25 maja w Czechach będzie można się zbierać w grupy do 50 osób, a już 1 czerwca mają zostać otwarte stadiony. To dobra informacja dla tamtejszych lekkoatletów, którzy wrócą na bieżnię i już w Dzień Dziecka wystartują w mityngu w Kladnie. U nas obiekty sportowe mają zostać przywrócone do życia 4 maja. O mityngach tymczasem cisza.
Kiedy w dziecięcych latach startowałem w korespondencyjnych mistrzostwach Polski w pływaniu – nie brałem oczywiście pod uwagę kwestii ekonomicznych – zastanawiałem się po co robić takie zawody, wysyłać gdzieś wyniki, czekać na ich zliczenie. Było to jednak w miarę logiczne. Dzieciaki z Warszawy, spędzone na jeden basen, ścigały się z lokalnymi rywalami, a porównanie z innymi ośrodkami odbywało się wirtualnie, choć ogłoszenie wyników po tygodniach było kompletną aberracją i nikt już o tych zawodach nie pamiętał. Oczywiście stare to były czasy, pierwsza połowa lat 80. i wiele się zmieniło, między innymi pod względem tempa przesyłu danych.
Dziś przepływ informacji odbywa się bez żadnych opóźnień (przynajmniej teoretycznie) i faktycznie można rywalizować na oddzielnych arenach, porównując wyniki na bieżąco, mając dostęp nie tylko do rezultatów, ale i obrazu ze zmagań rywali. Niby już w miarę okrzepłem z dzisiejszą rzeczywistością, ale pomysłowość niektórych mnie zadziwia. Coś co kiedyś praktykowano na porządku dziennym, dziś pod przymusem spowodowanym przez pandemię COVID-19, okazuje się mieć głębszy sens i przy wykorzystaniu dostępnych technologii, znów “korespondencyjne” ściganie nabiera racji bytu.
My w Polsce mamy trochę inaczej niż Czesi, pod każdym względem zresztą, a o powrocie zawodów jak dotąd mówi się jedynie w kontekście piłki nożnej i żużla. Tymczasem otwarte obiekty sportowe wciąż są zamknięte, choć już 4 maja uruchomione uruchomić mają się między innymi stadiony lekkoatletyczne. Kilka dni później niewielka grupa lekkoatletów ma wrócić do Spały, gdzie tamtejszy ośrodek ma zostać otwarty pilotażowo w warunkach pełnej izolacji. Ale wróćmy do wspomnianego Kladna.
Na pierwszy ogień planowane są zawody na stadionie miejskim Sletiště, w których udział miałyby wziąć największe gwiazdy z Barborą Špotákovą, Pavlem Maslakiem i Tomášem Stankiem na czele. Špotáková to mistrzyni rzutu oszczepem, podwójna złota medalistka olimpijska (Pekin 2008, Londyn 2012 + brąz w Rio 2016). Do tego ma w dorobku dwa mistrzostwa świata, Europy i rekord świata. Stanek to wielki rywal Michała Haratyka i Konrada Bukowieckiego, medalista halowych czempionatów i rekordzista kraju. Maslak z kolei najlepiej w Europie biega na 400 m, ma złote medale z hali i stadionu. Mały kraj, a mają się kim chwalić i dla kogo obwieszczać zakrojoną na grubszą skalę akcję. Operacja “Powrót na bieżnię”, którą dziś zapoczątkowała Czeska Federacja Lekkoatletyczna, ma objąć setkę wydarzeń w całym kraju, również dla najmłodszych adeptów “królowej sportu”.
– Nie mogę się doczekać pierwszego startu, nawet jeśli to ma wyglądać w tak ograniczony sposób. Rywalizacja i starty w zawodach to znacznie więcej niż sam trening. Cieszę się, że wraz z innymi zawodnikami z Czech spotkamy się na starcie sezonu, mimo że odbędzie się to na dystans, symbolicznie – powiedziała genialna czeska oszczepniczka. Wymieniona trójka ma wystartować przynajmniej w jednym mityngu. Pozostałe prawdopodobnie będą zawierały inne konkurencje lekkoatletyczne. Niewykluczone, że na jednej z imprez spotkają się również wieloboiści. Akcja “Powrót na bieżnię” zakłada łączenie wydarzeń za pomocą technologii i social mediów.
