Na wsi mąż gotował obiady, a ja robiłam dwa treningi dziennie. Wykręcałam życiowe wyniki

Na wsi mąż gotował obiady, a ja robiłam dwa treningi dziennie. Wykręcałam życiowe wyniki

Jak zaraziła się pasją do wioślarstwa? Jak wyglądają treningi sportu, w którym jedną z najważniejszych cech jest wytrzymałość? Czy pandemia wpłynęła na jej tryb przygotowań, i jakie ma oczekiwania względem Igrzysk Olimpijskich w Tokio? Na te i inne pytania odpowiada Maria Sajdak – brązowa medalistka z IO w Rio de Janeiro oraz mistrzyni świata i Europy w czwórce podwójnej kobiet.

Maria, w dużym mieście za młodu łatwo zainteresować się takimi sportami jak piłka nożna, czy koszykówka, gdyż boiska do uprawiania tych sportów są wszędzie. Ale jak w Krakowie połknęłaś bakcyla na wioślarstwo?

Chodziłam do Szkoły Podstawowej nr 4, znajdującej się na ulicy Smoleńsk, zaraz obok Rynku Głównego. To była bardzo fajna szkoła, rozwijała ucznia we wszystkich kierunkach. Ja byłam bardzo aktywnym dzieckiem. Lubiłam wychowanie fizyczne, chodziłam do szkolnego klubu sportowego po lekcjach. W ramach zajęć WF-u nauczycielka urządzała wyjścia klubu wioślarskiego, w którym co roku organizowany jest nabór dzieci. Mieliśmy tam wyścigi pomiędzy sobą. Na koniec tej lekcji trenerka wybrała parę osób – w tym mnie – i zaprosiła nas na trening. I rzeczywiście, na następny dzień przyszłam, jeszcze z koleżanką. Koleżanka już nie trenuje, a ja zostałam i przychodzę dalej.

Zwerbowała cię pani trener Iwona Wójcik-Pietruszka, której zawodniczką jesteś do dziś. To dość niespotykana sytuacja, przez całą karierę mieć tego samego trenera.

Rzeczywiście, nieczęsto się to zdarza, że się ma jednego trenera przez całe życie. Zmienia się kluby, grupy wiekowe i to może się wiązać ze zmianą trenera. W moim wypadku zawodnicy przechodzili przez grupy wiekowe, będąc u tego samego szkoleniowca. Jak widać, wyszło to na dobre. Z trenerką już mam mniej powiązań czysto sportowych, gdyż jestem objęta kadrowym programem szkolenia, ale dalej jesteśmy ze sobą zżyte i mamy bardzo dobry kontakt. W naszym sporcie trener klubowy organizuje tylko rzeczy stricte związane z klubem. Ale rzeczywiście, z nikim innym nie chciałabym współpracować.

Bardziej – oczywiście poza umiejętnościami trenerskimi – ceniłaś sobie to, że ktoś zna ciebie jako zawodniczkę. A co za tym idzie, zna twoje potrzeby treningowe.

Dokładnie. Dzięki niej jestem tym, kim jestem.

Opowiedz proszę o warunkach treningowych, jakie posiadacie w Krakowie. Dysponujecie przystanią wioślarską, znajdującą się przy ulicy Kościuszki. Jak wasza baza wygląda w porównaniu do innych ośrodków w Polski?

W Krakowie jest tak, że mamy fantastyczną Wisłę. To jest piękny „obiekt”. Bieg Wisły jest regulowany tamą z dwóch stron, co wpływa na bieg rzeki, posiada mało zakrętów, jest szeroka, nie ma wirów. Śmiało mogę powiedzieć, że Kraków ma jedno z lepszych miejsc do trenowania. Wiadomo, że prąd występuje i nie da się tu zrobić zawodów, ale do samego treningu jest fantastycznie. Nawet dziś pogoda jest piękna, śmiało można by schodzić na wodę. Ja tutaj przyjeżdżam i robię plan trenera kadrowego. Ale nawet dzieci, w miesiącach kiedy po 17:00 jeszcze jest jasno, przychodzą po szkole i schodzą na wodę, bo są do tego super warunki.

Czyli Kraków ma jedne z najlepszych warunków naturalnych do uprawiania tego sportu?

Mogę tak powiedzieć. Wiadomo, że gdzie indziej są porównywalne. W Poznaniu jest Malta, ale pływanie na torze też ma swoje wady. Są też jeziora, jak w Kruszwicy, ale i one nie są pozbawione wad. Naprawdę, myślę że mam tu najpiękniejsze miejsce do trenowania – tym bardziej, że jestem przywiązana do Krakowa.

