie udało.

Bo przed pobiciem rekordu powstrzymał go Wout Van Aert, który, co ciekawe, najlepszy był również w sobotę. Belg zresztą nie tylko utarł nosa doświadczonemu Brytyjczykowi, ale potwierdził wysoką formę i to, że najlepsze może być jeszcze przed nim. W końcu w czasie igrzysk olimpijskich powinien być jednym z faworytów do zdobycia złotych medali zarówno w czasówce, jak i w wyścigu ze startu wspólnego.

No właśnie, igrzyska. To na nich skupią się wkrótce oczy kolarskiego świata. Niektórzy zawodnicy zresztą wylecieli już do Japonii, jak Maciej Bodnar, który będzie wspomagał naszych liderów, Michała Kwiatkowskiego oraz Rafała Majkę, którzy ukończyli dzisiaj Tour de France. Oczywiście drugi z nich miał pecha, po wypadku w 13. etapie trafił do szpitala. Ale i należałoby uznać go za jednego z ojców sukcesów Pogačara. Bo na przestrzeni trzech tygodni Polak świetnie wspierał swojego młodszego kolegę z zespołu UAE Team Emirates.

My jednak liczymy, że Polacy w Tokio będą pełnić nie drugoplanowe, a pierwszoplanowe role. O medale nie będzie oczywiście łatwo, ale – przy dobrych wiatrach – są one w zasięgu naszych kolarzy.

Fot. Newspix.pl


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez