Otylia Jędrzejczak jest gotowa na kolejny krok. Trzykrotna medalistka olimpijska ogłosiła parę dni temu, że będzie kandydować w wyborach na prezesa Polskiego Związku Pływackiego. Dzisiaj na antenie Weszło FM przedstawiła swoją wizję zmian do jakich musi dojść, aby pływanie w Polsce znowu święciło triumfy. Dlaczego uważa, że rewolucja nie jest potrzebna? Jak podchodzi do “rywalizacji” z Pawłem Słomińskim, dotychczasowym prezesem PZP i swoim byłym trenerem? Czego dotychczas brakowało według niej w pływackim środowisku? Zapraszamy do lektury.
Skąd pomysł kandydowania na prezesa PZP?
Już na końcu swojej książki ujęłam stwierdzenie, że chciałabym stanąć na czele naszej dyscypliny w Polsce. Bo tworzyłam jej historię i cały czas to robię. Mam też pewną wiedzę. To nie jest tak, że dopiero wyszłam z wody i teraz od razu chcę zarządzać związkiem. W czasie swojej kariery stawiałam na edukację i skończyłam cztery kierunki, dotyczące zarządzania sportem. Do tego zdobyłam doświadczenie poprzez kontakty z jednostkami terytorialnymi, samorządami, sponsorami. To też są rzeczy, które pozwalają mi czuć się pewnie na drodze do ewentualnego zarządzania moim sportem, który znam – wydaje mi się – najlepiej.
Od poszewki, zdecydowanie. To, co wydarzyło się przed igrzyskami w Tokio, czyli przedwczesny powrót do domu sześciu polskich pływaków, miało wpływ na pani decyzję? Czy już wcześniej wiedziała pani, że wystartuje w wyborach we wrześniu?
To miało wpływ, ale propozycja ze strony środowiska, abym kandydowała, pojawiła się już w zeszłym roku. W momencie, gdy wybory nie były jeszcze przesunięte ze względu na pandemię. Bo pamiętajmy, pierwotnie miały odbyć się wcześniej, obecna kadencja prezesa trwała pięć lat, następna będzie trwała trzy lata. W każdym razie – wtedy jeszcze się wahałam, byłam tuż po urodzeniu dziecka. Ta sytuacja natomiast pokazała mi, że niedobrze dzieje się w Polskim Związku Pływackim. Co by nie mówić – całe zamieszanie było jego winą.
Jestem członkiem PKOl-u i pamiętam, że 25 maja otrzymaliśmy uchwałę mówiącą o tym, że za zgłoszenia do startu na igrzyskach odpowiadają rodowite związki sportowe w kontakcie z międzynarodową federacją. I tę uchwałę prezes Słomiński, które też jest członkiem PKOl-u, podpisał. Był zatem świadomy jej założeń. Afera, która się wydarzyła, nie powinna była mieć miejsca. Sześciu zawodników wróciło do domu. Sytuacja, w której odebrałeś już sprzęt, byłeś na miejscu, a nagle dowiadujesz się, że jednak nie jesteś olimpijczykiem, musi mieć duże odbicie na zdrowiu psychicznym. I motywacji do dalszej działalności. To wszystko mogło zaburzyć zaufanie do obecnej władzy, nie tylko jeśli chodzi o tych pływaków, ale w kontekście pozyskania nowych partnerów dla związku. Bo nie oszukujmy się, że każdy partner będzie zastanawiał się, czy podobny błąd nie zostanie popełniony ponownie, co postawi go w – tak zwanym – czarnym pijarze.
Mówiła pani o tym, że PZP potrzebuje ewolucji, nie rewolucji. Ale dlaczego nie rewolucja, skoro te błędy się powtarzają?
Pamiętajmy, że PZP to szereg ludzi. Zarówno pracowników biura, jak i trenerów, zawodników. Tworzymy jedną wielką rodzinę. Gdybyśmy więc mówili o rewolucji, to znaczy co? Mielibyśmy wszystkich wyrzucać i wszystko zmieniać? W przyszłym roku obchodzimy stulecie Polskiego Związku Pływackiego. Jeśli ja też tworzę historię naszej dyscypliny, to nie mogę powiedzieć, że zmieniamy, co się tylko da. Powinniśmy dać szansę. Ludzie pracują na różnych stanowiskach i często wykonują najlepszą pracę, jaką potrafią. Może mają zabieraną możliwość decyzyjną? Może coś powoduje, że rzeczy nie idą po ich myśli, i potrzebna jest właśnie ewolucja, a nie rewolucja? Albo poprawa komunikacji, na przykład z federacją światową czy ministerstwem sportu. Czego ostatnio brakowało, co doskonale wiem, bo to ja odmrażałam pływanie w Polsce w czasie pandemii, a nie PZP.
