Ostatni etap górski i przedostatni w całym wyścigu – dzisiejsza rywalizacja w Giro d’Italia zapowiadała emocje i faktycznie ich nie zabrakło. Jay Hindley oraz Tao Hart Geoghegan stoczyli pasjonujący pojedynek na finiszu, z którego ostatecznie górą wyszedł drugi z nich. Przed finalnym etapem dwójka kolarzy ma dokładnie ten sam czas w klasyfikacji generalnej! A podkreślmy – imprezę zaczynali jako pomocnicy liderów swoich ekip. W sobotę nie zabrakło też zmagań w ramach Vuelta a Espana. Najlepszy okazał się Tim Wellens.
Przed dwudziestym etapem Giro d’Italia spoglądaliśmy na trzech zawodników, z których każdy miał szansę wygrać cały wyścig. Na prowadzeniu znajdował się Wilco Kelderman mający nad swoim kolegą z Teamu Sunweb – Jaiem Hindleyem – dwanaście sekund przewagi. Trzecie miejsce zajmował zaś Tao Hart Geoghegan, który do lidera tracił piętnaście sekund. Kolejny kolarz w generalce – Pello Bilbao – miał już do szczytu klasyfikacji ponad minutę straty.
Z racji, że zawodników czekała typowo górska rywalizacja – można było spodziewać się pewnych przetasowań w czołówce. Trasa liczyła 190 kilometrów (była zatem o 65 kilometrów dłuższa od tej z wczorajszego, skróconego etapu) i nie należała do najłatwiejszych.
Co za pojedynek!
Od razu po starcie na ucieczkę zdecydowało się aż dwudziestu dwóch kolarzy, wśród których znalazł się Kamil Małecki z Teamu CCC. Harcownicy szybko wypracowali sporą przewagę nad peletonem – w pewnym momencie wynosiła aż siedem minut. Kiedy do mety pozostawało nieco ponad pięćdziesiąt kilometrów, główna grupa zabrała się do odrabiania strat. Przodowali w tym kolarze INEOS Grenadiers.
Wśród uciekinierów na solowy atak zdecydował się jednak Davide Ballerini, który uzyskał minutę zapasu nad resztą stawki. Z czasem doścignął go, a potem wyprzedził Einer Rubio. Kolumbijczyk samotnie parł do mety, ale nie było mowy o wygraniu całego etapu. Najmocniej na ostatnich kilometrach wyglądali bowiem Rohan Dennis, Tao Geoghen Hart oraz Jay Hindley. Końcówka to był już pojedynek ostatniej dwójki, która walczyła nie tylko o zwycięstwo etapowe, ale jak najlepszą sytuację przed niedzielnym ściganiem.
Choć Hindley podejmował próby odjechania, zamęczenia rywala, to cały czas jechali oni niemal łeb w łeb. Na linię mety wjechali praktycznie jednocześnie, ale minimalne zwycięstwo zapewnił sobie Hart.
Tym samym Brytyjczyk zrównał się z Hindleyem w klasyfikacji całego wyścigu – kolarze mają dokładnie taki sam czas! Natomiast poprzedni lider – Kelderman – stracił dzisiaj do zwycięzcy minutę i 35 sekund. Trudno zatem spodziewać się, żeby podczas niedzielnej czasówki liczył się jeszcze w walce o triumf w Giro d’Italia. Wielkie zwycięstwo trafi zatem zapewne do jednego z dwójki zawodników, którzy ściganie w Giro zaczynali jako pomocnicy. Co za historia!
W Hiszpanii spokojnie
W Vuelta a Espana dzień należał do uciekinierów. Tuż po starcie jednak nic tego nie zapowiadało, bo żaden z zawodników nie zdołał uzyskać znaczącej przewagi. Dopiero na 85 kilometrów przed metą z peletonu uciekli Andrea Bagioli, Thymen Arensman, Rob Power, Mark Donovan, Fred Wright, Callum Scotson, Jefferson Cepeda, Nelson Oliveira, Matteo Badilatti, Sepp Kuss, Guillaume Martin oraz Tim Wellens.
Wyrwać się z tej sterty postanowili Wellens i Arensman, szybko dołączył do nich Martin. Ta trójka wypracowała kilka minut przewagi nad grupą pościgową. I choć do mety pozostawało jeszcze kilkadziesiąt kilometrów, to nikt już nie zdołał im zagrozić. Wygrał Wellens z przewagą czterech sekund nad drugim Martinem i dwunastoma nad Arensmanem.
W czołówce klasyfikacji generalnej nie doszło do wielkich zmian. Wciąż prowadzi Primoz Roglic, który dzisiaj był czwarty. Słoweniec znajduje się w znakomitej formie i widocznie ma apetyt na dokonanie tego, co nie udało mu się podczas tegorocznego Tour de France – zwycięstwo w jednym z trzech najważniejszych kolarskich wyścigów.
Fot. Newspix.pl