Na początku maja Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn Koźle dokonała rzeczy historycznej: jako drugi polski klub stanęła na szczycie europejskiej siatkówki. Niedługo potem zaczęło się wyburzanie fundamentów, na których został zbudowany ten sukces. W drużynie triumfatorów Ligi Mistrzów nie ma już Benjamina Toniuttiego, Pawła Zatorskiego, Jakuba Kochanowskiego, a także głównego architekta, czyli Nikoli Grbica. Nieuchronne są też zmiany w zarządzie, skoro Sebastian Świderski wygrał wybory na prezesa PZPS. Czego – wobec tych wszystkich zmian – możemy w nadchodzącym sezonie spodziewać się po zespole, którym sprawił nam parę miesięcy temu tyle radości?
Nie mówimy oczywiście o żadnym tragicznym scenariuszu, którego nikt się nie spodziewał. Jeszcze w trakcie ubiegłego sezonu nie było tajemnicą, że ZAKSA wkrótce zmieni się nie do poznania. Każdy wiedział, że mecze w półfinale czy finale Ligi Mistrzów będą poniekąd pożegnalnymi dla kilku istotnych zawodników. Ba, pojawiały się nawet plotki o ewentualnych odejściach niemal… wszystkich graczy pierwszej szóstki. Do pewnego momentu niepewne były losy Kamila Semeniuka, Aleksandra Śliwki czy Łukasza Kaczmarka. Z nimi jednak władzom klubu udało się przedłużyć kontrakty.
Wspomniane straty muszą jednak być bolesne, bo mówimy o klasowych graczach, przez lata stanowiących o sile ekipy z Kędzierzyna. – Toniutti oraz Paweł Zatorski to był kręgosłup tej drużyny, który teraz ZAKSA traci – mówił nam w maju Daniel Pliński. A przecież Kochanowski, który w ZAKSIE spędził zdecydowanie mniej czasu, pokazał się w czasie mistrzostw Europy jako najlepszy polski środkowy. Jego również niełatwo było zastąpić.
ZAKSA poczyniła jednak wszelkich starań, aby na miejsce byłych gwiazd przyszły nowe. Jak to wygląda na papierze?
Za przyjęcie zamiast Zatorskiego odpowiadać będzie Erik Shoji. Podstawowy libero reprezentacji Stanów Zjednoczonych, który ma m.in. przeszłość w lidze rosyjskiej. W buty Toniuttiego, co będzie wielkim wyzwaniem, ma wejść Marcin Janusz, były rozgrywający Trefla Gdańsk, który po świetnym sezonie bywał nawet powoływany do reprezentacji Polski. Podobną renomą cieszy się Norbert Huber, do niedawna zawodnik Skry Bełchatów, który w szeregach ZAKSY przejmie schedę po Kochanowskim. Skład kędzierzynian wzmocnił też m.in. Wojciech Żalinski – ekstraklasowy weteran. Choć on oczywiście domyślnie nie będzie graczem pierwszej szóstki.
Dopiero sezon pokaże, czy ZAKSA zrobiła na rynku transferowym wystarczająco. Siatkarzy jak Zatorski, który jest jednym z najlepszych zawodników na świecie na swojej pozycji, nie sposób zastąpić równie wielkim nazwiskiem. Nie ma co liczyć, że nagle w Polsce pojawi się Jenia Grebennikov. Ale jakość gry zespołu – przy odpowiednich roszadach składem, przy dalszym rozwoju Śliwki czy Semeniuka – może zostać utrzymana. Przynajmniej w teorii. To już zadanie dla Gheorghe Cretu, który będzie trenował klub z Kędzierzyna.
Pierwsza próbka jego pracy mogła zrobić wrażenie.
Dobre dobrego początki?
PlusLiga wystartuje dzisiaj, a ZAKSA pierwszy mecz rozegra w sobotę. Na rozgrywki Ligi Mistrzów też trzeba będzie chwilę poczekać. Ale kędzierzynianie mieli już okazję pokazać się na parkiecie. I to w starciu z naprawdę mocnymi rywalami. Parę dni temu miał bowiem miejsce Memoriał Arkadiusza Gołasia. W nim ZAKSA, grająca bez Semeniuka, najpierw ograła w trzech setach Projekt Warszawę, brązowego medalistę poprzedniego sezonu ekstraklasy. A potem pokonała włoską Perugię 3:1. Brakowało w niej Wilfredo Leona oraz Simone Gianneliego, więc była jeszcze mocniej osłabiona od kędzierzynian, ale przecież Matthew Anderson, Sebastian Sole czy Kamil Rychlicki też potrafią grać w siatkówkę.