Obiektowo, zaplecze klubowe może jest trochę gorsze. To stare obiekty i wymagałyby remontu, albo jakiejś modernizacji. Jest coraz więcej dzieci, i coraz większy problem żeby się pomieścić na tym obiekcie. Trenerzy i zarząd robią wszystko, żeby tym dzieciakom było jak najlepiej. Natomiast rzeczywiście, wymagałoby to remontu. Powiem szczerze, że chodzę tam już sporadycznie. Ja trenuję zwykle tutaj, w ATklubie [klub fitness, w którym spotkaliśmy się porozmawiać- dop. red.]. Mam tu siłownię, jest mało ludzi, jest czysto, mam blisko do domu. Dzięki przychylności właścicieli mogę spędzać tu tyle czasu, ile chcę, i mam wszystko czego potrzebuję.

Czy odczułaś, że wasz sukces przyczynił się do poprawy warunków treningowych albo rozpropagowania wioślarstwa w Polsce, czy może to był chwilowy wzrost zainteresowania?

Wydaje mi się, że coraz więcej dzieci pojawia się na treningach. Na pewno po igrzyskach w Rio de Janeiro pojawiło się dużo ludzi. Teraz z powodu koronawirusa zrobił się problem, gdyż nie można prowadzić naborów w szkołach. Więc szkoły nie wypuszczają dzieci do klubów sportowych i również nie wpuszczają nikogo obcego do uczniów. Problem zrobił się też z organizowaniem zawodów, które się nie odbywały, więc dzieci nie mają motywacji. Tym bardziej, że teraz też jest dla młodych dużo ciekawszych rzeczy i trudno jest je przekonać, że sport jest fajny, jeżeli jest ciężki. Bo wioślarstwo jest rzeczywiście ciężkim sportem, który wymaga zaangażowania i systematyczności. A to u najmłodszych trzeba wypracować.

Właśnie, dobrze że poruszasz tę kwestię. Jakie są najważniejsze cechy potrzebne do osiągnięcia sukcesu w tym sporcie? Pytam z tego względu, że twoja pani trener otwarcie mówi, że ty nie miałaś najlepszych warunków fizycznych. Razem z tobą zaczynały dzieciaki, które były na przykład wyższe – a wzrost we wioślarstwie stanowi ważny atut. Ale to ty się przebiłaś. Czyli ciężka praca, nie ma drogi na skróty?

Patrząc pośród kadrowiczów, jestem jedną z niższych osób. Nawet jak przychodzą młodsze dziewczyny, to już są wyższe ode mnie. Rzeczywiście może być coś w tym, że jak miałam coś zrobić, to po prostu tu robiłam. Jak wyjeżdżałam na święta z rodziną, to rozmawiałam z trenerką. Ona mi rozpisywała plan i ja go realizowałam. Chodziłam biegać, robiłam w pokoju pompki, przysiady, po prostu traktowałam to poważnie. Nawet będąc małym dzieckiem, nie do końca wiedząc jak, ale jakoś na swój sposób realizowałam to, co miałam zrobić. Trzeba było zaufać komuś, kto się na tym zna, że jak coś mi mówi że mam zrobić, to rzeczywiście ma sens. Teraz dzieci zaczynają kwestionować wszystko, co ktoś mówi. Ciężko im zaufać drugiemu człowiekowi, że on się rzeczywiście zna. Oczywiście, może się raz powinąć noga, każdy popełnia błędy, ale jednak zna się na tym co robi. Czasami trzeba zaufać.

Zostając w temacie świąt, czy do twojego treningu dochodzi element diety? 

Nigdy jej nie miałam. Spalamy dużo kalorii. Zawsze jadłam dużo i wszystko, więc nie było z tym problemu, że miałam niedobór czegoś w organizmie. Tak naprawdę, prędzej jadłam za dużo, niż za mało. Ale trenując taki sport jak wioślarstwo, można sobie na to pozwolić.

Co najbardziej napędzało cię w pierwszych latach kariery? Sama chęć rywalizacji z innymi, czy nagrody – nazwijmy to – namacalne. Myśl, że „chcę zdobyć ten puchar, chcę zdobyć ten medal”?

Powiem szczerze, że myśmy robiły to, co miałyśmy zrobić. Te sukcesy przychodziły same, i były naturalną pochodną naszej pracy. My trenowałyśmy, i to nam sprawiało przyjemność. Jeździłyśmy razem na obozy letnie, i tworzyłyśmy zgraną grupę. Myślę, że to był jeden z głównych czynników – mogłam spędzać czas w sposób jaki lubię, z fajnymi ludźmi, którzy podzielają moje zainteresowania. Do dziś zresztą przyjaźnimy się z Jolą Jazgar, z którą pływałam w klubie przez całe dzieciństwo.

