Merlene Ottey. Sprintem przez cztery dekady

Merlene Ottey. Sprintem przez cztery dekady

Pierwszy medal igrzysk zdobyła w 1980 roku. Ostatni – dwadzieścia lat później. Ale jej kariera trwała dłużej, jeszcze w 2012 roku pojawiła się na lekkoatletycznych mistrzostwach Europy. Tak, Europy, bo choć Merlene Ottey przez większość swego życia reprezentowała Jamajkę, to zaliczyła też dekadę w barwach… Słowenii. I przez to jeszcze po pięćdziesiątym (!) roku życia wystartowała na ważnej, kontynentalnej imprezie. Wielu mówi, że była fenomenem. Trudno się z tym nie zgodzić.

Zaczęło się od książki

Wychowała się w Cold Spring, niedaleko Hanoveru na Jamajce. Miejscowość była niewielka i, powiedzmy sobie szczerze, dość zacofana. Jeszcze w 1994 roku Merlene mówiła mediom, że nie jest w stanie dzwonić do matki, gdy startuje na zawodach, bo w całej wsi nie ma telefonu (władze postawiły go niedługo później). Matka, Joan, skoro już ją wspomnieliśmy, była położną. Sama znała temat z autopsji, bo urodziła aż siedmioro dzieci – Merlene była czwartym. Ojciec, Hubert, pracował z kolei jako farmer.

To Joan stała za zainteresowaniem córki lekką atletyką. Podarowała jej kiedyś książkę właśnie o tej dyscyplinie. Młoda Merlene szybko zaczęła startować w lokalnych zawodach, często biegając przy tym boso. Zwykle wygrywała. Zanim jednak zorientowała się, że mogłaby spróbować robić to zawodowo, minęło trochę czasu. Miała już wtedy czternaście lat, a rok później – wraz z matką – pojechały do Kingston, stolicy kraju, by tam jej córka przeszła lekkoatletyczne testy.

W Kingston – oddalonym od ich domu o ponad dwieście kilometrów – nikogo nie znały. A że pojechały tam dzień wcześniej (zależało im, by Merlene odpoczęła przed startem), to nie miały gdzie przenocować. Ostatecznie przygarnęli ich… policjanci na posterunku. Młodej biegaczce to jednak wystarczyło. Następnego dnia pobiegła znakomicie i przeszła testy. Od tego momentu trenerzy mieli ją na oku i powoływali na zawody.

Jestem niesamowicie wdzięczna mamie, która na naszą podróż do Kingston wyjęła ostatnie pieniądze, jakie miała. Ona nauczyła mnie, co to ciężka praca i poświęcenie. Jest dla mnie wzorem do naśladowania – mówiła Merlene. Matka z dumą mogła patrzyć, jak jej córka rozwija się jako biegaczka. Sama „Czarna Gazela”, jak zwano ją po latach, pamięta, że miała jeszcze jeden, bardzo ważny impuls, który pokierował ją w stronę zawodowej kariery – w 1976 roku, na igrzyskach w Montrealu, pierwszy złoty medal dla Jamajki od 24 lat wywalczył Don Quarrie, w biegu na 200 metrów. Ottey słuchała relacji z tego biegu w radiu.

Początkowo myślałam, że to koń, bo Jamajczycy uwielbiają jeździectwo! Złoto Dona dało wyspie wiele radości. Byłam zdeterminowana, by też zostać mistrzynią, ale po drodze było sporo przeszkód. Początkowo – gdy mieszkałam jeszcze w rodzinnych stronach – mój stadion był właściwie miejscem wypasu krów. Sama byłam sobie trenerką. Czasy okrążeń nie miały znaczenia, bo nie miałam stopera czy butów. Ćwiczyłam, biegając do i ze szkoły. Zbudowałam świetną wytrzymałość, w 1975 roku zabrano mnie na zawody, gdzie miałam startować w biegach przełajowych. Na miejscu, w Kanadzie, poproszono mnie jednak o start na 200 metrów. Nie miałam pojęcia o tym dystansie, wtedy też pierwszy raz widziałam prawdziwy stadion. Dwa lata później byłam już sprinterką w kadrze juniorskiej, a mama kupiła mi pierwsze prawdziwe kolce – wspominała Ottey.

