Jakub Majerski przeszedł dziś samego siebie. W eliminacjach na dystansie 100 metrów delfinem uzyskał trzeci najlepszy czas. Szybsi byli tylko Caeleb Dressel, który wyrównał rekord olimpijski, oraz Kristof Milak, mistrz Europy. “Porażka” z gigantami nie boli, ale zaboleć mógł go błąd, którego dopuścił się w rywalizacji sztafet mieszanych. Polak popełnił falstart, co doprowadziło do dyskwalifikacji naszego zespołu (już po wyścigu). Inna sprawa, że awansu do finału i tak nie udałoby się nam uzyskać.
Żeby oddać honor Majerskiemu – w dużej mierze dzięki niemu polska sztafeta zajęła piąte miejsce w swoim wyścigu i w ogóle była w stanie pobić rekord Polski (który, raz jeszcze – został anulowany). No ale niestety – jego o 0,2 sekundy za szybka reakcja nie mogła przejść bez uwagi sędziów. Tym samym sztafeta, w skład której wchodzili też Paulina Peda, Kornelia Fierdkiewicz oraz Jan Kozakiewicz, odpadła z rywalizacji.
Tuż przed wyścigiem w eliminacjach mieszanej sztafety 4×100 zmiennym nasz pływak wskoczył do basenu, aby ścigać się na 100 metrów delfinem. I zaprezentował się kapitalnie. W mocno obsadzonej serii zajął drugie miejsce. Przegrał tylko z Caelebem Dresselem, od którego zresztą był szybszy na półmetku. Potem Amerykanin “odpłynął”, wykręcił najlepszy czas w historii igrzysk, ale Polak wyprzedził innego asa, Andrieja Minakowa (o trzy setne). Niedługo potem stało się jasne, że w pozostałych startach eliminacyjnych lepszy do niego był jeszcze tylko Milak.
Oczywiście – aby awansować do finału, będzie trzeba po raz kolejny zaprezentować się świetnie. Nie wróżmy zatem żadnych medali. Fakty są jednak takie, że czas, który osiągnął Majerski (50.97 – nowy rekord Polski), może pozwolić mu na równą rywalizację z każdym zawodnikiem, poza wspomnianymi Amerykaninem oraz Węgrem. Szczególnie że na dystansie 100 metrów delfinem nie wystartował James Guy, który postanowił skupić się wyłącznie na sztafecie 4×100.
Stary, dobry Kawa
Majerski o finał będzie dopiero walczyć, natomiast do najlepszej ósemki igrzysk awansował Radosław Kawęcki. Wielokrotny mistrz świata na krótkim basenie zaliczył niezły występ. Zanotował 7. czas półfinałów. Warto jednak podkreślić, że zdecydowanie szybciej od niego popłynęli tylko Luke Greenbank, Jewgienij Ryłow oraz Ryan Murphy. Ta trójka będzie faworytami do medalu i nie ma co się oszukiwać – Polak raczej nie jest w stanie im zagrozić. Oczywiście – gdyby zakręcił się wokół swojej życiówki (bo tę ma znakomitą), wygrałby zapewne złoty medal. Ale wiemy, że jest daleki od formy z 2013 roku.
Inna sprawa, że Kawęcki nadal wykonał kawał dobrej roboty. Mówimy o niezwykle doświadczonym zawodniku, dla którego są to już trzecie igrzyska. Podczas niedawnych mistrzostw Europy nie był nawet bliski medalu, ale teraz zbudował na tyle wysoką formę, aby w Tokio pływać nieco szybciej. To się ceni.
Jak już jesteśmy przy weteranach – z imprezą olimpijską pożegnał się Paweł Korzeniowski. Polak startował w szóstym wyścigu eliminacyjnym (Majerski za to w ósmym) i nie zanotował wyniku, który mógł przybliżyć go do awansu do półfinałów. Czas 52 sekund jest gorszy od tego, który zapewnił mu awans na IO. Co ciekawe – i tak popłynął zdecydowanie szybciej… od obrońcy tytułu. Joseph Schooling pojawił się w Tokio w katastrofalnej, jak na mistrza olimpijskiego, dyspozycji i zajął ostatnie miejsce w swoim wyścigu eliminacyjnym.
Czwartkowego popołudnia spoglądaliśmy też na wyczyny Laury Bernat. Nasza zaledwie piętnastoletnia pływaczka pojawiła się w rywalizacji na 200 metrów grzbietem. I pokazała się z naprawdę przyzwoitej strony. Zajęła 13. miejsce w eliminacjach i awansowała do półfinałów. Warto dodać, że wciąż ma rezerwy, bo zabrakło jej kilkudziesięciu setnych do życiówki. Zatem kto wie, może, przy dobrych wiatrach, uda się jej jutro powalczyć o finał. Krzysztof Chmielewski pokazał już, że nie ma co się bać starcia z bardziej doświadczonymi zawodnikami.
Fot. Newspix.pl