Kiedy zaczęłaś jeździć na kadrę młodzieżową, to pomimo że cele się zmieniły – wszak mierzyłyście już w odniesienie sukcesu – to i tak zgranie waszej obsady zaprocentowało w przyszłości.

Tak, długo wiosłowałyśmy w podobnym składzie. Z czwórki na młodzieżowych mistrzostwach świata w Trokach w 2012 roku, ja, Agnieszka Kobus oraz Monika Chabel startowałyśmy cztery lata później na igrzyskach w Rio de Janeiro, razem z Joanną Hentką. Z Agnieszką jesteśmy w obsadzie do dziś.

Czwórka podwójna kobiet z medalami z Rio – Maria Sajdak, Agnieszka Kobus-Zawojska, Monika Chabel, Joanna Hentka Fot. Newspix

Obecnie pracujesz z trenerem Jakubem Urbanem gdyż – jak wspomniałaś – jesteś włączona do kadrowego programu treningowego. Jak wygląda taki trening?

W okresie zimowym mamy treningi wysokogórskie. Jeździmy wtedy na nartach biegowych, to daje możliwość długich treningów wytrzymałościowych. Trzy razy w tygodniu mamy też zajęcia na siłowni. W zależności od okresu, skupiamy się tam na sile, dynamice lub wydolności. Nieodłącznym elementem jest praca na ergometrze, który jest odzwierciedleniem ruchu wioślarskiego. Poza tym są elementy dodatkowe, jak bieganie czy rowery.

Zatrzymajmy się przy rowerach. Na jednym z ubiegłorocznych zgrupowań miałaś nieprzyjemny wypadek.

Tak, to było we wrześniu. Miałyśmy jazdę rowerową w ramach treningu i jechałyśmy w peletonie. W pewnym momencie koleżanki przede mną wyhamowały, a ja już niestety nie zdążyłam. Nadziałam się na tylne koło innego roweru, przez co naderwałam bark. W efekcie ominęły mnie październikowe mistrzostwa Europy. Zastąpiła mnie Kasia Boruch, i dziewczyny super się spisały, wywalczyły brąz. Ale mam nadzieję, że w tym roku ze mną popłyniemy jeszcze szybciej!

Trener Urban podszedł do sprawy wyrozumiale, nie zabronił wsiadać na rower?

Oczywiście, że nie. To był ludzki błąd. Czyj? Trudno powiedzieć, pewnie mój, nie ma sensu zwalać winy na innych. Ale każdemu mogło się to przytrafić, akurat padło na mnie. Na rowerze dalej mogę jeździć, chociaż przedniego koła z tamtego roweru już nie uratowałam.

Dużo mówisz o waszym przygotowaniu wytrzymałościowym. Jak zatem wygląda dobór obsady czwórki? Można by pomyśleć, że trener kadry ma prostą pracę – wybrać cztery zawodniczki z najlepszymi wynikami na ergometrze i wsadzić je do łodzi. Dodajmy kolejną informację dla laików – wy startujecie w łodzi, nie w kajaku!

(śmiech) Kasia Zillmann wciąż się bardzo irytuje, kiedy słyszy że pływamy w kajakach. Ja już macham na to ręką.

Nie zawsze cztery najbardziej siłowe zawodniczki zgrają się tak, żeby płynąć najszybciej. W tym celu obsada musi tworzyć zespół i do siebie pasować. Musimy współpracować i nam się to rzeczywiście udaje. Myślę, że dzięki temu, że mamy dobry kontakt poza treningiem, to też pozwala nam lepiej się zgrać.

A propos kontaktu poza treningiem, jak wyglądają wasze relacje na zgrupowaniach? Przebywacie ze sobą dzień w dzień przez trzy tygodnie, macie różne charaktery, nie masz czasami po prostu dość?

Przeważnie na obozach mieszkamy w pokojach dwuosobowych i mieszamy się pomiędzy sobą. Czasem jestem w pokoju z Martą Wieliczko, czasem z Agnieszką, czasem z Kasią. Generalnie mamy ze sobą bardzo dobry kontakt i się dogadujemy. Wiadomo, że też bywają zgrzyty i po trzech tygodniach potrafimy się pokłócić – jak to kobiety! Pojawia się zmęczenie, a przy większym zmęczeniu człowiek jest bardziej nerwowy. Ale później potrafimy usiąść, pogadać i rozluźnić tę atmosferę. Czasem trener też jest nerwowy, co i na nas wpływa, ale ogólnie mamy dobry kontakt. Ufamy sobie i wiemy, że to co robimy, robimy rzeczywiście dobrze.

Czyli po paru dniach od przyjazdu ze zgrupowania masz już takie myśli, że byś wróciła.

Generalnie tak, i cieszę się kiedy ponownie spotykamy się z dziewczynami.

A jak wyglądały wasze treningi w okresie pandemii?

Kiedy w ubiegłym roku wprowadzono kwarantannę przy powrocie zza granicy, myśmy akurat wrócili w ten sam dzień z Portugalii. Więc kwarantannę spędziłam z mężem, w domku na wsi. Miałam tam cały sprzęt treningowy, zarówno siłownię jak i ergometr. Mąż gotował obiady, a ja robiłam dwa treningi dziennie. Spędzaliśmy dużo czasu razem, co dawno się nie zdarzyło, bo do listopada byłam cały czas na zgrupowaniach. Dla mnie to był bardzo dobry okres, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Wykręcałam wtedy życiowe wyniki na ergometrze!

Okres rozłąki z rodziną i bliskimi jest w waszym przypadku bardzo długi.

Tak, w zależności od sezonu spędzamy na obozie 260-300 dni w roku. W tym roku było tego trochę więcej. Po okresie kwarantanny wróciliśmy z mężem do Krakowa. Wtedy jeszcze mieszkaliśmy z teściami na Bielanach. Mąż jeździł do pracy, ja trenowałam w domu, i tak trwało to ze 3 tygodnie. A następnie pojechaliśmy na pierwsze zgrupowanie do Wałcza.

Jak wyglądało samo zgrupowanie w Wałczu? Tamtejszy Centralny Ośrodek Sportu był jednym z pierwszych, który zdecydował się przyjąć grupy zawodników. A wioślarze i kajakarze byli pierwszą grupą, która skorzystała z zaproszenia.

Wraz z przyjazdem na obóz zrobiono nam testy na COVID. Do otrzymania wyników testów mieliśmy nie opuszczać pokojów. One miały być na drugi dzień, ale nie wiadomo dlaczego czas oczekiwania się przedłużał do kilku dni. Zatem niektórzy zawodnicy zaczęli wychodzić poza teren ośrodka, chociaż teoretycznie nie mogli. Obsługa ośrodka miała chodzić w maseczkach, i też nie każdy się do tego stosował. To było takie ciut wątpliwe, czy ten system działa, czy nie działa. To wszystko było niepewne, już nie wiadomo było co można, a czego nie można robić. A myśmy w gruncie rzeczy musiały robić swoje i trenować.

Kończąc tematy pandemiczne, czy w tobie jest jakiś rodzaj niepewności że igrzyska się odbędą? Patrząc na ostatnie zawirowania w Japonii co do ich organizacji, opinie w tym względzie są podzielone.

Na razie dostaliśmy zapewnienia, że igrzyska powinny się odbyć. Oczywiście, nie można tego być pewnym na 100%, ale jako zawodnicy otrzymaliśmy już wytyczne od FISA [Międzynarodowa Federacja Wioślarska- dop.red.] dotyczące procedur bezpieczeństwa, i tego jak całe zawody będą przebiegać pod tym kątem. Mam nadzieję że igrzyska dojdą do skutku. Dzień w którym dowiedziałam się o odwołaniu imprezy w pierwszym terminie, nie należał do najprzyjemniejszych w moim życiu…

Wróćmy do zawodów. Jak wygląda sam wyścig? Wtedy skupiacie się wyłącznie na sobie zakładając, że tempo wiosłowania jakie sobie założyłyście da wam dobry wynik, czy jednak zerkacie na poczynania rywalek na innych torach?

Płynąc w trakcie wyścigu, jesteśmy skupione na tym, co mamy robić. Kasia z przodu nadaje tempo. My musimy robić to co ona, i jej pomagać. Z tyłu, na czwartej dziurze, siedzi Agnieszka. Jej zadaniem jest kontrolowanie sytuacji oraz – w razie czego – podanie hasła. My z Martą musimy na nie reagować. Tu właśnie ważny jest ten przepływ komunikacji pomiędzy nami.

Katarzyna Zillmann określiła waszą środkową dwójkę mianem koni pociągowych.

Tak, ale to poprawne określenie! My musimy mieć dużo siły, żeby właśnie pomagać Kasi i napędzać tę całą łódź. Ale to ona dyktuje tempo. Ma dobry rytm, i jeżeli my pojedziemy to, co pojedzie ona, to ten rytm jest ekonomiczny. W ten sposób jak najmniej się zmęczymy, płynąc jak najszybciej. My musimy dać jej możliwość zmiany tego rytmu na jeszcze szybszy. Agnieszka z kolei musi być bardzo dynamiczna, bo z tyłu ten rytm wydaje się szybciej. Łódka się podnosi i opada, więc trzeba szybciej wejść do wody.

Na pytanie, który medal ceni najbardziej, Justyna Kowalczyk odpowiedziała dziennikarzowi, że to tak jakby ona go zapytała, które ze swoich dzieci bardziej kocha. Mimo wszystko, muszę ci zadać podobne pytanie. Posiadasz złote medale mistrzostw świata i Europy. Ponadto zdobyłaś całą gamę srebrnych i brązowych medali z tych imprez. Oprócz tego, zdobyłaś brąz na igrzyskach w Rio, choć w troszkę innym składzie.

Wydaje mi się, że medal z igrzysk olimpijskich dalej jest najważniejszy. Mimo tego, że mistrzostwo świata jest złote, a w tym samym roku zdobyłyśmy też mistrzostwo Europy. To też jest bardzo cenne, bo rzadko się zdarza by w jednym roku ktokolwiek zdobył oba tytuły. Wtedy zostałyśmy również wybrane przez FISA najlepszą kobiecą obsadą. Ale sam fakt, że o tym medalu olimpijskim ludzie wiedzą. Wiadomo, że nie wszyscy, ale spora część wie. O mistrzostwie świata, ledwo było słychać w telewizji. Więc myślę że to sprawia, że ten brąz jest jednak ważniejszy.

Podczas innych rozmów wspominałaś, że igrzyska w Tokio będą twoimi ostatnimi. Jakie są twoje oczekiwania na tą – najważniejszą w karierze – imprezę?

Wynik musi być lepszy, niż był. Musi to być przynajmniej srebro, a myślę, że będziemy celować w złoto!

Jesteś przykładem sportowca, który zapewnił sobie alternatywę w „życiu po życiu”.

Rzeczywiście, ukończyłam studia na Akademii Górniczo-Hutniczej z zakresu inżynierii materiałowej. Zawsze byłam dobra z chemii i matematyki, szkoda było marnować tej wiedzy, więc wybrałam studia ze względu na predyspozycje naukowe. Gdybym poszła na AWF, musiałabym się nauczyć biologii, której nienawidziłam. AGH znajduje się również blisko klubu wioślarskiego, i to też był dodatkowy atut. Ale myślę, że nie będę pracować do końca w zawodzie. Pięć lat temu skończyłam studia, więc cała inżynieria materiałowa się zmieniła. Natomiast byłabym w stanie nadrobić te zaległości.

Miałaś problemy z pogodzeniem nauki i treningów?

Problem na studiach pojawiał się, kiedy nie było mnie na zajęciach, bo byłam na zgrupowaniu. Dwa lata studiowałam normalnie, bo jeszcze nie byłam w kadrze. Byłam dobrym studentem, miałam stypendium naukowe. Może trochę dlatego wykładowcy mnie poznali i wiedzieli, że jestem w stanie nauczyć się materiału. To mi później pomogło uzyskać przychylność przy zmianie różnych terminów, później pozwalano mi zamieniać obecności na inną formę zaliczenia przedmiotów – pisanie esejów, sprawozdań czy prac, odrabianie zajęć laboratoryjnych. Trzeba było się dogadać, i po prostu chcieć. Jak się chciało, to się mogło. Teraz są studia zdalne, i myślę że to by dużo pomogło. Wiele osób teraz zaczyna studiować, bo rzeczywiście jest możliwość bycia na obozie i studiowania.

Biorąc pod uwagę nieprzewidywalność kariery sportowej, polecasz innym zawodnikom szukanie własnej, pozasportowej ścieżki?

Oczywiście, niech działają! Natomiast mnie to rzeczywiście dużo kosztowało. I jak skończyłam te studia, napisałam magisterkę, obroniłam ją, to powiedziałam że już nie będę się uczyć, bo mnie to wykończyło psychicznie! (śmiech)

Powodzenia w Tokio oraz mam nadzieję że po karierze zostaniesz również przy sporcie.

Dziękuję bardzo. Myślę, że nie odetnę się od sportu po zakończeniu kariery. Szkoda by było marnować doświadczenia i wiedzy, którą posiadam.

ROZMAWIAŁ SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

 


Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najlepiej oceniane
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze
Wiktoria
Wiktoria
2 lat temu

Wioślarze tworzą OSADĘ, obsada to może być w filmie :]]]]

Aktualności

Kalendarz imprez