Patrycja Wyciszkiewicz: Wreszcie czuję, że ta noga biegnie!

Patrycja Wyciszkiewicz: Wreszcie czuję, że ta noga biegnie!

Z Patrycją Wyciszkiewicz z grupy sportowej ORLEN, mistrzynią Europy z Berlina, a ostatnio zwyciężczynią IAAF World Relays w sztafecie 4×400 metrów rozmawia Sebastian Kierzek.

 

SEBASTIAN KIERZEK: Popularność jest męcząca?

PATRYCJA WYCISZKIEWICZ: Ja jej aż tak bardzo nie doświadczam. Wydaje mi się, że wciąż jestem dosyć anonimowa. Owszem, po mistrzostwach Europy w Berlinie był chwilowy boom na lekką atletykę i wtedy zdarzyło się kilka sympatycznych sytuacji.

Jakich?

Świeżo po Berlinie jechałam pociągiem i nie miałam wykupionej miejscówki. Kiedy chciałam ustąpić osobie, która przyszła na swoje miejsce, usłyszałam: „Proszę siedzieć, pani już tyle zrobiła dla Polski”. Zaskoczyło mnie to niesamowicie, bo co ja niby takiego zrobiłam? Więc zdarzają się takie sytuacje, ale raczej sporadycznie. Zdecydowanie mogę normalnie funkcjonować, a jeżeli już mnie ktoś rozpoznaje to w środowisku lekkoatletycznym. Czasami, kiedy trenuję na stadionie, ludzie oznaczają mnie później w mediach społecznościowych w stylu: „Dzisiaj miałem okazję biegać z Patrycją Wyciszkiewicz”.

Internet bywa też dla sportowców okrutny.

Ja już od dawna nie czytam komentarzy na swój temat. Hejterzy to zazwyczaj ludzie sfrustrowani i zawistni, którzy sami niewiele osiągnęli. Bywają też różne niesmaczne propozycje, głównie od mężczyzn, które dostajemy, ale momentalnie je kasuję. Najwięcej jednak jest pozytywnych wiadomości. Ludzie gratulują, życzą powodzenia, proszą o autograf czy zdjęcie. Takie przejawy sympatii są bardzo budujące dla sportowców.

Po świetnych mistrzostwach w Berlinie, na których zdobyłyście złoty medal w sztafecie, ty zdecydowałaś się na dość odważny krok w swojej karierze. Co wpłynęło na przejście do grupy trenera Tomasza Lewandowskiego?

To długo we mnie dojrzewało, wiele o tym myślałam. Po Berlinie usiadłam i stwierdziłam, że to jest ostatni moment, bo zostały dwa lata do igrzysk. Więc jeżeli mam coś zmienić to właśnie teraz, bo później już nie będzie na to czasu. Nie ma co się oszukiwać, dziewczyny biegały coraz szybciej, a ja stałam w miejscu.

Patrząc z perspektywy ostatnich kilku miesięcy, jak układa się ta współpraca?

Potrzebowaliśmy czasu by wzajemnie poznać się i nauczyć. Wcześniej z trenerem Lewandowskim rozmawialiśmy na luźne tematy w czasie zgrupowań czy zawodów, ale szczegółowo o treningu już nie. Współpraca układa się wzorowo, nie miałam takiego momentu, w którym potrzebowałam trenera, a jego nie było. Jeżeli miałam jakieś pytanie, często nawet nie musiałam go zadawać, bo on sam mi dawał na nie odpowiedź. Chyba się wyczuliśmy i jest tak jak być powinno.

To chyba nieco inny układ niż z poprzednim trenerem Edwardem Motylem, który znał cię niemalże od dziecka?

Co innego jest jak się dostaje zawodnika 16-letniego i trzeba go wychować, a co innego jak się dostaje dorosłą osobę, która już wie na czym polega życie, co chce w tym życiu robić i do czego zmierza. Ta relacja jest zupełnie inna. Ona jest czysto zawodowa i ja teraz jestem w innym miejscu niż byłam jeszcze kilka lat temu. Oczywiście ja z trenerem Motylem nadal bardzo dobrze żyję, umawiamy się co jakiś czas na kawę czy ciasto i rozmawiamy. Wiem też, że zawsze mogę liczyć na jego wsparcie.

Trener Lewandowski słynie z prowadzenia grupy średniodystansowców. Dla niego to też w pewnym sensie nowa sytuacja.

