W starożytności z ich powodu na dwa miesiące przerywano działania wojenne. I z tym kojarzą się igrzyska – pokojem, równością i braterskością osiąganymi poprzez sport. Stąd przyznanie ich organizacji takim państwom jak Chiny czy Rosja wywołało wśród opinii publicznej falę oburzenia.
Często bowiem można było usłyszeć twierdzenia, że oddanie igrzysk państwom zaangażowanym w konflikty terytorialne, w których wolność słowa pozostawia wiele do życzenia, stanowi zaprzeczenie wartości olimpijskich. Ale Rosja i Chiny nie stanowią niechlubnych wyjątków. Przeciwnie – przyznawanie turnieju olimpijskiego państwu, które aktualnie gdzieś na świecie przelewa krew, towarzyszyło nowożytnym igrzyskom olimpijskim od ich samego początku.
Witamy w kolonii
Sytuacja, w której kraj gospodarza był uwikłany w konflikt, miała miejsce już podczas drugich igrzysk olimpijskich, rozgrywanych w 1900 roku w Paryżu. Świat znajdował się wówczas w erze kolonializmu. Stany Zjednoczone, Rosja, Japonia oraz mocarstwa zachodnioeuropejskie – na czele z Wielką Brytanią i Francją – posiadały na świecie gros terytoriów zależnych. A to doprowadzało do napiętych sytuacji czy to z państwami sąsiadującymi z koloniami, czy też rdzennymi mieszkańcami podporządkowanego terenu.
I tak Francja w czasie organizowania igrzysk była zaangażowana w konflikt w Borno. Kilka lat wcześniej władzę w tym środkowoafrykańskim kraju przejął Rabih az-Zubayr. Był lokalnym watażką, odpowiedzialnym między innymi za handel niewolnikami. Rok przed igrzyskami wtrącił do więzienia, a następnie powiesił Ferdinanda de Behagle – eksploratora Afryki, wysłanego do Borno w następstwie zaniepokojenia Francuzów poczynaniami nowego władcy terytoriów, znajdujących się w sąsiedztwie ich afrykańskich kolonii. To posunięcie było niczym wypowiedzenie wojny.
Na niecały miesiąc przed igrzyskami doszło do bitwy pod Kousseri (teren dzisiejszego Kamerunu), w której wojska Rabiha az-Zubayra poniosły klęskę. On sam zginął, tak jak minimum tysiąc jego żołnierzy. To zwycięstwo ustabilizowało kolonialną pozycję Francji w środkowej Afryce. W dodatku Francja cały czas umacniała swoje rządy na Madagaskarze. Oczywiście robiła to wprowadzając politykę krwawego terroru na wyspie. Patrząc z tej perspektywy, pojawienie się na paryskich igrzyskach dziwacznej konkurencji strzelania do żywych gołębi – symbolu pokoju – było gorzką ironią losu.
Jakby tego było mało, Francja przed II wojną światową ponownie organizowała igrzyska olimpijskie. I to podwójne – letnie w Paryżu i debiutanckie, zimowe w Chamonix. To nie przeszkadzało im prowadzić działań zbrojnych w Syrii oraz wspierać Hiszpanów w wojnie z plemionami Berberów na terenie Maroka. W obu tych przypadkach przewodniczącym MKOl był twórca nowożytnego ruchu olimpijskiego – Pierre de Coubertin. Zatem jak poważnie traktować szczytne hasła o pokojowym symbolu igrzysk, skoro sam twórca nie za bardzo się nimi przejmował?
Na marginesie dodajmy, że Francuzi po wojnie zorganizowali jeszcze zimowe igrzyska w Grenoble w 1968 roku. Więc w okresie wzmożonej dekolonizacji, która skutkowała gaszeniem (zwykle nieskutecznym) idei niepodległościowych państw afrykańskich czy uczestnictwem w tamtejszych wojnach domowych.
Nie tylko Francja
Prawdziwe zmagania na terytoriach od siebie zależnych przechodziła Wielka Brytania. Imperium Brytyjskie było największą potęgą kolonialną i z tego względu było narażone na najwięcej tarć społecznych. Tylko w samym 1904 roku, kiedy zorganizowano igrzyska olimpijskie w Londynie, Brytyjczycy byli zaangażowani w aż osiem(!) działań zbrojnych na terytoriach zamorskich.
