Pierwszy poprawił rekord świata i zdobył olimpijskie złoto, drugi przebił najlepszy wynik Michaela Phelpsa i sięgnął po srebro. O kim mowa? Oczywiście wielkich rywalach na 100 metrów delfinem – Caelebie Dresselu oraz Kristofie Milaku. Amerykanin i Węgier skradli show w finale na tym dystansie, a obok nich pływał Jakub Majerski. Polak walczył o brązowy medal, ale ostatecznie musiał uznać wyższość jeszcze dwóch rywali. Tym samym stało się jasne – jeśli do puli polskiej reprezentacji trafi medal w pływaniu, to będzie on autorstwa Katarzyny Wilk-Wasick. Nasza sprinterka dziś zajęła piąte miejsce w półfinałach.
Nikt się nie oszukiwał. Jakub Majerski nie miał co liczyć na złoto albo srebro wyścigu na 100 metrów stylem motylkowym. Razem z piątką pozostałych pływaków był skazany na walkę o brązowy medal. Kwestia zwycięstwa miała natomiast rozstrzygnąć się między Dresselem a Milakiem.
Caeleb wystartował fenomenalnie. To żadna tajemnica, że 25-latek rozpoczyna wyścigi najlepiej na świecie, ale tym razem przebił samego siebie. Zanim się obejrzeliśmy, miał ogromną przewagę nad resztą stawki. Dobił do ściany basenu jako pierwszy, zrobił nawrót i mogliśmy zastanawiać się – czy długie ramiona Milaka pozwolą mu odrobić stratę? Nie wyglądało to na prawdopodobne rozstrzygnięcie, ale Węgier faktycznie wrzucił wyższe obroty. Tymczasem Majerski również przyspieszył i włączył się do walki o brązowy krążek.
Niestety – nie udało mu się go zdobyć. Zabrakło dość niewiele, może nawet zaskakująco niewiele. Brąz trafił jednak do Noe Pontiego, Majerski był piąty. Wyniki tej dwójki interesowały jednak wyłącznie Polskę oraz Szwajcarię, bo reszta świata skupiła się na rywalizacji Dressela oraz Milaka. No i właśnie – Amerykanin utrzymał fantastyczne tempo z pierwszej długości basenu. Węgier natomiast zrobił wszystko, co mógł, ale to nie wystarczyło. Wykręcił czas… 49.68. Popłynął szybciej, niż kiedykolwiek pływał Michael Phelps. Ale na Dressela to nie wystarczyło.
Ten pobił – zresztą swój – rekord świata. Zanotował 49.45. Nie ma co – byliśmy świadkami wyścigu, który przejdzie do historii igrzysk olimpijskich oraz pływania. Dwóch herosów w szczycie formy, mierzących się na największej z możliwych scen. To się po prostu oglądało. Szczególnie że emocje wywołał u nas również pościg Majerskiego. Nie powiemy co prawda, że Polak był o włos od wielkiego sukcesu. Tak, po raz kolejny pobił rekord Polski, płynąc 50.92. Ponti zanotował jednak kapitalne 50.74.
Dwudziestolatek i tak może być jednak z siebie zadowolony. Wskoczył do basenu z rekinami i nie dał się pożreć, a wręcz przeciwnie – wytrącił im kilka zębów.
Cel wykonany
Majerski walczył w finale, a Katarzyna Wilk-Wasick walczyła o finał. Polka zrobiła to, co miała zrobić. Po pierwsze, faktycznie awansowała do wyścigu o medale. Po drugie, poprawiła się w stosunku do eliminacji. Chcielibyśmy też powiedzieć: najlepsze zostawiła na koniec, ale to się oczywiście jeszcze okaże. W każdym razie – Polka nie odpaliła jeszcze petardy. Ale też nie pokazała, że nie będzie w stanie tego zrobić.
W swoim wyścigu eliminacyjnym przegrała z Emmą McKeon, która po raz drugi z rzędu pobiła rekord olimpijski (tym razem wynikiem 24.00), a także – nieco niespodziewanie – z Abbey Weitzeil (24.19). Czwarta była natomiast Cate Campbell, która równie dobrze może wygrać wyścig finałowy. Taki to jest wyrównany poziom. Jaki czas uzyskała Polka? 21.26. To jej drugi najlepszy wynik w karierze.
W drugim półfinale szybciej od Kasi pływały też Pernille Blume oraz Sarah Sjostrom. Te zanotowały kolejno 24.08 oraz 24.13. Są mocne. Podobnie jak McKeon. Wydaje się jednak, że nie są kompletnie poza zasięgiem polskiej zawodniczki. Tak byłoby, gdyby pływały poniżej 24 sekund, flirtowały z rekordem świata (23.67). A obecnie wszystko jest możliwe, w medal dla Polski da się uwierzyć. Choć dwa wyścigi w Tokio pokazały, że Wilk-Wasick faworytką numer jeden nie jest. Ale przecież w roli “underdoga” lepiej się atakuje.
Warto wiedzieć
W kontekście porannej sesji pływania w Tokio wypada wspomnieć jeszcze o dwóch rzeczach.
Paweł Juraszek zajął dziesiąte miejsce w półfinałach na 50 metrów kraulem. Polak popłynął lepiej niż w eliminacjach, kiedy był ex-aequo piętnasty. Niestety jednak nie otrzyma okazji do pokazania się w najważniejszym wyścigu, choć raczej nikt po nim tego nie oczekiwał, a już półfinał był uznawany za dobry wynik.
Sensacyjnie skończył się za to finał sztafety mieszanej 4×100 stylem zmiennym. Dopiero po raz drugi w historii (i oba te przypadki miały miejsce na tych igrzyskach) amerykańska sztafeta nie sięgnęła po medal w olimpijskim finale. Tym razem zespół USA zajął dopiero piąte miejsce. W walce o zwycięstwo nie zdołał pomóc mu nawet Caeleb Dressel, który płynął na ostatniej zmianie. Wygrał faworyt, czyli Wielka Brytania.
Fot. Newspix.pl