– Sportowcy chcą wrócić do rywalizacji jak najszybciej i Český Atletický Svaz znalazł sposób, by przeprowadzić zawody dla ograniczonej liczby, maksymalnie 50 osób. Odbędzie się sześć “mikromityngów” w czerwcu, z udziałem czołowych czeskich zawodników i w różnych lokalizacjach – powiedział prezydent ČAS Libor Varhanik. – Celem naszej inicjatywy jest nie tylko organizacja zawodów dla elity. Chcemy zaangażować zawodników we wszystkich kategoriach wiekowych i na każdym poziomie wykwalifikowania. Chcemy, by w całym kraju ożywili się się organizatorzy. Oczywiście musimy spełniać wszystkie warunki bezpieczeństwa.
Wedle planów w Kladnie odbyć mają się na pewno trzy konkurencje, a może i więcej. Rzutu oszczepem i pchnięcia kulą można się było domyślić po samych nazwiskach głównych bohaterów. Zdziwić się mogą natomiast entuzjaści ścigania na 400 m, bo Maslak wcale miałby nie biec na swoim koronnym dystansie. Tutaj w planie jest… 300 m! Ten dystans nie zdziwił natomiast tych, którzy słyszeli już o planach Norwegów na mityng w Oslo. Tam również miałby się odbyć właśnie bieg na 100 i 300 m, a do tego sensacyjny wyścig na 200 m przez płotki(!) oraz skok o tyczce, w którym mieliby się zmierzyć rekordzista świata, Szwed Armand Duplantis i rekordzista Norwegii Sondre Guttormsen. Do nich dołączyć miałby były rekordzista świata Rennaud Lavillenie, który jednak skakałby… na prywatnym rozbiegu we własnym ogródku! Zainteresowanie przekazem wydarzeń zarówno w Czechach i jak Norwegii wyraziły narodowe telewizje. Na stadionach ma zabraknąć kibiców.
Tymczasem wypłynęła lista zawodników, którzy mają zebrać się w Centralnym Ośrodku Sportu w Spale. Są to : sensacja ostatniej zimy w biegu na 60 m przez płotki – Damian Czykier, dyskobole: Daria Zabawska, Bartłomiej Stój, Robert Urbanek oraz tyczkarz Piotr Lisek z Grupy Sportowej ORLEN. To, rzecz jasna, dotyczy również sztabów szkoleniowych, fizjoterapeutów i zabezpieczenia medycznego. Mówi się o jednoosobowych pokojach, lecz wciąż wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Choćby te o sposób wydawania posiłków i zakres dostępu do odnowy biologicznej. – Co mnie motywuje do wyjazdu? Szczerze mówiąc potrzebuję impulsu treningowego. Boję się, że jeszcze miesiąc treningu w takich warunkach jak w domu i nie będę w stanie podtrzymać wypracowanej zimą szybkości – mówi płotkarz Damian Czykier. Zawodnicy przed wyjazdem muszą poddać się dobrowolnej, dwutygodniowej kwarantannie. Lada chwila ruszą obiekty sportowe i wielu sportowców nie składało nawet akcesu do PZLA, by dołączyć do centralnych zgrupowań choćby ze względu na szereg formalności związanych z zabezpieczeniem przed zarazą.
– Nigdzie się nie wybieram – deklaruje czterokrotny mistrz świata w rzucie młotem Paweł Fajdek z Grupy Sportowej ORLEN. – Mam pięcioletnią córkę. Po tylu latach rozjazdów naprawdę potrzebowałem tego czasu, by się nią zająć. Tutaj w domu mam wszystko – w zasadzie kompletną siłownię, rzutnię do dyspozycji, a Jolka (trenerka Jolanta Kumor – przyp. red.) mieszka trzy kilometry ode mnie – dodał. Niedawno pisaliśmy o Michale Haratyku, który przed własnym domem wybudował rzutnię do pchania kulą. Podobnie Piotr Lisek zdecydował się na inwestycję w prywatny rozbieg i zeskok, by móc trenować we własnym zakresie. Wielu sportowców w świadomości dłuższego okresu ograniczeń prawnych co do swobody treningu postanowiło w podobny sposób zabezpieczyć sobie dostęp do obiektów sportowych albo nawet postawiło sobie siłownie w garażach czy w ogródkach. Przykładowo Robert Urbanek zaimprowizował sobie rzutnię do dysku na podwórku. Wszystko zgodnie z naczelną zasadą “Polak potrafi”.
Zostaje na Mazurach :)) pic.twitter.com/iFpZWxKx17
— Konrad Bukowiecki (@k_bukowiecki) April 27, 2020
Gorzej mają przedstawiciele sportów, gdzie kontakt między zawodnikami jest wymuszony (choćby sportów walki). Oni doczekają się otwarcia sal treningowych w kolejnych etapach odmrażania sportu zapowiadanych przez Ministerstwo Sportu i Turystyki. A to zapewne potrwa.
DARIUSZ URBANOWICZ
Fot. Newspix.pl