A gdybyśmy doliczyli ich aktywność militarną z całego okresu czterolecia, spis byłby długi niczym lista tygodniowych zakupów dla całej rodziny. Borneo, Somalia, Sudan, Nigeria, Tybet, Indie – na każdym z tych terenów żołnierze ówczesnego gospodarza igrzysk nie pełnili roli biernych obserwatorów. Po II wojnie światowej nie było inaczej. Brytyjczycy zaangażowali się w grecką wojnę domową, a na miesiąc przed pierwszymi powojennymi igrzyskami w ich kolonii na Malajach wybuchło antybrytyjskie powstanie.
Nie lepsi byli Holendrzy, którzy praktycznie przez całą pierwszą połowę XX wieku ścierali się z Indonezyjczykami, dążącymi do niepodległości. Tę udało się im uzyskać zaraz po II wojnie światowej. Holendrom wcale nie przeszkodziło to w zorganizowaniu dziewiątych igrzysk olimpijskich w 1928 roku.
Jednak prawdziwy popis hipokryzji oraz ignorancji MKOl nastąpił podczas organizacji letnich igrzysk w Berlinie oraz zimowych w Garmish-Partenkirchen. Tak, komitet przyznał Niemcom letnie igrzyska w 1931 roku, więc zanim Adolf Hitler doszedł do władzy. Ale naziści błyskawicznie wprowadzali w kraju ograniczenia prawne, wymierzone przeciwko Żydom i nie tylko. Już w marcu 1933 roku powstał pierwszy obóz koncentracyjny w Dachau, przeznaczony przede wszystkim dla opozycji antyhitlerowskiej. W krótkim czasie mapa III Rzeszy pokryła się całą siecią takich miejsc.
Jakkolwiek brutalnie by to nie zabrzmiało – wszak mówimy o ludzkich życiach – MKOl mógł nie przywiązywać uwagi do problemów kolonialnych poszczególnych państw. Przecież one działy się gdzieś w Afryce czy też na Dalekim Wschodzie. Ale Niemcy to centrum Europy. To wszystko miało miejsce tuż za rogiem, odbywały się zresztą liczne protesty przeciwko berlińskiej imprezie, jednak komitet nijak nie zareagował. Oczywiście naziści zapewniali, że będą przestrzegać karty olimpijskiej, wobec czego nie dojdzie do dyskryminacji na przykład sportowców pochodzenia żydowskiego. Chciano w ten sposób zniwelować potencjalny bojkot igrzysk, który byłby dla Niemców ciosem wizerunkowym.
I cóż, nazistowska maszynka propagandy działała bardzo sprawnie. Na czoło komitetu organizacyjnego przywrócony został Theodor Lewald – urzędnik i działacz sportowy pochodzenia żydowskiego, którego wcześniej odsunięto od komitetu. MKOl kupił niemiecką narrację. Ale jeszcze dalej posunął się Avery Bundage. Przewodniczący Komitetu Olimpijskiego USA nie dość, że był gorącym orędownikiem uczestnictwa Stanów Zjednoczonych na igrzyskach w Berlinie, to na samej imprezie doprowadził do wykluczenia ze sztafety 4 razy 100 metrów dwóch biegaczy pochodzenia żydowskiego – Sama Stollera i Marty’ego Glickmana.

Igrzyska olimpijskie w Berlinie, bieg na 100 metrów kobiet. Po lewej stronie Polka Stanisława Walasiewicz, która zdobyła srebrny medal. Fot. Newspix
Skoro już jesteśmy przy Amerykanach, im należy się osobny, obszerny rozdział w tej historii.
Duży może więcej
Do tej pory Jankesom ośmiokrotnie przypadał zaszczyt organizowania igrzysk olimpijskich. Po cztery razy tworzyli letnie i zimowe imprezy. Na osiem przypadków, gospodarze aż siedmiokrotnie byli zaangażowani w konflikty zbrojne podczas samych igrzysk lub po otrzymaniu praw do ich przeprowadzenia!
W 1932 roku Amerykanie gościli sportowców zarówno na letnich igrzyskach olimpijskich w Los Angeles, jak i zimowych w Lake Placid. Jednak wtedy w Ameryce Środkowej i na Karaibach rozgrywał się ostatni akt wojen bananowych. Amerykańskie działania miały na celu poszerzenie strefy wpływów w tych obszarach świata, ze szczególną uwagą na zdobycie kontroli w wybudowanym osiemnaście lat wcześniej Kanale Panamskim. W tym konflikcie to Stany Zjednoczone były agresorem, w czasie trwania igrzysk okupując Nikaraguę oraz Haiti. Dalej wcale nie było lepiej.