Kiedy wyszłam z inicjatywą naszej współpracy, trener powiedział, że mobilizuje go to do przeczytania kilku nowych książek. Musiał zgłębić jak trenują najlepsze nacje, biegające na 400 metrów i na co kładą nacisk. Porównywał jak to wszystko wygląda w Polsce z innymi krajami i wyciągał to co jest najlepsze.

Dużo się zmieniło w twoim treningu?

Wszystko. Ktoś mnie ostatnio pytał o ile procent zmienił się trening i odpowiedziałam, że o sto i to jest prawda. Owszem, bazujemy na tych samych odcinkach, ale biegamy je inaczej. Wolniej, szybciej, raz robimy krótsze, a raz dłuższe przerwy, biegamy przed siłownią, albo i po siłowni. To jest tak, że ja idę na trening i nie wiem co mnie czeka. Nie mam bladego pojęcia od czego to zależy, to jest chyba właśnie ten nos trenerski, który ma trener Lewandowski. Monitoruje zawodnika i widzi czego mu w danym momencie brakuje.

Możesz powiedzieć, że trenujesz mocniej? Czy jest to twierdzenie nieuzasadnione?

Wydaje mi się, że paradoksalnie teraz trenuję lżej niż kiedyś. Ja się przynajmniej lepiej czuję po treningach. Nie ma tak, że kończy się tydzień i mam ochotę wejść do łóżka i całą niedzielę przeleżeć. Mam wrażenie, że jest to wszystko bardziej zbalansowane. Natomiast absolutnie nie mogę powiedzieć, że kiedyś byłam zmęczona i to była wina trenera. Wręcz przeciwnie, to była moja wina, bo ja sobie sama śrubkę dokręcałam, całkowicie bez sensu.

Teraz jest inaczej?

Teraz powiedziałam sobie, że w pełni zawierzam się trenerowi. On się na tym zna i jeśli każe mi biegać jakieś odcinki wolno, będę tak biegała. Te treningi są inne. Są bardzo ciężkie, ale dzięki temu zbalansowaniu organizm jest w stanie się zregenerować.

Zimą byliście na trzech zgrupowaniach: w Nowej Zelandii, Kenii i Stanach Zjednoczonych. Na co kładliście nacisk na każdym z nich?

Nowa Zelandia była dla mnie czymś zupełnie nowym, pojechaliśmy tam by zobaczyć jak będzie wyglądała współpraca. To było takie wprowadzenie, mnóstwo tam ze sobą również rozmawialiśmy. Kenia z kolei była obozem bardzo ciężkim. Już nie robiliśmy tylko pracy ogólnej, trening był bardziej specjalistyczny. No a w Stanach zaczęło się to czego mi najbardziej brakowało, czyli bieganie „w kwasie”, na dużym zakwaszeniu organizmu, bo za tym naprawdę tęskniłam.

W poprzednich sezonach nie mogłaś w pełni zrealizować planów, bo trapiły cię kontuzje. Co jakiś czas dawało o sobie znać ścięgno Achillesa. Tym razem wszystko było w porządku?

Ten Achilles rzeczywiście ciągnął się za mną dosyć długo. Najpierw się naderwał, potem sam zabliźnił, a w 2018 roku to wszystko znowu puściło. Po zakończeniu poprzedniego sezonu, doktor Jaroszewski podjął inne metody leczenia i póki co owocne. Myślę, że tamte kontuzje były pokłosiem tego, że nigdy nie miałam czasu żeby się odbudować od nowa. Kończyłam sezon, leczyłam kontuzję, a okres przygotowań do kolejnych startów okazywał się za krótki. Organizm nie miał kiedy odpocząć, nie było tego wprowadzenia, biegania tlenowego i tej całej obudowy. Jak sobie to analizowałam to aż doznałam w szoku. To jest pierwszy rok, kiedy przerobiłam wszystko od początku do końca, tak jak to powinno wyglądać. Był czas żeby zrobić pracę tlenową, siłową, wytrzymałościową i nareszcie widać efekty.

To co mówisz potwierdzają wyniki. Niedawno w Jokohamie na World Relays byłaś wiodącą postacią sztafety, osiągając za każdym razem najlepsze czasy.

To był pierwszy raz chyba od 2015 roku, kiedy czułam, że ta noga biegła. To niesamowicie przyjemne uczucie, gdy na końcu nie odcinało mi prądu i dobrze czułam się aż do samej mety. To wszystko niesłychanie motywuje. Jak widzisz efekty swojej pracy to chce ci się jeszcze bardziej.

