Dariusz Szpakowski zwykł mawiać o naszych złotych wioślarzach terminatorzy-dominatorzy. Dziś na ten przydomek zasłużyli ośmiusetmetrowcy. Patryk Dobek zdobył złoty medal Halowych Mistrzostw Europy, a Mateusz Borkowski – srebrny! Szczególnie zaimponował nam ten pierwszy, który przecież dopiero niedawno zaczął biegać na tym dystansie – wcześniej specjalizował się w… 400 m przez płotki. W Toruniu znakomicie wypadły też nasze biegaczki po przejściach, czyli Joanna Jóźwik i Angelika Cichocka, które na dystansie czterech kółek (te w hali mają 200 a nie 400 m) sięgnęły odpowiednio po srebro i brąz. Trzecie miejsce zajęła sztafeta 4×400 m pań. Medal cieszy, choć pewnie gdyby wystartowała Justyna Święty-Ersetic moglibyśmy liczyć na coś więcej. Niestety, kontuzja pokrzyżowała jej plany…
Jeszcze kilka tygodni temu, gdy myśleliśmy o 800 m na HME, to do głowy przychodziło nam przede wszystkim jedno nazwisko. Kszczot. Adam Kszczot. Profesor tego dystansu, trzykrotny halowy mistrz Europy, dwukrotny wicemistrz świata na stadionie. Słowem: kozak i do niedawna dominator w kraju. Jego status podważył niedawno… Dobek, który ograł Adama w mistrzostwach Polski. Wtedy Patryk mówił o swoim wyczynie Polsatowi Sport bardzo skromnie:
– Bieg na 800 m to pewien eksperyment, którego spróbowaliśmy z trenerem przed tym sezonem. Mam minimum indywidualne na halowe mistrzostwa Europy. Zobaczymy, co uda się tam zwojować, bo zawodnicy z innych krajów biegają bardzo szybko.
Z tych słów wynika jedno: nie spodziewał się, że w Toruniu sięgnie po medal, o złocie nie wspominając. A jednak – zrobił to! Był fenomenalny i w pokonanym polu pozostawił między innymi Kszczota, dziś zaledwie czwartego. Adam w końcówce biegu zgubił rytm, co było chyba efektem twardej walki z Brytyjczykiem Jamie Webbem. Gdy go odzyskał, było już za późno by dogonić kolegów z kadry. A może też zabrakło mu najzwyczajniej w świecie pary? Tego też nie możemy wykluczyć.
I jeszcze ciekawostka: trenerem Dobka jest Zbigniew Król, ex-szkoleniowiec Kszczota…
– Byłem cały czas czujny i kontrolowałem co zrobią rywale. Trzy razy w finale przechodziłem o “oczko” wyżej, ostatni raz na 200 m przed metą. Zauważyłem, że Brytyjczyk znowu schodzi na prawą stronę, robi się luka, więc pomyślałem: teraz albo nigdy – mówił po wszystkim mistrz na antenie TVP Sport.
Jakiś czas temu Patryk tłumaczył publicznie, że latem pewnie wróci do biegania na 400 m przez płotki. Jesteśmy ciekawi, czy po takim sukcesie nie zmieni zdania…
SPONSOREM GENERALNYM PZLA JEST PKN ORLEN
Zastanawiamy się też, czy gdyby Borkowski nie rozpoczął swojego imponującego finiszu po trzecim (!) torze wcześniej, nie miałby złota. Mateusz pokazał bowiem nieprawdopodobną dynamikę, dzięki której skończył bieg jako drugi. A przecież wydawało się, że finał nie będzie mu pisany – wczoraj niemalże popłakał się w mixed zonie, gdy usłyszał od dziennikarzy, że został zdyskwalifikowany za zabieganie drogi Andreasowi Kramerowi. Na szczęście polskie odwołanie przyniosło skutek, a Mateusz nie zaprzepaścił szansy. To jeszcze dodamy, że dla 24-latka ze Starachowic srebro HME to zdecydowanie największy sukces w karierze.
Takowych na swoim koncie dużo więcej mają Asia Jóźwik i Angelika Cichocka, czyli biegaczki po przejściach. Dziewczyny z “trójką” z przodu, które miały w swoich karierach długie przerwy spowodowane kontuzjami. Urazy sprawiły, że na jakiś czas straciły wiarę w siebie, a niejeden ekspert przepowiadał, że nie dla nich już szybkie bieganie. Cóż, na szczęście udowodniły, że jest inaczej. Dziś dały się wyprzedzić tylko znakomitej Brytyjce Keely Hodgkinson. Aśka straciła do niej 0,12 setnych sekundy, a Angelika 0,27.
Niewiele, mamy nadzieję, że kolejne miesiące dziewczyny przepracują bez urazów, co zaowocuje wynikami na światym poziomie. Jóźwik osiągała je choćby w 2016 roku, kiedy na 800 m zajęła na igrzyskach piąte miejsce. Cichocka ma na swoim koncie złoto ME na 1500 m w Amsterdamie (2016). Głęboko wierzymy, że obie nawiążą jeszcze do czasów swojej świetności…
Mamy też nadzieję, że na igrzyskach zdrowie dopisze wszystkim Aniołki Matusińskiego. Dziś z powodu urazu nie mogła wystąpić srebrna medalistka z wczoraj na 400 m, czyli Święty-Ersetic. Ta absencja była odczuwalna, chociaż oczywiście panie robiły co mogły, żeby zdobyć medal. Szczególne zaimponowała nam biegnąca na drugiej zmianie Małgosia Hołub-Kowalik. Kiedy przejęła pałeczkę od Natalii Kaczmarek, Polska była czwarta. Gosia włączyła jednak takie turbo, że zawstydziłaby nawet Kamila Grosickiego z najlepszych lat. Efekt? Dała Biało-Czerwonym prowadzenie!
Niestety, biegnąca tuż po niej Kornelia Lesiewicz miała pod koniec zmiany problemy, zgubiła rytm, przez co Polkom uciekły Holenderki i Brytyjki. Sporej straty do nich nie zdołała już odrobić Aleksandra Gaworska, która na szczęście utrzymała trzecią pozycję. Brawo, a Kornelia nie powinna się przejmować – jej debiut w poważnych międzynarodowych zawodach i tak trzeba uznać za udany. Szczególnie, że mówimy przecież o zaledwie 17-letniej dziewczynie…
Fot. Newspix.pl
Jakich igrzyskach? Na pewno nie tych w 2021, bo te się nie odbędą.
Baranie, nie ma czegoś takiego jak 0,12 setnych sekundy…