Lata sześćdziesiąte zaczęły się zimowymi igrzyskami olimpijskimi w Squaw Valley. Ale to też wejście w szczytowy okres zimnej wojny i wielka rywalizacja o wpływy na świecie pomiędzy USA a ZSRR. Napięta sytuacja panowała w Laosie, w którym Ameryka wspierała antykomunistyczny rząd królewski. Ta wojna domowa stanowiła jedną z przyczyn eskalacji konfliktu w Wietnamie. W każdym z tych przypadków Amerykanie działali niejako z tylnego siedzenia – w Wietnamie zaangażowali się bardziej bezpośrednio dopiero trzy lata po igrzyskach. Ale cały czas wspierali swoich sojuszników finansowo, a kwestiach militarnych zapewniały im kadrę szkoleniową oraz dowódczą. Zatem zaangażowanie mocarstwa w te konflikty jest niepodważalne.
A przecież po wyborze Squaw Valley w 1955 roku, miał miejsce kryzys libański, w którym Amerykanie poparli ówczesnego prezydenta Camille Chamouna – zdeklarowanego antykomunistę. USA włączyło się również do walki o utrzymanie niezależności Tajwanu od Chin.
Do tego dochodzi szereg działalności polityczno-finansowej USA w różnych zakątkach świata. Ruchy te miały na celu ograniczenie wpływów komunistów w danych krajach. I tak mowa tu o Filipinach, Kambodży, ponownie Laosie, Bliskim Wschodzie czy też sąsiadującym Meksyku. W tym ostatnim władzę utrzymywała Partia Rewolucyjno-Instytucjonalna (PRI). Rządy tej partii miały cechy dyktatury, na czele z torturowaniem i zabójstwami politycznych przeciwników. Zaś w latach sześćdziesiątych przez cały świat przeszła fala strajków, głoszących hasła poszanowania praw obywatelskich czy sprzeciwu wobec wojen. Nie ominęło to również Meksyku.
Punktem kulminacyjnym meksykańskich protestów była masakra w Tlatelolco. Ogromny protest – głównie środowisk studenckich i lewicowych – został krwawo stłumiony przez Meksykańskie Siły Zbrojne. Pacyfikacja strajku pochłonęła życie kilkuset osób, kolejne setki zostały wtrącone do aresztów – a to wszystko miało miejsce na dziesięć dni przed startem meksykańskich igrzysk w 1968 roku. Oczywiście, bezpośrednim sprawcą tamtych tragicznych wydarzeń jest PRI. Jednak buta meksykańskiego dyktatu wynikała między innymi ze wsparcia potężnego sojusznika, jakim były Stany Zjednoczone.
To jednak nie przeszkodziło MKOl wybierać USA na gospodarzy kolejnych igrzysk olimpijskich. Komitet przyznał organizację zimowej edycji turnieju w 1980 roku Lake Placid, jednak ważna jest data kiedy tego dokonał. Decyzja zapadła w roku 1974, podczas sesji komitetu w Wiedniu. Zatem przyznano turniej krajowi, który zaledwie rok wcześniej zawiesił czynne działania militarne w Wietnamie, ale cały czas był uwikłany w tę wojnę. Doprawdy, wspaniała nagroda za ograniczenie działań wojennych, w których – według różnych szacunków – zginęło od miliona trzystu tysięcy do nawet czterech milionów ludzi. Większość ofiar stanowiła ludność cywilna.
Los Angeles 1984? Jankesi rok wcześniej przeprowadzają inwazję na Grenadę, gdzie w wyniku zamachu stanu stołek premiera objął Bernard Conrad, którego zwolennicy zamordowali poprzedniego szefa rządu. Po obu stronach zginęło sześćdziesięciu czterech żołnierzy. Dodatkowo śmierć poniosło dwudziestu czterech cywili, z czego osiemnastu pacjentów szpitala psychiatrycznego omyłkowo zbombardowanego przez Air Force.