Wspomniałaś bardzo udany dla ciebie 2015 rok. Wtedy, podobnie jak i teraz był to sezon przedolimpijski. Dostrzegasz tę analogię, że zbliżają się igrzyska i forma rośnie?

Rzeczywiście wtedy szybko biegałam, bo z tamtego roku mam życiówkę. Mój obecny rekord, 51.31 sek., ustanowiłam na mistrzostwach świata w 2015 roku w Pekinie. Teraz chciałabym go poprawić i to jest mój najważniejszy cel na ten sezon. Czy to będzie za tydzień, na mistrzostwach Polski w sierpniu czy jesienią na mistrzostwach świata to nie ma dla mnie większego znaczenia. Jeżeli poprawię rekord życiowy to będzie dla mnie potwierdzenie, że idę w dobrym kierunku. W sztafecie jest taki przelicznik, że do czasu ze zmiany dodaje się 0,7 sekundy i wtedy wychodzi czas, który powinno się osiągnąć z bloków. Z tego by wynikało, że w Jokohamie już byłam gotowa na rekord życiowy.

Sztuką w tym sezonie będzie utrzymanie dobrej dyspozycji aż do mistrzostw świata, które odbędą się dopiero na przełomie września i października. Taki termin to nowość dla lekkoatletów.

To bardzo trudne. Tak naprawdę, my tylko zwalniamy. Zwalniamy, wracamy do cięższej pracy i wypuszczamy po to, żeby to później oddało. Szczyt formy oczywiście wszyscy szykują na mistrzostwa świata, ale wcześniej trzeba szybko biegać na mistrzostwach Polski i przede wszystkim jeszcze zrobić po drodze minimum. Trener Lewandowski powiedział ostatnio, że ma dla mnie dwie wiadomości, dobrą i złą. Dobra, że jestem bardzo mocna, a zła, że tej pracy do wykonania pozostało jeszcze sporo. Musimy to trochę spowolnić, bo sezon szykuje się wyjątkowo długi.

Sztafeta, którą współtworzysz na stałe zadomowiła się już w światowej czołówce. Będziecie mocnymi kandydatkami do medalu, zarówno w Dausze jak i w Tokio. Jak w tym kontekście widzisz swoje starty indywidualne, które są przecież solą biegania?

To zdecydowanie! Trenuje się po to żeby biegać indywidualnie, a sztafeta powinna być jedynie dodatkiem do tego wszystkiego. Ja nigdy nie zakładałam, że będę biegać tylko w sztafecie i że tylko to mnie interesuje. Z drugiej strony nie ukrywajmy, że sztafeta przez ostatnie 1,5 roku mnie ratowała, bo to w niej uzyskiwałyśmy najlepsze wyniki. Na pewno oprócz poprawy rekordu życiowego chciałabym też wrócić z medalem z mistrzostw Polski i walczyć indywidualnie w Dausze.

Tomasz Lewandowski znany jest z trenowania średniodystansowców, a o tobie wielokrotnie mówiło się, że masz duże predyspozycje do biegania 800 metrów. Rozważasz w ogóle wydłużenie dystansu?

Bardzo podoba mi się to jak trenują Angelika (Cichocka – przyp. red.) czy Marcin (Lewandowski – przyp. red.), ich treningi są naprawdę fajne. Nie powiem, że mnie to nie zaczęło kusić. To byłoby coś nowego i bardzo pociągającego żeby się spróbować. Na razie jednak zostaję przy 400 metrach i do Tokio na pewno nic się w tym zakresie nie zmieni. Nasza sztafeta jest teraz piekielnie mocna i nie wyobrażam sobie jakbym miała nie być jej częścią. Jesteśmy w bardzo dobrych relacjach, przyjaźnimy się, a to mogą być nasze ostatnie wspólne igrzyska. Tym bardziej nie chcę z tego rezygnować.

Czyli 800 metrów jest realne, ale na kolejnych igrzyskach w Paryżu?

Jeżeli będzie mi dane biegać na igrzyskach olimpijskich w Paryżu w 2024 roku to zapewne właśnie na tym dystansie. Natomiast teraz muszę jeszcze kilka rzeczy udowodnić na 400 metrów i w tym momencie na tym się skupiam. Wierzę, że jestem na dobrej drodze.

 


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez