Miarka się przebrała, polska reprezentacja musi wreszcie zacząć odnosić sukcesy! Kto wie, może i takie słowa padły na spotkaniu władz PGNiG Superligi, bo te widocznie postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce. Od przyszłego sezonu polskie kluby będą grały Polakami, czy tego chcą, czy nie. A przynajmniej PGE Vive Kielce oraz Orlen Wisła Płock, bo inne i tak już to robią. Wraz z rozpoczęciem rozgrywek 2020/2021 do gry wejdzie bowiem nowy przepis: konieczność wystawiania dwóch rodzimych graczy w podstawowej siódemce.
Limity dotyczące liczby obcokrajowców lub minimalnej liczby Polaków w składzie, to oczywiście nic nowego w polskim sporcie. Wystarczy wspomnieć o siatkarskiej Pluslidze, albo przepisie o młodzieżowcu w piłkarskiej ekstraklasie, ale najlepiej pasowałby tu chyba przykład z Energa Basket Ligi. Tak się składa, że jeszcze w ubiegłym sezonie, istniał w niej identyczny zapis, jaki zostanie teraz wprowadzony do rozgrywek szczypiornistów: minimum dwóch Polaków jednocześnie na parkiecie.
Władze koszykarskiej ekstraklasy postanowiły jednak w ubiegłym roku ukrócić taką praktykę. Powód? Było ich kilka. Po pierwsze, trenerzy nie mogli swobodnie rotować ustawieniem pierwszej piątki, bo zawsze musieli mieć na uwadze przepisy. Po drugie, spore minuty na parkiecie otrzymywali zawodnicy, którzy – patrząc na czyste umiejętności – nie do końca na to zasługiwali. Po trzecie, zachwiało to nieco rynkiem transferowym: polscy zawodnicy sztucznie zyskali na wartości, przez co niektórzy z nich podpisywali nieproporcjonalnie wysokie kontrakty.
W przypadku PGNiG Superligi o taki ciąg wydarzeń nie musimy się jednak martwić. Przede wszystkim, w piłce ręcznej zespół wystawia do gry siódemkę graczy, a nie piątkę. Banalne? No, banalne, ale to zwyczajnie zmienia bardzo wiele. Dodatkowo, niemal każdy zespół w koszykarskiej ekstraklasie posiada w składzie czterech, pięciu obcokrajowców, których podczas meczów uzupełniają nieliczni Polacy. W przypadku piłki ręcznej natomiast tylko dwa zespoły są w lwiej części oparte na graczach zagranicznych. Mowa oczywiście o Orlen Wiśle Płock i PGE Vive Kielce. I to właśnie ich ten przepis uderza, co rzecz jasna nie jest przypadkiem.
O zdanie na temat omawianych zmian zapytaliśmy byłego wielokrotnego reprezentanta Polski, Artura Siódmiaka: – Intencje ku temu są takie, żeby bardziej skupić się na naszej reprezentacji, a co z tym idzie, na ogrywaniu młodych zawodników. Kij ma dwa końca i ciężko stwierdzić, czy to się sprawdzi. Uważam, że poziom młodych ludzi z Polski powinien być tak dobry, że powinni się do tych składów najlepszych zespołów łapać. Choć oczywiście takie sztuczne nakazywanie występu dwóm Polakom może wpłynąć pośrednio na ich ogranie. Ja jestem zwolennikiem tego, żeby jak najwięcej Polaków dostawało szanse na grę, ale nie można też ograniczać klubów. Jak ktoś ma pieniądze, to ma prawo kupować najlepszych graczy.
To jednak nie koniec nowości w przepisach. Zlikwidowany zostanie limit trzech graczy spoza Unii Europejskiej, co akurat może pomóc najlepszym i dysponującym największym budżetem klubom. Mistrzowie Polski posiadają obecnie bowiem czterech zawodników bez europejskiego paszportu. Są to: Doruk Pehlivan, Artsiom Karalek, Branko Vujović i Władysław Kulesz. Dotychczasowo jeden z nich podczas spotkań ligowych musiał co jakiś czas zajmować sobie wygodne miejsce na trybunach. Tylko po to, aby następnie jechać na rozgrywki Ligi Mistrzów i znowu grać pierwsze skrzypce.
Warto w tym wszystkim wspomnieć o specyficznym modelu budowania drużyn w piłce ręcznej. Kluby zazwyczaj wzmacniają skład z rocznym, a czasem nawet dwu-trzyletnim wyprzedzeniem. Już w tym momencie wiemy chociażby, że w sezonie 2021/2022 Vive wzmocni francuski skrzydłowy, Dylan Nahi. Ogłoszenie zmian w przepisach w środku trwającego sezonu może więc pokrzyżować plany polskich hegemonów i zmusić do ich modyfikacji. – Kiedy słyszymy o przymiarkach transferowych w Vive, czy Wiśle, to więcej mówi się o zawodnikach zagranicznych, mniej o Polakach. Myślę, że osoby, które planują transfery będą miały więc teraz trochę nietęgie miny. Będzie trzeba usiąść do tego i się zastanowić. Przyznam szczerze: bałbym się tylko jednej rzeczy. Ten przepis może spowodować obniżenie potencjału polskich zespołów na arenie europejskiej – komentuje dla nas Michał Matysik, były reprezentant Polski, a obecnie ekspert telewizyjny.
To naturalnie kolejna istotna kwestia. Z jednej strony zależy nam na sukcesach polskiej reprezentacji, a z drugiej podoba nam się, jak dobrze radzą sobie na tle najlepszych zespołów Europy, drużyny Vive oraz Wisły. Dotychczasowo budowanie składu polskich dóbr eksportowych było oparte na prostej zasadzie: bierzemy najlepszych, jakich jesteśmy w stanie dostać. Czy teraz się to zmieni? Niekoniecznie, bo mówimy w końcu o zaledwie dwóch zawodnikach w siódemce. A może akurat poziom polskich graczy wzrośnie na tyle, że szybko zapomnimy o istnieniu jakiekolwiek przepisu? Tego się trzymajmy.
Fot. 400mm.pl