Szybko zaczęła odnosić sukcesy. Już rok później dostała propozycję przeniesienia się do Stanów Zjednoczonych, na Uniwersytet Nebraski, który zaoferował jej stypendium. – Wszystko było tam inne. Wcześniej przez 18 lat mieszkałam w małej wiosce, gdzie nie było bieżącej wody i prądu, często chodziłam bez butów. Jestem bardzo wdzięczna, że dostałam szansę wyjazdu i rozwijania swojego talentu. Gdyby nie to, pewnie nadal byłabym w tej samej wiosce – mówiła. Jeszcze tego samego roku potwierdziła, że Uniwersytet się na niej nie zawiedzie. Na Igrzyskach Panamerykańskich zdobyła dwa medale – brązowy w sprincie na 200 metrów i srebrny w sztafecie 4×100.

Oczywistym było, że oto rodzi się spory talent.

Podróż, której końca nie było widać

Jej amerykańscy koledzy i koleżanki z uniwersytetu nie mogli pojechać na igrzyska do Moskwy w 1980 roku, bo USA tę imprezę zbojkotowały. Jamajka tego jednak nie zrobiła, a Merlene Ottey biegała już wystarczająco szybko, by dostać się na olimpiadę. Pojechała więc do Związku Radzieckiego z resztą jamajskiej reprezentacji. To był początek jej niesamowitej olimpijskiej podróży, która miała trwać dużo dłużej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać.

W Moskwie wywalczyła brązowy medal w biegu na 200 metrów, jako pierwsza anglojęzyczna Karaibka w historii. Tamte igrzyska już zawsze wspominała zresztą najlepiej. – . Pod względem emocji, ale i zabawy, to były dla mnie najwspanialsze igrzyska. Nie interesowałam się polityką, patrzyłam wyłącznie na same igrzyska. Ceremonia otwarcia była niesamowita. Wszystkie te kraje zebrane razem, w jednym miejscu… Gdy zobaczyłam Nadię Comaneci, czułam się niesamowicie. Wszyscy na nią patrzyli!

– Pojechałam tam jeszcze jako mało znana zawodniczka. Nie czułam presji, nie robiono ze mną wywiadów, nie interesowano się mną. Sama nie wierzyłam, że coś osiągnę. Szczytem marzeń był dla mnie sam start. Dopiero w półfinale pomyślałam sobie, że może zdołam powalczyć o medal. Okazało się, że ktoś niemal znikąd może stanąć na podium. To było niesamowite – mówiła.

Merlene miała wtedy 20 lat. Miejcie w głowie, że działo się to w czasach, gdy biegała jeszcze Irena Szewińska (to były jej ostatnie igrzyska), na prezydenta USA niedługo potem został wybrany Ronald Reagan, a Lech Wałęsa wykonał najsłynniejszy skok w swoim życiu. Jeden start Ottey wystarczył, by w Jamajce stała się zapewne nawet bardziej znana niż Reagan. Została bohaterką całej wyspy, witano ją z wielkimi honorami, otrzymała sporo nagród.

Nie zamierzała się jednak zatrzymywać.

W 1983 roku zgarnęła medale mistrzostw świata (srebro na 200 m i brąz w sztafecie 4×100). Rok później – na igrzyskach w Los Angeles – dorzuciła dwa kolejne, brązy na 100 i 200 metrów indywidualnie. Z tamtej imprezy nie zachowała jednak żadnych specjalnych wspomnień, poza tym, że wtedy… pierwszy raz pomyślała o emeryturze. Na uniwersytecie studiowała bowiem kierunek związany z modą i uzyskała dyplom. Myślała, że mogłaby pójść w tym kierunku, zostać stylistką. – W drodze na pierwszą rozmowę kwalifikacyjnej, głos w mojej głowie zapytał jednak: „Czy na pewno chcesz to robić?”. Pomyślałam o tym przez chwilę, po czym poszłam do domu, przebrałam się i wyszłam na trening – mówiła.

