Speed to najbardziej spektakularna konkurencja wspinaczki sportowej – sportu, który wchodzi do programu igrzysk olimpijskich Tokio 2020. Tak się składa, że właśnie w tej konkurencji mam coś do powiedzenia. To “coś” to drugie z rzędu mistrzostwo świata Aleksandry Mirosław. Niespełna rok temu w Innsbrucku wygrała pod panieńskim nazwiskiem Rudzińska.
Zwycięstwo w konkurencji na czas niesie za sobą jeszcze jeden niezwykle istotny aspekt. Ola awansowała do zawodów w kontrowersyjnej kombinacji – olimpijskiego trójboju, który w ramach mistrzostw świata zostanie przeprowadzony w Hachioji we wtorek. Mirosław awansowała tam z dziewiątego miejsca i będzie walczyła o przepustkę do Tokio. Najpierw jednak musi przebrnąć kwalifikacje, a do finałów w kombinacji przystąpi osiem zawodniczek (i zawodników), z których siódemka zapewni sobie start w igrzyskach. Niewiele do awansu do kombinacji zabrakło Aleksandrze Kałuckiej (28. miejsce). Nie bez znaczenia jest fakt, że w czołówce jest kilka Japonek, a tylko dwie zawodniczki z kraju mogą uzyskać paszporty olimpijskie.
Ekipa prowadzona przez trenera Tomasza Mazura znów błyszczała w światowym czempionacie. W 1/8 finału znalazło się pięć zawodniczek. Broniąca tytułu Ola Mirosław (jej trenerem jest mąż Mateusz Mirosław), wicemistrzyni świata Ania Brożek, 17-letnie bliźniaczki Aleksandra (5. miejsce) i Natalia Kałuckie oraz Patrycja Chudziak (7. miejsce). Powtórka z ubiegłego roku miała miejsce nie tylko jeśli chodzi o to kto zdobył złoto, ale o skład ćwierćfinału. W nim bowiem spotkały się Mirosław i Chudziak, tak jak w Innsbrucku. Tym razem również Patrycja musiała obejść się smakiem, ale “siostrzane” czy też “bratobójcze” pojedynki w fazie pucharowej mają to do siebie, że dają gwarancję awansu jednej z Polek. W finale Ola spotkała się z Chinką Di Niu. Polka ustanowiła rekord Polski (7.129 s.) i zbliżyła się do rekordu świata (7.10 s.) zapewniając sobie tytuł. Wyścig o brąz wygrała Francuzka Anouck Jaubert.
W rywalizacji mężczyzn doszło do nie lada niespodzianki. Wygrał bowiem przez nikogo nie obstawiany Ludovico Fossali. Włoch przez ćwierćfinał i półfinał przebrnął nie ścigając się! A doszło do tego przez falstarty rywali. Tu widać jak bezwzględną jest ta konkurencja. Przedwczesny start oznacza bowiem dyskwalifikację. Fossali najpierw odprawił w ten sposób z kwitkiem broniącego tytułu z Innsbrucku, rekordzistę świata (5.48 s.) Persa Rezę Alipoura Shenazandifarda. Pstryk i koniec marzeń o powtórce sprzed roku. W następnym etapie decydującym o walce o złoto lub brąz falstart popełnił mistrz świata z 2014 r. Ukrainiec Danił Bołdyriew. W finale pokonał idącego jak burza Czecha Jana Kriza. Na trzecim stopniu podium stanął, jak przed rokiem, Stanisław Kokorin z Rosji.
W drugim akapicie określiłem kombinację olimpijską mianem kontrowersyjnej. Z czego to wynika? To połączone wszystkich konkurencji wspinaczki sportowej – boulderingu, prowadzenia i speedu. Dwie pierwsze są bardzo podobne, w tym sensie, że specyfika wysiłku prawie się nie różni. Tam wysiłek trwa kilka minut. W prowadzeniu (kto wyżej w ciągu sześciu minut na 12-metrowej ścianie) i boulderingu (kto pokona trudniejszy problem na niskich formacjach, bez asekuracji – cztery problemy, na każdy cztery minuty) wysiłek trwa kilka minut. We wspinaczce na czas/szybkość kilka sekund. Stąd też “speedowcy” są poszkodowani w tym nienaturalnym, stworzonym na potrzeby olimpijskie mutancie. Lobby wspinaczkowe działa, by na igrzyskach Paryż 2024 medale jednak rozdane zostały w każdej konkurencji oddzielnie.