Oto najbardziej niespodziewany polski złoty medalista w historii letnich igrzysk. Kim jest Tomala?

Oto najbardziej niespodziewany polski złoty medalista w historii letnich igrzysk. Kim jest Tomala?

Chłopak znikąd pojawia się na najważniejszej imprezie świata i zdobywa złoto. O takim scenariuszu marzą kibice sportu na całej planecie. Tylko nieliczne kraje są go w stanie zrealizować. Jakże wspaniale, że Polska jest pośród nich! Dziś w nocy naszego czasu po zwycięstwo w chodzie na 50 kilometrów sięgnął Dawid Tomala. Chłopak na którego absolutnie nikt nie stawiał, nawet słynny Robert Korzeniowski nie wróżył mu podium. Gość, który do niedawna… pracował na budowie, żeby się utrzymać. Kim właściwie jest ten lekkoatleta? Jaka była jego droga do mistrzostwa?

Praca u podstaw zaprocentowała

Robert Korzeniowski przez lata swojej kariery dał nam masę powodów do radości – cztery tytuły mistrza olimpijskiego mówią same za siebie. Po karierze legendarny chodziarz bynajmniej nie odsunął się od sportu. Przeciwnie, wciąż aktywnie działa i udziela się w środowisku swojej dyscypliny. Choć przecież pojawiały się głosy, że jakiekolwiek zainteresowanie tym niszowym sportem umrze wraz z momentem, kiedy Polak zakończy karierę. Lecz nasz mistrz konsekwentnie organizował wydarzenia związane z chodem sportowym, czy też sygnował swoim nazwiskiem kolejne nowopowstałe kluby sportowe. Nie w wielkich ośrodkach miejskich, w których chód byłby skazany na pożarcie w starciu z popularniejszymi dyscyplinami. Robił to w małych miejscowościach, gdzie konkurencja o zainteresowanie lokalnej młodzieży siłą rzeczy była mniejsza.

To właśnie do takiego klubu – UKS Maraton Korzeniowski Bieruń – trafił czternastoletni Dawid, w 2003 roku. Zawsze był ruchliwym dzieckiem, więc jego ojciec Grzegorz postanowił w ten sposób dać upust aktywności fizycznej swojego syna. Sam w młodości trenował lekkoatletykę, lecz głównie sprinty. Dlaczego zatem padło na Bieruń? Chociaż klub był niewielki i działał na zasadzie UKS-u, to mógł pochwalić się dobrą organizacją oraz poziomem szkoleniowym. Za ten odpowiadała Katarzyna Śledziona, która została pierwszą trenerką przyszłego mistrza olimpijskiego. To ona ukształtowała Tomalę pod względem technicznym do tego stopnia, że chodziarz w swoich startach do dziś rzadko kiedy łapie dyskwalifikacje. A o te nie trudno nawet na najwyższym poziomie, kiedy po kilkudziesięciu kilometrach wyczerpującego marszu kolana same się uginają, co sędziowie mogą interpretować jako podbieganie.

Wieczny talent

Dawid szybko osiągnął pierwszy sukces. W 2007 roku, w wieku niespełna osiemnastu lat, zdobył mistrzostwo Polski w chodzie na 10 kilometrów. W międzyczasie młodzian zaczął studia, więc zmienił barwy klubowe na AZS AWF Katowice. Większy klub oznaczał również bardziej profesjonalne warunki rozwoju, takie jak chociażby wyjazdy na obozy. Rozwój młodego chłopaka przebiegał w równym, harmonijnym tempie, czego dowodem były osiągane przez niego wyniki. W 2011 roku, podczas młodzieżowych mistrzostw Europy w Ostrawie, rozdzielił na podium chodu na 20 kilometrów Rosjan Piotra Bogatyriowa oraz Dienisa Striełkowa.. Po latach, kiedy okazało się, że rosyjski system dopingowy hulał pełną parą, zostało ono zamienione na pierwsze – Bogatyriow został zdyskwalifikowany.

Już wtedy – czyli w 2011 roku – przylgnęła do niego łatka wielkiego talentu. Łatka, która z dzisiejszej perspektywy była jak najbardziej słuszna. Ale wraz z rozwojem jego kariery zaczęła być traktowana z przymrużeniem oka. Taki zwrot, po którym można było zadawać pytanie kiedy ten talent w końcu odpali na seniorskiej scenie międzynarodowej? Lata mijały, a kolejnych sukcesów po prostu nie było.