Regularnie dodawała do kolekcji kolejne medale. Ale na igrzyskach w Seulu jej się nie udało. Zajęła czwarte miejsce w biegu na 200 metrów, które… i tak uznała za sukces, bo startowała tam z kontuzją. Wtedy dopadły ją poważniejsze myśli o zakończeniu kariery, raz jeszcze jednak stwierdziła, że za bardzo kocha bieganie. I znów wyszła na trening, znów miała kolejne cele. W tym igrzyska w Barcelonie. Wielu sugerowało, że będą jej ostatnimi, miała wtedy już bowiem 32 lata. Biegała jednak wyśmienicie, w sezonie była wręcz niepokonana, do tego wybrano ją do roli chorążej. Pierwszy raz też przystępowała do igrzysk jako wielka faworytka.

Miałam 32 lata, kwalifikacje jednak mnie zmęczyły, a nie było łatwo odpocząć – dostawałam zapytania o wywiady, wielu fanów chciało autografy, miałam też inne zobowiązania, choćby sponsorskie. Pamiętam, że wyobrażałam sobie przeciwniczki, które leżą spokojnie w swoich pokojach w wiosce olimpijskiej, podczas gdy ja przemieszczałam się z jednego miejsca na drugie. Ceremonia otwarcia też mnie zmęczyła – do północy stałam z flagą – wspominała. To wszystko sprawiło, że skończyła tylko z brązowym medalem na swojej koronnej „dwusetce”.

Powetowała sobie to rok później, na mistrzostwach świata. W Stuttgarcie była w znakomitej formie. Na 100 metrów przegrała tylko z Gail Devers o ledwie jedną tysięczną (!) sekundy. Gdy potem, mimo urazu, którego nabawiła się 15 metrów przed metą, zdobyła złoty medal na 200 metrów, nagrodzono ją trwającą trzy minuty owacją na stojąco. Nikt na tamtych mistrzostwach nie otrzymał dłuższej, a nawet najstarsi kibice czy oficjele nie pamiętali podobnej. To było uznanie jej klasy (później jeszcze wspanialsze otrzymała na Jamajce, gdzie, jak wspominała, „wydawało się, że cały kraj wyszedł mnie przywitać”), którą prezentowała mimo upływu lat. Co do tego zresztą – coraz częściej pytano ją, czy słucha głosów krytyków, mówiących o tym, że Ottey powinna myśleć o emeryturze.

Moje podejście do biegania się nie zmieniło. W czasie treningów jestem w pełni skupiona, dbam o każdy szczegół. Dawno przestałam słuchać ludzi, którzy mówią, że taka babcia jak ja nic nie zdziała na bieżni. Chciałam, żeby ludzie zdawali sobie sprawę z tego, że nawet po trzydziestce można bić swoje rekordy – mówiła. Wspierali ją w tym – ale tylko do czasu, ale o tym za chwilę – Jamajczycy. Po Stuttgarcie nazywali ją „naszą złotą damą” i „skarbem narodowym”. Ona ewidentnie chciała potwierdzić te słowa, bo w kolejnych sezonach nie zwalniała tempa, choć coraz częściej miewała urazy, które musiała leczyć i przez to traciła nieco startów. W końcu zdecydowała, że skupi się tylko na najważniejszych, a takim zdecydowanie były igrzyska w Atlancie.

To tam była najbliżej złotych medali. Na 100 metrów przegrała z Gail Devers o pięć tysięcznych (znowu tak blisko!) sekundy. Na 200 Marie-Jose Perec wyprzedziła ją na ostatnich metrach. To były piąte igrzyska Merlene i jej pierwsze srebrne medale. Początkowo nie była w stanie się z nich jednak w pełni cieszyć, bo czuła, że mogły być złote.