Tu cofnijmy się jeszcze cztery lata wcześniej. Jak wiadomo, Stany Zjednoczone zbojkotowały igrzyska olimpijskie w Moskwie. Ale najlepszy jest oficjalny powód według którego tak postąpiły. Uwaga, prosimy nie regulować mierników hipokryzji gdyby ich odczyty przekroczyły górną skalę. Amerykanie zakomunikowali, że bojkot wynika z sankcji nałożonych na Związek Radziecki przez NATO, gdyż Rosjanie rok przed igrzyskami rozpoczęli inwazję na Afganistan. A przecież nie godzi się aby gospodarz wielkiej imprezy, niosącej hasło pokoju na swoich sztandarach był stroną militarnego konfliktu, prawda?
Bynajmniej nie bronimy tu Związku Radzieckiego. Rosjanie też mają sporo za uszami – systemowy doping, starty sportowców-zawodowców pod szyldem amatorów, czy pośrednie lub bezpośrednie zaangażowanie w działania zbrojne w kilku krajach Afryki, takich jak Angola, Etiopia czy Somalia. Jednak przyznacie, że Amerykanie są ostatnią nacją na świecie, która mogłaby podnosić kwestię bojkotu igrzysk ze względu na aktywność militarną kraju-gospodarza.
Bo to nie wszystkie igrzyska zorganizowane przez USA w trakcie konfliktu zbrojnego. Po upadku Związku Radzieckiego, więc po okresie zimnej wojny, największe mocarstwo na świecie wcale nie wypadało pod tym względem lepiej.
Rok 1996 to igrzyska w Atlancie. Impreza zorganizowana na bardzo dobrym poziomie. Muhammad Ali – legenda boksu i zarazem symbol walki o prawa człowieka – zapalał znicz olimpijski. Szkoda tylko, że już na miesiąc przed wyborem Atlanty na gospodarza igrzysk – co miało miejsce we wrześniu 1990 roku – Stany Zjednoczone wkroczyły do Arabii Saudyjskiej w ramach interwencji ONZ, rozpoczynając w ten sposób pierwszą wojnę w Zatoce Perskiej. Oczywiście, to Irak Saddama Husajna był agresorem w tym konflikcie, roszcząc sobie prawa do Kuwejtu. Jednak nie łudźmy się, że Amerykanie walczyli w imieniu zniewolonych Kuwejtczyków. Dbali o własny interes i utrzymanie wpływów, zgodnie z wprowadzoną w 1980 roku doktryną Cartera, mówiącą:
– Niech nasze stanowisko będzie całkowicie jasne: jakakolwiek próba przejęcia kontroli nad regionem Zatoki Perskiej przez siłę zewnętrzną będzie traktowana jako atak na żywotne interesy Stanów Zjednoczonych i taki atak będzie odparty wszelkimi niezbędnymi środkami, w tym siłą militarną.
Swoją drogą dokument ten jest dla USA niczym wytrych, którego zawsze można użyć i wejść na Bliski Wschód, kiedy sytuacja polityczna w tamtym regionie się zagęszcza.
Ostatnimi igrzyskami organizowanymi przez Stany Zjednoczone było Salt Lake City z 2002 roku. To stosunkowo świeża historia, którą wielu z nas pamięta nie z opowieści, lecz własnych doświadczeń. 11 września 2001 roku organizacja terrorystyczna Al-Ka’ida przeprowadziła zamachy na wieże World Trade Center oraz Pentagon. Dla Amerykanów to był bolesny cios, prawie trzy tysiące osób straciło życie. Ale co było równie zatrważające, to złamanie pewnej bariery psychologicznej. Terroryści pokazali, że obywatele największego mocarstwa na świecie nie mogą czuć się bezpiecznie nawet w centralnym punkcie własnego kraju.
Reakcja giganta była zdecydowana. Wobec odmowy wydania przez Afganistan Osamy bin Ladena będącego przywódcą organizacji, Stany Zjednoczone miesiąc po zamachach przeprowadziły inwazję na ten kraj. George Bush zapowiedział wojnę z terroryzmem. Wojnę, która de facto trwa do dziś z mniejszymi bądź większymi jej eskalacjami, takimi jak druga wojna w Zatoce Perskiej, naloty bombowe na Pakistan czy też powstanie i walka z Państwem Islamskim.
Co do samego Afganistanu, amerykańscy żołnierze – choć w szczątkowych ilościach – stacjonują tam do dziś, a kruchy pokój został zawarty dopiero w 2020 roku. Joe Biden zapowiedział, że ostatnie kordony żołnierzy mają wycofać się z tego kraju do 11 września bieżącego roku. Jakże symbolicznie, od zamachów minie dokładnie dwadzieścia lat. W tym czasie, w wyniku działań wojennych zginęło 47 600 cywilów.
Igrzyska lekarstwem na zły PR
Jak wobec tego wypadają kontrowersje związane z przyznaniem organizacji letnich igrzysk olimpijskich Pekinowi w 2008 roku oraz zimowej edycji Soczi w 2014? Nie podejmiemy się odpowiedzi na to pytanie, jednak przedstawmy główne zarzuty opinii publicznej względem Chińczyków i Rosjan.
Chiny zmagały się przede wszystkim z kwestią Tybetu oraz przestrzegania praw człowieka w Państwie Środka. Chińczycy przed igrzyskami zaostrzyli politykę kontroli, w szczególności mieszkańców Pekinu którzy nie byli Chińczykami, co wywołało dyskusję na temat dyskryminacji o podłożu etnicznym. Ponadto Biuro Bezpieczeństwa Publicznego, chcąc wytrącić przeciwnikom igrzysk argument o braku wolności słowa poinformowało, że wyda pozwolenie na protesty podczas samej imprezy w specjalnie wydzielonych do tego strefach.
Jak wyszło? Z siedemdziesięciu siedmiu zgłoszonych wniosków, nie przeszedł ani jeden. Dodatkowo część składających wnioski została zatrzymana. Należy dodać, że protestowali nie tylko aktywiści. Byli to również zwykli mieszkańcy, których posiadłości zostały wyburzone w imię wyższej idei, a oni sami zostali bez dachów nad głową i (ewentualnie) ze skromną rekompensatą finansową w kieszeni.
Władze nie wywiązały się również z obietnicy otwartych mediów na czas igrzysk. Zachodnie strony zostały tymczasowo otwarte – przynajmniej dla dziennikarzy. Ale nie wszystkie. Kontrowersyjne treści, takie jak wspomniane protesty, sytuacja w Tybecie czy niedotrzymanie przez gospodarza obietnic związanych z przestrzeganiem praw człowieka, dalej były zablokowane.
Dodatkowo, igrzyska postanowili wykorzystać Tybetańczycy, wytrwale dążący do niepodległości, utraconej na rzecz Chin w 1950 roku. Od tego momentu Chińczycy prowadzą w Tybecie rządy twardej ręki, starając się wyniszczyć rdzennych mieszkańców tych ziem zarówno pod względem etnicznym jak i kulturowym. Pełna asymilacja społeczna ma być chińskim kluczem do sukcesu, ale Tybet dalej walczy. I tak w 2008 roku przez region przeszła fala demonstracji, rzecz jasna krwawo stłumionych przez chińskie władze. Choć oficjalne raporty mówią o dziewiętnastu ofiarach śmiertelnych, to strona tybetańska podaje, że zginęło co najmniej sto trzydzieści osób, a ponad tysiąc zostało aresztowanych. Nikt nie wie ile osób dokładnie nie wróciło już z aresztu.

Protesty przeciwko chińskiej działalności w Tybecie obiegły cały świat. Na zdjęciu protestujący przed chińską ambasadą w Warszawie. Fot. Newspix
Mało kontrowersji? W prowincji Sinciang, w której spory odsetek stanowi ludność Ujgurów, na cztery dni przed ceremonią otwarcia igrzysk doszło do zamachu terrorystycznego, w którym zginęło szesnastu policjantów. Ujgurzy twierdzą jednak, że była to chińska prowokacja, będąca pretekstem do zwiększenia represji ich mniejszości w regionie. Co później faktycznie nastąpiło…
Rosyjska buta
Najnowszą kontrowersją wśród wszystkich miast-organizatorów był wybór Soczi jako gospodarza zimowych igrzysk olimpijskich w 2014 roku. Wątpliwości co do gospodarzy wzbudzało ich podejście do niektórych tematów społecznych, ale nie obeszło się również bez konfliktów militarnych, w które Rosja była zaangażowana – w szczególności w regionie Kaukazu.
