Mecze z Brazylią w siatkówce są jak… mecze z Brazylią w piłce nożnej. Zawsze budzą dodatkowe emocje. Tym bardziej jeśli stawką jest walka o zwycięstwo w Pucharze Świata. Polacy, żeby zachować nadzieję na końcowy triumf w tej imprezie, musieli wygrać dziś 3:1 albo 3:0. I choć mecz oglądało się znakomicie, to postawionego przed naszymi siatkarzami zadania, nie udało się im wypełnić.
To był klasyczny mecz zmarnowanych szans i popełnionych błędów. Gdyby Maciej Muzaj był nieco bardziej skuteczny… Gdyby Fabian Drzyzga wystawiał dokładniej… Gdyby Olek Śliwka nie spieprzył ataku w końcówce drugiego seta… Gdyby, gdyby, gdyby. Możemy (i pewnie będziemy) długo rozmyślać nad tym, co mogło się w tym spotkaniu potoczyć inaczej. Podkreślmy jednak ważną rzecz: to nie był taki mecz, jak ze Słowenią w mistrzostwach Europy. Dziś graliśmy – poza pojedynczymi akcjami – naprawdę dobrze. Sęk w tym, że naprzeciwko stali Brazylijczycy. Siatkarska potęga.
Jeszcze przed meczem wielu fanów czekało spore rozczarowanie. Jeśli ktoś bowiem liczył, że zobaczy w akcji trio Bartosz Kurek, Michał Kubiak i Wilfredo Leon, to się przeliczył. Pierwszy z nich poleciał dziś do Włoch, by przygotowywać się do sezonu ligowego. Wyjazd był ustalony wcześniej, ale i tak szkoda, że Bartka zabrakło akurat na takie spotkanie. Z drugiej strony uniknął chociaż dodatkowego czekania. Włosi i Kanadyjczycy postanowili bowiem grać całe pięć setów, przez co opóźnił się nasz mecz. Ale nie ma tego złego – dzięki temu dłużej pooglądaliśmy sobie Formułę 1. A jeśli ktoś nie lubi rywalizacji facetów w bolidach, to mógł skorzystać z wolnej chwilki i na przykład skoczyć zagłosować.
Gdy mecz się wreszcie zaczął, to od razu z przytupem. Szybko odskoczyliśmy rywalom na kilka punktów. Ci co prawda potem nas dopadli, ale wtedy do roboty wziął się znakomity dziś Karol Kłos. Nasz środkowy imponował w każdym elemencie. Zagrywka (trzy asy i sporo dobrych serwisów, które nie są liczone w statystykach), blok (pięć punktowych) i, wiadomo, atak (pięć punktów). Jeśli komuś po dzisiejszym meczu mielibyśmy przypiąć do koszulki gwiazdkę z napisem “Dobra robota”, to Karol byłby kandydatem numer jeden. Również dlatego, że już nudne stało się wręczanie jej Wilfredo Leonowi, który (znowu) był naszym najlepiej punktującym zawodnikiem.
Pierwszą partię, jak możecie się domyślić, wygraliśmy. A potem przyszła druga, kluczowa. Tu dłuuuuuugo żadna z drużyn nie mogła odskoczyć. Aż w końcu zrobiło się 23:23, Olek Śliwka dostał (fakt, że nie najlepszą) wystawę na czystej siatce, bez bloku i… huknął w aut. Po chwili zablokowany został za to Maciej Muzaj, występujący dziś w dwóch rolach: świetnego siatkarza i gościa będącego w słabej formie. Jeśli oglądaliście ten mecz w towarzystwie, to mogła wyjść z tego całkiem fajna gra – “zgadnij, kim w tej akcji będzie Muzaj”. Polecamy. A jeśli ktoś chciałby zrobić z tego show w telewizji, zastrzegamy sobie 10% od zysków.
Wydaje się, że to był kluczowy moment spotkania. Brazylijczycy po wygranym secie dostali skrzydeł, my wręcz przeciwnie. Łatwo oddaliśmy trzecią partię, popełniając w niej sporo błędów. Jakby mało było problemów, wspomniany Muzaj doznał urazu łokcia. Reagować na to wszystko próbował Vital Heynen, ale nie był w stanie ożywić gry swojej drużyny. Skończyło się więc gładką porażką. Na Polaków podziałała jednak przerwa między setami. Znów graliśmy jak najlepsza drużyna świata, znów funkcjonował każdy element. Gdybyśmy prezentowali się tak przez cały mecz, nasz blok prawdopodobnie śniłby się Brazylijczykom po nocach. Renan dal Zotto, trener rywali, był już w pewnym momencie na tyle zdenerwowany, że wymienił cały skład. Efektu nie dało to absolutnie żadnego, Polacy w tym secie królowali.
A potem przyszedł tie-break i nasza gra znów kompletnie się odmieniła. Kojarzycie kawałek “Up & Down”? Spokojnie mógłby robić za podkład do całego tego spotkania. To był mecz naszych wzlotów i upadków. Szkoda, że w kluczowych momentach raczej śmigaliśmy w dół. Brazylijczycy – w dużej mierze za sprawą świetnych serwisów – szybko nam w tie-breaku odskoczyli. Inna sprawa, że mieliśmy swoje szanse, tyle tylko, że nie wykorzystywaliśmy kontrataków. Nie pomogła nawet wygrana w fenomenalny sposób akcja, gdy Michał Kubiak ratował piłkę daleko za końcową linią i bandami reklamowymi. Strat nie udało się zniwelować. Przegraliśmy.
Co to oznacza? Że nie wygramy Pucharu Świata, ale… nie ma tragedii. Zdobyty punkt utrzymał nas bowiem na drugim miejscu, jeśli wygramy pozostałe dwa spotkania z kompletem punktów, zgarniemy srebrny medal. Jak na turniej, który – powiedzmy to sobie szczerze – niezbyt nas w tym sezonie interesował, wynik naprawdę dobry. Trzymajmy więc kciuki, żeby Polacy doprowadzili to wszystko do właśnie takiego końca.
Polska – Brazylia 2:3
(25:19, 23:25, 19:25, 25:16, 11:15)
Fot. Newspix