Specjalizacją Polaka stał się krótszy z olimpijskich dystansów w chodzie – 20 kilometrów. Jednak w na igrzyskach w Londynie uplasował się na 19. miejscu. Rok później podczas mistrzostw świata w Moskwie nie ukończył marszu. Tak samo, jak prestiżowych dla chodu sportowego zawodów Dudinska Patdesiatka – choć niech nazwa was nie zmyli. Ich głównym punktem jest chód na 50 kilometrów, lecz Polak startował tam na „swojej” dwudziestce. W 2016 roku w Dudincach poszło lepiej, był dziewiąty. Lecz w tym samym czasie wspomniany wcześniej Striełkow stawał na podium mistrzostw Europy, a słowacki marsz nawet wygrał. Wyniki Polaka drastycznie rozmijały się z oczekiwaniami względem jego osoby.

Bez stypendium, ale ze wsparciem rodziny

Są wyniki – jest wsparcie. Tak w wielkim skrócie można określić podział środków finansowych jaki stosuje Ministerstwo Sportu czy też PZLA. Nie rozsądzamy czy jest to dobre, czy złe. Wiadomo, że w naszym kraju kołderka jest krótka. A w każdym razie nie wystarczająca na tyle, by pokryć potrzeby wszystkich lekkoatletów.

W takiej sytuacji znalazł się również Dawid. Chód sportowy – delikatnie rzecz ujmując – nie jest ani najbardziej widowiskową, ani najbardziej dochodową dyscypliną sportu. Ciężko znaleźć sponsorów jeżeli nie osiąga się najlepszych wyników na świecie.  Zatem chodziarzowi nie pozostało nic innego jak po prostu znaleźć sobie stałą pracę, dzięki której mógł się utrzymać. Być może wtedy nawet zakończyłby swoją przygodę ze sportem, co rozważał wcześniej nie raz, nie dwa.

 Ale miałem wcześniej czarne myśli. Jestem zawodnikiem, który szybko się zniechęca, na szczęście są wokół mnie osoby, które wybijają mi to z głowy – mówił jeszcze w 2011 roku.

Jedną z takich osób jest z pewnością jego tata, Grzegorz, który sprawuje sportową pieczę nad swoim synem od piętnastu lat. To specyficzna relacja, która ma swoje wady – na przykład taką, że trudno jest nie przenosić do domu niesnasek powstałych podczas treningu. Z drugiej strony, posiada też swoje niewątpliwe zalety.

Czasami przed trenerem można mieć jakieś tajemnice, opory, żeby porozmawiać o wszystkim. Ja nie mam tego problemu. Wszystko dobrze się układa, a więc cieszymy się i liczymy na kolejny postęp – powiedział młody Tomala przed paroma laty.

Ale na dłuższą metę nie da się pogodzić bądź co bądź profesjonalnego uprawiania sportu z codzienną pracą. Zatem w 2019 roku rodzina Tomali podjęła decyzję, aby Dawid do czasu igrzysk olimpijskich w Tokio zaniechał pracy. Trzydziestolatek znalazł się zatem na utrzymaniu rodziców.

Po sezonie zazwyczaj ruszałem do pracy na budowie. Czasami było tak ciężko, że nie miałem na nic siły. Zasypiałem w ubraniu, bo tak byłem wyczerpany. Bywało też, że pracowałem w szkole. W tym roku rzuciłem jednak wszystkie dodatkowe zajęcia. Skupiłem się tylko na igrzyskach. Chciałem mieć bowiem pewność, że dam z siebie wszystko i niczego nie zaniedbam – powiedział Onetowi zaraz po swoim złotym występie w Sapporo.

Patryk Dobek chodu sportowego

Ale 2019 rok przyniósł jeszcze jedną ważną zmianę w życiu Dawida. Zawodnik, który do tej pory startował wyłącznie na 20 kilometrów, postanowił zmienić dystans. W dodatku na taki, który podczas igrzysk w Tokio ma się pojawić po raz ostatni – 50 kilometrów. Wyobraźcie sobie teraz sportowca, który nie ma absolutnie żadnego doświadczenia w danym typie trasy. Takiego, który minimum olimpijskie na nowej odległości wywalcza dopiero w tym roku. I to wyraźnie, lecz wciąż niespodziewanie wygrywając z resztą stawki. A później przychodzą igrzyska, na których ów zawodnik zdobywa medal.