Soczi zostało wybrane gospodarzem 4 lipca 2007 roku, a już dwadzieścia jeden dni później Rosjanie musieli interweniować w Inguszetii – niewielkiej republice federacji Rosyjskiej, leżącej pomiędzy Osetią Północną a Czeczenią. Na terenie kaukaskich republik został wtedy proklamowany Emirat, na czele którego stanął Doku Umarow. Ale to właśnie Inguszetia stała się areną najbardziej krwawych walk w regionie. Terroryści chcieli zdestabilizować miejscowy ustrój, to też ich celem stali się wysocy rangą urzędnicy oraz policjanci. Tłumienie powstania (choć lokalni obrońcy praw człowieka uważają, że była to wojna domowa) zakończyło się dopiero w 2017 roku.
Ale rok od wyboru Soczi na gospodarza igrzysk wybuchł drugi konflikt – tym razem międzynarodowy. Osetia Południowa i Abchazja, chcąc odseparować się od Gruzji, zwróciły się o pomoc właśnie do Rosji. Ówczesny prezydent Osetii, Eduard Kokojty, zaapelował do Rosjan o potwierdzenie jego kraju jako jednej z republik Federacji Rosyjskiej. Putinowi taki obrót spraw jak najbardziej odpowiadał.
Gruzja aspirowała do członkostwa w NATO, czyli umocnienia wpływów amerykańskich w tym rejonie świata. A punktem, który zdecydowanie oddala dany kraj od członkostwa w Pakcie Północnoatlantyckim jest przebywanie w stanie konfliktu zbrojnego. Jak widać, polityka Putina – oczywiście z perspektywy rosyjskiej – okazuje się skuteczna, bo Gruzini do tej pory nie są członkiem NATO.
Zresztą, potencjalne członkostwo w NATO było również jedną z przyczyn aneksji Krymu przez Rosjan oraz późniejszej wojny w Donbasie. Jednak w przypadku krymskim Putin wykazał się wyjątkową butą. Sama aneksja rozpoczęła się 20 lutego 2014 roku, a rosyjscy żołnierze pojawili się na półwyspie sześć dni później. To wszystko działo się w trakcie trwania igrzysk olimpijskich, których ceremonia zamknięcia miała miejsce 23 lutego. Cóż, być może Amerykanie są zaangażowani w największą ilość konfliktów podczas organizowania igrzysk. Ale jeszcze nikt nie wytarł sobie gęby hasłami olimpijskimi tak efektownie, jak zrobili to Rosjanie.
A przecież to nie było wszystko w ich wykonaniu. Afera dopingowa, brak poszanowania dla praw osób LGBT – rok przed igrzyskami ustanowiono prawo o zakazie propagowania „propagandy nietradycyjnych związków seksualnych”, co było interpretowane jako niezgodne z szóstą zasadą Karty Olimpijskiej, traktującej o tym, że dyskryminacja kraju lub osoby względem rasy, płci, religii czy jakiegokolwiek innego sposobu jest niezgodna z przynależnością do Ruchu Olimpijskiego. Ponadto, występowały aresztowania niewygodnych działaczy sportowych czy aktywistów społecznych. Ot, chciałoby się rzec, smutna klasyka autorytarnych rządów.
Podsumowując, hasło igrzysk olimpijskiej jako turnieju będącego symbolem pokoju oraz apele przewodniczącego MKOl Thomasa Bacha o zachowanie rozejmu olimpijskiego są tak samo piękne jak i nierealne. Wszak to MKOl wręcz od początku swojego istnienia przyznawał tę imprezę krajom uwikłanym w różne konflikty. Na dwadzieścia osiem zorganizowanych letnich turniejów, kraj gospodarza aż dwanaście razy prowadził operacje wojenne w trakcie przygotowań lub podczas trwania samych igrzysk.
Sumując letnie i zimowe igrzyska oraz organizatorów uwikłanych w wojny wychodzi na to, że w prawie 40% przypadków gospodarz był uwikłany w konflikt zbrojny. Jedyny wniosek, jaki nam się z tego nasuwa to, że zamiast głosić piękne hasła, MKOl w szczególności powinien spoglądać na to, komu powierza organizację imprezy chcącej stanowić symbol pokoju. Biorąc pod uwagę, że za rok zimowe igrzyska ponownie odbędą się w Pekinie, nie zaryzykujemy wiele stwierdzeniem, że władze komitetu na razie nie wyciągnęły żadnych wniosków.
SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix