W lutym 2017 roku powiedział “stop”. Oficjalnie zakończył karierę pływacką. Na baseny wrócił niecałe trzy lata później, nieco przypadkowo, nieco w ramach przygody. Uznał, że skoro do igrzysk zostało tak mało czasu, to może spróbuje się na nie zakwalifikować? Łatwo jednak nie było, bo droga do zdobycia olimpijskiej przepustki wydłużyła się przez pandemię i przełożenie imprezy w Tokio. A w międzyczasie jego licznik przestał pokazywać 35 lat, a zaczął 36. W niczym mu to jednak nie przeszkodziło. Paweł Korzeniowski pokaże się dzisiaj na olimpijskich basenach po raz piąty.
Początki powrotu “Korzenia” do pływania pamiętamy doskonale, bo rozmawialiśmy z nim dokładnie w ten sam dzień, w którym go ogłosił. Nie dało się w nim wówczas wyczuć szalonej determinacji, aby na kolejne igrzyska pojechać. Bardziej pewne poczucie, że to możliwe, że jest szansa. Inna sprawa, że Korzeń to taka osoba, która jak się za coś weźmie, nie potrafi tego nie robić na sto procent.
Więc pływał, trenował. I osiągnął swój cel, a może go nawet przebił. Bo zakwalifikował się na wymarzoną olimpijską imprezę nie jako członek sztafety (jak pierwotnie planował), tylko zawodnik uprawniony do startu indywidualnego. W każdym razie – cofnijmy się do grudnia 2019 roku:
– Przez trzy lata od momentu zakończenia kariery śledziłem polskie pływanie. Widziałem, że poziom cały czas jest taki sam. Na mistrzostwach Polski zawodnicy wykręcają czasy po około 49.5 sekund [na 100 metrów kraulem przyp-red.]. Myślę, że to jest wynik nadal w moim zasięgu. Co mam do stracenia? – mówił nam wówczas mistrz świata z 2005 roku.
Korzeniowskiego do ponownego wskoczenia do basenu w dużej mierze namówił Marcin Cieślak, który również zanotował “comeback”, i to naprawdę udany, choć w jego przypadku mówimy bardziej o sukcesach na krótkim basenie. Z tej dwójki tylko zawodnik urodzony w 1985 roku załapał się jednak na imprezę w Tokio.
Reprezentant odchodzącego pokolenia
Polak, jeśli chodzi o nasz kraj, faktycznie jest rodzynkiem, ale do stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni przylecieli mu podobni. Laszlo Cseh, Katinka Hosszu, Federica Pellegrini również startują na swoich piątych igrzyskach. Cała trójka zakwalifikowała się nawet do finałów na ulubionych dystansach (Węgierka miała nadzieję na medal, ale nie udało jej się go zdobyć). Ich kolega z Polski tej sztuki raczej nie powtórzy, ale co z tego. Korzeń już i tak wygrał, i tak zrobił to, co zamierzał. Nie ma co się oszukiwać, trudno, żeby nawiązał walkę z najlepszymi pływakami na świecie.
Jeśli chodzi o 100 metrów delfinem, dystans, na którym wystartuje, w tym roku aż 74-krotnie padał w nim wynik lepszy od tego, który dał mu kwalifikację do Tokio (51.72). Szybsi byli giganci jak Caeleb Dressel czy Kristof Milak, ale również Polak, Jakub Majerski. Młodszy kolega Korzeniowskiego faktycznie ma bardzo realistyczną szansę na awans do finału. Aby po niego sięgnąć, potrzebne będzie prawdopodobnie pływanie w okolicach 51 sekund. Majerskiego na nie stać, jego życiówka, a także rekord Polski, to w końcu 51.11.
Najlepszy wynik w karierze Korzeniowskiego wynosi natomiast 51.46. Jak wspominał w rozmowie z nami, w czerwcu tego roku, w Tokio ma nadzieję go przebić. – Poprawić życiówkę w wieku 36 lat – to byłaby jeszcze większa sprawa niż kwalifikacja. Na pewno postaram się zbliżyć do tych swoich najlepszych czasów – mówił. Dodawał wówczas również, że do igrzysk zostało sporo czasu i na pewno będzie starał się podszlifować formę, aby ta była jeszcze wyższa niż w Budapeszcie podczas mistrzostw Europy. A no właśnie, o nie też warto zahaczyć.

Paweł Korzeniowski na pierwszym planie w roli chorążego
Nie można powiedzieć, że Korzeniowski na tle europejskiej stawki się wybijał. Na dobrą sprawę – odpadł podczas ME na fazie półfinałów. Ale owszem, popłynął w nich na tyle szybko, że minimum olimpijskie na 100 metrów stylem motylkowym zrobił. Z drugiej strony – brak awansu do najlepszej ósemki Starego Kontynentu pokazuje trochę pozycję Polaka na mapie światowego pływania. Nie jest już wymiataczem. Ale za to weteranem, ostatnim głosem odchodzącego z basenów pokolenia. Kimś idealnym do roli… chorążego.
Najlepsza możliwa przygoda
“Jako chorąży nie mogę się doczekać! Ogromny zaszczyt i duma!” – napisał 22 lipca na Instagramie, tuż przed ceremonią otwarcia igrzysk. Kilka dni wcześniej dowiedział się, że – wraz z Mają Włoszczowską – będzie niósł flagę Polski. Ona z imprezą w Tokio się już pożegnała. Zakończyła swój wyścig na 20. miejscu, w samym środku stawki. Być może podobny wynik osiągnie Korzeniowski. I nie będzie w tym nic złego. Szczególnie że dla Polaka pływanie już dawno przestało być najważniejszą rzeczą w życiu.
Jest ojcem dwójki dzieci. Możemy zdradzić, że kiedy pięciokrotny olimpijczyk udzielał wywiadu przez telefon autorowi tego tekstu w marcu 2020 roku, siedział akurat na placu zabaw ze swoimi synami. Nie było w tym nic dziwnego. Jak sam wielokrotnie przyznawał, od lat wolne chwile oddaje rodzinie. Kiedy wraca z treningu i potrzebuje odpoczynku, odpoczywa ze swoimi pociechami. Albo marzy o tym, żeby te dały mu odpocząć. Ewentualnie drzemie z synem na brzuchu.
Nikt mu nie podarował awansu na igrzyska na złotej tacy. Nie był nawet członkiem reprezentacji, nie współpracował z PZP. To nie miałoby sensu, bo nie mógłby się udawać na zgrupowania kadry, rożne wyjazdy, skoro ma rodzinę. Z tego też powodu musiał szukać sobie basenu i na nim trenować, czasami otoczony pluskającymi się “śmiertelnikami”, którzy nie pływają 20-30 kilometrów tygodniowo (gdy był młodszy i nie miał dodatkowych obowiązków na głowie, “mielił” ich znacznie więcej). Na dodatek – sam rozpisywał sobie treningi, robił równocześnie za trenera i zawodnika.
Co stanie się z Pawłem Korzeniowskim po igrzyskach w Tokio? Być może będzie dalej trenował i spróbuje awansować też na igrzyska w Paryżu. W jednej z rozmów z nami – wcale tego nie wykluczył. Na pewno wciąż nie będzie “pełnoetapowym” pływakiem, bo to już nie te czasy, nie ten wiek, nie ta sama sytuacja w życiu prywatnym. Ale kto wie, może na basenach zaskoczy nas jeszcze nieraz?
Nie ma co jednak się teraz na tym skupiać. Dzisiaj, w okolicach godziny 12:56, Paweł Korzeniowski wystartuje w wyścigu eliminacyjnym na 100 metrów delfinem. Na swoich piątych igrzyskach, tym razem w Tokio. Oglądajmy, dopingujmy, trzymajmy kciuki. I pamiętajmy, jaką kapitalną robotę wykonał w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy.
KACPER MARCINIAK
Fot. Newspix.pl