Nie mówiłabym, że wszyscy są źli. Jak popatrzymy na ostatnie mistrzostwa Europy juniorów – osiągnęliśmy drugi wynik w historii pod względem liczby medali. Ja uważam, że powinniśmy popatrzeć szeroko. Ale tak, pewne zmiany są potrzebne. I to musi wybrzmieć – zmiany są potrzebne. Bo jeśli zostaniemy przy tym, co jest obecnie, nie widzę perspektywy rozwoju pływania w Polsce. Nie mówmy jednak o kompletnej rewolucji, powrocie do podstaw, bo na wszystkie zmiany potrzebny jest czas. Ocena kadencji przyszłego prezesa nie powinna zatem opierać się na tych trzech latach, tylko siedmiu i jeszcze kolejnych igrzyskach olimpijskich.
My już dzisiaj, jako fundacja, ruszamy z projektem Narodowa Akademia Pływania. Jest on skierowany do trenerów i zawodników. Dotyczy wsparcia merytorycznego, a także finansowego. W przyszłym tygodniu będziemy go oficjalnie ogłaszać. Stawiamy zatem na edukację. Podczas igrzysk olimpijskich w Tokio, dzięki pracy jako ekspert w TVP Sport, mogłam spotkać się z menadżerami różnych zespołów, na przykład Kanady, Wielkiej Brytanii czy Stanów Zjednoczonych. Prowadziliśmy rozmowy na temat tego, jak pływanie w tych krajach urosło. Bo popatrzymy choćby na Brytyjczyków i to, w jak krótkim czasie, zaczęli błyszczeć na światowej scenie.
Pływanie jest trzecią najczęściej uprawianą dyscypliną w Polsce. Mamy zatem olbrzymi potencjał. W swoich założeniach zakładam dalsze zwiększanie zainteresowania naszym sportem poprzez wprowadzanie różnych programów czy udoskonalenie tych, które już istnieją. Można to robić dzięki zatrudnianiu wykwalifikowanych specjalistów. To bardzo ważne, żebyśmy poszli w edukację trenerów. Bo kiedy trener jest zmotywowany, ma odpowiednie finansowanie, to inaczej podchodzi do dzieci. Wiadomo, że młodego pływaka nakręcają medale, a kiedy jest już dojrzalszy, również pieniądze. Ale ostatnio porobiłam sobie szereg diagnoz naszej dyscypliny i widzę, że inne kraje uciekają nam na poziomie niektórych roczników. I trzeba zastanowić się, dlaczego tak jest.
To, czego nauczyłam się na prowadzeniu mojej fundacji, tworzeniu projektów, w których brało udział ponad 80 tysięcy osób – nie można być alfą i omegą we wszystkich tematach. Jest ważne, żeby tworzyć zespół, który będzie sprawnie działał. Biuro prawne, które będzie sprawnie działało. To są podstawowe rzeczy, które wymagają zmiany, korekty. Dlatego ewolucja, nie rewolucja.
25-26 września – to terminy, w których zapadną decyzje wyborcze. Jak pani do tego podchodzi? Duży jest “beton” w PZP, trudno go będzie skruszyć? Bo patrząc z boku – gdyby w normalnym związku wydarzyło się coś na kształt sytuacji w Tokio, prezes po prostu podałby się do dymisji, nie byłoby żadnej dyskusji. A tu prezes Słomiński tego nie zrobił, a w kuluarach mówi się o tym, że może starać się o reelekcję.
Na dniach powinniśmy poznać wszystkich kandydatów, którzy złożyli zgłoszenie na prezesurę w PZP. Z kuluarów wiemy faktycznie, że Paweł Słomiński się wśród nich znajdzie. I zobaczymy. Dobrze wiemy, że duży wkład w rozwój dyscypliny mają rodzice, którzy finansują dzieci. No ale to nie oni są z reguły delegatami. Delegatami są trenerzy, czy też osoby z poszczególnych okręgów. Im trzeba pomóc zrozumieć, co jest ważne dla rozwoju pływania w Polsce. Ilu z nich ma świadomość, że są potrzebne zmiany? Przekonamy się 25 września.
Jak to wszystko wygląda? Jeździ już pani po kraju, spotyka się z tymi ludźmi?
Stworzyłam zespół, który się z nimi komunikuje, ja też oczywiście to robię. Jednak moja historia sprawiła, że większość osób, jak nie wszystkie, w środowisku mnie zna. Dlatego nie zawsze istnieje potrzeba pojechania w dane miejsce, czasem wystarczy rozmowa telefoniczna. Pandemia pokazała nam też siłę komunikacji internetowej, przez Zooma czy inne aplikacje. Tak więc mogę na różne sposoby przedstawiać moją wizję. Zresztą środowisko pływackie widziało, jak działałam na jego rzecz w ciągu ostatnich ośmiu lat. Jak to określiłam, kiedy studiowałam międzynarodowe zarządzanie sportem w Soczi, gdzie powstał rosyjski uniwersytet olimpijski, będący dziedzictwem igrzysk zimowych w tym mieście: chciałabym stworzyć dziedzictwo swojej kariery. I tak powstała fundacja Otylii Jędrzejczak, która realizuje projekty dla dzieci i młodzieży, a także dorosłych. A dzisiaj chcę działać jeszcze głębiej w naszej dyscyplinie.
W kontekście “rywalizacji” z Pawłem Słomińskim, pamiętając waszą wspólną historię – rodzi się jakiś wątek prywatny? Czy zupełnie się pani odcięła od starych czasów?
Nie, staram się być na tyle profesjonalna, żeby w podejściu do rozwoju naszej dyscypliny, nie występowały emocje. Jesteśmy tu i teraz. Na tym musimy się skupić. Przedstawiam swój plan działania, przedstawiam zespół, przedstawiam to, co chciałabym zmienić, żeby pływanie w Polsce znowu świętowało triumfy. Niedawno jeden z moich rekordów Polski został pobity, ale wciąż nie mamy nowego medalisty olimpijskiego. Nie chcę być całym czas ostatnią polską medalistką w pływaniu. Tylko przez moje działania wypromować zawodników, którzy pozwolą nam cieszyć się z wielkich, międzynarodowych sukcesów.
Nie ukrywam, że jedną z moich motywacji była też moja koleżanka Camelia Potec. Medalistka igrzysk olimpijskich w Atenach, z którą swego czasu rywalizowałam. Pięć lat temu objęła stanowisko prezesa rumuńskiej federacji pływackiej i jak widzimy, rezultaty jej działań są zauważalne, ponieważ młody Rumun podczas czerwcowych MEJ uzyskał drugi wynik na świecie. Na igrzyskach już tak dobrze nie było, ale nie można mu odmówić perspektyw. To kolejny zdolny zawodnik z tego kraju, bo jest ich trzech. Camelia zatem zmotywowała mnie do działania, nie mówiąc o innych wspaniałych kobietach w środowiskach sportowych.
Czy jako prezes byłaby pani w stanie namawiać na zmianę sposobu szkolenia? Wiemy, że wielu polskich trenerów wciąż reprezentuje szkołę rosyjską: dużo kilometrów, duża intensywność. Pani sama trenowała w Stanach Zjednoczonych i widziała, że tam wygląda to trochę inaczej.
Widziałam, jak wyglądają treningi w liceum w USA, i tam też pewną bazę trzeba było zrobić. Na poziomie studiów się to trochę zmienia, trening jest bardziej zmodyfikowany. Ale sama byłam w grupie, w której liczyła się nie tyle co objętość, a intensywność. Praca musiała być wykonana. Ja uważam, że kluczem dzisiaj jest usiąść do stołu i znaleźć kompromis. Między treningiem, który był wykonywany kiedyś i dawał nam rezultaty, a tym, który jest powszechny obecnie. Albo można wpuścić dwie metody treningowe. Porównujmy, popatrzmy, którym dzieci będzie pasował jaki trening. Nie zamykałabym się w ten sposób, że to co kiedyś było złe i teraz już się tak nie trenuje. Warto poobserwować, powysyłać trenerów w różne miejsca, albo ściągnąć trenerów tutaj, żeby podzielili się swoją wiedzą.
Tak że – nie mówiłabym na forum, żebyśmy zmienili całkowicie cykl szkoleniowy, zmienili podejście do całej dyscypliny. Należy solidnie usiąść do wyników, badań i podjąć wspólną decyzję. Która nie będzie należała tylko do prezesa, bo to nie on będzie skakał do wody. Po to powstaje rada trenerów, żeby oni wyrazili zdanie, jak ten program szkoleniowy może albo ma wyglądać. To jest kluczowe – pewien sposób komunikacji, którego dzisiaj nie ma. A on musi się pojawić, żebyśmy cieszyli się z wielkich sukcesów.
ROZMAWIALI
WOJCIECH PIELA ORAZ DANIEL ŻÓRAWSKI
Fot. Newspix.pl