Nie – nie chodzi tu o Patryka Dobka, choć analogie pomiędzy dwoma Polakami nasuwają się same. Tak jak Dobek, Tomala posiadał praktycznie zerowe doświadczenie w nowym dystansie. Startował na nim raz w – a jakże – Dudincach w 2017 roku. I poniósł porażkę, nie zdołał ukończyć zawodów. Drugi raz również miał miejsce na Słowacji. Niemal równo cztery lata później ten sam, a jednak inny chodziarz ukończył marsz jako pierwszy. To, co stało się dziś w Sapporo – gdyż ze względu na upały tam przeniesiono zmagania chodziarzy – nie jest zaledwie zaskoczeniem. To sensacja.

To jest niesamowita historia. Pokazał dojrzałość w drugim zaliczonym starcie na 50 kilometrów, a swoim trzecim ogółem. To jest coś niebywałego, ale to też wynika z tego, że to nie zawodnik, który chodzi od niedawna. Od kilkunastu lat chodził „dwudziestkę” i te walory z niej dało się zauważyć, potrafił na przykład bardzo mocno przyspieszyć. Przy czym gdyby ktoś mnie zapytał wczoraj czy przedwczoraj, a nawet dzisiaj po 10-15 kilometrze, czy Dawid Tomala będzie mistrzem a nawet medalistą olimpijskim, to zrobiłbym duże oczy i tyle – powiedział Robert Korzeniowski w dzisiejszej audycji Dwójki bez sternika w Weszło.FM.

Underdog

Dodajmy, że Korzeniowski sam nie do końca wierzył w Tomalę. W wywiadzie do magazynu “Orły” powiedział, że spodziewa że medali polskiego chodu sportowego dopiero w 2028 roku w Los Angeles, kiedy dyscyplina wychowa sobie nowe pokolenie chodziarzy. I nie mówimy tego, aby rozliczać naszego mistrza z jego słów i głosić o tym, jak bardzo się pomylił. Tym bardziej, że Robert z pewnością życzył swojemu następcy jak najlepiej. W poprzednim roku obaj wystąpili nawet w krótkim dokumencie zatytułowanym „Życie na podium”, nakręconym przez Canal+Discovery. Korzeniowski zaprosił Tomalę do udziału w tej produkcji, a cała narracja szła w kierunku przekazania wiedzy przez starego mistrza swojemu następcy. Lecz jeszcze w trakcie dzisiejszych zawodów legenda chodu sportowego nie dowierzała, wątpiła.

Ale jak tu uwierzyć w gościa, który na 50 kilometrów zaliczył wcześniej dwa starty? Jakim cudem miał wygrać w takiej stawce? Przy Yohannie Dinizu, obecnym rekordziście świata. Przy Mateju Tothu, słowackiej legendzie chodu, złotym medaliście z Rio. Dodajmy do tego świetnych chińskich chodziarzy, czy też reprezentantów Japonii, którzy byli przecież u siebie. Tomala pokonał ich wszystkich. Zaszachował taktyką, brawurową ucieczką, pewnością siebie i przygotowaniem na samej trasie.

Korzeniowski:- Ta historia sprawia, że dzieciakom będzie chciało się marzyć, trenować w Bieruniu. Tomala pokazał, że można pochodzić z peryferyjnej dzielnicy, uprawiać niezbyt popularną konkurencję, a i tak dojść do tego, do czego dochodzą najwięksi. Historia Dawida to historia chłopaka z sąsiedztwa, który osiąga sukces.

A my mamy nadzieję, że Dawid będzie kontynuował tę wspaniałą opowieść. Ma na to spore szanse. Sam Korzeniowski twierdzi, że 31 lat dla chodziarza nie stanowi żadnego problemu. Przeciwnie – właśnie teraz znajduje się w idealnym wieku do tego sportu i z pewnością zobaczymy Polaka w Paryżu – oczywiście, wykluczając zwykły pech, taki jak kontuzje. Różnica będą wtedy dwie. Tomala przystąpi do startu jako mistrz olimpijski, którego nazwisko zna każdy rywal w stawce. I wystartuje na 35, a nie 50 kilometrów…

Fot. Newspix


Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najlepiej oceniane
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze
Jarek Mergner
Jarek Mergner
2 lat temu

Dawid TOP!

Aktualności

Kalendarz imprez