Iga Świątek nie rozegrała dziś dwóch pełnych setów, ale spotkanie wygrała. W połowie drugiej partii spotkania Danielle Collins, pogromczyni Ash Barty z poprzedniej rundy, skreczowała. Nie zmienia to jednak faktu, że Polka rozgrywała znakomity mecz i w półfinale turnieju WTA w Adelajdzie znalazła się zasłużenie. A biorąc pod uwagę sytuację w turniejowej drabince, finał zdaje się być naprawdę blisko.
Znakomicie
Choć obie zawodniczki na korcie spędziły dziś ledwie nieco ponad godzinę, to jednak momentami naprawdę było co oglądać. No, głównie w pierwszym secie – trzy rozegrane gemy z drugiej partii toczyły się już w całości pod dyktando Polki, a potem nastąpiła przerwa medyczna, cztery krótkie punkty i krecz Amerykanki.
Jednak pierwszy set pokazał nam kilka ważnych rzeczy. Przede wszystkim to, że Iga doskonale odnajduje się już pod presją. Przy mocno i precyzyjnie uderzającej Collins, która dobrze spisywała się na returnie, Polce naprawdę bywało trudno. Zresztą swoje możliwości Amerykanka pokazała też w poprzedniej rundzie, gdy ograła Ash Barty, liderkę rankingu WTA. W tej sytuacji nie mogło dziwić, że tylko jednego ze swoich gemów serwisowych Iga zamknęła łatwo – w czterech punktach. Był to… pierwszy taki gem w całym spotkaniu.
Potem Iga rywalkę przełamała, ale Danielle zdołała odwdzięczyć się tym samym w piątym gemie. I to był tak naprawdę jedyny raz w tym meczu, gdy Polka w jakikolwiek sposób jej uległa. Po chwili sama zdobyła przełamanie, potem wybroniła dwa break pointy, a następnie rozegrała wprost znakomitego gema przy serwisie Collins i zamknęła pierwszego seta.
Seta, dodajmy, w którym naprawdę miło się na nią patrzyło. Iga pokazała nam całą pełnię swoich umiejętności. Były dobre serwisy i znakomite returny. Były świetne, mocne i precyzyjne uderzenia z forehandu czy backhandu. Była bardzo dobra gra kombinacyjna. Był pokaz umiejętności ofensywnych, ale i gry w defensywie, bo nieraz bywało, że wobec mocnych zagrań Collins, Iga znakomicie się broniła, by później Amerykankę skontrować.
Jasne, można napisać, że Danielle grała z urazem – choć w pierwszej partii nie było tego widać, ale problemy z plecami miała już we wcześniejszych meczach – jednak gdyby nie przewaga Igi, pewnie próbowałaby jeszcze powalczyć. A tak odpuściła sobie po przerwie medycznej i czterech późniejszych punktach.
Świątek sama do tego doprowadziła.
Po maratonie
O ile Iga na korcie spędziła ledwie 64 minuty, o tyle jej półfinałowa rywalka blisko trzy razy więcej. 2 godziny i 57 minut grały ze sobą w nocy naszego czasu Jil Teichmann oraz Anastasija Sevastova. Wygrała ta pierwsza 6:4, 6:7 (8:10), 7:5. Mogła to zresztą zrobić szybciej, bo w tie-breaku drugiego seta miała pięć(!) piłek meczowych. Nie wykorzystała ani jednej. Sama jednak się Sevastovej odwdzięczyła, gdy w kolejnym secie wybroniła dwa match pointy.
– To był rollercoaster, czułam się bardzo nerwowa. Mecz był niesamowicie napięty, cały czas grałyśmy długie wymiany. Anastasija to trudna przeciwniczka, musisz grać dokładnie każdy punkt i każdego gema, nieważne, czy serwujesz, czy też returnujesz – mówiła Szwajcarka. W kolejnej rundzie przekona się zapewne, że z Igą Świątek jest dokładnie tak samo.
Faworytką – znowu – będzie Polka, która jak na razie w każdym meczu turnieju występowała w tej roli i spisuje się w niej świetnie. W starciu z Teichmann jej styl gry też powinien dać jej przewagę. Mocne, precyzyjne piłki pod końcową linią na pewno zdołają nadwyrężyć defensywę Szwajcarki. Nie można jednak zapomnieć, że Jil potrafi się bronić i kontrować nawet z bardzo trudnych pozycji, co pokazywała już niejednokrotnie. Niemniej – Iga z pewnością jest w stanie uzyskać przewagę i ją umiejętnie wykorzystać.
Ten mecz ok. 5:30 naszego czasu. Trzeba więc nastawić budzik, a potem wygramolić się z łóżka, co będzie pewnym wyzwaniem. Zapewniamy jednak, że warto to spotkanie włączyć, bo Iga Świątek ma spore szanse wywalczyć awans do swojego trzeciego finału turnieju rangi WTA w karierze. Co ciekawe Teichmann ma ich na ten moment więcej – wygrywała w Pradze i w Palermo w 2019 roku, a w poprzednim sezonie przegrała z Jennifer Brady w Lexington.
Liczymy, że po spotkaniu Igi z Jil obie będą miały już tyle samo meczów o tytuły na koncie. A po całym turnieju – tyle samo trofeów w gablotce.
Fot. Newspix