O pierwsze wrażenia dotyczące odmienionej ZAKSY zapytaliśmy Ryszarda Boska, mistrza olimpijskiego z Montrealu. – Miałem okazję oglądać ten mecz i muszę przyznać, że ZAKSA pokazała się z bardzo dobrej strony. Zmiany w składzie jak na razie nie wpłynęły na ich grę. Oczywiście na podstawie jednego meczu trudno więcej wyciągnąć, ale można o tym klubie mówić w samych superlatywach. O pozycji rozgrywającego, odejściu Toniuttiego mówiło się najwięcej, ale Marcin Janusz dostał nagrodę indywidualną na Memoriale, więc start w nowym klubie ma udany.
Owszem, nie ma co przesadnie sugerować się meczami przedsezonowymi. Inna sprawa, że te w przypadku odmienionych zespołów mogą stanowić one brutalną lekcją. Pokazać, czego brakuje, co wygląda nie tak, jak powinno. Generalnie – potwierdzić, jaki negatywny efekt może mieć brak zgrania. No ale właśnie – w przypadku ZAKSY nie musimy mówić o “pierwszych kotach za płoty”, bo już we wrześniu kędzierzynianie dali radę. I teraz kwestia, czy kiedy sezon się rozkręci, dalej będą to robić.
Sami siatkarze zespołu zdają sobie jednak sprawę, że ten sezon będzie kompletnie inny od poprzedniego. Oto co mówił przed startem sezonu Aleksander Śliwka, nowy kapitan ZAKSY: – Oczywiście paru zawodników również z podstawowego składu zostało, ale myślę, że zmieni się wiele. Zmienił się trener, zmieniło się wielu zawodników. Myślę, że będzie to inny zespół, grający troszkę inną siatkówkę, troszkę inaczej, ale wierzymy, że odnajdziemy zrozumienie na boisku, radość z gry i przede wszystkim, że będziemy się bardzo dobrze bawić na boisku. Wtedy wyniki same przyjdą.
Nie bez znaczenia jest jeszcze jedna rzecz. O ile kędzierzynianie pożegnali się z trzema kluczowymi graczami, tak za zdobywanie punktów będą odpowiedzialne głównie te same postacie. Śliwka, Semeniuk, Kaczmarek – trzon w “ataku” został utrzymany.
Sporo pytań może pojawiać się zaś wokół trenera. Gheorghe Cretu nie cieszy się w siatkarskim świecie renomą swojego serbskiego poprzednika. Choć też ma stosunkowo okazałe CV. Z Kuzbassem Kemerowo w 2019 roku sięgnął po Superpuchar Rosji, a rok później po brązowy medal w lidze. Nieźle pod jego wodza radziło sobie Cuprum Lubin, w którym pracował w latach 2014-2017. Ma również za sobą krótkie – i niezbyt udane – przygody w Resovii oraz AZS Olsztyn. Najlepiej znany jest jednak chyba jako szkoleniowiec kadry Estonii (2014-2019).
Dobrą opinię o Cretu ma Ryszard Bosek: – Trener musi wykorzystywać dobre strony zawodników, a Grbić to zdecydowanie potrafił. Ale nowy trener też ma doświadczenie, to nie jego pierwszy zespół w PlusLidze. Na Memoriale – jak mówiłem – zespół wyglądał świetnie. Ograł Perugię, więc lepiej nie mogło być. Teraz trzeba zaakceptować to, co jest, pamiętać, że nie ma ludzi nie do zastąpienia. Myślę, że ZAKSA może stanąć na wysokości zadania.
Legenda polskie siatkówki wierzy również w to, że Sebastian Świderski zostawi po sobie “żyzną glebę”. Jak doskonale wiemy, choć wielokrotny reprezentant Polski wciąż oficjalnie pełni funkcję szefa zarządu ZAKSY, niedługo – w związku z prezesurą w PZPS – będzie musiał z tego stanowiska ustąpić. – Zawodnicy są zawodowcami, klub jest zorganizowany bardzo dobrze. Świderski poszedł wyżej, trzeba mu pogratulować. I teraz na pewno zadba, żeby na jego miejsce znalazł się ktoś równie odpowiedzialny co on. Nie ma co się spodziewać większych perturbacji.
Większe wyzwania
ZAKSA bez wątpienia będzie chciała w nadchodzącym sezonie ponownie bić się z powodzeniem na dwóch frontach. Łatwiej niż o powtórzenie sukcesu w Europie, powinno być oczywiście o medal mistrzostw Polski. A może nawet odzyskanie mistrzostwa z rąk Jastrzębskiego Węgla. Inna sprawa, że kluby PlusLigi ostatnio nie próżnowały. Wręcz przeciwnie – popularna stała się opinia, że PlusLiga w tym sezonie będzie najsilniejsza w historii. Pytamy o tę kwestię Ryszarda Boska.
– Nie wiem, czy najmocniejsza w historii, ale na pewno będzie wyrównana. Przez ostatnie dwa tygodnie objeździłem trochę turniejów. I miały miejsce bardzo fajne mecze, na wysokim poziomie. Myślę, że niewiele zobaczymy outsiderów, do których każdy będzie przyjeżdżał, byle szybko zdobyć punkty. A wręcz przeciwnie – będzie trzeba je sobie wyszarpać. Pod tym względem, wszystko się zgadza, liga będzie wyrównana. A poziom? Zobaczymy. Na pewno jest sporo młodych zawodników, trzeba liczyć na to, że się będą rozwijać.
Jakie zespoły – poza ZAKSĄ – należy w polskiej lidze wyróżnić? Oczywiście Jastrzębie, które również dokonało pewnych roszad w składzie, szczególnie na pozycji atakującego – pożegnano się z Mohamedem Al Hachdadi i bohaterem finału PlusLigi Jakubem Buckim, a przywitano mistrza olimpijskiego Stephena Boyera. To właśnie aktualny mistrz Polski “przechwycił” Toniuttiego. Wielkie wzmocnienia poczyniła również Asseco Resovia Rzeszów. Kontrakty z piątą ekipą ubiegłego sezonu podpisali Kochanowski, Zatorski, a także – też zresztą była gwiazda ZAKSY – Sam Deroo.
To jednak nie wszystkie “gwiazdorskie transfery”. Dla przykładu: Aleksander Anatastijevic wrócił po latach do Skry Bełchatów, a Facundo Conte znów przyleciał do Polski, znajdując zatrudnienie w Aluron CMC Warta Zawiercie. W tym klubie stworzy parę przyjmujących z nie byle kim, bo z Urosem Kovacevićem, MVP mistrzostw Europy w 2019 roku. Trudno się zatem dziwić opiniom o “najmocniejszej w historii”, a także “najrówniejszej” PlusLidze, skoro nawet – w teorii – słabsze zespoły poszalały na rynku transferowym.
Bosek: – Wszyscy liczą na Resovię. W tym roku uzbroiła się po zęby, nawet jak na siebie. Na pewno włączy się do rywalizacji. Ale o innych zespołach też warto wspomnieć. Projekt Warszawa pokazuje się z bardzo dobrej strony. Przynajmniej na początku sezonu, dopóki nie wyklarują się faworyci do mistrzostwa, nie spodziewałbym się rządów dwóch zespołów.
Co z obroną tytułu?
Z perspektywy ZAKSY istotna jest jednak nie tylko krajowa rywalizacja, ale ta w Europie. Pamiętamy, jak to wyglądało w poprzednim sezonie. Miłośnicy naszej siatkówki – nawet nie kibicujący na co dzień kędzierzynianom – mogli pękać z dumy, kiedy przed finałem czy półfinałem Ligi Mistrzów o zespole z Polski nie mówiło się w kategorii kopciuszka. A wręcz przeciwnie – to właśnie ekipę prowadzoną przez Nikolę Grbica stawiano nieraz jako faworytów starć z Zenitem Kazań czy Itas Trentino. Potem te przewidywania się oczywiście broniły.
Czy możemy liczyć na to, że w przyszłym sezonie sytuacja polskich zespołów w Europie będzie wyglądać podobnie? Cóż, nie trzeba być jasnowidzem, żeby stwierdzić, że to najlepsze ekipy z Włoch, a także tradycyjnie Zenit, będą wymieniane w gronie głównych kandydatów do triumfu w Lidze Mistrzów. Cały czas mówimy o nich jako o najmocniej “napakowanych” drużynach, sukces ZAKSY nic w tej kwestii nie zmienił.
Nie zmienia to jednak faktu, że parę miesięcy temu niewidzialna ściana została przełamana. Żaden z polskich zespołów nie będzie mierzył się z presją “sukcesu po wielu latach”. ZAKSA pokazała, że owszem, da się pokonać gigantów. I teraz inne polskie ekipy będą chciały pójść w jej ślady, a sami kędzierzynianie ten sukces powtórzyć.
KACPER MARCINIAK
Fot. Newspix.pl