Przez chwilę czułam rozczarowanie. Na 100 metrów nie najlepiej wystartowałam, w drugiej części dystansu zużyłam dużo energii, przez co w finale dwustu – moim ósmym biegu na tamtych igrzyskach – czułam się wykończona. Licząc razem ze sztafetą 4×100, zdobyłam na tamtych igrzyskach trzy medale. Nie mam się czego wstydzić. Wręcz przeciwnie, jestem dumna. Mam w końcu 36 lat, niewiele osób mogłoby to osiągnąć w tym wieku!

Rok później – choć wtedy jeszcze o tym nie wiedziała – zgarnęła ostatni medal mistrzostw świata na stadionie w swojej karierze – brąz w biegu na 200 metrów. W 1998 roku za to przeprowadziła się do Słowenii, by tam trenować pod okiem Srđana Đorđevicia,. W kolejnych latach jej życie miało się wywrócić do góry nogami.

Afera, bojkot i wielka zmiana

Zaczęło się jeszcze w 1999 roku. Podczas mityngu w Lucernie próbki pobrane od Jamajki wykazały obecność niedozwolonego nandrolonu. Próbka B potwierdziła obecność zakazanego środka. Merlene się jednak nie poddała i walczyła o uznanie swojej niewinności. Wątpliwości było jednak sporo, bo Đorđević miał już w przeszłości podobną sprawę, wtedy wybronił jednak swojego zawodnika od kary.

W tym przypadku również starał się to zrobić – powoływał się na nieprawidłowości w laboratorium w czasie przeprowadzenia badań oraz na nieposzlakowaną opinię Ottey, która przecież miała w tamtym momencie już dwie dekady zawodowej kariery w CV i zero wpadek dopingowych. Udało się. Najpierw jamajska federacja uznała, że faktycznie – błędów popełniono dużo i nie można na podstawie tego udowodnić, że Merlene brała doping – a potem tym śladem poszło też Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych.

Choć trochę to trwało – Ottey nie biegała właściwie przez cały rok i mało brakowało, by nie pojechała przez to na igrzyska w Sydney. – Odsunięcie od rywalizacji było najbardziej wyczerpującym emocjonalnie doświadczeniem w moim życiu. Dokładałam najwyższej staranności, żeby postępować uczciwie zarówno na bieżni, jak i poza nią. Narzucałam sobie najwyższe standardy etyczne i tego samego oczekiwałam od innych. Zawsze byłam też zdecydowaną przeciwniczką stosowania niedozwolonych wspomagaczy w sporcie. Trenowałam sama z nadzieją na igrzyska i czekam na pierwsze zawody po przerwie – mówiła po tym, jak uznano jej odwołanie.

Nie wszystko poszło jednak po jej myśli. Na krajowych testach w biegu na 100 metrów zajęła czwarte miejsce. Do rywalizacji miały zostać zgłoszone jedynie trzy pierwsze zawodniczki, Ottey pozostał więc start w sztafecie. W kolejnych tygodniach sytuacja się jednak zmieniła – Merlene znakomicie biegała na mityngach przez igrzyskami, dwa razy osiągając nawet czas poniżej 11 sekund. Żadna z jej rodaczek nie była w takiej formie. Jamajska federacja zdecydowała więc ostatecznie, że Ottey pobiegnie też indywidualnie zamiast Pety-Gaye Dowdie. Potem ujawniono zresztą, że ta ostatnia miała uraz.

Nie zmieniło to jednak nastawienia do Merlene. W samej jamajskiej reprezentacji wiele osób groziło bojkotem, jeśli Ottey pobiegnie indywidualnie. Uznawano, że 40-latka zabiera miejsce młodszym koleżankom i powinna już zejść ze sceny. W wiosce olimpijskiej wywieszono nawet baner przeciwko Jamajce. Sama Merlene mówiła, że nie wystąpi w sztafecie, jeśli nie pobiegnie indywidualnie, co bynajmniej nie łagodziło sytuacji. Dopiero groźba ze strony Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego – o możliwym wykluczeniu całej kadry – sprawiła, że sytuacja nieco się uspokoiła.

Co zrobiła Ottey? Pobiegła znakomite zawody. Indywidualnie na 100 metrów zajęła czwarte miejsce, które po kilku latach – gdy Marion Jones odebrano medale za doping – zmieniono na trzecie i Merlene otrzymała brązowy medal. W sztafecie za to, biegnąc na ostatniej zmianie, doprowadziła Jamajkę na drugim miejscu, przed między innymi USA, gdzie znakomita Jones (oczywiście z pomocą dopingu) nie zdołała pomóc swoim koleżankom wystarczająco, by wyprzedzić karaibskie reprezentacje.

Mimo tego, atmosfera się nie poprawiła. Biegaczki w sztafecie nawet ze sobą nie rozmawiały. Po igrzyskach Ottey powiedziała coś, co miało zmienić jej życie. – Już nigdy nie wystartuję w biegu w barwach Jamajki.

Można było spodziewać się, że to tylko słowa rzucane na wiatr. Merlene jednak wystąpiła o obywatelstwo Słowenii, w której mieszkała już od dłuższego czasu. I to faktycznie otrzymała, w 2002 roku.

– Cała rodzina wspierała mnie w tej decyzji. Mama powiedziała mi nawet, że powinnam zrobić to jakieś dziesięć lat wcześniej, ale to jej zdanie. Dla mnie liczy się to, że miałam wsparcie i akceptację. Oczywiście, na Jamajce moje podejście do sprawy spotkało się z różnymi głosami, ale takie sytuacje bardzo często wywołują publiczną debatę, w której każdy nagle ma się za eksperta. Czułam, że Jamajczycy próbowali wypchnąć mnie ze sportu. Chciałam udowodnić, że mając 40 lat mogę biegać na dobrym poziomie – mówiła.

Co do Słowenii – twierdziła, że zakochała się w niej od pierwszego momentu, choć przeżyła spory szok kulturowy i trochę czasu zajęło jej przyzwyczajenie się do zupełnie innego kraju, niż jej rodzinna Jamajka. Gdy to jednak zrobiła, szybko zaczęła traktować Słowenię jak swoją drugą ojczyznę. Obywatelstwo, uzyskane w 2002 roku, było tego potwierdzeniem.

Jestem szczęśliwa, że odnalazłam swoje nowe miejsce na ziemi. W Europie żyję od ponad 10 lat, Słowenia to dla mnie odpowiednie miejsce na przyszłość. Jest niewielkie, jak Jamajka, lubię tutejszy styl życia. Jestem zaszczycona, mogąc być obywatelką tego kraju, ale nigdy nie zapomnę swoich jamajskich korzeni – mówiła.

Można zaryzykować stwierdzenie, że bez Słowenii karierę skończyłaby znacznie szybciej – może już po Sydney. A tak biegała dalej.

Seniorka na bieżni

Jak sama tłumaczyła swoją długowieczność? Mówiła, że po prostu lubi to, co robi i czerpie z tego radość. Z czasem nauczyła się też, że wyniki – choć, oczywiście, zależało jej na nich – nie są dla niej najważniejsze. Bo kolejne lata na karku oznaczały, że nie będzie nadążać za młodszymi rywalkami. Z drugiej strony w swoich grupach wiekowych (czy 45+, czy też 50+) odsadzała wszelkie przeciwniczki, pobijając rekordy świata o kilka dziesiątych sekundy. A to na 100 czy 200 metrów bardzo dużo. Sama zresztą mówiła, że rywalizacja w takim gronie nie sprawia jej frajdy, bo przewagę ma po prostu zbyt ogromną.

Ostatni medal wielkiej imprezy zdobyła w 2003 roku, będąc czterdziestotrzylatką. To były halowe mistrzostwa świata w Birmingham, wywalczyła tam brąz na 60 metrów – dystansie, który zawsze niesamowicie jej odpowiadał, ale z wiekiem trudniej było jej dobrze wystartować z bloków. Był to więc spory sukces, ale wtedy nie mogła się z niego cieszyć. Pierwotnie dobiegła bowiem czwarta, medal dostała dopiero osiem lat później, po dyskwalifikacji Żanny Pintusewycz-Block. To i tak jednak zwiastowało, że jest w formie, a wszystko działo się po sezonach, w których męczyła się z urazami i wielu wieszczyło, że to już jej koniec.

Końca nie było. Rok później pojechała na igrzyska do Aten, jak się okazało – jej ostatnie.

Tam – gdzie startowała już jako obywatelka Słowenii – samo jej pojawienie się traktowano jak niespodziankę i ogromny sukces Merlene. To były w końcu jej siódme igrzyska, jest ledwie jedną z dwóch postaci w historii lekkiej atletyki, która tyle ich zaliczyła. Nikt – nawet ona sama – nie spodziewał się po niej medalu. – Chcę po prostu się dobrze zaprezentować. Postaram się pozostać skupiona na tym, co mogę osiągnąć. Mam nadzieję, że uda mi się nieco nacisnąć na faworytki – mówiła.

Nie do końca jej się to udało. Nie była już w stanie biegać na swoim najlepszym poziomie, z czego zdawała sobie sprawę. Sama mówiła, że jest zaskoczona swoją obecnością w Atenach. Wybiegała w nich ostatecznie półfinały i na 100, i na 200 metrów. Do finałów zabrakło jej już jednak szybkości.

Kiedy biegałam w Moskwie, nawet nie miałam planu, że wystąpię na kolejnych igrzyskach! Nie spodziewałam się, że mogę biegać tak długo na takim poziomie. Musiałam przestrzegać naprawdę surowego trybu życia pod względem treningów czy diety. Przeszłam przecież kilka kontuzji i operacji. Będę jednak biegać tak długo, jak nogi będą mnie nosić – mówiła.

I słowa dotrzymywała. Jeszcze w 2010 i 2012 była częścią słoweńskiej sztafety na mistrzostwach Europy. Oczywiście, Słowenia ze sprinterek nie słynie, więc Ottey w rywalizacji drużynowej sukcesów nie odnosiła, ale samo jej pojawienie się po pięćdziesiątym(!) roku życia na mistrzostwach kontynentu było czymś niesamowitym.

– Wierzę, że mój zegar biologiczny działa wolniej, ponieważ zawsze czułam się młodziej niż wskazywała metryka. Rywalizowałam na najwyższym poziomie aż do 2012 roku, co wymagało naprawdę ciężkiej pracy. Bieganie to całe moje życie. Żeby tak długo móc konkurować z najlepszymi, trzeba nie tylko ciężko pracować na treningach, ale również potrafić się dostosować do zachodzących zmian – opowiadała dziennikarzom.

Ci jednak szukali też innych sekretów Ottey (część sugerowała, oczywiście, doping, zważywszy na aferę z 1999 roku). Jednym z nich miała być technologia, choćby tensiomiografia, która pozwalała Jamajce wykryć błędy w treningu oraz możliwości zaleczenia kontuzji. Co to TMG (bo tak zwie się to w skrócie)? Badanie, w trakcie którego do mięśnia podłącza się elektrody, stymulujące włókna do skurczu. Skurcze są wówczas rejestrowane i analizowane komputerowo. W ten sposób wykrywa się ważne dla trenera i zawodniczki parametry, które pozwalają skuteczniej trenować. Ottey była jedną z pierwszych osób, które korzystały z TMG przy treningach. A przy okazji świetną reklamą dla tej metody.

Wystarczyło przecież przeczytać, że korzysta z niej biegaczka, która po pięćdziesiątce nadal pojawia się na mistrzostwach Europy i już googlowało się, o co w tym wszystkim chodzi. Oczywiście, to tylko pewna składowa. Inne to z pewnością genetyczne uwarunkowania Merlene, jej reżim treningowy, dieta, ale też zacięcie do biegania i radość, jaką z niego wyciągała. Bez tego wszystkiego nie byłaby w stanie rywalizować tak długo, tym bardziej, że przez ostatnią dekadę dla wszystkich oczywiste było, że medali z tego nie będzie.

Ale każdym startem tworzyła historię. A to też było ważne. Mało zresztą brakowało, by ta była jeszcze ciekawsza – w 2008 roku o ledwie 14 setnych sekundy rozminęła się z kwalifikacją na igrzyska w Pekinie. Mówiła jednak, że nie czuje rozczarowania, bo mogła kibicować Jamajczykom, którzy – na czele z Usainem Boltem – prezentowali się tam doskonale. A swoją drogą, skoro już jesteśmy przy wielkich postaciach jamajskiego sprintu, to Elaine Thompson-Herah, aktualnie druga najszybsza kobieta w historii, przyznawała, że w czasach dziecięcych Ottey była jej bohaterką.

To nie może dziwić.

Legenda jest wielka, ale nie złota

Tak naprawdę w karierze Merlene Ottey brakuje tylko olimpijskiego złota. Rekordy świata Florence Griffith-Joyner (co do których wiele osób, w tym sama Jamajka, ma wątpliwości) są nie do pobicia do dziś, ale Ottey w swoich czasach zbliżyła się do nich najbardziej. Miewała niesamowite serie – ponad 50 biegów na 100 metrów i ponad 30 na 200 metrów z rzędu bez porażki. Była mistrzynią świata. Regularnie przekraczała magiczną barierę, biegając poniżej 11 sekund na 100 metrów częściej, niż jakakolwiek inna kobieta w jej czasach.

Do igrzysk miała jednak trochę pecha, może też zżerała ją presja. Kilka razy była blisko mistrzostwa, do dziś trudno uwierzyć, że w Atlancie nie zdobyła złota. Jej długowieczność i wyniki sprawiły, że w statystycznie obliczanym plebiscycie na najlepszą lekkoatletkę wszech czasów – gdzie brało się pod uwagę miejsca i rezultaty – zajęła w zeszłym roku drugie miejsce. Lepsza była tylko Irena Szewińska.

Do dziś Ottey zdarza się przyznać, że brak złota igrzysk ją frustruje. Z drugiej strony, zdobyła dziewięć medali, a więcej z grona lekkoatletek ma tylko Allyson Felix (10), która przebiła Merlene na igrzyskach w Tokio i też imponuje długowiecznością. Ottey genialnie biegała też w hali – do dziś aktualny jest jej rekord świata na 200 metrów pod dachem z 1993 roku. W swojej najlepszej formie była niemal nie do doścignięcia dla rywalek. Zdobyła też niesamowitą popularność. Choć pod względem złotych medali ustępowała wielu konkurentkom, to od każdej z nich była bardziej znana i rozpoznawalna.

Kiedy startowała w Sydney czy Atenach, wielu kibiców mogło sobie pomyśleć, że „ta kobieta jest w tym sporcie od zawsze. Właściwie całe pokolenie (albo i dwa) fanów lekkiej atletyki wychowało się oglądając jej olimpijskie starty. Jedyną rysę na wizerunku Ottey stanowi właściwie dopingowa afera z 1999 roku. Gdyby nie to – i brak olimpijskiego złota – jej kariera byłaby wprost idealna.

A tak trochę do perfekcji zabrakło. Choć nikt nie może zaprzeczyć, że Jamajka to prawdziwa legenda tego sportu.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Źródła: RTE, Guardian, Merlene Ottey Tribute, Jamaica Observer, Jamaica LoopNews, BBC, Legendy Sportu, Magazyn Bieganie, 4Run, Rediff, Laureus, Carribean Beat, Jamaica Gleaner, Sport.pl, My Island Jamaica, Barrons, Los Angeles Times, Speed Endurance, Reuters, Le Monde.


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez