Są takie wyniki, które wyprzedzają swoją epokę. Rekordy świata, utrzymujące się potem przez kolejne pokolenia sportowców. Śmiało można napisać, że ten Inesy Kraweć “przeżył” co najmniej dwa, ma już bowiem 25 lat. I kto wie, czy jeszcze nie poczeka na pogromczynię. Choć ostatnio pewna Wenezuelka poważnie się do niego zbliżyła…
Pionierka
Lata 90. były dla niej najlepszym okresem. Jej pasmo największych sukcesów odnoszonych na stadionie w 1992 roku. Na igrzyskach w Barcelonie startowała wówczas jako zawodniczka Wspólnoty Niepodłych Państw i wyskakała srebro. Tyle że nie w trójskoku – w którym w kolejnych latach miała odnosić największe sukcesy – a w skoku w dal. Do złotej Heike Drechsler zabrakło jej zresztą tylko dwóch centymetrów. Było to o tyle ciekawe, że niedługo przed tym, jak w Hiszpanii stała na podium, została mistrzynią Europy. W trójskoku.
To jednak nie tak, że w Barcelonie w swojej koronnej konkurencji sobie nie poradziła. Było zupełnie inaczej – nie mogła w niej tam startować, bo… nie było jej jeszcze w programie! Trójskok, który dziś doskonale znamy z wszelkich lekkoatletycznych zawodów, również w wykonaniu kobiet, wtedy na igrzyskach był jeszcze wyłącznie męską specjalnością.
Ale konkurencja powoli wkradała się na światowe podwórko i Kraweć zaczęła z tego korzystać. Już na początku 1991 roku została pierwszą w historii halową mistrzynią świata w trójskoku, w tym samym sezonie po raz pierwszy pobiła rekord świata, a dwa lata później obroniła mistrzowski tytuł (na tej samej imprezie zgarnęła też brąz w skoku w dal). Wszystko wskazywało na to, że powtórzy ten sukces i na otwartym stadionie. Tyle że w międzyczasie otrzymała trzymiesięczną dyskwalifikację. Za doping, oczywiście. To pierwsza kontrowersja w jej karierze. Druga przyjdzie po latach.
Ban ostatecznie jej nie zatrzymał. Co nie udało się w 1993, powetowała sobie dwa lata później. A w kolejnym roku znów została pionierką – w Atlancie wyskakała sobie złoty medal olimpijski. Wtedy reprezentowała już Ukrainę, swój kraj, niepodległy. I niesamowicie się z medalu cieszyła. Sukces, mimo wieku, chciała powtórzyć jeszcze w Sydney. Nie mogła tego jednak zrobić – w lipcu 2000 roku wykryto u niej kolejne niedozwolone środki i zdyskwalifikowano na dwa lata. Wróciła jeszcze w 2003 roku, zgarnęła nawet srebro halowych MŚ w skoku w dal, ale nie poszły za tym kolejne osiągnięcia.
Gdy skakała najdalej w historii, niczego w jej organizmie jednak nie znaleziono. I choć do dziś budzi to kontrowersje, nie zmieni się jedno – rekord świata Inesy Kraweć ma 25 lat i jest oficjalnie uznany przez World Athletics.
Najdalej
Goeteborg okazał się znakomitym miejscem dla trójskoczków. Trzy dni przed tym, jak swój rekord na mistrzostwach świata ustanowiła Kraweć, inny – też zresztą niepobity do dziś – wyskakał Jonathan Edwards. Brytyjczyk, który niespełna miesiąc wcześniej rekordowy rezultat osiągnął po raz pierwszy (17,98 m) najpierw został pierwszym w historii człowiekiem, który przekroczył w trójskoku 18 metrów (18,16), a potem jeszcze ten wynik poprawił, lądując na 18 metrze i 29 centymetrze. Choć – wyjątkowo – nawet lepiej wygląda to w innym systemie miar. Wynik ten wynosi bowiem równe 60 stóp.
Kraweć wylądowała ponad 2,5 metra bliżej, ale też przebiła pewną granicę. Jako pierwsza kobieta w historii osiągnęła 15,5 metra. Wylądowała dokładnie na tym punkcie. Co do centymetra. Pobiła tym samym poprzedni rekord o 41 centymetrów! Rywalki odsadziła zdecydowanie – druga Iwa Prandżewa zanotowała wynik 15,18 m (co też byłoby nowym rekordem świata), a trzecia – Anna Biriukowa – lądowała o kolejnych 10 centymetrów bliżej.
W następnych latach do rekordu Ukrainki nikt nie mógł się zbliżyć, nawet… ona sama. Blisko tego była tylko raz – na igrzyskach w Atlancie. Skoczyła wtedy 15,33 metra i to przy ujemnym (-0,1 m/s) wietrze. Co niesamowite, te dwa skoki były jej jedynymi, w których przekroczyła 15 metrów! Oznacza to, że na największych imprezach prezentowała się zdecydowanie najlepiej. Co zresztą, biorąc pod uwagę jej dwie dopingowe wpadki, budzi jeszcze większe podejrzenia.
Coraz bliżej
Nic dziwnego, że wielu chciałoby, by rekord Kraweć wreszcie został wymazany z historycznych ksiąg. Długo wydawało się, że to niemożliwe. Jeszcze do niedawna najbliżej wyniku Ukrainki skoczyła w 2008 roku Francois Mbango Etone z Kamerunu – 15,39 m. Poza nią i Inesą tylko trzy inne zawodniczki w historii przeskakiwały 15,30. Dwie w 2004 roku i Caterine Ibarguen dziesięć lat później. Kolumbijka nie była jednak w stanie wskoczyć na poziom, na którym mogłaby pokusić się o pobicie rekordu świata. Wydaje się jednak, że co nie udało się reprezentantce Kolumbii, to zrobić może jej koleżanka po fachu z sąsiedniego kraju – Wenezueli.
Yulimar Rojas w zeszłym roku została bowiem drugą w historii kobietą, która na stadionie przeskoczyła 15,40 m. O centymetr przebiła tę granicę w hiszpańskim Andujar. Poprzedni sezon był zresztą w jej wykonaniu fantastyczny – przy okazji pięciu startów przeskakiwała 15 metrów. Jej najsłabszym wynikiem – nie licząc kwalifikacji do MŚ – było 14,74 m z Zurychu. To była zresztą jedna z jej zaledwie dwóch porażek. Na dziewięć startów. W obu przypadkach plasowała się na drugim miejscu podium.
Ten rok – jeszcze przed przerwą wywołaną koronawirusem – rozpoczęła od jeszcze dalszych skoków. W hali osiągnęła wynik 15,43 m. Pobiła tym samym rekord świata pod dachem. Na stadionie jeszcze nie startowała. Biorąc pod uwagę jej formę, wymuszona przerwa pewnie niezbyt jej się podoba. Inna sprawa, że Rojas w tym roku skończy zaledwie 25 lat. Kraweć swój rekord świata ustanowiła w wieku niespełna 29. Olimpijskie złoto zgarnęła tuż przed trzydziestką.
Innymi słowy: Yulimar Rojas ma i czas, i możliwości, by pobić rekord Inesy Kraweć. Jednak, jak pokazało dotychczasowe 25 lat, nie jest to łatwa sprawa.
Fot. YouTube